Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☾ 31.

Joelle

W Toronto byłam już jakoś od dwóch dni. Potrzebowałam trochę czasu, aby się jakoś oswoić ze zmianą otoczenia. Wbrew pozorom dobrze na mnie wpłynęła i poczułam się lepiej, stawiając pierwsze kroki na lotnisku na obrzeżach miasta. Przyleciałam z mamą, tylko, że ona od razu musiała jechać do siedziby firmy na jakieś bardzo ważne i istotne spotkanie, a po mnie przyjechała Rachel. Naprawdę dawno nie widziałam swojej kuzynki i obie ucieszyłyśmy się na swój widok.

Rachel była wyższą ode mnie blondynką. Jej oczy łudząco przypominały oczy dupka, ale nie o tym. Nosiła długie włosy, a także lekki makijaż, który podkreślał jeszcze bardziej jej naturalne piękno. Chyba od zawsze zazdrościłam jej urody, choć ja sama podobno też nie byłam tak zła. W końcu zdążyłam się o tym przekonać na własnej skórze przez Hemmingsa. Blondynka była starsza ode mnie, niewiele, ale jednak była, co nie zmieniało faktu, że chyba tylko i wyłącznie z nią potrafiłam złapać jakiś wspólny język, a rozmowa nie umierała po pięciu minutach. Po tej rozłące było jeszcze lepiej niż się spodziewałam. Całą wczorajszą noc spędziłyśmy na tarasie, zmieniając tematy rozmów, co chwila i to jeszcze najczęściej na te, które w ogóle nie były ze sobą powiązane. 

Dzisiaj miałam poznać jej nowego chłopaka oraz jego kumpla, który podobno był bardzo przystojny. Nie byłam, co do tego przekonana, bo przyjechałam tutaj odpocząć od chłopców, a nie po to, aby się za nimi uganiać. Nie chciałam jednak sprawić przykrości kuzynce i postanowiłam się na to zgodzić. Ostatecznie, bo i tak wolałam siedzieć z ciocią w domu i jakoś jej pomagać, a nie biegać po mieście, czy nowo otwartych dyskotekach. 

- I jak? Gotowa? - Rachel zajrzała do mojego pokoju, gdy splatałam włosy w warkocz. Nie miałam siły, ani tym bardziej ochoty, aby ubierać się w coś bardziej szykownego, czy też robić sobie taką fryzurę albo makijaż. Po prostu nie.

- Um, wydaje mi się, że tak. - westchnęłam, wiążąc włosy gumką. - Kiedy przyjedzie Alan? - dodałam, łapiąc kontakt wzrokowy z kuzynką.

- Za jakieś dziesięć minut. - powiedziała, rzucając okiem na zegarek spoczywający na jej nadgarstku. - Słuchaj, wiem, że naciskałam, abyś z nami poszła, ale tylko dlatego, aby Wendell nie czuł się samotny. - dodała, podchodząc do toaletki, przy której siedziałam.

- W porządku, to zrozumiałe. - powiedziałam, obserwując nasze odbicia. Ja postawiłam na wygodę. Ubrałam czarne spodnie i jakąś bluzkę z koronki, którą zabrałam ze sobą, a Rachel zaszalała o wiele bardziej. Ubrała dopasowaną, bordową sukienkę, która idealnie podkreślała jej kształty, poza tym ten kolor bardzo do niej pasował. 

- Może jednak zostaniemy w domu? Nie powinnam była ciągnąć cię jeszcze na jakąś imprezę, po tym wszystkim, co się stało. - zaczęła coraz bardziej wątpić w to, czy dobrze postępuje. Ja też nie wiedziałam, ale może ona miała rację? Wcześniej mówiła, że powinnam się rozerwać i spróbować jeszcze bardziej zapomnieć. 

- Nie, skoro już się umówiłyśmy, to pójdziemy. - postanowiłam, poprawiając pomadkę na ustach. - Następnym razem najwyżej pójdziesz sama, zgoda? - dodałam, gdy nasze spojrzenia w lustrze się spotkały. 

- Zgoda, Clarkson. - zachichotała, kładąc dłonie na moich ramionach. - Wendell jest w twoim typie, myślę, że się dogadacie.

- Jaki jest? - zaciekawiłam się, słuchając tego, co kuzynka ma zamiar powiedzieć. Rachel zaczęła opowiadać o przystojnym, wysokim blondynem, z którym miałam spędzić ten wieczór. Cóż za ironia. Facet. Wysoki. Do tego jeszcze blondyn. Jednak nie mogłam traktować ich wszystkich tak samo, tylko przez tego jednego idiotę i postanowiłam dać owemu Wendellowi szansę na zapoznanie się. Miałam nadzieje, że tego nie pożałuje. 

:::

Pół godziny później staliśmy już w kolejce do klubu. Za nami znajdowało się jeszcze mnóstwo osób, ale my znaleźliśmy się na przodzie tylko dlatego, że brat Rachel dostał prace w lokalu i załatwił całej naszej trójce wejściówki na imprezę powitalną. Wnętrze było urządzone z przepychem. Spodobało mi się już na początku, jak i fakt, że główna sala znajdowała się pod ziemią razem z barem. Głównym wystrojem były obszerne loże wyposażone w czarne, proste stoliki oraz kanapy obite sztuczną, czerwoną skórą. Dookoła porozstawiano także mnóstwo głośników, które były połączone bezpośrednio ze stanowiskiem DJa. Właśnie rozkręcał imprezę, a ludzie zaczynali się bawić na parkiecie, który ułożono płytkami na wzór szachownicy. Nie mogło tez zabraknąć czegoś święcącego, w tym wypadku były to wielkie, podwieszone pod sufitem neony przedstawiające Marilyn Monroe, a także wielka kula disco. 

- I co sądzicie? - zapytał Alan, gdy zajęliśmy swoją lożę, którą wcześniej dla nas zarezerwował. 

- Mi się podoba. - przyznałam otwarcie, gdy podsunięto mi pod nos kartę z drinkami. - Poproszę truskawkową margaritę, jak na razie. - dodałam, zaważając ładnie wyglądający drink, który już zdarzało mi się pić. Miałam nadzieje, że ten tutaj będzie równie dobry, co poprzednie. 

- Ja chce Mojito. - dorzuciła Rachel, a Wendell został przy Cosmopolitanie. Alan złożył nasze zamówienia przy barze, a chwilę później z nimi wrócił.

W miarę upływającego czasu, impreza zaczęła się rozkręcać, a mi wydawało się, że muzyka dudni z głośników coraz głośniej, choć to chyba nie było możliwe. Nie chciało mi się iść tańczyć, więc po prostu siedziałam przy stoliku, sącząc swojego drinka, a także pilnując tych należących do Rachel i reszty. Wendell zniknął w łazience jakąś chwilę temu, a ja miałam nadzieje, że za niedługo wróci. Podłapaliśmy wspólny temat, poza tym gdy siedział obok, inni faceci dawali mi spokój i nie musiałam znosić upierdliwych pytań o taniec, seks, czy postawienie drinka, co teoretycznie wiązało się z tym wcześniejszym. Nie miałam nastroju na takie rzeczy, poza tym na czole nie pisało mi 'łatwa', choć mogłam się po sobie spodziewać już naprawdę wszystkiego. 

Wróciłyśmy z Rachel do domu jakoś po trzeciej w nocy. Ze mną nie było jeszcze tak źle, bo w pewnym momencie powiedziałam sobie pas i przestałam pić, ale blondynka wlała w siebie dosyć sporo alkoholu, nawet nie liczyłam ile tego było i nie zbyt dobrze trzymała się na nogach. Z moją pomocą dotarła do pokoju, gdzie pomogłam jej się przebrać, a później położyłam spać i wróciłam do swojego pokoju. Przeczuwałam, że następnego ranka głowa będzie mnie niemiłosiernie boleć, dlatego też zaopatrzyłam się już w butelkę wody i listek tabletek przeciwbólowych, które położyłam na szafce nocnej przy łóżku.

Zrzuciłam buty, a także niewygodną koszulkę i udałam się do łazienki, aby zmyć z siebie makijaż. Miałam ogromne wypieki na twarzy od temperatury, jaka panowała w klubie, wysiłku, który włożyłam w doprowadzenie Rachel do domu, a także od alkoholu. Poradziłam sobie szybko z demakijażem i wskoczyłam w swoją ulubioną piżamkę. Sprawdziłam jeszcze godzinę, za nim wsunęłam się pod kołdrę na łóżko i zrezygnowałam z nastawienia budzika. Musiałam odespać dzisiejszy wypad i jeszcze trochę z lotu, a także podróży do Toronto. 

Miałam ochotę napisać do Red, aby sprawdzić, jak się ma i czy wszystko z nią w porządku, ale uznałam, że rano będzie na to czas. Nie musiałam się o nią bać, bo w końcu opiekował się nią Michael, więc zaczęłam szukać wygodnej pozycji. Przewracałam się z boku na bok, zwijałam w kłębek, a później nie, ale sen nie nadchodził. Można było nawet powiedzieć, że z każdą kolejną minutą, a później godziną było coraz gorzej. Oczy zaczęły mi się kleić dopiero wtedy, gdy za oknem zaczęło robić się jasno, a moje myśli dotyczące w większości Hemmingsa nareszcie ustały. Nakryłam więc głowę poduszką i westchnęłam z ulgą, licząc od tysiąca w dół. Skończyłam na dziewięćset dziewięćdziesiąt i w końcu udało mi się zasnąć. 

~*~

kto zdążył przed północą? reed

rachel; elsa hosk, wendell; michael terry

+ postaram się dodać w tym rozdziału 2/3 rozdziały x

all the love, red x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro