Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15.

Bell odebrała połączenie.

-Hej Dean, co jest?- zapytała przykładając telefon do ucha.

-Sprawa się spaprała. Musisz przyjechać.- głos Dean'a był zdyszany jakby dopiero co biegł.

-Co? Czemu?

-Przyjedz a się dowiesz, wyśle ci adres. Pośpiesz się.- powiedział pospiesznie Dean i rozłączył się zanim Bell odpowiedziała.

Bell wstała od stołu, po chwili na jej urządzenie przyszedł sms z adresem.

-Musisz iść.- powiedziała do Ketch'a czytając wiadomość.

-Twoi bracia mają kłopoty?

-Wygląda na to że tak.

-Wiec chce pomóc.- szatyn wstał, Bell spojrzała na niego marszcząc brwi.

-Nie sądzę by to był dobry pomysł. I od kiedy jesteś taki pomocny?

-Przyda ci się wsparcie, nie wiesz co tam zastaniesz.- dalej naciskał Ketch.

-Zgaduje, że i tak pojechał byś za mną, hm?- zapytała choć zabrzmiało to raczej jak stwierdzenie. Arthur posłał jej delikatny uśmiech. Oczywiście że pojechałby, obserwował by z ukrycia i w razie potrzeby ujawniłby się.

-Zgoda.- brunetka poddała się.- Przez ciebie bracia będą do mnie mieli pretensje.

-Może nie będzie aż tak źle.

~~~~

Bell wyprowadziła swój motocykl z garażu bunkra. Na zewnątrz zastała Ketch'a przy jego motorze opierającego się tyłem o niego.

-Gotowy?- zapytała Bell zakładając kask na głowę.

-Zawsze.- powiedział z pewnym siebie uśmiechem i również założył kask.

Oboje usiedli na swoje maszyny. Spojrzeli na siebie. Bell wyzywająco zaczęła gazować motocykl, Ketch poszedł w jej ślady rozumiejąc że właśnie wyzwała go na wyścig. Prawie w tym samym czasie wystartowali, a po okolicy rozniósł się ryk silników.

Jechali bardzo szybko na zmianę się wyprzedzając. Tak dobrze się bawili, że nawet nie zauważyli gdy byli już prawie na miejscu. Bell jechała przodem, ale gdy miała już wjeżdżać na parking w ostatniej chwili wyprzedził ją Arthur. Zaparkowali obok siebie.

-Wygrałem.- powiedział dumnie szatyn gdy zdjął kask i przeczesał włosy swoją dłonią. Bell uznała ten gest za cholernie seksowny. Sama miałaby ochotę włożyć dłoń w jego kasztanowe włosy, sprawdzić jakie są w dotyku, ale szybko ogarnęła się z tych myśli.

-Nie ciesz się tak, nic do wygrania nie było.- powiedziała niezadowolona Bell. Była pewna swojej wygranej, ale Ketch był jednak lepszy, a teraz jeszcze chełbi się tym.

-Sądzę że jednak coś wygrałem.- posłał jej tajemniczy uśmiech, a Bell zaciekawiła się, co takiego miał na myśli.- Który pokój?

-17.- powiedziała Bell idąc z Ketch'em w stronę pokoi motelowych.

Gdy dotarli do odpowiednich drzwi brunetka bez pukania otworzyła je gwałtownie i weszła do środka, a za nią Ketch. Bracia podnieśli się i złapali za broń myśląc, że to zagrożenie.

-Mogłabyś pukać Bell.- powiedział Sam opuszczając broń i chowając ją. Spojrzał za siostrę i zauważył Ketch'a.

-Co on tu robi?- Dean zapytał złowrogo nadal trzymając w dłoni broń, opuszczoną ale gotową do strzału. Nie trawił tego człowieka pod każdym względem. A najbardziej zaczęło go denerwować to że Ketch ewidentnie lubił być w pobliżu jego siostry.

-Jestem waszym wsparciem.- powiedział Ketch nie zwracając uwagi na niechęć blondyna.

-Nie potrzebujemy cie. Dzwoniłem po Bell nie ciebie.- Dean ustał na przeciw Ketch'a obdarzając go niezawistnym spojrzeniem. Ketch schował ręce za plecy prostując się bardziej i z chłodnym wyrazem twarzy patrzył na Dean'a.

-Masz zamiar tego użyć?- szatyn wskazał podbródkiem trzymaną w dłoni Dean'a pistolet.

-Jeśli dasz mi do tego powód.

Bell spojrzała wymownie na Sam'a. Jeżeli zaraz ich nie rozdzielą to może być nie miło.

-Dlaczego ukrywacie się w tym obskurnym motelu Dean?- Bell mocniej zaakcentowała imię brata. Blondyn spojrzał ostatni raz na Ketch'a i odsunął się od niego. Schował broń i siadając na krześle przy stoliku pod ścianą, z której zaczęła odpadać już tapeta, spojrzał na siostrę.

-Gdy poszliśmy na komisariat dowiedzieć się czegoś o ofierze podaliśmy się jak zawsze za FBI. Szeryf sprawdził nas i odkrył że jesteśmy oszustami. Dlatego siedzimy w tej rozpadającej się dziurze i ukrywamy się.

-Sprawdził? Rzadko to robią.- powiedziała Bell.

-Tak. Ten szeryf zachowywał się dziwnie gdy nas zobaczył. Ale zdążyliśmy się trochę czegoś dowiedzieć.- powiedział Sam i podszedł do stołu gdzie leży jego laptop i usiadł. Bell i Ketch podeszli do niego patrząc zza niego na ekran urządzenia, na której wyświetliły się akta kilku zgonów w ciągu ostatniego miesiąca.- Siedem osób zginęło z powodu ataku zwierząt, ale obrażenia wskazują na sprawkę...

-Wilkołaka.- wtrącił Dean.- Zatuszowali te sprawy, ale śmierci studentki tym razem nie udało im się.

-Sądzicie, że szeryf jest wilkołakiem?- zapytał Ketch.

-Nie. Jeden z świadków słyszał krzyki w parku i gdy poszedł to sprawdzić znalazł ciało studentki, ale widział też szybko oddalającą się postać. Mimo że uciekinier był tyłem do niego to świadek powiedział że postawą wyglądał na młodego mężczyznę z ciemnymi włosami. A szeryf ma jasne, wiec on odpada.- wyjaśnił Sam.

-Tą zmarłą studentkę widziano ostatni raz w miejskim barze, wyszła z tamtą z jakimś chłopakiem. Ale nikt nie był w stanie opisać jego wyglądu, niezbyt zwrócili na nich uwagę.- dodał Dean.

-Okay. Wiec wieczorem pójdziemy do tego baru i sprawdzimy czy ten wilkołak tam przyjdzie. To miejsce może być jego terenem łowów.- powiedziała Bell. Bracia skinęli głowami.

~~~~

-Zadzwoniłaś po niego?- Dean złapał za ramie Bell zatrzymując ją odciągając tym od reszty i cicho ją pytając gdy wszyscy wyszli na parking.

-Nie, przyszedł do bunkra.

-Po co?

-Nie pytałam go, ale krótko rozmawialiśmy bo zadzwoniłeś, a on na siłę postanowił dołączyć.

-Dlaczego go wpuściłaś?

-Miał whisky, a ty zapomniałeś dokupić alkoholu. I co to ma być za przesłuchanie?

-Spokojnie, chciałem tylko wiedzieć. Nie podoba mi się to jak się wokół ciebie kreci.

-Oh, Dean'o się o mnie martwi. Jakie to słodkie.- powiedziała z przesłodzonym tonem.

-Wiesz, że zawsze się martwię o ciebie krasnalu.- blondyn rozbawiony potargał jej włosy.

-Ej! Idziecie?- zawołał Sam stojąc przy Impali.

~~~~

Szybko dotarli do miejskiego baru. Rozdzielili się po kontach pomieszczenia by mieć możliwość lepszej obserwacji z ukrycia oraz by nie zbudzić podejrzeń. Dodatkowo Sam i Dean muszą bardziej na siebie uważać bo podszyli się pod FBI a szeryf raczej tego łatwo nie odpuści.

Bell spojrzała przez prawe ramie spoglądając na siedzącego pod ścianą Ketch'a. On wyczuł jej wzrok na sobie i posyłając jej delikatny uśmiech spojrzała na nią. Bell odwróciła wzrok zanim samowolnie odwzajemniła gest. Przejechała palcem po krawędzi szklanki z złocistym napojem. Czuła spojrzenie Ketch'a utkwione na jej plecach, paliło ją to, najwyraźniej szatyn chciał by ponownie odwróciła się do niego. Bell walczyła z pokusą by tego nie zrobić, a miała palącą ochotę, tak jak pustelnik pragnący choć odrobiny wody na pustyni. Mogłaby godzinami wpatrywać się w jego hipnotyzujące brązowe oczy z domieszką błękitu, nie musieli by nawet nic mówić, wystarczyła by ta chwila zapomnienia a nic innego nie miało by znaczenia. Ale czy Ketch też by tego chciał? Nie raz pokazywał swoją obojętność, nieczułość, a jednak jego oczy zdradzały coś innego, bicie jego serca zdradzało coś innego. To dało Bell dużo do myślenia. Bo albo jest tak zaślepiona uczuciem że zmysły ją zawodzą albo to jest prawdziwe.

Do baru wszedł młody chłopak z ciemnymi włosami. Z lubieżnym uśmiechem rozejrzał się po wnętrzu szukając nowej przekąski. Bell poczuła charakterystyczny zapach wilkołaka. Spojrzała przez lewe ramie w bok w stronę wejścia do baru gdzie stał młody wilkołak. Oczy ciemnowłosego przebiegły po zgromadzonych w barze aż spoczęły na Bell. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Chłopakowi mina zrzedła, z paniką zaczął cofać się do wyjścia po drodze na kogoś wpadając. Bell nie czekała ani chwili ruszyła w pogoń za nim. Jej bracia i Ketch widząc jak wybiega za kimś z baru w pośpiechu podążyli za nią.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro