24. ,,Będzie Dobrze"
,,Będzie dobrze". Harry przetwarzał te słowa w swoim umyśle, ale nie mógł dostrzec w nich jakiegokolwiek sensu. Jednak zrobiły coś niezwykłego. Podniosły go na duchu. A nie były one nie wiadomo jak długą pouczającą wypowiedzią. W końcu powtarzają je miliony ludzi na całym świecie. Tylko, że dla innych nie mają one żadnej wartości. Jednak dla niego miały. I to sporą. Mimo, iż po raz pierwszy w życiu ktoś skierował je w jego stronę, a on kompletnie nie rozumiał, co miały oznaczać.
- Jak to ,,Będzie dobrze"? - zapytał w końcu lekko poirytowany.
Dziewczyna nie odrywała wzroku od dłoni chłopaka splecionej z jej. Zadziwiająco dobrze do siebie pasowały.
- No... nie wiem. Matka zawsze tak mi powtarzała - wzdrygnęła się na własną wzmiankę o rodzicielce. Obudziły się w niej wszystkie te dobre i najgorsze wspomnienia z nią związane. W dzieciństwie Blair była ona kimś niesamowitym. Kimś, kogo naprawdę kochała. Bo wtedy jeszcze ta kobieta rozumiała odmienność swojej córki. To z biegiem czasu wszystko się zmieniło.
Z jej oczu wypłynęły słone łzy.
- Gdybym tylko mogła cofnąć czas - wyszeptała, zaciskając powieki. Czasem ogarniała ją niepohamowana bezsilność. Z tą tylko różnicą, że teraz nie była z tym sama. Zastanawiała się tylko, czy to dobrze. Wolała sama radzić sobie ze swoimi małymi i ogromnymi załamaniami.
Harry zabrał od niej swoją rękę. Usiadł w tej samej pozycji co ona i przesunął się tak, by być przodem do niej. Z niewiadomych powodów bardzo potrzebował oglądania jej twarzy. Jak zmienia wyraz, jak te szaro - niebieskie oczy spoglądają głęboko w jego z zagubieniem.
Ujął jej twarz w swoje dłonie. Spojrzała na niego. Otarł kciukami łzy dziewczyny. I na tym miało się skończyć. Jednak ciekawość odnośnie tego, co wyrażały jej oczy, była silniejsza. Wbił wzrok w źrenice dziewczyny. Były niesamowite - jak zwykle. Na tle tęczówek wydały mu się takie wyjątkowe.
- Nie da się cofnąć czasu - powiedział, z niachęcią spuszczając wzrok na swoje skrzyżowane nogi, dodając: - i nic tego nie zmieni.
Położył ręce na kolanach. W zamyśleniu zaczął wibijać palcami jakiś nieznany mu rytm. Odpłynął do swojego świata, zupełnie ignorując siedzącą naprzeciwko niego dziewczynę. Zamknął oczy i w pełni skupił się na tworzeniu bezdźwięcznej muzyki. Choć w jego umyśle wyglądało to wszystko nieco inaczej. Każde wspomnienie kazało mu uderzać coraz mocniej. Aż w końcu zaczął walić dłońmi w kolana i w podłogę. Do tego po pewnym czasie doszłojeszcze klaskanie. Dla kogoś z boku mogłoby to wyglądać szalenie. Ale gdyby zajrzał do umysłu Harry'ego, dostrzedłby do wniosku, że to, co on robi to tylko zagłuszenie chaosu w głowie.
Blair z zaciekawieniem przyglądała się tej scence. Jej oczy aż błyszczały. Przestała rozmyślać nad tym, co jeszcze przed chwilą usłyszała. Za bardzo pochłonięta była występem. Muszę to namalować, przebiegło jej przdz myśl. Jednak zaraz później przypomniała sobie zmasakrowaną do potęgi twarz Makayli. I już nie chciała malować.
Ruchy chłopaka stawały się z sekundy na sekundę coraz bardziej nerwowe. Drżące ręce wykonywały niedbałe ruchy, co doprowadziło do zmarszczenia brwi przez dziewczynę. Co się dzieje?
Podparła głowę na dłoni.
Jak dawno nie rozmawialiśmy, dzień? Może czas to nadrobić?
- Znowu się zaczyna - mruknęła do siebie. Już nawet zaczynała robić sobie nadzieję, że nie usłyszy głosu nigdy więcej. I tak jak za każdym razem, zawiodła się. Naprawdę nienawidziła, gdy nieproszony odzywał; że w ogóle się odzywał. Docinki, kpiny i poniżanie za każdym razem doprowadzały ją do płaczu i furii, po których nieraz trudno było jej się uspokoić.
Blair, nie udawaj, że nie słyszysz.
Po jej ciele przeszły ciarki. Wzdrygnęła się. Szalone wygibasy Harry'ego przestały być dla niej widzialne. W ogóle on przestał być dla niej widzialny. Świat dookoła zniknął. Została tylko ona i jej drugie ja, które denerwowało ją coraz bardziej. Zakryła uszy, łudząc się, że to coś da. Zaczęła coś krzyczeć, by zagłuszyć ten wnerwiający głos siedzący w jej głowie. Wszystkie sposoby okazały się być daremne.
Słuchaj, powtórzę po raz enty: Nie uciszysz mnie i nie pozbędziesz. Zostanę z tobą jak wierny przyjaciel, którego nigdy nie miałaś.
- Świetnie. To teraz ty posłuchaj mnie: Pozbędę się ciebie, choćbym miała rozwalić sobie głowę o ścianę. - Była nieugięta. Gdyby tylko dostrzegła ile razy już dała się sprowokować w ten sposób. Nawet nie myślała nad swoimi słowami. One same z niej wychodziły.
Podobnie jak jej muzyka.
Dawała się prowokowac, manipulować, zupełnie nieświadomie siebie niszcząc. I nie było nikogo, kto by jej to powiedział. Znów poczuła się śmiertelnie samotna. Chociaż mogłoby się wydawać, że przyzwyczaiła się do niej zupełnie wystarczająco, wcale tak nie było. Ta dziwna energia, którą emanował Harry nie chciała dać jej spokoju. Rozumiał ją. I utwierdziała się w tym przekonaniu niemal na każdym kroku. Mimo to nadal jakaś mała część jej - włącznie z głosem - nie pozwalała w pełni zbliżyć się do chłopaka. A wręcz odciągała ją od niego. Tak więc trwała w tej niepewności i braku możliwości wyboru własnej drogi. Ograniczało ją tak wiele i jeśli w końcu by się ocknęła, gdyby wybrała własną drogę, a nie tą wyznaczoną, mogłaby dużo więcej.
- Blair. - usłyszała tak długo wyczekiwany głos Harry'ego. Niski i spokojny. Gdy oderwała wzrok od podłogi i spojrzała na jego twarz, również mogła dostrzec na niej wyraźny spokój i opanowanie. Jak bardzo kontrastowało to z dzikim, wariackim spojrzeniem Harry'ego, przeszywającym ją na wskroś. Jednak tego dnia w tym spojrzeniu zobaczyła coś... więcej. Jakby jakąś iskierkę uczucia. Nie umiała dokładnie określić jakiego, gdyż wzbraniała się przed wszystkimi możliwymi. Nie miała pojęcia, co znaczy być szczęśliwym, czy kochać, a przynajmniej tak jej się wydawało. Może sprawiła to ta maska, którą bez ustanku, żarliwie nosiła. Przez nią zamknęła się na uczucia i trwała w tym przez kilka lat. Jednak nie zdawała sobie sprawy z tego, że lód otaczający jej serce zaczyna powoli topnieć. A to za sprawą pewnej osoby, siedzącej naprzeciwko niej. - Blair - powtórzył nieco głośniej, wyrywając ją tym samym z zamyśleń.
Potrząsnęła delikatnie głową. W tym geście było coś, co go urzekło. Coś, co wywołało dreszcze ne jego skórze, które tak szybko, jak się pojawiły, tak samo szybko zniknęły. Spojrzenie Harry'ego z pozoru wydawało się być, lecz w środku chłopak z całej swojej siły starał się zablokować dziwne rosnące w nim uczucie. A im bardziej się starał, tym bardziej rosło w siłę. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że jego serce biło coraz mocniej i szybciej. Tego nie mógł zwalczyć. Przerosło go to. Odpuścił. Po raz pierwszy w swoim życiu odpuścił. Dał omamić się zgubnej sile zwanej przez wielu ludzi miłością.
- Twoje oczy - wyrwało jej się. Nie bała się - albo nie chciała - ale dziwny blask w jego oczach nie dawał jej spokoju.
- Co z nimi nie tak? - spytał, uśmiechając się z nutką szaleństwa. Napięcie w powietrzu wzrosło do tego stopnia, że nawet Blair je poczuła. Pod wpływem impulsu podniosła się. Harry natomiast nie oderwał od niej wzroku nawet na sekundę. Śledził dosłownie każdy jej ruch i sprawiał wrażenie, jakby starał się go przeżywać razem z nią.
Ogarnęło ją nagłe poczucie lęku. Cofnęła się w cień pokoju, chcąc uciec od jego spojrzenia. Lustrowała jego sylwetkę , która oddalała się od niej z każdym kolejnym krokiem w tył. Dopóki nie uderzyła plecami w ścianę. On nadal sprawiał wrażenie, jakby się na nią gapił. Nie widział jej, fakt. Obserwował jedynie punkt, w którym ją ostatnio widział zanim zniknęła za zasłoną ciemności.
Ślepe światło jakie wpadało przez okno oświetlało nieobecnego chłopaka, siedzącego po turecku. Opierał się łokciami o kolana, a palcami rysował na podłodze jakieś wzorki, nawet na nie nie patrząc. Przeszywał mrok na wskroś z zamiarem odnalezienia sylwetki dziewczyny. Nie dostrzegł jej. Wstał. Jak zahipnotyzowany ruszył w kierunku, w którym zniknęła Blair.
Poruszał się powoli i ostrożnie, jakby szedł przez mgłę, szukając swojej ofiary. Nie musiał długo szukać. Wypatrzył ją opartą o ścianę naprzeciwko niego. Chwilę potem był już obok drżącej dziewczyny, starającej się opanować swój stan lękowy, w którym się znalazła. Czuła, jakby jej umysł z każdą chwilą się zaciskał. Ledwie kontaktowała ze światem, kiedy on wręcz przeciwnie.
Oddychając ciężko nieobecnie rozglądała się po pomieszczeniu przekrzywiając - opartą o ścianę - głowę raz na prawo raz na lewo. Miała wrażenie, jakby była spychana na sam koniec podświadomości. Świat wydawał jej się coraz bardziej niebezpieczny. Nogi dziewczyny zaczęły dygotać. Ta jednak dzielnie napierała na ścianę, byle tylko nie upaść.
Niespodziewanie jego zimne dłonie znalazły się na jej szyi. Umieścił je prostopadle do wykonanej przez niego rany. Blair nie była w obecnym stanie odczuwać bólu. Nic nie mówiła. Odpłynęła do innego świata, a on to wykorzystywał; też nie do końca świadomy. Ale kto by się tym przejmował?
Ich światy tak nagle stały się bardzo różne. Ten Blair: zamknięty, przerażający, wstrząsający. Ten Harry'ego: spokojny, mozolny, zmienny. Jednak pomimo tych różnic nadal były takie same. Wystarczyło tylko jedno nieodpowiednie spojrzenie i uśmiech, by w obydwu zapanował niewytłumaczalny chaos, który całkowicie je poróżnił. Nie potrzebne były do tego żadne słowa. Wystarczyły nieumiejętne gesty i niekontrolowane uczucie, by wszystko legło w gruzach; by mury zostały zniszczone.
- Cśśś... - wymamrotał jej do ucha, a następnie nachylił się i pocałował krwawą kreskę na szyi dziewczyny. Raz. Czując potrzebę zrobił to po raz kolejny i kolejny; za każdym razem w innym miejscu. Robił to powoli, aczkolwiek bez namysłu, w zupełności oddając się uczuciu, które nim kierowało.
Zadziałało to na nią niczym lek uspokajający, który wstrzykiwali jej w szpitalu psychiatrycznym. Uspokoiła się i to niemal natychmiastowo. Nierówny oddech zniknął, szybko bijące serce powróciło do swojego naturalnego rutmu bicia, a nogi przestały dygotać.
Chłopak dostrzegł, że coś się zmieniło. Oderwał się od wykonywanej czynności. Spojrzał na jej twarz znajdującą się nieco niżej niż jego. Mimo to i tak stał bardzo blisko. Może nawet za blisko, ale Blair wcale a wcale to nie przeszkadzało. Ciepło, które biło od niego wydawało jej się być nadzwyczaj kojącym. Wzrok, który miała utkwiony gdzieś w ciemności przeniosła na jego oczy. Nie dostrzegła w nich już tego samego błysku. Nie mogła. Było stanowczo zbyt ciemno, żeby to określić. Ale nie przejmowała się tym. Najważniejsze, że została wyciągnięta z tego stanu. Nie mogła wyjść z podziwu. Wiedziała, że stało się to za sprawą Harry'ego. Nie miała tylko pojęcia, jak on to zrobił. Jak wyciągnął ją z czarnej dziury, do której wpadła.
Zwężył powieki, a jego twarz nabrała obojętnego wyrazu. Wyglądał, jakby miał na niej maskę. Maskę, za którą kryło się tysiące brudnych myśli i wspomnień. Próbował usilnie je ukryć, jednak nawet maska nie jest w stanie zakryć oczu, które są najbardziej zdradliwe.
- Nie musisz się mnie bać.
- Nie boję się ciebie, to ty tak to widzisz. - W jej słowach można było wyczuć tylko i wyłącznie prawdę. Zbiło go to z tropu i poczuł się jakby... ulgę?
- Czegoś się boisz.To widać. - Był dociekliwy i nie zamierzał odpuścić. On, gdy wyznaczył sobie cel, brnął do niego po trupach. Choć w tym wypadku po prostu poczuł, że musi od niej wyciągnąć tę informację. Nie tylko z czystej ciekawości.
Za nic mu nie powiem, obiecała sobie. Nie zamierzała zwierzać się nikomu z tego, co czuła. Nauczyła się, że wywołuje to same problemy, których za nic w świecie nie chciała mieć. Tak więc trzymała swoje sekrety tylko i wyłącznie dla siebie, nie chcąc, by ktokolwiek się o nich dowiedział. Tak i teraz nie miała zamiaru tego zmienić. Nawet, jeśli poczuła więź między nią, a Harry'm; wolała nie przekraczać granić.
- Powiedz - nakazłał. Zrobił to jednak w dość delikatny sposób. Nie krzyczał. Mówił powoli i nadzwyczaj spokojnie.
Dziewczyna pokręciła przecząco głową, więc kontynuował:
- Uwierz. - Zaczął bawić się ciemnymi kosmykami włosów Blair. Drugą ręką oparł się o ścianę. - Strach to coś, co zabija. A ty nie chcesz i jednocześnie chcesz zginąć. Widzę to. Odradzam to drugie. Dlatego powiem ci jedno: - Nachylił się nad jej uchem - pozwól twojemu szaleństwu zawładnąć tobą. Niech płynie w twoich żyłach, niech będzie widoczne w oczach, a ty po prostu daj się ponieść. - Słuchała uważnie każdego jednego słowa, które opuściło jego usta. Zaczęła powoli przekonywać się do tego, co mówił. A nie chciała. Czuła się jak pod wpływem jakiegoś wyjątkowo omamiającego uroku.
Ślepo odszukał jej rękę, za którą złapał i pociągnął. Blair poszła za nim, nadal mając w pamięci jego słowa. Jak miała dać pochłonąć się szaleństwu, jeśli panicznie się go bała? Było dla niej czymś zupełnie obcym. Czymś, czego starała się unikać. Uciekała przed nim, nie wiedząc nawet dokąd, a ono nadal ją goniło. Nie dawało zatrzymać się nawet na minutę. A gdybym tak się zatrzymała? - pomyślała przez chwilę. Słowa chłopaka dały jej do myślenia. Nigdy tak naprawdę nie próbowała zatopić się w tym, co siedziało wewnątrz niej.
Starała się wychwytać swoim wzrokiem wszystkie obrazy na raz znajdujące się w pomieszczeniu. To było dla niej coś pięknego. Przez chwilę miała wrażenie, jakby to ona sama namalowała to wszystko. Ale nie. Namalowała to druga niemal identyczna dusza. Te krwawe sceny, które dawały do myślenia i odciskały się w pamięci, chcąc w niej zamieszkać. Były to naprawdę zjawiskowe dzieła. Aż łza zakręciła jej się w oku. Nie mogła po prostu uwierzyć. Podchodziła do każdego i pociągała palcem po płótnie, nie pytając nawet o zgodę. Gdy tak zwiedzała małą galerię Harry'ego, kolejno przypominały jej się emocje, które towarzyszyły jej podczas malowania. To przez nie przestała malować. Przerosły ją. Nawet uśmiech, który jeszcze chwilę temu zdobił jej twarz, zaczął znikać wraz z powracającymi wspomnieniami.
- I jak? - spytał w końcu. Dziewczyna odwróciła się do niego przodem. Zupełnie zapomniała o jego obecności. A teraz stał tak pośród tego wszystkiego i przyglądał jej się, nie zdejmując maski. Stwarzał wręcz idealne pozory, chociaż wewnątrz aż wrzał. Komuś wreszcie spodobały się jego obrazy. Ktoś nareszcie dostrzegł w nich piękno. Myślał, że to niemożliwe. Był przekonany, że na świecie nie ma drugiej osoby, która myślałaby tak jak on. Przeżył wstrząsające zaskoczenie. Przyprowadził ją tutaj z przekonaniem, że ucieknie. Nic takiego się nie stało.
Stała i przyglądała się jego postaci, starając się poukładać myśli w swojej głowie, co oczywiście było awykonalne. Jej emocje były bardzo podobne do tych, które towarzyszyły Harry'emu. Dosłownie w niej wybuchły. Nie mogła nawet pohamować płaczu. Płaczu, który nie był oznaką słabości, ale szczęścia. Bezgranicznego szczęścia.
- Te obrazy są przepiękne. Takie prawdziwe i... myślałam, że tylko ja tak maluję. - Odwróciła się przodem do dziewczyny z poderżniętym gardłem. - Po prostu brak mi słów.
On też za bardzo nie wiedział co powiedzieć, ale to jedno pytanie cisnące mu się na usta musiał zadać.
- Malujesz? - Ciarki przeszły po ciele Blair na wzmiankę o malowaniu. Zacisnęła powieki. Nieprzyjemne uczucie wróciło. Stało się niebywale potężne. Znów zaczynało wychodzić poza granicę. A ona nic nie mogła z tym zrobić, jak tylko zacisnąć pięści i odczekać. Minuta, dwie minuty, pięć minut.
Uwadze Harry'ego nie umknęło dziwne zachowanie brunetki. Zachowywała się dokładnie jak... on w przypływie inspiracji. Wiara, że Blair jest taka sama jak on pogłębiała się. To tak niewytłumaczalnie bardzo go nakręcało. Sprawiało, że zaczynał widzieć zło w swoim szaleństwie. W tym jak fizycznie ją ranił, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy.
- Tak - odpowiedziała w końcu już nieco spokojniejsza. Przeszła do kolejnego obrazu, jakby mała autodestrukcja, która w niej nastąpiła wcale nie miała miejsca.
Jej zachowanie zmusiło go do myślenia. Doszedł do wniosku, że to nie jego się bała. Bała się własnego szaleństwa. Harry'emu wydało się to być absurdalne. On kochał to, kim był, chociaż nie miał już co do tego takiej pewności jak jeszcze kilka dni temu. Odkąd zdał sobie sprawę, jaką krzywdę wyrządził Blair, coś go tknęło. I coś go jakby... zainspirowało. Ta sylwetka, twarz, średniej długości ciemne włosy, nieco wygolony lewy bok. Zmierzył ją od stóp do głów.
Dreszcze.
Jej ruchy ręki, gdy z ogromną delikatnością dotykała płótna.
Szybciej bijące serce.
Ten moment, gdy na chwilę niepewnie na niego spojrzała.
Chaos.
Źrenice Harry'ego nieco się powiększyły, a pięści zacisnęły. Był to zedwie moment, gdy znalazł się obok niej, torując drogę do następnego obrazu. Odnalazła wzrokiem jego oczy, choć myślami była zupełnie gdzieś indziej. W swoim świecie, który był bogaty w nowe myśli i uczucia. Można by powiedzieć, że właściwie jej świat był w kilku miejscach. W piwnicy Harry'ego, w jej piwnicy i w głowie. Czuła się z tego powodu niezmiernie szczęśliwa, ale problem był jeden: nie umiała tego okazać. W sumie nic dziwnego, jeśli przez całe swoje życie unikała szczęścia.
- Chodź - złapał ją za rękę i pociągnął na drugi koniec pomieszczenia. Wziął z kąta stołek i ustawił go w pobliżu sztalugi, na której widniało płótno pozostawione przez niego po ostatnim malowaniu.
Blair, stojąca w pewnej odległości od chłopaka, uważnie przyglądała się, jak przygotowuje wszystko do malowania. Nie wgłębiała się w szczegóły, nie pytała. Myślała i zarazem oglądała. Wyglądał na skupionego. I jeszcze ten charakterystyczny błysk w oku. Nawet z daleka można było go dostrzec. Pewnie ludzie nazwaliby go: obłąkany. Ona, jak we wszystkim innym, co było związane z Harry'm widziała wyjątkowość i... coś jeszcze.
- Usiądź - nakazał. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że na nią spogląda. Ale już chwilę później wrócił do wykładania farb na paletę. - Blair - upomniał ją. Dziewczyna posłusznie usiadła na ustawionym stołku i spuściła głowę i odwróciła ją lekko w bok. - Tak jest idealnie - mruknął pod nosem. - Nie ruszaj się.
I tak też zrobiła. Nie ruszała się, patrzyła w wybrany punkt. Wsłuchiwała się w odgłos swojego powolnego oddechu i uciekała do świata z wyobraźni, kiedy to głosy krzyczały:
Uciekaj!
On jest niebezpieczny.
Ale było już stanowczo za późno.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro