Dwadzieścia
a/n; jeszcze 10 rozdziałów
i 5 tygodni
***
Gdyby tylko mógł, pojechałby do Gimpo od razu po wiadomości Minho. Ale była noc, więc nic z tego. Musiał czekać do rana, żeby porozmawiać z matką. Miał nadzieję, że uda mu się ją przekonać, a jeśli nie — był wtedy gotowy uciec z domu tylko po to, żeby wsiąść w pociąg i pojechać do przyjaciela. Tylko on się teraz liczył, więc był w stanie zrobić wiele.
Odetchnął z ulgą, gdy kobieta się zgodziła. Tak naprawdę, mimo wszystko wolał mieć jej pozwolenie. Dzięki temu czuł się choć trochę spokojniejszy, a to było ważne, gdyż przez strach o Lee miał wrażenie, że jego serce zaraz się zatrzyma z nadmiaru nerwów.
Godzinna podróż była mordęgą. Przeklinał wszystkich i wszystko, jakby to miało przyspieszyć pojazd. Nie mógł nic poradzić na to, że tak się denerwował. Ale kto by się nie denerwował, gdyby jego przyjaciel błagał go o przyjazd po kilku dniach milczenia? Kto by się nie bał, co zastanie na miejscu?
Dzięki temu, że już był w Gimpo i zapamiętał drogę do domu Lee, nie miał aż takiego problemu z dostaniem się tam. Jedyną przeszkodą był korek uliczny, przez co miał ochotę wyskoczyć z taksówki i pobiec, ale zajęłoby to mu za dużo czasu.
Kiedy wreszcie stanął w drzwiach mieszkania Minho, pierwszą rzeczą, jaką zrobił starszy, było przytulenie go i rozpłakanie się. Serce Jisunga bolało, gdy trzymał w ramionach drżące ciało przyjaciela, ale głaskał go delikatnie po plecach i robił wszystko, żeby się nie rozkleić.
— Dziękuję, że przyjechałeś — wydukał osiemnastolatek, gdy wreszcie się od siebie odkleili. Jego policzki świeciły się od łez. Wytarł je szybko i wziął głęboki wdech. — Pójdziemy coś zjeść? Jestem głodny.
— Ale... — zaczął młodszy, chcąc powiedzieć, że przecież coś musiało się stać, skoro chłopak prosił go o jak najszybszy przyjazd, ale widząc jego błagalne spojrzenie, odpuścił. Skoro nie chciał mówić, nie powinien naciskać. — Okej, chodźmy.
***
Szli powoli. Jisung nie miał pojęcia, gdzie Minho go prowadzi, ale nie pytał. Widział, jak chłopak jest zestresowany; ciągle bawił się palcami i oblizywał wargi. Nie chciał dodawać mu kolejnego powodu do nerwów, chociaż nie wiedział, dlaczego się denerwował.
Poszli do knajpki, której Han nie znał i zamówili teokkboki. Starszy próbował zacząć jakąś rozmowę na błahe tematy, ale średnio mu to wychodziło; głos mu drżał, a język plątał. Siedemnastolatek go nie poznawał, ale starał się nie dać tego po sobie poznać.
Już wtedy myślał, że chłopak zachowuje się dziwnie, ale kiedy zaciągnął go w stronę kina i kupił bilety na film romantyczny, mógł jedynie zmarszczyć brwi.
Coś zdecydowanie było nie tak i nie miał pojęcia, co.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro