Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

- Blake, przecież ona jest w domu.

Czy ona ma mnie za idiotę?

- Nie ma jej w domu, przecież jej babcia mi mówiła, że jeszcze nie przyszła. Pewnie zostawiła tam telefon.

- To po cholerę każesz mi namierzyć jej telefon skoro nie ma go przy sobie?!

- Skąd miałem wiedzieć, że nie ma go przy sobie?!

- Ona zawsze ma go przy sobie!

- To najwyraźniej nie ma go przy sobie!

Odetchnąłem i walnąłem się na kanapę. Ta rozmowa była bez sensu. Skoro jest bez telefonu to jak mamy ją znaleść?

- To co robimy?

Spytałem z nadzieją, że dziewczyna ma jakiś plan.

- Jak to co? Szukamy jej komórki w domu i sprawdzamy numer tego całego Drake'a.

Ciarki mnie przeszły na samą myśl o tym idiocie. Chwilę nad tym pomyślałem, ale nie mamy innego wyjścia żeby znaleźć naszą zgubę.

- Dobra, chodźmy.

Sam wzięła ze sobą tablet i wyszliśmy.

#

- Kurwa.

- Co jest?

Dlaczego nie pomyślałem o tym wcześniej?

- Powiedziałem jej babci, że ___  jest ze mną. Nie możemy tam wejść.

- Jesteś idiotą Blake, w takim razie jak chcesz się tam dostać?

- Spokojnie, mam już wprawę. Zostań tutaj, zaraz przyjdę.

Poszedłem na tyły domu rozglądając się dookoła czy nikt mnie nie przyłapie. Minutę później oglądałem ten znajomy pokój. Pomyśleć, że jeszcze miesiąc temu tutaj się poznaliśmy. Zacząłem przeszukiwać pokój, ale nigdzie nie znalazłem jej urządzenia.

Po chwili zastanowienia włączyłem Sharingana. Wiem, że dostałem wyraźne ostrzeżenie od ___, że używanie moich umiejętności w tym świecie źle się skończy, ale w tym momencie nie miałem innego wyjścia. Jebać konsekwencje.

Wszystko stało się niemal przezroczyste. Spojrzałem na podłogę, aby sprawdzić co dzieje się na dole. Wszystkie odgłosy dochodzące z parteru były dziesięć razy wyraźniejsze. Zobaczyłem jak dziadkowie siedzą na kanapie i oglądają reality show energicznie o nim dyskutując. Skupiłem wzrok na różnych szafkach i komodach. W końcu znalazłem to czego szukałem. W kuchni, na jednej z górnych półek znajdowało się pudełko ze słodyczami. Tam schowali telefon.

Ale na początku musiałem pozbyć się przeszkody, jaką stanowiła starszyzna. Wyjąłem komórkę i zadzwoniłem do Sam.

- Co?

- Zapukaj do drzwi. Telefon jest na dole, a oni nie mogą mnie zobaczyć.

- Blake, sprawiasz same problemy.

Zignorowałem marudzenie dziewczyny i czekałem na sygnał. Dzwonek zadzwonił, a ja zacząłem schodzić powoli po schodach.

- Dzień dobry!

Krzyknęła moja towarzyszka.

- Chyba noc. Sam co ty tutaj robisz? Jeszcze o tak późnej porze? Jest po dwudziestej drugiej.

- Emm.. Przeprowadzamy ankietę w szkole pod tytułem "O której godzinie twój sąsiad idzie spać." Czy mógłby pan zawołać swoją żonę?

- My chyba nie jesteśmy sąsiadami. A z resztą.. Emily! Choć no tu!

Moja szansa! Pobiegłem cicho do kuchni i zacząłem szukać wcześniej wspomnianego pojemnika.

- Beznadzieja! Przecież nikt nie będzie spał w nocy, kiedy uczniowie będą naparzać dzwonkiem po dzielnicach!

Mam. Sięgnąłem po zdobycz i machnąłem ręką do Sam dając znak. Pobiegłem szybko na górę i odetchnąłem z ulgą. To była dopiero misja. Po drodze otworzyłem szafę i wziąłem moje kochane dziecko.

- Witaj z powrotem.

Przełożyłem katanę przez ramię i wyskoczyłem przez okno ostatni raz patrząc na pokój.

Sprowadzę cię z powrotem, obiecuję.

Podszedłem do dziewczyny od tyłu i klepnąłem ją w plecy.

- Blake Boże!

- Co jest?

- S-skąd masz ten m-miecz?

Prychnąłem.

- To nie miecz, tylko katana. Czuje się z nim bezpieczniej. Z resztą, nieważne. Chodźmy.

#

Namierzaliśmy telefon Drake'a już dobre pół godziny. Moja cierpliwość powoli się kończyła. Pokój Sam zdawał się kurczyć z każdą minutą. Tylko tablet oświetlał pomieszczenie niewielkim strumieniem światła.

- Która godzina?

- Pięć po dwunastej.

Powiedziała nawet na mnie nie patrząc. Traciliśmy tylko czas, choć nie dało się z tym nic zrobić. Irytowała mnie ta cisza, to zarywanie nocy i ta cała sytuacja. Wszystko mnie irytowało. Podeszłem do jej szafki nocnej. Wziąłem do rąk budzik i rzuciłem nim o ścianę naprzeciwko łóżka. Złość trochę ze mnie wypłynęła. W sypialni rozległ się trzask rozbijającego się sprzętu. Sam wydała z siebie głośny pisk i podskoczyła, rzucając tablet na podłogę. Obróciła się w moją stronę. Jej oczy chyba chciały mnie zabić.

- Jones! Co ty wyprawiasz?

- Wkurzyłem się po prostu. Nie odkupię ci tego budzika.

Popatrzyłem na nią znudzonym wzrokiem, a ona przewróciła oczami. Podniosła swoją zabawkę i sprawdziła czy nic się jej nie stało.

- Mam!

Podszedłem do niej szybko i od tylu złapałem za ramiona potrząsając.

- W końcu! Gdzie są, gdzie są?

Zacząłem krzyczeć jak małe dziecko.

- Uspokój się.

Spojrzała na mnie z dołu.

- I puść mnie! Już ci mówię. Są.. O Boże..

- Gdzie? Gdzie!

- Sam spójrz.

Nagle posmutniała, co nie wróżyło nic dobrego. Wziąłem od niej tablet i spojrzałem na ekran. Przeczytałem napis, który widniał na środku wyświetlacza.

- Filadelfia? Co to jest? Hotel? Tam jest ___?

Sam sapnęła i zabrała mi urządzenie.

- To miasto, my jesteśmy w Bridgeton, czyli jakąś godzinę drogi w tamtą stronę.

- To ruszamy!

Wziąłem swoją katanę i ruszyłem w stronę drzwi. Niedoczekanie. Dziewczyna złapała mnie za bluzkę i pociągnęła do tyłu.

- Czekaj! To nie takie proste, nie mam prawka, a ty jakiegokolwiek dowodu osobistego.

- No i?

- No i może nas złapać policja.

- To ich zabijemy.

Przysunąłem się do niej blisko.

- Czy to takie trudne? Mamy mój.. jak ty to powiedziałaś, "miecz". Wszystko będzie dobrze.

#Sam

Staliśmy koło siebie dziwnie blisko. Patrzyłam mu w oczy, nie słuchając co mówi. Czułam jego ciepły oddech na swojej twarzy.

Jest taki przystojny.

- Parę trupów w tą czy w tamtą chyba nie robi różnicy.

Otrząsnęłam się. Co on powiedział? Jakie trupy?!

- O czym ty mówisz?

- Słuchałaś mnie w ogóle?

Spojrzałam na niego rozkojarzona. Dopiero teraz dotarło do mnie co do mnie mówił.

- Byłbyś w stanie kogoś zabić?

Z trudem odsunęłam się od jego ciała.

- Eh, kolejna. Czy tylko w moim świecie jest to normalne?

- Twoim świecie?

Jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Podrapał się po karku patrząc w okno. Spojrzał na mnie kątem oka upewniając się czy nadal na niego patrzę. Zaraz zaraz.. wiem co tu jest grane.

- Blake, czy ty jesteś uzależniony od narkotyków?

Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony, a chwilę później wybuchł tak głośnym śmiechem, że się przestraszyłam. Opadł na łóżko i zaczął się turlać. Dobra, teraz już nie wiem o co mu chodzi. W pewnym momencie rozległ się huk, a Blake leżał na ziemi. Podparł się ręką na wypoczynku i powoli wstał łapiąc się za brzuch. Podszedł do mnie i położył dłoń na ramieniu machając głową.

- Sam, Sam, Sam.. To jest chyba najodpowiedniejszy moment, żeby powiedzieć ci prawdę.

- Prawdę?

- Dokładnie, ale jeśli powiesz komuś o mnie, cokolwiek, to najprawdopodobniej cię zabiję.

Uśmiechnął się zalotnie, a ja po prostu zemdlałam.

__________

No hej! Co tam?
Ten rozdział przeznaczyłam dla Sasuke, ale spokojnie. Przecież on nie moze być pępkiem świata! Jeszcze się pojawi reader :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro