Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 7 - Coś, czego nie można zmienić

Są w życiu rzeczy, których nie da się zmienić. Tak samo jak znamię. Ono jest i już. Nie można go zdrapać, nie można go zamazać. Bo to jest rzecz, która czyni nas wyjątkowymi. Nie ma dwóch takich samych osób na świecie, które miałyby identyczne znamienia w tym samym miejscu. Jednak bywają takie znamiona, które trudno nimi nazwać. Są to raczej blizny. Właśnie takie mają niektórzy ludzie. Ludzie, którzy mają problemy z zaakceptowaniem samego siebie. Nie mogąc zrozumieć swoich czynów, robią głupie rzeczy, by jakoś zapomnieć.

Zatrzasnął drzwi i poszedł do salonu, kiedy Niall rozmasowywał obolałe ciało. Gdy w końcu udało mu się wstać, na myśl nasunął mu się pomysł pozwiedzania, lecz szybko zmienił zdanie, gdyż przypomniał sobie, co go spotkało na strychu. Jednak jego nogi same zaprowadziły go w głąb pomieszczenia nie licząc się z tym, co myślał.

Po omacku odszukał odpowiedni przycisk i zapalił światło. To, co zobaczył, zabrało mu całe powietrze w płucach, które miał. Na każdej ze ścian wisiały malowidła, które przedstawiały drastycz ne sceny typu morderstwo, czy samookaleczanie. Każde z nich było tak realistyczne, że chłopak prawie uwierzył, że to zdarzyło się naprawdę. Przez chwilę nawet zastanawiał się, czy strych nie był lepszy.

Już wtedy nie miał nawet najmniejszych wątpliwości, że Harry z ciemnego domu, to nie ten sam Harry, który był razem z nim w zespole.

Tymczasem on po raz kolejny walczył z ciemnością. Ostatnio zdarzało mu się to aż za często, jednak on nie był w stanie tego dostrzec. Tak samo jak nie był w stanie zobaczyć, co zrobiła z niego jego choroba. A może po prostu nie hciał tego dojrzeć. W końcu żył w swoim urojonym świecie, odciętym od rzeczywistości. Jego zdaniem był idealny w każdym rodzaju i jedyny, ponieważ należał do niego. Był jego własnym królestwem, które z każdym atakiem ciemności bruneta, upadało. Jednak wraz z upadkiem, znów wznosiło się i było coraz większe, bardziej szalone. I rosło tak samo szybko jak szaleństwo Harry'ego.

Był wyjątkowy w każdym rodzaju, jedyny i niepowtarzalny. To właśnie słowa, którymi można by było opisać bruneta o kręconych włosach i zielonych oczach. Tego niezrównoważonego i chorego, skomplikowanego i łatwego zarazem. Może nigdy nie myślał nad konsekwencjami swoich czynów, ale zawsze był wierny swoim ideałom.

Szedł przez las otulony mrokiem nocy. Dookoła było cicho, nawet drzewa nie szeleściły pod wpływem wiatru. Jedynym odgłosem były jego kroki, które przyprawiały o ciarki. Wzrok bruneta nie wyrażał niczego, był obojętny jak zawsze. Był w pełni gotowy na uśmiercanie ludzi.

Pchnął stare drzwi i wszedł do pomieszczenia. Już miał wykonać krok do przodu, ale zrezygnował z tego, gdyż do jego uszu doszedł dziwny dźwięk. Od razu wiedział, że mu się wydawało. Jego idelany słuch nigdy nie zawodził.

Bez żadnej emocji na twarzy, ruszył do przodu. Jedyne, co odczuwał, to złość na tego kogoś, kto przekroczył próg jego własnej ciemnicy. Znów czuł te dziwne zmiany w mózgu, tak samo jak zaczynał powoli tracić świadomość.

Z każdym kolejnym krokiem był coraz bliżej tajemniczej postaci, a jego złość rosła w niewyobrażalnie szybkim tępie. Mocniej ścisnął nóż trzymany w dłoni, czując nagły przypływ adrenaliny.

W końcu zatrzymał się i przeniósł wzrok z podłogi na przeciw siebie. Przed betonową ścianą stała jakaś zakapturzona postać i skrobała nożem ścianę. Oczy Harry'ego zabłysły na ten widok. Oczami wyobraźni, albo też nie, dostrzegł w dziwnej postaci swoją pierwszą ofiarę dzisiejszego wieczoru.

Krew w jego żyłach wrzała, serce przyspieszyło swoje bicie, a oddech stał się wyjątkowo nierówny. Wziął zamach, ale wtedy tajemnicza osoba odwróciła się szybko i wymierzyła w niego nożem, co zatrzymało chłopaka w bezruchu.

Zakapturzona postać uniosła głowę. Jak się okazało, była to dziewczyna o niebiesko - zielonych oczach, w których można było dostrzec ten sam błysk, co w oczach Harry'ego. Ich spojrzenia spotkały się, a wtedy oboje poczuli dziwną energię przechodzącą przez ich ciała. Obydwoje wywiercali w sobie nawzajem dziury, tak samo głębokie jak ich szaleństwa.

- Kim jesteś? - pierwsza spytała dziewczyna, nie przestając celować nożem w Harry'ego. Według niej, to on wtargnął na jej terytorium i może faktycznie by go zabiła, nie czekając na nic, jednak kiedy spojrzała w jego oczy, zdała sobie sprawę, że już go widziała. I to właśnie w tym miejscu.

- Ciebie mogę spytać o to samo - powiedział beznamiętnie, jakby to, co wygłosił, nie miało znaczenia. On był na nią zły, tak samo, jak ona na niego. W końcu oboje weszli sobie w drogę, nie wiedząc, że każde z nich przychodziło do tego samego miejsca o tej samej porze i to niemal codziennie.

- To moje miejsce - warknęła. W głowie odbijało jej się milion głosów, które kazały zabić nieznajomego. Jednak mimo wszystko nie ulegała im, co było jak na nią dość dziwnym zjawiskiem. Zawsze słuchała tego, co mówiły, gdyż uważała ich rady za słuszne i pomocne. Nawet jeśli czasami to one ją poniżały i nakłaniały do samobójstwa.

Ona tak samo była wciągnięta w szaleństwo i ciemność, tak samo była chora i nie potrafiła sobie ze sobą poradzić. Była inna, wyjątkowa, lecz mimo wszystko wierna swoim ideałom.

- O nie - brunet pokręcił przecząco głową - ja tu przychodzę i nikogo nigdy nie widziałem, a zresztą nie obchodzi mnie to. Albo stąd wyjdziesz, albo pożegnasz się z życiem. Krótka piłka.

- Nie. To ty stąd wyjdziesz - nie dawała za wygraną. Mocniej ścisnęła trzymany nóż, po czym wzięła zamach, lecz kiedy miała wcelować w Harry'ego, ten zatrzymał jej rękę, swoją.

Ponownie przyjrzał się jej osobie, tylko tym razem dokładniej. Głos w jego głowie odezwał się, nakłaniając go do pozbawienia życia tej dziewczyny. Przecież ona była dla niego przeszkodą, a co robi się z przeszkodami? Usuwa się je. Przynajmniej tak myślał niezrównoważony Harry, który nie miał nic, prócz swojego urojonego świata.

Gdy ponownie zatopił się w oczach dziewczyny, zobaczył w nich coś w stylu początku bez końca. Coś wiecznego, co nigdy miało się nie skończyć. Jednak jaźń chłopaka postanowiła go oszukać. Stworzyła obraz, który nie istniał naprawdę, który najpierw był wytworem jego własnej wyobraźni.

Nagle, znikąd twarz dziewczyny pokryła się krwią. Oczywiście to widział Harry, lecz w rzeczywistości było zupełnie inaczej.

Natomiast jaźń dziewczyny stworzyła nieco inny obraz. Na twarz bruneta pojawiły się blizny i nacięcia, na co brunetka oblizała swoje usta, co również zrobił Harry.

Oboje widzieli co innego, jednak obydwoje byli tak samo szaleni. Jedno chciało już na samym starcie pozbyć się drugiego i na odwrót, lecz pomiędzy nimi stanęło milczenie. Długie, nieprzerwane. Ich własne szalone i na swój sposób niezwykłe. Byli sobą, każde w swoim własnym świecie, z pozoru zupełnie inni, ale przecież łączyło ich tak wiele.

Głosy w głowie, zarówno Harry'ego, jak i dziewczyny zaczęły namawiać ich do morderstwa. Jednak nieprzerwana cisza nadal trwała. Patrzyli sobie w oczy, jakby chcieli w nich odnaleźć coś swojego.

W końcu stało się coś, czego chyba nikt by się nie spodziewał. Harry odwrócił się i zniknął w ciemności. Dziewczyna schowała nóż do obszernej kieszeni bluzy, po czym poszła w stronę wyjścia. Pchnęła drzwi i wystawiła głowę na zewnątrz, rozejrzała się dookoła, kiedy nie zauważyła bruneta, wyszła z budynku. Jednak jej spokój, jak zwykle nie trwał długo. Gdy uniosła głowę, naprzeciwko siebie zobaczyła jej największy koszmar. Natychmiastowo znów przeniosła swój wzrok na ziemię. Zacisnęła powieki, powtarzając sobie: nie mogę się bać, strach to największa zguba. Po dwukrotnym powtórzeniu tego zdania, ponownie spojrzała przed siebie, lecz zakrwawiona postać jej matki nadal stała w tym samym miejscu. Dziewczyna uroniła kilka łez, gdyż ten widok naprawdę ją przerażał. Kobieta o ciemnych, posklejanych od krwi włosach opadających na jaj twarz i poplamionych czerwoną substancją ubraniach patrzyła pustym wzrokiem prosto w oczy swojej córki. Jednak to był tylko obraz wymyślony przez dziewczynę. Ta postać stojąca przed nią wcale nie istniała naprawdę. Stworzył ją umysł zagubionej i uciekającej przed rzeczywistością nastolatki.

Była bezsilna w czymś, czego nie mogła zmienić, rozumiała, że była inna. Często traciła kontrolę i odpływała do zupełnie innego świata. Zabijała, ale mimo wszystko nie była zła. Jednak pokochała to, w końcu nie miała innego wyboru. Przyzwyczaiła się do siebie nawet, jeśli było to niemal niemożliwe. Bo w życiu najważniejsze, to umieć być sobą, nieważne w jaki sposób, najważniesze, żeby był nasz własny.
Mimo wszystko każdy ma prawo tu być, nie istotne kim jest dana osoba, nie liczy się, co robi i jak złe, czy dobre to jest. Najważniejsze, że tu jest. Może nie wszyscy popierają jej wybory, ale przynajmniej napisze swoją własną historię i utrzyma tę równowagę, której tak brakuje.

Dziewczyna, nie mogąc znieść widoku tej osoby, która niby stała przed nią, odwróciła się i uciekła. Biegła przez las, nawet nie wiedziała dokładnie dokąd. Jej twarz jednak nadal wyrażała obojętność, tak naprawdę Blair, bo tak nazywała się dziewczyna, nic a nic nie czuła, a przynajmniej tak jej się wydawało.

Po długim biegu, dobiegła wreszcie do swojego domu, w którym zamknęła się na cztery spusty. Pozasłaniała zasłony w oknach i padła na podłogę.

Gdyby wiedziała, kto mieszka w sąsiedztwie, pewnie nigdy nie wprowadzałaby się do tego domu, jednak nie mogła już dłużej zgrywać zdrowej osoby, którą nie była. Jej życie podobnie jak Harry'ego, opierało się na ciągłej grze. Co prawda już dawno opuściła rodzinny dom, jednak w Londynie mieszkała dopiero od kilku dni. W mieście, w którym mieszkała poprzednio, została przyłapana na morderstwie kilkakrotnie, dlatego musiała uciec. Miała nadzieję na normalne według niej życie w szaleńczym i błogim spokoju.

Również posiadała wiele tajemnic, tak samo jak uwielbiała śledzić wybranych przez nią ludzi. Czasem zabijała ich z zaskoczenia, aczkolwiek zdarzało się, że darowała im życie. Nie bała się ryzyka i niebezpieczeństwa, ponieważ była przebiegła i inteligentna, ale przede wszystkim wyjątkowa.

Dla ciebie komentarz to niewielka rzecz, dla mnie klucz do szczęścia :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro