Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 8 Blair

Gwiazdki, komy = rozdziały

Wiatr dmuchał prosto na nią, ale mimo wszystko szła dalej. Jej myśli jak zwykle niepoukładane mąciły w głowie, a głosy wyjątkowo nie dawały spokoju. Każdy mówił, co innego, co doprowadzało dziewczynę do stanu ogłupienia, w którym już nieraz była. Jednak tamtego dnia najważniejsze było dla niej śledzenie swojego celu, czyli osoby, która wydała jej się inna sposórd reszty przeciętnych. Do takich przeważnie przyczepiała się i chodziła za nimi czasem przez tydzień, zdarzało się, że przez kilka dni. Jej celem było... w zasadzie sama Blair nie wiedziała co. Robiła to, ponieważ wydawało jej się to ekscycujące. Po części została do tego namówiona przez głosy, ale przed samą sobą upierała się, że po prostu lubi to robić i nikt jej nie każe. Właściwie, zaprzeczała sobie w wielu sytuacjach. Zazwyczaj, kiedy kogoś zamordowała. Wmawiała sobie, że to nie ona, tylko postać żyjąca w jej głowie, która nazywała się Mal.

Nie wiedząc, co zrobić z czasem, weszła do lasu. Szumiące liście oraz odgłosy jej kroków, działały na nią w pewien sposób wyciszająco. Rozglądała się dookoła, ciekawa otoczenia. Jej wzrok padł na jedno z drzew, ale ono nie było zwyczajne. Blair doztrzegła, że różniło się od innych. Dla niej było po prostu wyjątkowe. Podeszła bliżej niego i pociągnęła palcem po grubej korze. Zadarła głowę do góry, spoglądając na gałęzie. Przyglądała się drzewu jeszcze przez chwilę, po czym postanowiła pozostawić na nim ślad po sobie. Wyjęła z kieszeni nóż i wyrysowała nim na korze swoje imię. Kiedy skończyła, nieświadomie uśmiechnęła się sama do siebie. Oparła się plecami o drzewo i usiosła głowę do góry, zamykając oczy.

Jej idealny słuch wyłapywał wszystko, każdy, nawet najmniejszy szelest. Dziewczyna dosyć często nienawidziła u siebie tej zdolności, jednak bywała też piękna. Dzięki niej widziała i słyszała dużo więcej niż przeciętni ludzie. Nie doceniała tego, wręcz gardziła tym. Twierdziła, że to właśnie ten słuch ją zniszczył. Nie wierzyła, iż była to po prostu choroba psychiczna. Jednak wiadomo; ona widziała wszystko inaczej. Jakby tego było mało, ludzie nią gardzili. Za każdym razem, gdy szła ulicą, ci albo wytykali ją palcami lub posyłali jej dziwne spojrzenia. Przynajmniej taki obraz stworzył jej chory umysł. I niezależnie od tego, czy chciała, czy nie. Nie miała wpływu na to, co widziała, czy czuła. Jednak tak samo, jak każdy, posiadała uczucia. I owszem, może to się wydać dziwne, ale ona również potrafiła kochać i płakać. Tak samo, jak potrzebowała akceptacji, do czego pewnie za nic w świecie by się nie przyznała. Zgrywała silną, lecz tak naprawdę była bardzo osłabiona przez wszystkie ataki głosów i schizofrenii.

Szła całkowicie bez celu, co jakiś czas mijając ludzi. Znów czuła na sobie miliony spojrzeń, dlatego miko słonecznwgo dnia naciągnęła na głowę kaptur.

Czujesz to? Gapią się na ciebie, pokazują jaka jesteś beznadziejna, może mają rację?

Dziewczyna zacisnęła powieki i potrząsnęła głową. Jednak zdawała sobie sprawę, że w ten sposób nie pozbędzie się nękających ją głosów.

No dalej, wyciągnij nóż. Pokaż im...

Spod zaciśniętych powiek dziewczyny, zaczęły wypływać łzy.

Nigdy nie reagowała na te głosy. Za bardzo się ich bała. Tak samo, jak chciała od nich uciec, jednak wiedziała, że jest to niemożliwe. Tak bardzo pragnęła uwolnić się od tego wszystkiego. Wiele razy próbowała popełnić samobójstwo, jednak ile razy próbowała, tyle razy poniosła klęskę. Coś nie pozwalało jej na to. Sama nie wiedziała co, ale właśnie przez to czuła się z dnia na dzień coraz bardziej obłąkana.

No dalej, Blair. Przecież już wcześniej zabijałaś. To nie jest takie trudne.

Dziewczyna zakryła sobie uszy dłońmi i zaczęła biec, krzycząc coś niezrozumiałego. Głos nie przestawał do niej przemawiać, wręcz przeciwnie. Mówiło ich coraz więcej, do tego doszły jeszcze okropne piski.

Kiedy wbiegła do domu, od razu zatrzasnęła drzwi i popędziła do jednego z pokoi. Rzuciła się na łóżko, nie przestając krzyczeć. Usilnie próbowała zagłuszyć ten chaos panujący w jej głowie, jednak nie mogła.

Po pewnym czasie, gdy wszystko ustało, otworzyła oczy, lecz zaraz potem je zamknęła, ponieważ w rogu pokoju dostrzegła postać swojego brata, którego zabiła. On również tak jak jej matka był cały we krwi i patrzył pusto na swoją siostrę.

Blair zaczęła powoli tracić świadomość, widziała coraz mniej, co przyprawiało ją o szybsze bicie serca. Wiedziała, że musi to przerwać, dlatego o resztkach sił wstała i stanęła przed ścianą. Zaczęła walić w nią głową. Mocno, aczkolwiek nie za mocno. Z każdym kolejnym zderzeniem z twardą powierzchnią czuła, jak odzyskuje pełną świadomość. W efekcie, przez zbyt wiele zderzeń ze ścianą, padła na podłogę.

Była wykończone tym, co widziała, co słyszała. Nie potrafiła myśleć racjonalnie, starała się grać normalną, jednak jej to nie wychodziło. Pogubiła się w rzeczywistym, jak i wyimaginowanym świecie. Każdego dnia zabijała ją bezsilność i strach. Nie zastanawiała się nad konsekwencjami swoich czynów, uznawała, że to strata czasu. Blair trzymała się stwierdzenia; nadmierne myślenie gubi i prowadzi do nikąd.

Miała problemy z zaakceptowaniem siebie, wręcz brzydziła się tym, kim była. Każdego dnia stawała przed lustrem i wykrzywiała swoją twarz w grymasie. Nienawidziła swojej twarzy, włosów, ciała. Dlatego też zawsze ubierała się ubrania o ciemnych barwach.

Jednak pod tą grubą warstwą szaleństwa i niepoczytalności, kryła się niezwykle czuła i wrażliwa dziewczyna. Ponad wszystko kochała muzykę, tak samo jak grę na fortepianie. Kiedy jej choroba wyjątkowo dawała jej sie we znaki, zasiadała przed fortepianem i grała. Dla niej nie liczyło się, co to dokładnie było. Uwielbiała dźwięki, jakie z siebie wydawał poprzez naciskanie klawiszy.

Gdy wybudziła się z długiego snu, powoli podniosła się do pozycji siedzącej, rozmasowując bolącą głowę. Rozejrzała się dookoła i odetchnęła z ulgą, gdy w ciemnym pokoju nikogo nie zobaczyła. Nie myśląc zbyt wiele, wstała i opuściła pomieszczenie. Pokierowała się da pokoju na końcu korytarza, w którym stał jej ulubiony instrument.

Zasiadła przed ogromnym, czarnym fortepianem, uniosła klapę, odkrywając białe i czarne klawisze. Wzięła głęboki wdech, po czym zaczęła grać. Czuła jak zło opuszcza jej duszę, jak ciemność chowa się w jej najgłębsze zakamarki, a szaleństwo choć na chwilę opuszcza jej umysł. Delikatne dźwięki wyciszają chaos panujący w jej myślach, pomagają zapomnieć.

Tymczasem Harry wszedł do piwnicy i zaczął skanować wzrokiem pomieszczenie, w poszukiwaniu Niall'a. Dostrzega go skulonego w kącie z miną, jakby zaraz miał wyzionąć ducha.

Na kamiennej twarzy Harry'ego pojawił się ten niezwykle rzadko spotykany uśmiech. Ale nie ten zeyczajny i miły, ten psychiczny zwiastujący najgorsze. Chłopak, jak to miał w zwyczaju, mocniej ścisnął nóż trzymany w ręce. Powolnym krokiem ruszył w stronę farbowanego blondyna będąc przygotowanym na to, co już wcześniej sobie zaplanował.

Niall truchlał ze strachu na widok Harry'ego zbliżającego się w jego stronę. Przez te kilka dni, zamknięty w piwnicy z mrożącymi krew w żyłach obrazami, zrozumiał, że Harry się zmienił i to, co on wyrabia, to nie jest głupi żart. Zdążył nawet oswoić się z faktem, iż w każdej chwili może zginąć. Mocniej ścisnął swoje kolana opecione rękoma i zacisnął powieki, szykując się na najgorsze. Słyszał jego kroki, które były coraz bliżej, słyszał swoje walące serce, które kazało mu uciekać.

W pewnym momencie kroki przestały być słyszalne. Chłopak wyczuwał, że morderca stoi zaledwie kilka centymetrów od niego i przygląda mu się. I tak też było.

Harry stał nad swoim dawnym przyjacielem i toczył wewnętrzną walkę ze sobą, nie wiedząc, czy poznęcać się nad nim, czy od razu go zabić. Wahał się tak jeszcze przez chwilę. Jednak do jego chorej głowy wpadł jeszcze gorszy pomysł, niż ten początkowy.

- Chodź, i radzę ci mnie słuchać, jeśli chcesz jeszcze trochę pożyć.

Niall otworzył oczy i posłusznie wstał. Od bruneta biła nieprzyjemna energia, co raczej go nie dziwiło, a raczej przerażało. Jednak mimo strachu, postanowił wytrwać do tego zbliżającego się wielkimi krokami końca. Chciał to jak najszybciej zakończyć. Twierdził, że siedzenie w mrocznej piwnicy i czekanie na śmierć, było dla niego wystarczającą torturą. Nigdy nie spodziewałby się, że w jego życiu przyjdzie taki moment, kiedy będzie chciał umrzeć. Zawsze tryskał energią i rozbawiał innych swoimi żartami, ale teraz, czuł się jak bezwartościowy śmieć. Już nie chciał litości, pragnął tylko zniknięcia z tego świata. Wiedział, że nie ucieknie, wiedział, że jego droga lada chwila się skończy, zostanie ucięta przez człowieka o imieniu Harry.

- Idziesz, czy mam cię ciągnąć siłą? - spytał beznamiętnie Harry.

- Idę - Niall spuścił głowę i wyszedł z piwnicy.

Razem z Harry'm podążył do ogrodu, gdzie stanęli pod jednym z drzew. Blondyn dopiero, gdy przypadkiem zadarł głowę do góry, zauważył, że panuje noc. Przez tę jakże krótką chwilę wolności, cieszył się każdym swoim oddechem, każym krokiem. Miał świadomość, iż nie zostało mu wiele czasu, dlatego cieszył się nawet z najgorszych głupot.

Gdy Niall tak stał z głową zwróconą ku niebu, Harry oparty o drzewo, wyrywał sobie włosy z głowy, nie wiedząc, co zrobić. Z jednej strony chciał zabić Niall'a dla własnej satysfakcji i zaspokojenia tej potrzeby, jednak targała nim niezwykle mała resztka poczytalności, która w nim była. Rozmyślał nad torturami, co bardzo zadowoliłoby jego chory umysł, jednak to nie było wystarczające, przynajmniej w jego mniemaniu.

Na co ty czekasz, idioto. Masz ofiarę pod nosem i nic z tym nie robisz. Nie poznaję cię.

- Myślę - odpowiedział cicho Harry.

Nad czym, przecież i tak nic nie wymyślisz. Nie próbuj udawać zdrowego, to żałosne. A już myślałem, że jesteś wyjątkowy.

- Jestem wyjątkowy - warknął zdenerwowany chłopak. Nienawidził, kiedy głos go poniżał, to sprawiało, że czuł się słaby.

Gdybyś był, zabiłbyś tę ofiarę losu.

Brunet kątem oka spojrzał na Niall'a rozłożonego na trawie i podziwiającego gwiazdy. Nie mógł się powstrzymać, musiał do niego podejść i coś z tym zrobić. Tak też zrobił. Chwilę później stał nad blondynem, przysłaniając mu obraz swoją mroczną postacią.

- Co ty robisz? - spytał niezwykle powoli, nie odrywając wzroku od ciała Niall'a.

- Próbuję nacieszyć się ostatnimi chwilami życia - oznajmił, przenosząc swój wzrok na dawnego kumpla. Nie rozumiał, dlaczego Harry jeszcze go nie zabił. Przecież miał już tyle okazji.

- Marnujesz ostatnie chwile swojego nędznego życia na patrzenie się w gwiazdy?

- Moje życie nigdy nie było nędzne. Zawsze mnie cieszyło, jakbyś tego niezauważył.

- To było widać aż za dobrze - podsumował obojętnie brunet.

Przeniósł swój wzrok z ciała chłopaka na swój dom, pragnąc przywołać siebie do porządku choćby w małym stopniu. Zastanwiał się, jakby to było, gdyby był jak każdy inny człowiek. Jak zwykle nie znalazł odpowiedzi na to pytanie, co wcale nie jest dziwne. W końcu w jego myślach panował chaos, który nie pozwalał mu na racjonalne myślenie.

Spuścił głowę, spoglądając na trawę, po czym ostrożnie na niej usiadł, obejmujęc kolana ramionami.

- Powiedz mi, dlaczego taki jesteś? - brunet na wykonał żadnego, nawet najmniejszego ruchu. Po prostu patrzył przed siebie, tak jak na niego przystało.

- Niby jaki jestem?

- No taki... inny - tym razem twarzy bruneta nie rozjaśnił psychiczny uśmiech, wyjątkowo był on szczery.

- Jestem sobą. Robię to, na co mam ochotę i nie boję się siebie, bo jestem lepszy niż wy, ludzie. Mam swój własny świat, którego ludzie nie posiadają. Zawsze byłem wyjątkowy. Miam coś, czego inni nie mają.

Niall nie do końca mógł pojąć sens wypowiedzi Harry'ego. Mówił jakby do siebie, co całkowicie go dezorientowało.

- Niczym się od nas nie różnisz, Harry....

- Nie prawda - przerwał zirytowany chłopak, wstając gwałtownie.

Zaczynał tracić pełną świadomość, jego myśli modyfikowały się na różne sposoby, zmieniając go.

Nagle złapał Niall'a za koszulkę i zaciągnął pod najbliższe drzewo. Z kieszeni bluzy wyjął gruby sznur i zabrał się za przywiązywanie go do gałęzi drzewa.

- Co robisz? - spytał zaniepokojony Niall, przyglądając się Harry'emu, który wiązał sznur, jakby był w transie, a może właśnie tak było?






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro