Rozdział 17
- No co się tak gapisz? Wsiadaj.
Posłusznie wykonałam polecenie. Kobieta cały czas celowała we mnie pistoletem. Ominęłam samochód i wsiadłam na miejsce pasażera. Silnik odpalił, a ja uświadomiłam sobie, że ciągle siedzę w tym koszmarze.
Gdybym tylko ominęła samochód wszystko potoczyłoby się inaczej. Może znalazłabym jakieś schronienie, spędziłabym tak noc, a później wczesnym rankiem wyruszyła przed siebie. Może spotkałabym kogoś znajomego, który zawiózł by mnie do domu.
Ale nie, bądź naiwnym człowiekiem i wsiądź do pierwszego lepszego auta.
- Nie chciałabym być w twojej skórze, skarbie - głos kobiety wyrwał mnie z rozmyśleń. - Drake się wkurzy, bardzo. Ale bez obaw, na pewno cię nie zabije - spojrzała na mnie uśmiechając się sztucznie. - No chyba, że zrobi to nieświadomie.
Przed nami można było zobaczyć wielki budynek. Niebo delikatnie jaśniało, więc podejrzewam, że jest po piątej. Wjechałyśmy na teren, z którego tak bardzo pragnęłam się wydostać. Do głowy mi nie przyszło, że mogę się tutaj znaleść po raz drugi. Nieszczęścia chodzą parami.
- Tak w ogóle, mów mi Tessa, warto zapamiętać to imię - puściła mi oczko, które wcale nie poprawiło mi humoru.
Tessa wyszła z auta zostawiając mnie w środku. Pociągnęłam za klamkę, która - jak przypuszczałam - ani drgnęła. Mogłam tylko siedzieć i zastanawiać się nad moim losem.
Widziałam jak Drake wychodzi z jachtu i patrzy zaskoczony na Afroamerykankę. Kobieta pokazuje mu samochód, w którym siedzę. Chłopak patrzy na niego po chwili spoglądając na mnie. Uśmiecha się złowieszczo i podchodzi do samochodu, wcześniej zabierając Tess kluczyki.
Z każdym jego krokiem moje ciało się napina, a serce przyspiesza. W takim momencie uświadomiłam sobie jak bardzo się go boję. Jest potworem, o którym strach pomyśleć, a co dopiero zobaczyć.
Podszedł w stronę moich drzwiczek i otworzył je chaotycznie. Wyrzucił mnie z auta przez co upadłam na podłogę.
Poczułam ból w okolicach brzucha. Drake kopał mnie z niewyobrażalną siłą. Chciałam zemdleć, ale kolejne uderzenie nie pozwalało mi na to.
- I co suko? - powiedział przez zęby. - myślałaś, że tak łatwo nam uciekniesz? Niestety, jest to niemożliwe.
- Tak niemożliwe jak zrobiłam to wcześniej? - powiedziałam ledwo mówiąc.
Pożałowałam tych słów niemal od razu. Napastnik kopnął mnie w twarz tak mocno, że straciłam przytomność. Powinnam się cieszyć?
#
- Nielegalne interesy zawsze są wysoko płatne.
Gdzie jestem?
- Jeśli ma się dobre znajomości to tak, myślisz, że Drake by mnie wypromował?
Kto tutaj jest?
- Jasne, kupi ci lokal na Florydzie i załatwi najlepsze prostytutki.
- Serio? Mogłem o tym pomyśleć od razu!
Dlaczego podłoga się rusza?
- To był sarkazm, idioto!
Otworzyłam powoli oczy. W pomieszczeniu w jakim się znajdowałam, było naprawdę ciemno. Uścisk na nadgarstkach i kostkach był naprawdę niewygodny. Związali mnie.
Kiedy oczy przyzwyczaiły się do półmroku otworzyłam je szeroko. Siedziałam na fotelu w małym salonie. O dziwo wnętrze było dość ładne. Znajdowała tu się spora kanapa koło której siedziałam. Naprzeciwko był duży telewizor z konsolą. Po drugiej stronie pokoju można zauważyć mini lodówkę, a za nią schody prowadzące na górę. Wszystkie światła były pozgaszane, tylko otwór nad schodami wrzucał do pomieszczenia jasne promienie światła.
- Gdybym miał własną firmę na pewno moja pensja byłaby większa niż tutaj.
- Ale nie masz, więc się zamknij.
Wszystkie te głosy pochodziły z góry. Może to i lepiej. Mogłam odetchnąć po wydarzeniach, które miały miejsce chwilę temu.
Zastanawiałam się gdzie jest Hannah i Amanda. Może popłynęły innym jachtem? Mam nadzieję, że nie są w takim samym stanie jak ja. Całe ciało mnie piecze od bólu, nie wspominając o twarzy. Nos mam chyba złamany, a na czole pojawi się wielki guz.
Nagle cała łódź się zatrzęsła, a na pokładzie rozległy się głośne krzyki. Ktoś szybko zmienił kierunek, w którym płynęliśmy, przez co upadłam na podłogę. Próbowałam się podnieść, co nie przynosiło żadnych skutków. Cholerne liny.
Usłyszałam rozkazy wykrzykiwane przez Drake'a, które były wyciszane strzałami. Później znajomy głos, a następnie głośny krzyk.
- Katon: Gōkakyū no Jutsu!
#Sasuke
Piętnaście minut wcześniej
- Widzę! Odbij na prawo!
Spojrzałem w dół wytężając wzrok. Rzeczywiście, w oddali szybko poruszała się czarna łódź. Podleciałem trochę niżej i włączyłem Sharingana.
- Słuchaj, Sam. Mam plan, tylko się nie bój.
- Jeśli będziesz tak mówił, na pewno się wystraszę - spojrzała na mnie oczekując aż zacznę mówić.
- Skoczę na ten statek, i zajmę się niepotrzebnym towarem. Ty zostaniesz na górze, obserwując całe zajście. Kiedy zobaczysz ogień podlecisz na tyle blisko żeby zeskoczyć. Uwolnisz ___, która jest na dole. Zaniesiesz ją na ptaszynę i odlecicie na bezpieczną odległość.
- Co z tobą? - spojrzała na mnie przerażona - Nie zostawimy cię na lodzie.
- Spokojnie, dam radę. - sprawdziłem czy katana ciągle jest na swoim miejscu i spojrzałem na dziewczynę. - Nazywam się Sasuke Uchiha, zapomniałaś?
Podleciałem pod jacht i dałem sygnał. Zaskoczyłem na pokład zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych. To co, przemowa?
- Witam tutejszych obywateli. Dzisiaj jest wasz wielki dzień! - przeleciałem wzorkiem po każdym - Albowiem macie okazję zginąć z mojej ręki. Kto pierwszy?
Ludzie zaczęli panikować, więc miałem okazję na zabicie pierwszych ofiar. Szybko znalazłem się przy pierwszym mężczyźnie, który wyglądał na typową pizdę.
- Jestem Uchiha Sasuke, najwspanialszy ninja na Ziemi. Czyń pokłony - powiedziałem nie czekając na odpowiedź.
Odciąłem mu głowę, która grzecznie poturlała się na drugi koniec pokładu.
- Zastrzelić go! - usłyszałem głos niejakiego Drake, który był na drugim końcu naszej sceny - Ruszajcie dupska!
Poleciały pierwsze strzały, które bez problemu ominąłem. Tutejsi shinobi są naprawdę wolni. Pojawiałem się koło napastników po kolei ich wybijając. Krew lała się strumieniami, co jeszcze bardziej mnie nakręcało. Kiedy myślałem, że na dzisiaj koniec, z dołu wybiegło kolejnych dziesięciu typów. Myśląc logicznie jest to skład na wyjątkowe okazje, co oznacza, że Drake'owi skończył się towar. Postanowiłem użyć broni ostatecznej, rownocześnie dając znać Sam.
Zebrałem powietrze w płucach i na jednym tchu wypuściłem zamieniając wszystko w ogień.
- Katon: Gōkakyū no Jutsu!
Wszyscy zaczęli biegać i wyskakiwać za burtę.
- Czym się tak jaracie? - zaśmiałem się z mojego żartu i skupiłem wzrok na moim wrogu - E, ty, Dupozbieracz!
Zacząłem biec w jego stronę omijając ogień. Drake zaczął strzelać w moją stronę. Osłaniałem się kataną, przez co marnie mu to szło.
- Sasuke! Idę po ___! - usłyszałem za sobą, więc odwróciłem głowę.
Chłopak wykorzystał moją nieuwagę wskakując mi na plecy. Punkt dla niego. Złapał mnie za rękę wykręcając ją do tylu. Poczułem nieprzyjemny ból. Podstawił mi lufę do skroni i zaczął rechotać.
- I co Jones, liczyłeś na taki koniec?
- Szczerze mówiąc, to czekałem na godniejszego przeciwnika, ale w tej kwestii, nie mogłem wybrać.
Usłyszałem huk, wiedząc, że to koniec.
#Reader
- Sam?
Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona. Chyba mnie nie zauważyła. Trudno się zdziwić. Leżę na podłodze w ciemnym pokoju. Podbiegła do mnie szybko, od razu rozwiązując liny.
- Co ty tutaj robisz? - spytałam, dalej będąc w szoku. Skąd ona się tu wzięła?
- Powinnaś się cieszyć, że ktoś o tobie pamięta - mówiła spokojnie nawet na mnie nie patrząc - Gdyby nie Sasuke, kto wie gdzie byś teraz była.
- Sasuke też tu jest? - teraz to zgłupiałam, jak oni do mnie dotarli, razem? - Jak się tutaj dostaliście? Skąd wiedziałaś, gdzie mnie szukać?
- Za dużo gadasz. - powiedziała rozwiązując ostatni supeł - Po prostu się ciesz - uśmiechnęła się do mnie, łapiąc moją dłoń.
Sam ma rację. Powinnam być szczęśliwa. Przecież mnie znaleźli. Cały koszmar się skończył. Czy kiedy uciekniemy, będę wolna naprawdę?
Nagle przypomniał mi się jeden bardzo ważny fakt. Fakt, który został odkryty, a ja nie mam pojęcia, jak i dlaczego.
- Dlaczego nazwałaś Blake'a Sasuke?
- Powiedzmy, że.. - spojrzała na mnie niepewnie, po czym dodała - wiem więcej niż myślisz.
- Czyli ile?
- Teraz, to nieważne. Chodź na górę, Sasuke pewnie na nas czeka.
Poszłyśmy szybko na górę. Moje oczy nie mogły przyzwyczaić się do światła, które aż raziło. Usłyszałam pisk Sam, który nie wróżył nic dobrego. Spojrzałam na pokład, który wyglądał jak scena z horroru.
- Kurwa! - powiedziałam i zakryłam usta ręką.
Wszędzie leżały martwe ciała. Podłoga była czerwona od krwi, gdzieniegdzie leżały odcięte różne części ciała.
Na wyższej części jachtu zobaczyłam dwie osoby.
- Amanda? Hannah?
Ta pierwsza trzymała pistolet wycelowany w podłoże. Dopiero teraz zauważyłam w kogo celuje. Drake. Leżał na kimś w kałuży krwi.
- Zabiłaś go? - spytałam ją chociaż dobrze wiedziałam jaka jest prawda.
Nagle osoba, która leżała pod Drakiem zrzuciła z siebie ciało i wstała.
- Sasuke? - spojrzałam na niego nie dowierzając, że stał przedemną ubrudzony krwią od stóp do głów. Wyglądem przypominał Uchihę z pierwszego spotkania.
- Co tutaj się stało? - spojrzałam na niego powoli łącząc fakty - Pozabijałeś ich wszystkich? Jak mogłeś?
Odsunęłam się kilka kroków od chłopaka. Spojrzał na mnie smutno, ale nic nie mówił.
- Drake chciał strzelić mu w łeb - ciszę przerwała Amanda - Chciałam mu tylko pomóc..
Dziewczyna rozpłakała się chowając głowę z ciało Hannah. Podeszłam do niej i dotknęłam ją w ramię.
- To co zrobiłaś, nie było niczym złym - zastanowiłam się chwilę i dodałam - ratowanie ludzi jest dobre, zapamiętaj to.
Obróciłam głowę w stronę Sasuke i powiedziałam nieco głośniej.
- No chyba, że zabija się dla przyjemności.
- ___, to nie tak.. - brunet w końcu się odezwał. - Ja po prostu..
- Nie! - przerwałam mu. Podeszłam do niego i uderzyłam go otwartą dłonią w twarz. - Nie możesz innym odbierać życia bez powodu, rozumiesz? To nie ludzkie. Boję się ciebie.
- Nie musisz.
- Ale się boję - szepnęłam - i to twoja wina. Nie wiem czy będę mogła zaufać ci ponownie.
- Zrobię co w mojej mocy - uśmiechnął się - Chodźmy do domu - spojrzał na mnie zmartwiony - musisz wiedzieć, że wyglądasz okropnie.
- To nic takiego - nie wiedziałam kogo okłamuje - drobne urazy.
- I tak należy to opatrzyć, chodź.
- Czekaj, nie zostawię tutaj dziewczyn - spojrzałam na niego wymownie przez co wywrócił oczami - to, że jesteś mordercą, nie znaczy, że masz rezygnować z wszelakich uczuć.
- ___, gdybym ich nie zabił, oni zabiliby nas.
- Mogłeś ich ubezwładnić, a nie odcinać głowy - olałam chłopaka i spojrzałam na dziewczyny - idziecie z nami?
- Jeśli to nie..
- Może jeszcze miałem ich pogłaskać po główkach?! - Sasuke wtrącił się nagle - Mordercy zasługują tylko na takie zakończenia.
- Nie masz pewności, czy byli mordercami, zastanów się co robisz - spojrzałam na niego złowrogo i po raz kolejny zwróciłam się do Hannah i Amandy - To żaden problem, idziemy.
Zaczęłam iść, ale po chwili stanęłam.
- Jak wy tu..
- Przybyliśmy? Dobre pytanie, zaraz zobaczysz - powiedział Uchiha gwizdając.
Sam podeszła do mnie szepcząc coś na wzór "tylko się nie wystrasz" i zamilkła patrząc się w górę. Podążyłam jej wzrokiem widząc nad naszymi głowami ogromnego ptaka.
Wylądował na drugim końcu jachtu przekrzywiając głowę w bok.
- Nie ma bata, nie wsiądę na tego potwora.
__________
Dobry wieczór!
W tym tygodniu wyjątkowo późno, miałam napięty grafik. Wybaczcie!
Rozdział mi się nie podoba, totalnie. Może dlatego ze chciałam go dodać jeszcze w tym tygodniu? Nie wiem, nie wiem. Ale następnym razem nie bede tego robić na sile, bo skutki są nieciekawe.
Ale to tylko moja opinia, co wy o tym sądzicie?
Ps. Chciałam jeszcze serdecznie podziękować za wszystkie gwiazdki i komentarze. Jesteście niesamowicie aktywni, z czego się naprawdę cieszę! Kocham was <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro