Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Dawno, dawno temu, a może nie tak dawno… Za górami, za lasami, a może gdzieś niedaleko… W głębi boru, otoczone przez nieprzeniknione chaszcze stał stary pałac. Ten, choć zdawał się opuszczony nie podupadał, a stał wciąż piękny i wspaniały. Mówiono, iż nawet Wersal, czy dwór sułtański nie mógł by się z nim równać. Jednakże tych, którzy widzieli go na własne oczy nie było wielu. Aby ten trafić bowiem potrzeba było niebywałego szczęścia, czy też nie szczęścia gdyż każdy, kto się zapuścił zbyt blisko i wrócić następnie usiłował twierdził iż droga płatała mu figle, a to znikając, a to zataczając pętle, zmieniając swe miejsce, czy bujnie na raz porastając chwastem.
To jednakże nie było jedynym powodem przez który nikt nie miał odwagi, aby zbadać owe zamczysko. Drugi z nich bowiem były duchy, które ci, co mieli odwagę by drzwi złote przestąpić nspotykali na swojej drodze. Różne zjawy zamieszkujące pałac, a tak osobliwe iż ludzie dostawali na sam ich widok gęsiej skórki. Wreszcie zamek ów zamieszkiwała ponoć bestia, której opisów było tyle, ich tych, którzy rzekomo ją ujrzeli. Wielka na dziesięć łokci, bądź też postury dorodnego męża. Pokaśnie owłosioną, bądź niemal futrem nie muśnięta. Raz to bardziej ludzka, to znów zwierzęca. Rzecz jednakże w niej jedna wspólna, iż gwałtowna, zimna i wściekła niczym diabeł z piekła. Ostatni strażnik. Jak się też więc dziwić, iż każdy ów pałac w spokoju omijał? Jeśli... mógł tylko, lecz kiedy zimno, wichura, burza, a wiatr potężny tam zagubionego wędrowca przywiodły, to co też zrobić mógł ów człowiek, jeśli nie wejść do tego wnętrza przez drzwi złote?

***

Wioska... nie była bogata, jak tu każda w okolicy... Jedna skromna karczma, mały młyn, szewc i też nie tak już młody, czy w pełni sił piekarz co winien, ludzi wyżywić. Bieda, a ubóstwo... Tak określić... można, tych co i żyć tu mogli na nie tak dobrych warunkach. Lasy wokół, to i z myślistwa utrzymać się nie tak trudno, ale na broń... Funduszy byle kto nie w stanie utrzymać, nie tu. W tej też wiosce wynalazca starszy się ostał, który z synem mieszkał w skromnej, starszej chacie. Szaleniec..? Tak mówiono o człowieku, z myślą stworzenia maszyny, co by... Kto wie potrafiła czynić. Ni to piec, ni też siekiera co drzewo siecze... Wyśmiewano go, bo i syna miał kalekę, co i poruszać się w pełni nie mógł. W stanie nie był Ojcu pomóc w ciężkiej pracy... Wybrał się w drogę daleką, by tę cenną maszynę sprzedać i zarobić na życie. Jechał dniem i nocą, przez ciemny las... Szukając kierunku w którym wyruszył. Zima sroga, to i też odpocząć musiał, tak by nie zamarznąć i nie stać się częścią boru... Natknął się na tę... bramę żeliwną i jej też próg przekroczył niepewnie... Kaszlem się uniósł idąc dalej, kroki stawiając małe, a niepewne. Zamczysko duże, jak i te z powieści, co przestrogę ślą w sobie. Wymęczony ruszył tam gdzie nie powinien, drzwi ciężkie, masywne uchylając, a jakiegoś gospodarza wywołując krzykami. Nikt się jednak nie zjawił... Coś się jednak zmieniło w otoczeniu. Fotel ciężki jakby ktoś przysunął i dłonią ostrożnie popchnął, by ten usiadł spokojnie. Podnóżek sam pod nogi wskoczył, puchar złoty winem... grzanym do pełna sam siebie wypełnił i... na tacy podał. Laskę czarną na kolana starsze już przysunął a ogień zapalił w kominku wygasłym... Usnął nań.

***

Rano podróżnik ów zbudził się rześki, wypoczęty, leżąc nie w fotelu, gdzie pamiętał iż usnął, a na miękkim łóżku w tej że sypialni, co i w prawdzie był w nocy. Wstał też szybko z posłania miękkiego za swym bagażem się rozglądając, gdzie ubranie miał na zmianę świeże, a co ważniejsze pieniądze, w które w świecie zarobił, a które też przydadzą się na pewno. Może nie tyle w obrządku, który choć skromny mieli godny, lecz w rehabilitacji syna, a tym by coś więcej poza ten domek, mały warsztat i gospodarstwo mieć. Na szczęście też dla niego monety te były nie tkniete. Na stole zaś przed nim, kiedy wzrok podniósł ujrzał bogato zastawioną tacę, lecz najpierw... puki też coś by z niej skosztował przebrać się poszedł, umyć w łazience do tej komnaty przyległej. Gdy wrócił zaś zjadł, aż nadto dobre śniadanie, spakował swe manatki, doprowadził pokój do porządku i po chwili wahania zostawił kartkę, gdzie dziękował "komuś" za gościnę. Wyszedł, lecz rzecz jedna zatrzymała go jeszcze w tym przeklętym miejscu...

Mąż... ten stanął w jednej chwili spoglądając na ustawioną przy stole czarną laskę, którą już wczoraj otrzymał, a... Teraz? Ona była na wyciągnięcie jego dłoni. Obiecał... rzecz podobną synowi, bo i nie mógł dać... mu wielu tak potrzebnych do funkcjonowania przedmiotów. Cierpiał to wiedząc, że... nawet z trudem krok stawia jak dziecko błądzące we mgle. To nic nie dało... Chwycił ją w dłonie, kurczowo. Dla dziecka, wiele jest w stanie poświęcić, a ten zamek? Jakby z nieba mu spadł od tak... Gospodarz? Nie było go tu... Więc kto otoczył miejsce tak stare swą pieczą? Zjawy tak się zdaje. Tak... Gotów już wyjść, a to też nie tak proste się zdało. Huk, jakby nagły świst wiatru otoczył go swoim płaszczem, a z objęć uwolnić nie chciał... Nie od razu. Atak zdawał się dokładny i z lekka wierną od lat brutalnością muśnięty. Coś za ramię od tyłu chwyciło. Trzymało.
- Po co tu wszedłeś? Złodzieju...

Tak więc nie tylko zjawy mieszkały w tym zamku, bo postać stojąca obecnie za plecami kupca duchem być przecież nie mogła. Sam jednakże jej głos, głęboki i zachrypnięty, przypominał ryk bestii. Mężczyzna jednak zebrał się w sobie i odpowiedział na niemal bezpodstawne bądź co bądź oskarżenie. Póki nie wyniósł bowiem laski nie był przecież złodziejem.
- Ja... Zabłądziłem, a ponieważ było już późno i straszna zawieje chciałem się tu schronić. Nikt nie odpowiadał, więc wszedłem. Nie jestem złodziejem, niczego przecież nie ukradłem... proszę pana. - Dokończył nie wiedząc jak inaczej miałby się zwracać do osoby, której przecież nie widział.

Za kark chwycił gotów za niego szarpnąć, czy skręcić a jak życie ulatuje sprawdzić... Bacznie, tak by mieć szansę go kontrolować. Uważać na ruch, czy... też jeńca tego oszczędzić. Nie był niczego pewien... Wolał mieć rację. Żyć, a tak na regułach swoich... Wiele tu  się w sytuacji tej nie zmieniło. A On? Dał... mu nikłą szansę, by za winy zapłacić. Złodziej bez skazy.
- Czyja to rzecz co ją w swej dłoni trzymasz? Dla kogo to? - Pytał, jako wąż mrożąc kark ciepły. To i winien ten, dla kogo i powinno...

- To rzecz.. pańska. Ja ją jedynie obejrzeć chciałem. Mój syn... niedomaga. Ma chore nogi, tak że brak mu w nich czucia i... ciężko mu chodzić. A ta laska... wyglądała tak dobrze. Zrobił bym mu podobną, na jej obraz. - Wyjaśnił zduszonym głosem kupiec.

- To litość we mnie wzbudzić winno? Nie starcze... Laska twoja już będzie, acz nim słońce raz drugi wstanie Ty syna, kalekę tu przyprowadzisz... Ugoszczę go, jak należy rok czasu, czy więcej jeśli zdoła. - Wysyczał skrzydłem z lekka trzebocząc... - Nie uczyń tego, zaś nie tylko Ty zgoniesz...

- Ale... Panie. Mój syn... To jedyna ma pociecha. Błagam. - Jęknął, bo to co przed nim stało, nie tylko gwałtowne i okrutne było, lecz i diabła przypominało. Ogon spiczaście zakończony wił się w powietrzu za nim czarny, takiego też koloru skrzydła nietoperze To miało u boków, a na głowie rogi pokaźne, także niczym smoła czarne, a skręcone, jednak nie baranie, a... kudu? Prócz tego był to jednak zwykły, postawny mężczyzna bogato, w szaty granatowe odziany. Diabeł? Lucyfer? Boruta? Czy też inny czart? Mu miałby syna oddać pod opiekę?

- Wynoś się! - Warknął wciąż to słowo w ustach podtrzymując... Podnużek to zwykły, człek nic nie warty. Sama nienawiść w nim tu wrzała, burząc myśli natrętne. W uścisku zamknął... schorowaną dłoń, drzwi ruchem nieznacznym rozchylił, a skrzywdła na plecach złożył. Trzymał się tego... Nigdy w przypadku słowa decyzji swej zmieni. Wyrzucił... go na śnieg, uśmiechając się szorstko. Będzie nań czekać, niech czeka i On...

************************************
Witam, jest to książka na podstawie pięknej baśni, którą zapewne wszyscy znają, tak więc wyzwanie nie tak łatwe... Staramy się jak możemy i też czekamy na Wasze opinie!

Współautorka L16Wosp

Serdeczne słowa podziękowania kieruję również do JustBlackRose, która stworzyła dla nas okładkę.💙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro