IV. "..a na pewno nie dla ciebie.''
Kiedy skończyłam rozmawiać z Derekiem zaczęłam się szykować do wyjść. Teraz stoję przed szafą i zastanawiam się, w co mam się ubrać. Po około piętnastu minutach decyduje się na czarną, rozkloszowaną spódniczkę i do tego dopasowany, czarny crop top. Włosy jak zawsze zostawiłam rozpuszczone, a oczy podkreśliłam ajlajnerem, dzięki czemu, moje spojrzenie stało się bardziej wyraziste. Na usta nałożyłam jedynie błyszczyk.
Gdy kończyłam, ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam je, a za nimi stał nie kto inny, jak Derek.
Miał na sobie ciemne dżinsy i koszule w kratę. Na to zarzuconą skórzaną kurtkę. Blond włosy jak zawsze postawi na żel do góry. Innymi słowy, cały Derek. On się nigdy nie zmieni.
-Hej piękna- dał mi buziaka w policzek na powitanie- Gotowa?
-Jeszcze tylko chwila- powiedzialam i poszłam po torebkę, po drodze zgarnęłam jeszcze czarne szpilki, które założyłam w locie- Mozemy już iść.- jedną z rzeczy, które mogę powiedzieć o Dwreku, to to, że nienawidzi sie spóźniać- To kogo udało ci się ściągnąć?
-Wszystkich -odpowieda dumny z siebie- Wiesz jak im powiedziałem, że chodzi o ciebie rzucili sie jak myszy do sera.- wybuch śmiechem, a ja razem z nim.-Dobra chodzmy już.- i wyszlismy z pomieszczenia.
Stalismy pod budynkeim czekajac na Willa, który zaoferował się, że będzie kierowcą i nie zamierza pić. Nim sie obejrzelismy stanęło przed nami czarne Audi r8 za kierownicą, którego siedział Will. Wsiedliśmy do środka, ja z przodu, a Derek z tyłu. Samochod ruszył z piskiem opon. Jechalismy nie całe 20 minut i dotarliśmy do najlepszego klubu w Los Angeles. "The star of hell". Weszliśmy bez żadnego problemu, ponieważ na bramce stał nasz dobry kolega Brad.
Już przed budynkienm było słychać głośną muzykę. Po przekroczeniu progu uderzył w nas zapach spoconych ciał i alkoholu. Rozejrzałam się dookoła i znalazłam chłopaków, którzy już na nas czekali. Gdy mnie zobaczyli od razu się podnieśli i do mnie podeszli, po kolei ściskając.
-Hej. Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć- powiedział Jack w imieni wszystkich na co oni pokiwali zgodnie głowami. Spojrzałam na nich pytająco. To oni wiedzieli? Ale skąd?- Will nam wszystko powiedział- skinął na bruneta stojącego za mną.
-No tak mogłam się spodziewać, że nie utrzymasz języka za zębami- powiedziałam do Willa piorunując go wzrokiem.
-Ej, przecież wiesz, że i tak byśmy się dowiedzieli. Prędzej czy później.-Jack uśmiecha się szczerze i nagle poważnieje- Zawsze, ale to zawsze ci pomożemy. Nie ważnie co byśmy musieli poświęcić.- wszyscy ponownie potwierdzają skinieniem głową.
-Masz racje- mówiąc to mam łzy w oczach. On ma racje. Zawsze mogłam na nich liczyć. I to się nie zmieniło- Kocham was chłopaki.- Jack widząc moje łzy łapie moją twarz w dłonie i ściera je.
-Hej mała będzie dobrze. - i znów ten uśmiech mówiący wszystko.-To jak? Damy rade?
-Damy- uśmiecham się przez łzy. Ogarniam się i przypominam sobie po co tu przyszliśmy. - Dobra koniec.- wszyscy patrzą na mnie zdziwieni nie wiedząc o co mi chodzi. - Przyszliśmy tu na imprezę. Więc bawmy się!
Wszyscy szczęśliwy z mojej postawy prowadzą mnie do boksu, w którym czekają już nasz drinki. Zabawa zaczyna się rozkręcać. Po drugim słodkim drinku mam ochotę na coś mocniejszego, więc kieruje się do baru i zamawiam kilka szotów. Po ich wypiciu dołączył do mnie Will.
-Choć chyba ci wystarczy - Zaczął się śmiać.
-O nie, nie. Mowy nie ma. Jeszcze nie skończyłam.-uśmiechnęłam się zwycięsko.
- Tylko nie przesadzaj. Obydwoje wiemy, że nie masz najmocniejszej głowy do alkoholu.- powiedział z troską w głosie.
-Oj nie gadaj tyle tylko chodzi ze mną zatańczyć.- biorę go za rękę i prowadzę w głąb rozszalałego tłumu.
Zaczynamy się poruszać w rytm głośniej muzyki. Przytulamy, dotykamy i ocieramy się o siebie tak, że ktoś kto nas nie zna, mógłby pomyśleć, że jesteśmy parą. W sumie nie byłby to pierwszy raz. Ale to nie dla mnie. Traktuję Willa jak przyjaciela, właściwie to jak brata. Nie wyobrażam sobie, żeby miało się to kiedykolwiek zmienić. Choć czasami odnoszę wrażenie, że on chciałyby czegoś więcej. Ale dobrze wie, że ja się na nic więcej nie zgodzę. Tak więc szanuje moje zdanie i nawet nie porusza tego tematu.
Po około godzinie obydwoje mamy dość więc z powrotem kierujemy się w stronę baru. Tym razem zamawiam whisky z colą. Siedzimy tak śmiejąc się i wygłupiając, aż Will obwieszcza mi, że musi zapalić. Nienawidzę tego i on doskonale o tym wie. Tak więc nawet mi nie proponuje bym poszła z nim, bo wie, że się nie zgodzę.
Will odchodzi, a ja zamawiam znów to samo i czekam, aż wróci. W głowie zaczyna mi szumieć co oznacza, że kończy się mój limit alkoholu na dziś. Kiedy tak siedzę dosiada się do mnie jakiś chłopak. Kątem oka widzę, że mi się przygląda ja jednak nie zwracam na niego uwago.
- Hej piękna, może postawić ci drinka?- pyta nieznajomy, a mnie chce się śmiać i tak właśnie robię. Wybucham głośnym śmiechem, a on patrzy się na mnie nie wiedząc, co mnie tak rozbawiło. W końcu opanowuje się na tyle by mu odpowiedzieć.
-Nie potrzebuje ani twojego drinka, ani twojego towarzystwa wiec możesz już iść- uśmiecham się niewinnie.- Ale dzięki.- nie wytrzymuje i kolejny raz się śmieje tym razem ciszej.
-A może jednak. Taka śliczna dziewczyna nie powinna siedzieć tu sama.- kładzie rękę na moim kolanie. Momentalnie się spinam i trzeźwieje jednocześnie.
-Nie jestem śliczna, a na pewno nie dla ciebie- próbuje zrzucić z siebie jego dłoń, ale nie daje rady, a on wzmacnia uścisk- A poza tym nie jestem tu sama.- wykorzystuje fakt, że jakiś chłopak przechodzi obok i rzucam się mu na szyje.- No jesteś w końcu kochanie.- mówię i przyciągam go do siebie. Widze że nie wie o co chodzi i już chce coś powiedzieć ale uprzedzam go- Ten koleś się do mnie przystawia. Zrób coś skarbie.
Chłopak pożera mnie wzrokiem. Lustruje mnie cała od góry do dołu i zatrzymuje się na mojej twarzy, a konkretnie na oczach. Ja również patrzę się w jego hipnotyzujące czekoladowe oczy. Są inne niż u Willa. Ciemniejsze, wręcz czarne.
Uśmiecha się do mnie i dopiero, gdy faceta który się do mnie przystawił odchrząkuje, zwraca uwagę na niego i jegorękę która wciąż spoczywa na moim kolanie.
-Koleś posłuchaj mnie uważnie, bo nie będę się powtarzał- mówi z taką powagą, że nawet ja bym mu uwierzyła- Albo się odczepisz od mojej dziewczyny albo ja się tobą zajmę i nie będzie już tak wesoło. Zrozumiano?
-Hej spoko koleś! Przecież to zwykła laska!- mówi z wyraźną kpiną w głosie- Poza ty jeszcze przed chwila obściskiwała się z jakimś kolesiem na parkiecie! To zwykła dziwka!- zaczyna się głośno śmieć.
Co?! Jak on może?! Nawet mnie nie zna, a wygaduje takie rzeczy na mój temat! I to jeszcze przed tymi wszystkimi ludźmi. Rozglądam się dookoła i tak jak sądziłam. Wszystkie pary oczu znajdujące się na tyle blisko by usłyszeć tego dupka, są zwrócone w naszą stronę. No ja nie mogę. Aż się w mnie gotuje. Mam ochotę się na niego rzucić. Już wstaje ze swojego miejsca i chce mu przyłożyć, ale "mój chłopak" uprzedza mnie. Uderza natręta z całej siły pięścią w twarz. Ten pada na podłogę w wyraźnym szoku. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
-Co ci kurwa odbiło idioto!!?- drze się i dotyka swojego nosa. Spogląda na dłoń i widzi krew- Kurwa, złamałeś mi nos, pojebie!!
Chłopak stojący obok mnie chyba znowu zaczyna tracić kontrole. Widze jak zaciska swoje dłonie w pięści i szykuje się do następnego ciosu. W ostatniej chwili łapie go za ramie i powstrzymuje jego ruch.
-Ejj! Już starczy- mówię i staje przed nim chwytając jego twarz w dłonie- Już dobrze- spoglądam w jego oczy, a chłopak zaczyna się uspokajać i robi to samo co ja. Tkwimy tak bez ruchu dłuższą chwile, nie zwracają uwagi na to co dziej się wokół nas. W końcu przerywam tą cisze ledwo słyszalnym głosem- Dziękuje.- jestem pewna, że mimo wszystko mnie słyszał potwierdza to promienny uśmiech na jego twarzy.
-Chodźmy stąd- nie czekając na moją odpowiedzi chwyta mnie za rękę i ciągnie w kierunku tylnego wyjścia z klubu.
***
Hejka :D No to jest! Jak zawsze przepraszam za wszystkie błędy :P Właśnie zaczęły mi się ferie więc mam nadzieje że popisze trochę więcej ale NIC NIE OBIECUJE. Czekam na wasze komentarze :* Pozdrawiam
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro