Rozdział 11
Błąkałam się po szkole jak duch. Z sali do sali, z biologii na historię. Sam miała mnie gdzieś, więc czułam się trochę samotna. Ale, rzecz jasna nie mogło się obyć bez Sasuke. Na każdej przerwie widziałam go z inną dziewczyną, co mnie trochę przeraziło. Wiedziałam, że chce je wszystkie porozdziewiczać, ale po akcji z moją byłą przyjaciółką wolałam trzymać się na uboczu i nie wciskać nosa w nie swoje sprawy. Jeszcze narobie sobie niepotrzebnych problemów.
Przed ostatnia lekcja mijała mi jak flaki z olejem. Literatura nie należała do moich ulubionych przedmiotów, choć nauczycielka była całkiem fajna. Kiedy usłyszałam dzwonek, spakowałam się jak najszybciej i już miałam wychodzić z tego przeklętego pomieszczenia. Ale oczywiście nie mogło być tak kolorowo.
- Panno ___?
Przekręciłam się na pięcie i spojrzałam na nauczycielkę z sztucznym uśmieszkiem.
- Dziękuje, że zgodziła się pani na pomoc w bibliotece.
- Em.. słucham?
Chyba. Żartujesz. Co to ma do cholery znaczyć?!
- Blake mi przekazał, że jest pani chętna do segregowania książek w bibliotece. Jest to aktualne?
Patrzyłam się na kobietę nie zmieniając wyrazy twarzy. Poczułam jak powieka mi drgnęła. Wszystko stało się jasne. Blake tak? Co to ma znaczyć przepraszam bardzo? Oj, doigrał się chłopak. Słono za to zapłacisz, słonko.
- Ta.. to znaczy.. tak oczywiście.
Zasada pierwsza, nigdy nie odmawiaj nauczycielowi, bo nauczyciel odmówi ci podwyższenia oceny.
- Co za ulga! Miasto zafundowało nam nowe lektury, więc spadłaś nam z nieba. Naprawdę dziękuje.
- Eh, nie ma za co. To ja już może tam pójdę?
- Tak, leć.
Wyszłam z sali i szybkim krokiem zaczęłam iść z stronę biblioteki. Korytarze były puste. Nie mam już sił na tego chłopaka. Jest jak chodzące nieszczęście. Coś w rodzaju czarnego kota, który przez cały czas przebiega mi przed nogami.
Wyciągnęłam telefon i napisałam do babci, że będę później w domu.
Po chwili uderzyłam w coś twardego i upadłam na tyłek.
- O matko, przepraszam cię bar.. ah to tylko ty.
No jasne.
- Blake.. Mógłbyś uważać jak wychodzisz z toalety.
- Nie moja wina, że na mnie lecisz. Słyszałem, że zostajesz do późna.
- A to ci niespodzianka. Masz zamiar mi to wytłumaczyć?
- Nie. Daj mi klucze do domu.
Wyciągnął po nie rękę, ale nie miałam zamiaru mu ich dać. Skrzyżowałam ręce na piersiach i spojrzałam na niego z dołu.
- Emily ze Stevem przecież są.
- Poszli grać w bingo, daj mi klucze.
Położyłam mu moją pięść na dłoni, musiałam coś od niego jeszcze wyciągnąć.
- Gdzie spałeś wczoraj?
- U Katy, dasz mi te klucze?
Westchnęłam i dałam to czego tak bardzo chciał, ale on dalej stał w miejscu i na mnie patrzył.
- Nie jesteś zła?
Rozejrzałam się po korytarzu i podchodząc do chłopaka, wyszeptałam mu do ucha.
- Nie będę robić szopki w szkole, nie myśl, że wszystko jest w porządku.
Odwróciłam się w prawidłową stronę.
- Nie spał domu!
Powiedziałam na odchodnym.
- Postaramy się!
Postara-my? Czy aby napewno dobrze usłyszałam?
- Co?
- Spróbuję!
Odetchnęłam z ulgą. Przez to zmęczenie słyszę to czego nie powinnam. Otworzyłam drzwi do pomieszczenia i zaciągnęłam się zapachem starych książek. Jedyny plus tej całej wycieczki.
Położyłam torbę na ławce i spojrzałam na stertę książek. Naprawdę, szczerze go nienawidzę. I chyba nigdy go nie polubię. Za tą bibliotekę, za Drake'a i.. Właśnie! Drake! Teraz mam okazję, żeby z nim porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Wybrałam jego numer, odebrał po drugim sygnale.
- Słucham?
- D-drake? Hej, tu ___. Słu-słuchaj, wiem, że to wyglądało jednoznacznie..
Pomocy! Czemu się tak jąkam?
- i w-wiem, że jesteś na mnie wkurzony i nie chcesz ze mną.. gadać, ale proszę wysłu..
- Gdzie jesteś?
- W.. szkolnej bibliotece, ale nie chcesz chyba..
- Jadę tam, nie ruszaj się z miejsca.
Rozłączył się, a mnie zatkało. Drake tu przyjedzie? Po co ja mu mówiłam gdzie chodzę do szkoły, o matko. Nie jestem przygotowana na kolejne spotkanie, zwłaszcza, że poprzednie nie należało do udanych. Z jego głosu nie mogłam nic wywnioskować. Był zły? Wkurzony? Przeszło mu? Naprawdę nie wiem.
#
Została mi tylko jedna książka, Odkładałam właśnie "Małego Księcia", kiedy nagle poczułam dłoń na ramieniu.
- Drake! Nie strasz mnie tak!
- Przepraszam.
Spojrzałam na książkę w moich dłoniach, łał, ta okładka jest bardzo interesująca.
- ___?
- Tak?
- Co chciałaś mi powiedzieć?
Oparł się o ławkę. Z nikąd w gardle powstała mi gula, przez którą cieżko mi było cokolwiek powiedzieć..
- Spokojn..
..ale i tak emocje dały o sobie znać.
- Blake nie jest moim chłopakiem, zrobił to wszystko specjalnie i pocałował mnie tylko po to, żeby zepsuć nam randkę. Nie odwzajemniłam tego pocałunku, chciałam zostać, ale on za żadne skarby nie chciał puścić, więc się poddałam! Śledził mnie! Uwierz, ale nie chciałam, żeby to tak wyszło! Proszę nie bądź na mnie zły.
Powiedziałam wszystko na jednym wdechu i głośno wypuściłam powietrze z ust.
- Słońce, nie jestem i nie byłem. Wiem, że wy nie jesteście razem.
Trochę mnie tym zaskoczył.
- Skąd ty wiesz, że to..
Nie zdążyłam dokończyć, bo Drake mocno mnie pocałował. Położyłam ręce na jego ramionach. Uniósł mnie, a ja szybko owinęłam nogi dookoła jego bioder. Postawił mnie na ławce i zszedł pocałunkami na szyję, lecz szybko wrócił do ust. Rozchyliłam wargi dając chłopakami dostęp. Szybko skorzystał z okazji i przyciągnął mnie do siebie. Zachowywał się tak, jakbym była ostatnią dziewczyną na Ziemi. Poczułam jego erekcję przez spodnie. Wydał z siebie cichy jęk, tak jakby nie chciał pokazać, że go podniecam. Ale wszystko się już wydało. Powolnymi ruchami zdejmował ze mnie spodnie. Wsadził ręce pod moją koszulkę, a ja od razu oprzytomniałam. Odskoczyłam jak oparzona. Dobrze wiedziałam, czego on chce i do czego dąży, ale nie mogło tak być.
- Przepraszam ja..
- Nie, to ja przepraszam, byłem zbyt nachalny. Idiota ze mnie..
- Nie o to chodzi.. Po prostu, ja.. nie jestem jeszcze gotowa. Znamy się dopiero kilka dni i to by było nieodpowiedzialne i głupie nie sądzisz?
Drake spojrzał na mnie uśmiechając się delikatnie.
- Hm, masz rację. ___?
- Co?
- Czy ty nazwałaś nasz obiad randką?
Witaj kraino dojrzewających buraków.
- Już się bałem, że tylko ja tak to odebrałem.
Zaśmiał się, a ja zrobiłam to samo. Spojrzałam na zegarek i westchnęłam.
- Muszę już lecieć. I tak się zasiedzieliśmy.
- Może cię podwiozę?
- Byłabym wdzięczna.
- To chodź.
Wyciągnął rękę w moją stronę, a ja bez wahania ją złapałam.
#
Po drodze dostałam sms'a od Sasuke. Pisał żebym kupiła dwa litry coli, bo nie ma czego się napić w domu. Wysiadłam przed sklepem żegnając się z kierowcą.
Miałam blisko do domu, więc droga zajęła mi niecałe dziesięć minut. Wchodząc do domu, zamarłam. Pełno skąpo ubranych dziewczyn. Głośna muzyka i alkohol w powietrzu.
Impreza?!
_________
Okeeeej, witam!
Jak rozdział? Chyba troszkę zanudziłam, ale spokojnie, bo kolejny rozdział będzie niczego sobie. Mam taką nadzieję :D
Ps. Postanowiłam juz nie dodawać rozdziałów z napisem [+18], stwierdziłam ze robi to mały spoiler, wiec po prostu umieszczę tą informację w opisie :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro