Prolog
- Richard, ile masz podgrzybków?
- Siedem, kochanie.
- Jeszcze trochę i będzie na zupę, chodź na drugą stronę drogi, może tam coś znajdziemy.
- Idę.
Przeszli powoli przez jezdnię i zaczęli przeszukiwać teren. Chodzili oddzielnie, ale na tyle blisko, żeby siebie widzieć.
Krzyk Victorii przerwał ciszę i śpiew ptaków, którym Richard jeszcze chwilę temu się fascynował. Pewnie szczura widzi, pomyślał. Jednak podchodząc do swojej starej, już mało atrakcyjnej żony sam się wystraszył.
Przed nimi leżał nieżywy człowiek, tak myśleli na początku. Przez krzyk pani Smith obudził się z grymasem niezadowolenia na twarzy. Otworzył oczy mierząc staruszków.
- Czego?
Kobieta patrzyła na niego, jakby miała zaraz się rozpłakać.
- Panienko przenajświętsza, dlaczego zrzucasz na moje życie mordercę?
Chłopak oparł się na łokciach patrząc na nią, jak na kosmitę.
- Słucham?
Pan Smith włączył się do rozmowy.
- Chłopcze, widziałeś się w lustrze? Mógłbyś się chociaż umyć z tej krwi i brudu. A tak w ogóle to co ty masz na sobie? Takie rzeczy tylko w cyrku!
- Zaraz, widzieliście go?
- Kogo? Jest tu ktoś jeszcze?
- Go, w sensie Rudego. Raczej jest, ale wydawało mi się, że walczyliśmy gdzie indziej.
Victoria podskoczyła na te słowa. Rudy? Podbiegła do męża łapiąc go za ramię.
- Walczyliśmy? Richard! Czy on nie mówi o naszym synie?
Nieznajomy wstał, strzepał z siebie runo leśne i powiedział z łobuzerskim uśmieszkiem:
- Oo, synie, tak? Tak się składa, że wasz synuś trochę porozrabiał. Wybaczcie, ale teraz, mam zamiar was zabić. Ostatnie słowa?
Wziął rękę za siebie i wyjął katanę. Richard złapał się za serce. Chyba ma zawał.
- Richard! Richard! Widzisz co narobiłeś gówniarzu! Niech cię diabli!
- I tak miał umrzeć.
Zaczęła mówić modlitwę, tak szybko i nie wyraźnie, że nastolatka to rozbawiło.
- Ojcze n-nasz, któryś jest w-w niebie święć się imię twoje..
- Nie można was nawet nazwać godnymi przeciwnikami, śmiecie. A teraz pozwól, że powiem ci coś, co masz mówić swoim koleżanką w niebie.
Podszedł do staruszki, która trzymała martwego Richarda na kolanach. Ciągle odprawiała modlitwę mówiąc przez łzy. Jednym, solidnym kopniakiem zwalił Smitha z nóg i wbił w kobietę katanę. Kucnął przy niej, grzebiąc w jej wnętrznościach ostrzem. Wygladała na nieżywą, ale chłopak nie skończył. Przebił ją na wylot szepcząc do ucha:
- Jestem Uchiha Sasuke, najwspanialszy ninja na Ziemi. Czyń pokłony.
Popchnął trupa do pozycji leżącej i powiedział bardziej do siebie, niż do nich. Oni przecież nie żyli.
- Śmiecie.
Schował z powrotem katanę i ruszył przed siebie.
A pan Smith uzbierał razem 12 podgrzybków. Victoria mogła zrobić zupę, no właśnie. Mogła.
__________
Witajcie w nowym opowiadaniu!
Nie sugerujcie się tym prologiem, akcja będzie się toczyć z innymi ludźmi i w innym, ciekawszym miejscu ;)
Tworząc to opowiadanie w głowie byłam zaskoczona faktem, że chyba nikt nie napisał Reader x Sasuke. Ale czemu? Jeden z najseksowniejszych bohaterów ma się zmarnować? Co to, to nie. A więc jestem!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro