Rozdział 6
#Reader
Obudziły mnie wrzaski pochodzące z gardła mojej kochanej babci. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Każda część ciała bolała mnie niemiłosiernie, przez co na mojej twarzy zawitał grymas niezadowolenia.
- Boże dziecko myślałam, że umarłaś!
- Emily, przecież sam ci przed chwilą powiedziałem, że oddycha.
- Cicho Steve, chcę poudawać zatroskaną babcię.
Parsknęłam śmiechem. Wstałam i przeciągając się spojrzałam na zegarek. 24:47.
- Trochę wam się przedłużył ten wieczorek, nie sądzicie?
- Daj spokój, babcia wygrała trzy razy pod rząd w bingo, i wygraliśmy darmowe obiady w barze mlecznym w każdy piątek!
- Też się cieszę.
Powiedziałam na odchodnym i poszłam na górę, o mały włos nie przewracając się na schodach.
Weszłam do łazienki i o Chryste Panie. Jak ja wyglądam?! Oczy całe przekrwione, twarz blada jak u trupa. Już nie wspomnę o moich włosach, ciekawe ile czasu zajmie mi rozczesywanie. Przemyłam twarz i padłam na łóżko.
#
Obudziłam się przykryta kołdrą po sam czubek głowy. Było mi tak wygodnie, że zastanawiałam się czy w ogóle stąd wyjdę. Mięciutka poduszka idealnie asekurowała moją głowę. Tego mi brakowało na podłodze. Podniosłam się i oniemiałam. Koło mnie leżał Sasuke. Tyknęłam go w żebro. Ani drgnie. Co on tu robi do cholery? Przecież specjalnie zostawiliśmy mu pokój, a on i tak ma tu czelność wchodzić. Najciszej jak mogłam wstałam i skierowałam się w stronę kuchni. Po drodze noga zawinęła mi się o coś i prawie upadłam. To koc. Nagle wszystko mi się przypomniało, a dobry humor uciekł w cholerę. Podniosłam go i rzuciłam na parapet.
Weszłam do kuchni, gdzie przywitało mnie ciepło z okna. Słońce świeciło mi po twarzy. Takiej pogody właśnie brakowało w wiosenne poranki. Otworzyłam zamrażalnik i wyjęłam worek z kostkami lodu. Wróciłam do pokoju i stanęłam nad brunetem.
- A to za naruszanie prywatności bez jakiejkolwiek zgody, buraku.
Wrzuciłam mu całą zawartość woreczka do spodni i pod bluzkę. Zerwał się jak po porażeniu prądem. Nawet nie zwracając uwagi na moją obecność zdjął z siebie wszystko ukazując nieziemską budowę ciała. Odwrócił się do mnie i spojrzał z wściekłością w oczach.
- Jeśli aż tak bardzo zależało ci na tym, żebym się rozebrał to trzeba było powiedzieć, a nie odpierdalać jakieś zabawy!
Trzepnęłam go w brzuch. Bardzo umięśniony brzuch.
- Nie klnij w moim domu!
- Jebać te twoje zasady! Nudzi ci się czy jak? Jak ty wyglądasz w ogóle? Stało ci się coś?
- Od kiedy ciebie to obchodzi?
- Od kiedy jesteś moją kuzynką.
Mrugnął zabawnie pozbywając się całej złości. Uśmiechnęłam się nie ukazując bólu, który mnie gnębił.
Dalej nie mogłam uwierzyć, że Sam zaproponowała mi tą głupią propozycję, o którą się pokłóciłyśmy. Choć większość jej gniewu pochodziła pewnie przez naruszenie jej dzieciństwa. Wtedy byłam tak zła, że nie zwracałam uwagi na jej uczucia. Zachowywałam się jak zimna suka.
Muszę ją przeprosić.
Za to, że nie dałam jej dojść do zdania i za to, że nie myślałam racjonalnie kłócąc się z moją najlepszą przyjaciółką. Sam wyznała mi, że się zadurzyła w Blake, a ja się na nią rzuciłam z pazurami. Powinnam uszanować jej zda..
- No i właśnie takim sposobem przeleciałem twoją babcię.
- Co?!
- Pstro, sprawdzałem czy mnie słuchasz.
Prawdziwe przyjaciółki powinny sobie pomagać. Jedyne co mi pozostało, to ich spiknąć. Nie wiem jak ja to zrobię, nie wymiotując po drodzę, ale muszę to zrobić. Muszę sprawić, by Samanta była szczęśliwa. Potrzebuje to tego tylko jednej osoby. Tak, Uchiha, to ty.
- Ja wychodzę, idziesz ze mną?
- A która jest godzina?
- W pół do jedenastej.
- Co?! I obudziłaś mnie o tej godzinie?! Jedyne gdzie teraz idę to do łóżka.
- O nie, nie. Idziesz ze mną.
- Po kiego grzyba?
- Nie będziesz gnił w tym domu. Pora zawrzeć jakieś znajomości. Nie przyjmuję sprzeciwów. Ciuchy wiesz gdzie są. Widzę cię gotowego za dziesięć minut.
Wyszłam z pokoju i zamknęłam drzwi dając chłopakowi trochę prywatności. Nie ważne, że i tak ją naruszyłam. Teraz przynajmniej jesteśmy kwita. Usłyszałam głośne westchnięcie chłopaka i jakieś marudzenie pod nosem.
- Boże.. co jej odwaliło?
Zeszłam po schodach powstrzymując śmiech.
#
Zapłaciłam taksówkarzowi i wysiadłam z samochodu. Chłopak zrobił to samo rozglądając się dookoła.
- Gdzie my jesteśmy?
- Zostań tutaj, zaraz przyjdę.
- Rusz tyłek.
Przewróciłam oczami i wbiegłam po schodach pod drzwi. Co ona w nim widzi?
Zadzwoniłam dzwonkiem i czekałam dobre dwie minuty aż za drzwiami wyłoni się znajoma postać.
- Po co tu przyszłaś?
- Po wybaczenie.
- Po tym jak nazwałaś mnie puszczalską?
- Nie nazwałam cię tak!
- Powiedziałaś, że uprawiałam seks w wieku 15 lat, to to samo.
- Dlatego chcę przeprosić. To było głupie, wiem. Nie potrzebnie się tak wkurzyłam. Nie wiedziałam o twojej sytuacji. Wybacz mi proszę.
- Narazie nie chcę z tobą rozmawiać.
Już miała zamknąć drzwi ale przytrzymałam je nogą.
- Mam dla ciebie coś.
- Mianowicie?
Chyba ją zainteresowałam. Otworzyła szerzej drzwi, a ja odchyliłam głowę. Szkoda, że nie zrobiłam jej zdjęcia. Ta mina wygrałaby Oscara.
Rownież spojrzałam w stronę gdzie stał Blake. Klikał coś na telefonie i kiedy zauważył, że się na niego patrzymy, spytał zdezorientowany.
- No co?
Sam zachichotała jak mała dziewczynka. Z powrotem przechyliłam głowę.
- No dobra, ale rozmawiam z Blake'iem, a nie z tobą.
- To wasz wieczór. Idź się zrobić na bóstwo!
Dziewczyna przewróciła leniwie oczami i zamknęła przede mną drzwi. Podeszłam do bruneta i gapiłam się w miejsce gdzie przed chwilą rozmawiałyśmy.
- No to po co tu przyjechaliśmy?
- Znasz Sam, prawda?
- No i?
- Idziesz z nią na randkę.
- Śmieszna jesteś.
Zaczął odchodzić, ale go zatrzymałam.
- Sasuke proszę, od tego zależy nasza przyjaźń.
- Nasza czy wasza?
- No moja z Sam, ale to nie zmienia faktu, że mógłbyś trochę mi pomóc.
Pomyślał trochę i powiedział.
- Niech ci będzie.
Jest! Udało się! Teraz mogę tylko trzymać kciuki. Rzuciłam mu się na szyję i mocno przytuliłam.
- Dziękuję!
Sasuke wydawał się trochę zdezorientowany, ale później położył ręce na moich plecach.
- Bądź dla niej miły. Napewno będzie wam się miło gadać.
- Postaram się.
Stwierdziłam, że przejdę się do pobliskiej knajpki. I tak nie mam co robić z domu. Jest kilka minut po jedenastej.
Weszłam do środka i usiadłam przy oknie. Zamówiłam tosta francuskiego i czekałam na śniadanie.
#
- Hej, można?
Chłopak pokazał na krzesło naprzeciwko mnie.
- Jasne.
Przyjrzałam mu się dokładnie kiedy zdejmował skórzaną kurtkę. Miał poczochrane, brązowe włosy i szare oczy. Lekki zarost dodawał mu tego czegoś. Co bardzo lubiłam. Wyglądał na trochę starszego ode mnie. Mozę dwadzieścia jeden lat.
- Jak danie?
- Wyśmienite, ale co się dziwić. Jedna z lepszych restauracji w tej okolicy.
- Co prawda to prawda.
Patrzył się na mnie z ciepłym uśmiechem jak zahipnotyzowany. Po długiej ciszy w końcu się odezwał.
- A zapomniałbym, jestem Drake.
- ___. Miło mi.
- Mi rownież. Nie jesteś stąd, prawda?
- Skąd ten pomysł?
- Nigdy cię tu nie widziałem, a codziennie jadam tu śniadania siadając na tym miejscu gdzie ty.
Zaśmiałam się. Cała ta sytuacja była dla mnie śmieszna.
- Masz rację, jestem z centrum.
W trakcie rozmowy podeszła do nas kelnerka. Drake zamówił jajecznicę. Jedliśmy, rozmawialiśmy i śmialiśmy się z wszystkiego. Dowiedziałam się, że jest na studiach architektonicznych.
Podziękowałam za rozmowę i zaczęłam się ubierać. Niespodziewanie złapał mnie za rękę i powiedział:
- Mógłbym prosić o numer?
Kiwnęłam głową i napisałam go na serwetce. Czemu nie? Wyszłam z restauracji wpadając na kogoś.
- Przep.. Sas.. znaczy Blake?! Co ty tu robisz?
Nie miałam pojęcia czemu, ale był zdenerwowany.
- Lepiej powiedz mi co ty robiłaś z tym gościem?
- A co cię to obchodzi? Mogę gadać z kim chce. Mów lepiej jak tam randka, która jakoś specjalnie długo nie trwała.
Spojrzał na mnie i wsadził ręce do kieszeni.
- Daj spokój..
_______
Heja! Taka tam niespodzianka na niedziele będzie :D
Chciałam podziękować z całego serca za masę gwiazdek i komentarzy. Daliście czadu! A jak zobaczyłam te ponad 20 komentarzy pod ostatnim rozdziałem to normalnie prawie spadłam z krzesła.
Najlepsi!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro