Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. rozważna i ryzykowny

Irytacja jest porażająca, gdy musisz tłumaczyć się z czegoś, czego nie zrobiłaś. Paraliżuje wypracowany mechanizm, który do tej pory nakazywał mi brać głębokie wdechy i wydechy i tłumaczyć ludziom moją perspektywę, zanim emocje przejmą kontrolę nad językiem.

Ale kiedy w drugim tygodniu semestru w oku niemalże każdego ucznia widać już nieme „nie spodziewałbym się kradzieży po Avril Scarrone", kończą się słowa, z jakich można sklecać kolejne usprawiedliwienia.

Najpierw czekałam, aż Jaden pojawi się w szkole, żeby jeszcze raz z nim porozmawiać. To on rozpuścił tę plotkę i to na nim ciąży odpowiedzialność, by teraz ją odkręcić.

Ale dziś Jaden znowu się nie pojawia.

Na przerwie obiadowej rozglądam się wkoło i taksuję wzrokiem nabuzowany hormonami tłum nastolatków. Ani śladu po tlenionej czuprynie Hartona.

– Chyba się nie doczekasz – stwierdza Kaya i stuka paznokciem w ekran mojego zablokowanego smartfona. – Pisz do niego na Instagramie i nie patyczkuj się z debilem.

Zwykle bym ją uspokajała, ale ma rację. A ja jestem na skraju wytrzymałości.

Znalezienie jego profilu nie jest trudne. Z zaskoczeniem stwierdzam, że nawet się nie obserwujemy. Chyba niewiele straciłam.

Co za dziwak. Znajduję u niego jedynie parę zdjęć, na żadnym z nich nie widać samego Jadena. To, co fotografował, to zupełnie losowe przedmioty i miejsca. Las, płyty winylowe, stary samochód. Granatowy motocykl.

Nieważne. Piszę do niego.


@pinkmoonlight

Cześć, przepraszam, że Cię nachodzę w ten sposób, ale uważam, że musimy porozmawiać.

@hjaden

znamy się ?


Nabieram powietrza w płuca nad telefonem. Kaya zagląda mi przez ramię.

– Serio? Zaczynasz rozmowę z tym dupkiem od przeprosin?

– Że co? – Layla, dotychczas zainteresowana czytaniem Twittera, także się podrywa. – To on powinien cię przepraszać!

– Dobra, dobra. – Unoszę dłoń, nie podejmując się dyskusji.


@pinkmoonlight

Już nawet nie znasz ludzi, o których plotkujesz w szkole?

@hjaden

aha, to ty ?

@pinkmoonlight

Słuchaj, jak już mówiłam, przykro mi z powodu zguby.

@pinkmoonlight

Ale nie zamierzam płacić za cudze lepkie ręce i Twoją nieuważność.

@pinkmoonlight

Tylko dzisiaj cztery kolejne osoby mnie o to wypytywały i naprawdę mam dość. Ty wymyśliłeś, że cokolwiek ukradłam, więc teraz to łaskawie odkręć.

@pinkmoonlight

Proszę.

@hjaden

to nie ja to wymyśliłem

@pinkmoonlight

Ale to przez Ciebie nie mogę przejść przez korytarz bez krzywych spojrzeń, więc?

@hjaden

?

@pinkmoonlight

Więc uważam, że moje dobre imię zasługuje na oczyszczenie. Powinieneś cofnąć zarzuty.

@hjaden

jezu, czy to proces, żeby "cofać zarzuty" ?

@hjaden

przecież mnie nawet nie ma w szkole

@hjaden

sorry, nie mam na to czasu

@pinkmoonlight

Aha. Masz to gdzieś, tak?

@pinkmoonlight

To nie w porządku. To dla mnie naprawdę ważny semestr. Nie chcę dokładać sobie stresu związanego z tym, że wszyscy uważają mnie za złą osobę.

@pinkmoonlight

Mówiłam już, że jestem niewinna, Tobie i innym. Ale to wygląda tak, jakby winny się tłumaczył.

@pinkmoonlight

Możesz coś z tym zrobić? Proszę

@pinkmoonlight

Jaden?

@hjaden

mam własne problemy


Patrzę na jego wiadomość. Gniew zaczyna parzyć mnie od wewnątrz.

Może to prawda, że czasami czuję się zbyt odpowiedzialna za rzeczy, które nie powinny mnie obchodzić. Rozwiązywanie problemów w cudzych związkach, opiekowanie się ludźmi, którzy powinni opiekować się mną, pomaganie komuś, kto do tej pory niczego dla mnie nie zrobił – to wszystko zdaje się zawsze spoczywać na moich barkach. Nie zawsze powinno tak być. Jestem tego świadoma.

Ale z dwojga złego chyba lepiej czuć się nadmiernie odpowiedzialnym niż niedostatecznie odpowiedzialnym. Jak niektórzy.

Moje palce lewitują przez kilka chwil nad ekranem i stukają nerwowo. Nie, cholera jasna, nie będę prosić Hartona o specjalną ochronę. Nie będę się płaszczyć i błagać o jego pomoc. Jeśli on sam nie poczuwa się do obowiązku, to ja nie zamierzam tracić czasu. Ani resztek honoru.

Ale świerzbią mnie palce. I w końcu same pchają się do napisania ostatniej wiadomości.


@pinkmoonlight

Przed znakami zapytania nie stawia się spacji.

༻❁༺

Teoria trzeciego miejsca mówi, że warto poza domem i pracą lub szkołą mieć jeszcze jeden zakątek, do którego często się wraca. Park, kawiarnię, bibliotekę. Dla mnie takim miejscem jest mieszkanie Kai i jej mamy.

Jest małe. Ma salon z rozkładaną kanapą, jedną maleńką sypialnię, kuchnię z farbą odpadającą ze ścian i łazienkę z wielkim piecem, który regularnie się psuje. Z salonu można wyjść na balkon, ale jest on tak ciasny, że ledwo można obrócić się na nim wokół własnej osi. Ze starego kredensu wypadają nieposegregowane sterty papierów, a skrzypiące szafki się nie domykają. W dywanie kurz utknął już chyba na stałe i nie da się go w żaden sposób doprowadzić do czystości. Dlatego też Kaya woli przebywać w moim domu – w starym i zimnym gotyckim pseudo-zameczku. Myślę, że trochę się wstydzi tego miejsca. Ale ja wolę być tutaj. Może i ogrzewanie nie zawsze działa, ale mama Kai wypełnia ziejącą dziurę w moim sercu szczerym ciepłem.

Pewnie dla niektórych wadą mojego trzeciego miejsca byłoby to, że droga do domu zajmuje mi jakieś czterdzieści minut. Ja uważam to za kolejną zaletę. Robię sobie wtedy zawsze spacer oczyszczający umysł, a w moich słuchawkach, tak jak tego dnia, muzyka gra na maksa.

Głos Gerarda Waya rozkręca się przed refrenem, ulewa nie ustępuje, a ja w ręce ściskam gaz pieprzowy, by móc czuć się bezpiecznie i bez przeszkód cieszyć się piosenką. Choć w uliczkę otoczoną drzewami z jednej strony i smutnymi domostwami z drugiej rzadko ktokolwiek się zapuszcza, wolę być ubezpieczona. Dzięki opustoszałości tego miejsca mogę podśpiewywać pod nosem i nie wychodzić na wariatkę.

Idę więc przed siebie, podśpiewuję do rocka grającego w słuchawkach i ignoruję fakt, że zimny deszcz kapie mi z włosów na twarz. Słuchawki fantastycznie wygłuszają otoczenie; rozumiem to zwłaszcza wtedy, gdy zza zakrętu wyjeżdża niebezpiecznie rozpędzony motocykl.

Myślę tylko, że jazda z taką prędkością w aktualnej pogodzie może być ryzykowna, nim rozumiem, że pojazd zmierza prosto na mnie.

Jasna cholera. On nie wyrobi zakrętu. Wjedzie na chodnik.

Prosto we mnie.

Panika narasta szybciej, niż jestem w stanie się spodziewać. Ciągnie za wszystkie moje kończyny i w odruchu, do którego moja świadomość nie ma dostępu, w ostatniej chwili przeciąga mnie na bok z drogi jednośladu. W tym czynie nie ma miejsca ani czasu na grację. I żałuję tego, gdy moja noga następuje w nieuwadze na śliską, wygiętą studzienkę; ślizga się, a w mojej głowie pojawia się tylko błyskawiczny komunikat: za ćwierć sekundy rąbnę o twardy asfalt.

Och, walnięcie o ziemię jest niczym w porównaniu z bólem, który rozchodzi się po mojej kostce po tym, jak nienaturalnie wygina się w czasie poślizgu i upadku. Mam sto procent pewności, że coś, co nie powinno się w niej ruszać, właśnie się poruszyło.

Z mojego gardła chyba wydobywa się krzyk. Nie jestem tego pewna.

Rejestruję tylko tyle, że motocykl wjeżdża w ogrodzenie, ale jeździec szybko z niego zeskakuje, nie dbając o przewracającą się maszynę. Następnie zdejmuje kask i podbiega do mnie.

Następne, co pamiętam, to to, czyja pobladła ze strachu twarz się przede mną pojawia.

Jaden Harton.

– Nic ci nie jest? – Patrzy na mnie, jakby dopiero teraz mnie rozpoznał. Wielkie oczy robią się jeszcze większe, uchylone usta uchylają się jeszcze bardziej. – Avril? O kurwa... Żyjesz?

Podciągam kolano bliżej siebie i próbuję dotknąć kostki pulsującej bólem, ale gdy to robię, ból mnie paraliżuje i syczę. O rany. Wydaje mi się, że z moich oczu lecą już łzy. Nie tyle z bólu, co ze strachu i szoku.

– Jesteś walnięty?! – wyrywa mi się. Mam urywany oddech. Z jakiegoś powodu nagle zrobiło mi się słabo i duszno. – Prawie mnie zabiłeś!

– Spróbuj wstać – mówi nieporadnie, jakby nie do końca wiedział, jak się zachować w takiej sytuacji. Usiłuje mnie chwycić i podnieść, ale odganiam go wiotkim ramieniem.

– Daj mi spokój! Święty spokój!

Próbuję stanąć o własnych siłach, ale kręci mi się w głowie. Ciało odmawia posłuszeństwa. Czuję na plecach zimny pot i z łatwością odróżniam go od deszczu.

– Musimy zadzwonić po karetkę. To może być złamanie. – Maca kieszenie spodni, a później kurtki motocyklowej. Później rozgląda się spanikowany. W końcu znajduje swoją komórkę. Leży trzy metry dalej, w sąsiedztwie szkła zbitego na drobny mak.

Gdy nie udaje mu się jej włączyć, żałuję, że nie mam w sobie wystarczająco energii, by poczuć satysfakcję.

Chcę więc sięgnąć po swój telefon. Wtedy dociera do mnie, że wpadł do studzienki przy upadku.

– Nie... tylko nie to... – Patrzę przez otwory kanału w nieprzeniknioną czerń. Muzyka w słuchawkach już nie gra. Przepadł.

Jeśli do tej pory nie płakałam jak dziecko, to teraz z pewnością to robię.

– To ja cię zawiozę – oświadcza, a mnie żółć podchodzi do gardła.

– Pieprz się – warczę na niego. – Nie wsiądę z tobą na ten cholerny motocykl. Nie umiesz jeździć. Zresztą – podnoszę rękę i usiłuję zapanować nad drżeniem – nie mam ochoty cię dłużej widzieć. Nie mogę na ciebie patrzeć.

Furia jest nieopisana i szuka ujścia w werbalizacji. Chyba nigdy nie wypowiedziałam tak wielu przykrych słów w tak krótkim czasie. Ale moje myśli przysłania mgła bólu i paniki. Adrenalina nie ustępuje. Nie mam czasu przejmować się tym, czy Jaden poczuje się urażony moją nagłą szczerością.

– Więc wolisz tu zostać? – On też podnosi głos. Również jest zestresowany. – Nie buntuj się. Proszę. Zawiozę cię.

Nie czeka na moją odpowiedź, tylko chwyta mnie pod kolanami i ramionami i podnosi. Sprawia mu to olbrzymią trudność, do tego stopnia, że mam ochotę zeskoczyć z powrotem na asfalt. Czuję się tak głupio i niekomfortowo. Ale się powstrzymuję. Czy mam lepsze wyjście?

Gdy przenosi mnie z powrotem na chodnik, czuję, że całe jego ciało bezlitośnie się trzęsie. Ma przyspieszony, urywany oddech i rozbiegany wzrok.

Potrafię rozpoznać panikę, kiedy ją widzę.

Stawia mnie ostrożnie na jednej nodze i chyba coś mamrocze, ale go nie rozumiem. Później z trudem podnosi motocykl, ignoruje liczne rysy w granatowym lakierze i podaje mi swój kask.

– Chcesz jechać bez kasku? – pytam na płytkim wdechu. Irytacja wzbiera we mnie na nowo. Jest nieodpowiedzialny. Znowu.

– Wolę jechać bez kasku niż wieźć ciebie bez kasku. Złamaną nogę da się poskładać, ale urwanej głowy nie przyszyjesz.

– Kask nie chroni przed urwaniem głowy. – Potok niemiłych słów znowu się ze mnie wylewa. – Ten nawet nie jest w moim rozmiarze, więc nie spełni swojej roli, a poza tym...

– Załóż go, do cholery, i przestań już – przerywa mi, warcząc przez zaciśnięte zęby.

Zagryzam usta w gniewie i zabieram kask, po czym go zakładam. Chcę już znaleźć się w szpitalu i przekazać kontrolę komuś innemu. Ból odbiera mi oddech i rozum. Adrenalina wyłącza wszystko inne. Rytm serca nie zwalnia. Tylko dlatego się zgadzam, mimo że boję się wsiadania z nim na motocykl. Ale nie mam wyboru. Po prostu nie mam.

Nigdy nie siedziałam na jednośladzie, a Harton skąpi mi instruktażu. Umiejscawia mnie za sobą w roli plecaka, po czym wyrusza, a ja czuję, jak każdy mięsień w moim ciele się temu sprzeciwia. Napinam się cała, gotowa na kolejny upadek.

Jednak docieramy pod bramę lecznicy bez szwanku. Nie licząc przerażenia, które widzę na jego twarzy jak w odbiciu lustra, oraz mojej nogi rozrywanej bólem za każdym razem, gdy niechcący nią poruszam.

Na razie jestem zszokowana i przestraszona. Ale to minie. Wtedy pojawi się prawdziwy ból.

I prawdziwa złość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro