23. Pytanie bez odpowiedzi
Polecam posłuchać piosenki :)
Mogłoby się wydawać, że uczucie, które stanęło na drodze Blair i Harry'ego jest lekarstwem na wszystko. Błąd. Cóż, gdyby tak było, życie byłoby stanowczo zbyt proste. Poza tym ta magiczna siła nie jest w stanie przestawić myślenia, czy postrzegania świata. Może pomóc, złagodzić ból, ale nigdy nie wyleczy w pełni dawnych ran zadanych przez los, czy nie wyczyści z pamięci każdego złego, traumatycznego wydarzenia. Bo to są rzeczy, które zostają na zawsze, podobnie jak niektóre blizny. Ale nie wszystkie są złe. Wiele z nich może bardzo wiele nauczyć i w przyszłości człowiek nie popełni już tego samego błędu. Zwykła blizna może też ukazać, ile dana osoba przeżyła i jak bardzo jest silna. Tak samo jak nic nie musi być złe, dopóki nie spojrzy się na to z innej strony.
Biegła ile sił w nogach, tylko co jakiś czas oglądając się za siebie. Był środek nocy, co tylko utrudniało jej zadanie. Jednak niemożliwe było wybranie lepszej pory na ucieczkę. Przez jeszcze dobre piętnaście minut słyszała głosy ludzi, którzy ją gonili. Oddychała coraz ciężej. Miała wrażenie, jakby jej płuca przygniótł jakiś ogromny kamień, mimo to nie przestawała biec.
Wbiegła do lasu. Przedzierała się przez gęstwinę. Gałązki różnych krzaków rozbijały się o nią i to z taką siłą, że w pewnyn momencie prawie upadła. Zacisnęła powieki, gdy przed jej oczami pojawiły się mroczki. Jak na złość oni nadal ją gonili. Słyszała ich głosy i to coraz wyraźniej.
Na swoje nieszczęście potknęła się o wystający korzeń, który przeoczyła przez panujący dookoła mrok. Przeklnęła pod nosem, gdy jej ciało spotkało się z twardym podłożem. Z całych swoich sił odepchnęła się rękami, jednak to nic nie dało. Runęła z powrotem na grunt. Miała za mało siły, by wstać i to okazało się być jej zgubą.
Oddychała tak łapczywie, że bardziej krztusiła się niż przyjmowała powietrze. Ze zmęczenia zamknęła oczy, ignorując zupełnie ludzi, którzy niespodziewanie ją otoczyli. Mówili coś dla niej niezrozumiałego, łapiąc w dość brutalny sposób jej ramiona.
Nie czuła praktycznie nic, ocknęła się dopiero wtedy, gdy zderzyła się z czymś twardym. Drzwi z głośnym hukiem zostały zatrzaśnięte, a do niej zaczęło docierać, że kolejna ucieczka z psychiatryka zakończyła się porażką.
~♦~
Zerwała się z łóżka tak niefortunnie, że zaliczyła dość bolesne spotkanie z podłogą. Nie wstała. Zamiast tego powoli usiadła. Oparła swoje plecy o łóżko i objęła kolana ramionami. Za oknem błysnęło, a następnie odezwał się charakterystyczny grzmot. Ten widok sprawił, że zerwała się z miejsca i podbiegła do okna. Wdrapała się na parapet i opierając się o ścianę zaczęła podziwiać krople deszczu, które w zawrotnum tępie tańczyły za szybą wraz z wiatrem. Dotknęła dłonią szyby zafascynowana wydarzeniem rozgrywającym się po drugiej stronie. Co prawda widoczność miała sporo ograniczoną, jednak mimo to niezmiernie się cieszyła. Ten hałas deszczu walącego w okno był dla niej przyjemny. Uspokajał ją, dlatego też bardzo szybko zapomniała o śnie obrazującym jej pierwszą próbę ucieczki z zakładu psychiatrycznego.
Chaotyczne zjawisko tak bardzo przypominało dziewczynie chaos panujący w jej głowie, że zapomniała o bożym świecie. Do tego doszedł jeszcze odgłos gry na fortepianie. Nie zastanawiała się wtedy, skąd czerpał on swoje źródło. Dopiero, gdy ucichł, zauważyła, że czegoś zaczyna jej brakować. Ta melodia była tak piękna. Chciała usłyszeć ją jeszcze raz.
Odwróciła głowę. W pierwszej chwili myślała, że jej się przewidziało. To nie był jej pokój. A nie pasowało wiele. I chociaż w pomieszczeniu panował mrok, wiedziała, że coś się nie zgadza.
Zupełnie inna atmosfera, którą budował układ mebli była wręcz nie do zniesienia. Nie umiała określić, co budziło w niej takie emocje. Bo prawdą było, iż z pozoru był to całkiem zwyczajny pokój z regałami, szafą ciągnącą się aż do samego sufitu i łóżkiem ustawionym pod ścianą. Nic niepokojącego, a jednak. Może sprawił to fakt, że nie była u siebie, a ona należała do tych osób, które są bardzo związane ze swoim miejscem zamieszkania i źle czują się w obcym miejscu.
Gdzie jestem? - przebiegło jej przez myśl. W oczach Blair pojawiła się iskierka zagubienia. Co ja tu robię? Dlaczego tu jestem? Wewnątrz zaczęła panikować. Spuściła nogi, które teraz zwisały kilkanaście centymetrów nad podłogą. Rękami natomiast oparła się o zimną, kamienną powierzchnię, na której siedziała.
Błyskawica znów rozjaśniła niebo. Muzyka jakby na zawołanie znów się odezwała. To na chwilę uspokoiło dziewczynę. Ale nie na długo. Cała w nerwach zeskoczyła z parapetu i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Melodia była teraz teraz słyszalna dużo wyraźniej. Wystraszona Blair postanowiła iść za dźwiękiem, kompletnie nie zastanawiając się nad tym, co robi - jakby robiła to kiedykolwiek.
Dźwięki doprowadziły ją do pokoju na końcu korytarza na drugim piętrze. Bez namysłu nacisnęła klamkę.
W środku panował mrok, który niemal co chwilę rozjaśniały błyskawice. W samym centrum stał ogromny fortepian a przy nim on na tle blasku światła księżycowego . Wspomnienia z wieczoru uderzyły w nią jak huragan. Harry trzymający nóż, a w tym wszystkim ona i pocałunek. A najważniejsze: ,,dziękuję" wypowiedziane przez niego. Spojrzała na chłopaka, siedzącego bokiem do niej, w pełni skupionego na grze na instrumencie. Znajdowała się co prawda w dość sporej odległości od niego, ale mogła ujrzeć z jaką łatwością jego palce suną po klawiszach, tworząc piękną melodię. Słyszała w niej pasję, walkę, zawziętość i coś jeszcze... to coś dziwnego, co czuła, gdy się całowali. Ta energia, która połączyła ich dwa światy na te kilka minut i częściowo stopiła lód w ich sercach. Blair do tej pory zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że można czuć coś tak dziwnego, a za razem pięknego. Nadal pamiętała jak wszystkie myśli, głosy i wspomnienia odleciały gdzieś daleko, pozostawiając ją samą w tej niesamowitej chwili.
Oparła się o framugę i jak zahipnotyzowana coraz to bardziej wsłuchiwała się w muzykę. Słyszała ich już tak wiele, ale ta była dla niej najpiękniejsza. Stworzona z molowych i durowych akordów, niepowtarzalna i wyjątkowa. Jak ten kompozytor znajdujący się kilka metrów od niej.
Bardzo szybko wychwyciła kiedy fragmenty kompozycji się powtarzają. To było jak piosenka. Zamknęła oczy i zupełnie bezwiednie zaczęła śpiewać. Słowa były czystą improwizacją, ale pasowały jak ulał do granej melodii. Jeszcze nigdy nie śpiewała. Uważała to po prostu za głupotę, lecz teraz, gdy wreszcie odważyła się to zrobić, stwierdziła, że nie jest to takie złe. Spodobało jej się, a nawet bardzo.
Nieskazitelnie czysty głos dziewczyny idealnie zgrywał się z granymi dźwiękami. Harry, zanim dokładnie zdał sobie sprawę z tego, co się dzieje, doszedł do końca utworu. Odwrócił głowę w bok. Blade światło księżyca idealnie oświetlało jej twarz, która wyrażała wyraźną pasję - Blair nadal śpiewała. Ten widok wywołał ciarki na jego ciele. Ale nie te nieprzyjemne. Te zadziwiająco wyjątkowe. Jeszcze nigdy nie słyszał w czyimś głosie takiej mocy, a zarazem takiego spokoju i senności. Jego palce wbrew woli z powrotem powędrowały do klawiszy i zaczęły grać poprzednie akordy.
Pomimo gry, nie spuszczał z niej wzroku. Była niczym światło w tej całej ciemności i chaosie. I wtedy uświadomił sobie już w pełni, że to ona jest tą osobą, która byłaby w stanie go zrozumieć. Zupełnie zapomniał o tym, co mówiły na jej temat głosy. Całkowicie oddał się anielskiej barwie głosu dziewczyny. Nawet nie zauważył, gdy mroczna postać zaczęła się do niego zbliżać - wciąż miał zamknięte oczy. Tylko po coraz wyraźniejszym dźwięku śpiewu doszedł do tego. Jednak mimo to nie zaprzestał wykonywanej czynności. Pozwolił na to, by Blair była zaskakująco blisko niego. Pozwolił, by swoją drżącą dłoń umiejscowiła na jego ramieniu. Wtedy rozpłynął się pod jej dotykiem. Dłonie na klaiwszach niespodziewanie zastygły w bezruchu.
Brali wdech i wydychali powietrze w tym samym czasie. Ich bicia serc również były niczym zsynchronizowane ze sobą. Coś przerażającego, ale i zarazem niesamowitego.
- Masz... piękny głos - powiedział. Brzmiał niczym pijany gestem ze strony Blair. Z całych swych sił próbował zwalczyć ten stan, ale nie potrafił. Jego ciemność wyruszyła do walki. Mroczne cechy i potrzeby w starciu z dość liczną armią zdrowego rozsądku i pozostałości po poprzednim życiu. Jednak całkiem nagle na pole bitwy wkroczyła miłość. Nie wiedziała natomiast, po której stronie ma stanąć. Miała w sobie bowiem te dobre strony jak i te złe, a wszystkoego było po równo, albowiem uczucie to nie należało do ludzi normalnych. Tak więc stanęła na samym środku i stała, nie mogąc wybrać odpowiedniej ze stron.
Zmieszana dziewczyna nie wiedziała, co odpowiedzieć. Spojrzała na krajobraz za oknem. Nadal trwał w burzowym chaosie. Podobnie jak jej myśli w tamtym momencie. Przeniosła wzrok na lokatą czuprynę chłopaka, trwającą w tym samym nieładzie co zawsze.
- Piękna muzyka - odpowiedziała cicho. To właśnie miała na myśli i to też powiedziała. Czuła się z tym bardzo dziwnie, gdyż nigdy wcześniej nie mówiła w pełni tego, o czym myślała. Zawsze kłamała. W końcu musiała się jakoś bronić.
Zdjęła rękę z ramienia chłopaka. Wtedy się ocknął. Otworzył oczy przerażająco szeroko. Sylwetkę dziewczyny, siedzącej obok niego. Ogarnęła go nagła złość. Poczuł, jakby jego ciało przeszła fala prądu. Wzdrygnął się, co nie umknęło uwagdze Blair. I chociaż widok ten nie wróżył nic dobrego, wciąż milczała, obserwując go tępo.
Spotkała jego oczy o niespotykanym kolorze. Dostrzegła w nich zupełnie inne emocje niż poprzednim razem. Teraz wyrażały wrogo błyszczały złością skierowaną do jej osoby. Mimo to przyglądała im się dość neutralnie ze stoickim spokojem. Nawet nie zauważyła, gdy ręce chłopaka zderzyły się z jej klatką piersiową. Została zepchnięta. Upadła z gruchotem na podłogę. Ale to nie koniec. Jakby znikąd Harry siadł na niej okrakiem i przygwoździł jej nadgarstki - znajdujące się na wysokości głowy dziewczyny - do podłogi. O dziwo uścisk był delikatny. Zamrugał energicznie powiekami i zbliżył swoją twarz do jej. Znajdował się tak blisko, że mogła czuć jego oddech. Ona sama oddychała ciężko. Przez to, że jej własne ciemne włosy ograniczyły jej niemal całe pole widzenia, nie była już w stanie badać wzrokiem twarzy chłopaka.
Powinna się bać, ale się nie bała. Powinna walczyć, ale nie walczyła. Czekała na kolejny ruch Harry'ego. Gdzieś na samym końcu podświadomości wiedziała, że nie da rady zrobić jej krzywdy.
Oddychał tak łapczywie, iż mogłoby się wydawać, że straci oddech. Lustrował zawzięcie każdy detal oblicza Blair. Szaro - niebieskie oczy - które wydawały się nie mieć żadnej barwy w panującej dokoła ciemności - najbardziej przykuły jego uwagę. Nawet mimo włosów dziewczyny, osłaniających jej twarz niczym chusta, mógł wyodrębnić ich detale. Ale to mu nie wystarczyło. Zapragnął więcej.
Puścił jeden z trzymanych nadgarstków. Rękę szybko zastąpił stopą. Było to dość brutalne z jego strony. Do dziewczyny dotarł solidny bodziec jakim był ból. Aczkolwiek nie należał on do tych najgorszych.
Odgarnął ciemne kosmyki z jej twarzy. Zadziwiająco pięknej twarzy. Do tej pory nie za bardzo zwrócił uwagę na wygląd Blair, bo zazwyczaj kierowała nim jego druga osobowość. To był ten główny powód. A pozostałe? Cóż, on nigdy nie zwracał uwagi na urodę. Nie podziwiał jej. Ale urok tej niezwykłej osóbki aż prosił się o podziwianie. Więc podziwiał. Uległ temu czemuś, co w sobie miała. I może nadal wewnętrznie zachwycałby się tym, co miały zaszczyt widzieć jego oczy, jednak całą cichą chwilę zburzyła kreska na szyi dziewczyny. Coś uderzyło w niego niczym huragan. Cała złość wyparowała. Pozostało dziwne uczucie bezsilności, która pojawiła się znikąd.
Powoli zbliżył rękę do rany, w skupieniu ją obserwując. Dotknął palcem zaschniętej krwi. Jak na zawołanie dało słyszeć się syknięcie. Harry natychmiast zabrał rękę. Nie wiedział dlaczego, ale sprawianie jej bólu nie przynosiło mu przyjemności. Wręcz przeciwnie. On jakby przeżywał wraz z nią ten ból. Bezwiednie wykrzywił swoją twarz w grymasie. Mimo wszystko nacięcie bardzo go zaintrygowało. Przejechał palcami po zaschniętych strużkach krwi, które rozciągały się na całym dekolcie dziewczyny. Wyglądała niczym upiór z horroru. Rana bardzo zainspirowała Harry'ego. Poczuł nagłą chęć namalowania Blair z jego arcydziełem na szyi. Co nie zmieniało faktu, że nadal czuł się źle z tym, co zrobił.
Czuła jak dreszcz wędruje po całym jej ciele pod wpływem dotyku Harry'ego. Zauważyła nawet, że nie zdjął bandażu, który wczoraj mu założyła. Z jakiegoś powodu nie mogła patrzeć na szramę, więc opatrzyła ją. Chłopak nic nie mówił, tylko przyglądał się jej czynnościom. Oboje pokochali ich własną ciszę w której trwali. Mogli wtedy cieszyć się swoją obecnością zupełnie o tym nie wiedząc.
- Wybacz mi - powiedział w końcu, wbijając wzrok w jej oczy. - Ja nie wiedziałem, że... - urwał. Puścił jej nadgarstki, które zdążyły się już zrobić lekko sine. Nie umknęło to jego uwadze.
Po raz pierwszy w życiu poczuł jak bardzo niszczy go jego szaleństwo. I zauważył to dopiero wtedy, kiedy zaczął sprawiać ból jego ukochanej osobie.
Bez słowa wstał i zniknął w ciemności.
Udało jej się jakoś usiąść. Choć z nolącymi nadgarstkami wcale nie było to proste.
W niedalekiej odległości od niej rozciągało się ogromne okno od podłogi do sufitu. Idealnie obrazowało sytuację panującą za oknem, przy którym stał on. Jego sylwetkę wypełniał kolor czarny, jednak pomimo to dziewczyna była pewna, że stoi tyłem do niej.
Przypomniało jej się jak rodzice dawniej ciągle powtarzali, że podczas burzy nie wolno stać przy oknie. A jednak ona i tak robiła swoje. Siadała na parapecie i podziwiała oślepiające błyskawice oraz wsłuchiwała się w odgłosy grzmotów. Lekko uśmiechnęła się na to wspomnienie, lecz gdy wyjątkowo jasna błyskawica oświetliła niebo i odezwał się wyjątkowo głośny grzmot, wzdrygnęła się. Przyciągnęła nogi do siebie i objęła je ramionami, a w oczach zawidniały łzy.
Brzydził się sobą. Brzydził się drugim sobą. Brzydził się wszystkim złym, co jej zrobił.
Jego oczy zaszkliły się i mimo tego, że powstrzymywał się jak nigdy, łzy i tak wypłynęły. Nigdy w życiu nie czuł się taki bezsilny i taki... beznadziejny. Dotarło do niego zbyt wiele w zbyt krótkim czasie. Myśl, że mógł ją zabić, wydawała mu się niewyobrażalna. Nie miał teraz odwagi spojrzeć jej w twarz. Tą piękną, tajemniczą twarz, która wyraziła jeszcze przed chwilą ból zadany przez niego.
Nie potrafił znaleźć sposobu, w jaki wynagrodziłby jej cierpienie. Pustka, jaka wypełniała jego duszę sprawiła, że impulsywnie odwrócił się podszedł do Blair. Cała się trzęsła. Zapragnął jej pomóc. Siadł obok niej. Z oporem objął ją ramieniem i przyciągnął bliżej do swego boku. Nie miał pojęcia w jaki sposób to miało pomóc, ale na pewno sprawiło, że znów poczuł się inaczej. I było mu z tym zadziwiająco dobrze. Tłukący o szybę okna grad z deszczem dodawał tej chwili czegoś magicznego. Hałas przyjemny dla uszu zarówno Harry'ego jak i Blair.
Dziewczyna spojrzała na niego z ukosa. Zauważyła, jak odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy. Wtedy pomyślała: może on też lubi ten dźwięk? Aż ją korciło, by zadać pytanie. Ale tego nie zrobiła. Z jednego, konkretnego powodu: Makayla. Zmaterializowała się gdzieś za szatynem. Co prawda bardzo niewyraźnie, ale widziała jej sylwetkę. W jednej ręce trzymała nóż. Momentalnie dziewczynę zalała fala lęku. Zaczęła się jeszcze bardziej trząść.
- Co się dzieje? - Usłyszała zadziwiająco troskliwy głos Harry'ego. Cóż, dla niego też to było zaskoczeniem. W mgnieniu oka zapomniała o Makayli.
- Nic. Ona stoi za tobą - powiedziała obojętnie. Gdy do jej uszu dotarło pytanie chłopaka, cały strach odleciał. Nawet zmarła kuzynka.
Nagle poczuła się dziwnie bezpieczna, jakby była chroniona. Jakby ktoś, naprawdę się o nią martwił. Ale nie tak jak ci w psychiatryku, co ciągle powtarzali, że martwią się jej zachowaniem. Nie wierzyła im. Za to Harry'emu, który nawet nie wymówił nic w tym stylu, ona uwierzyła. Bo jego zachowanie znaczyło więcej niż jakiekolwiek puste słowa mówione przez tamtych ludzi, którym była obojętna.
Nawet nie zapytał o jaką ją chodzi. Nie musiał. Jedyne, czego potrzebował w tamtym momencie, to mieć ją blisko siebie i nie wypuszczać. Tylko jedno nie dawało mu spokoju. Ona ciągle drżała. Boi się, pomyślał. Nie mylił się. Nie śmiał tego przyznać przed sobą, ale widok jej w takim stanie rozrywał jego serca na kawałki. Siedzenie bezczynnie nie wchodziło w grę. Miał zamiar coś powiedzieć, ale jakaś dzwina siła mu na to nie pozwoliła. Ograniczył się do pocałowania jej głowy. Co okazało się być skuteczne w przerwaniu nerwicowych drgawek dziewczyny.
Kiedy była już w miarę stabilna emocjonalnie, zapytała:
- Ty też lubisz ten dźwięk? - Głos jej się łamał, co sprawiło że Harry wzmocnił uścisk, lecz zaraz potem go poluźnił. Nie miał zamiaru po raz kolejny jej zranić.
- Jaki dźwięk? - Zmarszczył brwi. Nie miał pojęcia o czym mówiła.
- Posłuchaj - poleciła. Tak też zrobił. Zamknął oczy i wytężył zmysł słuchu. Nie minęła minuta, a domyślił się, co miała na myśli. Wiedział, jak odpowiedzieć na pytanie, ale mimo to poddał odpowiedź analizie - czego wcześniej nie robił.
- Gdy jeszcze byłem dzieckiem, uwielbiałem wychodzić na zewnątrz podczas burzy. Jedynie rodzice... - zawiesił wypowiedź. Jego usta przez chwilę trwały w otwarciu. Blair zaczęła zastanawiać się, dlaczego na wzmiankę o rodzicach ucichł. Ziarno podejrzeń zostało zasiane.
- Rodzice? - zapytała zaciekawiona, nie zważając na ryzyko.
Zacisnął wargi i spojrzał w okno zamyślony. Wolał ich nie pamiętać. Chciał wymazać z pamięci obraz matki i ojca i żyć tak, jakby nigdy nie istnieli. Byli ciężarem dla jego duszy. Chcieli go oddać do psychiatryka. To wspomnienie sprawiło, że poczuł się nadzwyczaj źle. Zabrał rękę, którą obejmował. Również tak jak ona podkulił nogi pod klatkę poersiową i objął je ramionami.
Blair towarzyszyło zdezorientowanie. Czyżby jemu też rodzice wyrządzili krzywdę? - przebiegło jej przez myśl. Jednak to głupie rozmyślanie wydało się dziewczynie bezsensowne. Nie chciała pogorszyć stanu Harry'ego. Nie potrafiła go zranić. Też nie rozumiała dlaczego.
Wzrok dziewczyny padł na lewą rękę chłopaka owiniętą dookoła kolana. Przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Zmieniła swoją pozycję siedzącą. Usiadła po turecku i złapała wypatrzoną kończynę szatyna. Zrobiła to niezwykle delikatnie i bezproblemowo przyciągnęła do siebie. Zjechała do dużej dłoni i splotła swoje palce z jego palcami.
- Będzie dobrze - wymamrotała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro