19. Kim WooHyun
Do jej świadomości dotarły głosy, dużo głosów. Uchyliła powieki i dostrzegła promienie słońca padające prosto na jej twarz. Czuła, jak bardzo jej włosy są poplątane, czuła także, że jest jej bardzo gorąco. Z trudem podniosła rękę i dotknęła swojego czoła prawie od razu stwierdzając, że ma wysoką gorączkę. Westchnęła przeciągle.
"- NaJin~?
- Co znowu?
Dziewczynka szła drogą z plecakiem na plecach, w odległości pięciu metrów szedł za nią niski chłopczyk z jej klasy.
- Tak się zastanawiam, - powiedział głośno, aby mogła go usłyszeć - dlaczego ludzie tworzą parki rozrywki?
Brunetka zatrzymała się i odwróciła.
- Dlaczego by nie? - odparła.
Podbiegł do niej z niezadowoloną miną.
- No, ale... ehh, nieważne - zrównał się z koleżanką. - Idziemy?
Ruszyli w tę samą stronę. Na nieszczęście NaJin, denerwujący ją kolega mieszkał tuż obok kwiaciarni jej mamy.
- Myślę, że... - powiedziała nagle, spoglądając w niebo - tworzą je, po to, aby poczuć satysfakcję z tego, że spowodowali u kogoś uśmiech...
- Ale dla pieniędzy też, prawda?
- Tak, dla pieniędzy też - zaśmiała się."
Zza drzwi dochodziły różne trzaski i uniesione głosy. Nagle otworzyły się, a w przejściu stanęli Haechan trzymający Jaehyuna za dłonie, Taeil obejmujący Marka i WinWin stojący z tyłu.
- Mówiłem, że jesteście za głośno i ją obudzicie... - powiedział najstarszy.
- Ale on - Haechan wskazał na Jaehyuna - chce wszystko zrobić sam!
Wspomniany chłopak uśmiechnął się nerwowo i dotknął karku.
- Nie... miałem na myśli-
- Oh, nie ważne co kto miał na myśli... NaJin się obudziła - powiedział WinWin.
Wszyscy spojrzeli na leżącą dziewczynę.
- Mówiłem przecież... - Taeil dotknął swojego czoła, zażenowany zachowaniem młodszych kolegów.
- Dzień dobry - odezwał się Mark.
Brunetka uśmiechnęła się, ale nadal widać było zagubienie w jej oczach.
- Jeśli zastanawiasz się, co robisz w tym miejscu, to od razu ci wytłumaczę - odezwał się Jaehyun. - Po prostu... znalazłem cię i... no...
- Spałaś pod drzewem w parku i byłaś przemoknięta do suchej nitki... - wtrącił się Taeil, patrząc na blondyna.
Blondyn podszedł do niej i położył zimny okład na czoło.
- Jak się czujesz? - spytał, siadając obok niej na łóżku.
- Chyba... nie najlepiej - uśmiechnęła się blado. - Boli mnie głowa...
- Nie dziwię się - westchnął. - W ogóle to co ty robiłaś pod tym drzewem?
- Oh... - dziewczyna przypomniała sobie wydarzenia z poprzedniego dnia. Spojrzała na grupkę chłopaków stojących pod drzwiami. Jaehyun podążył za jej wzrokiem i dał kolegom znak, aby wyszli.
- Możesz mi zaufać.
Uniosła się do siadu i oparła plecami o ścianę, chłopak zrobił to samo.
- Hmm, od czego zacząć...
- Od początku - uśmiechnął się zachęcająco. - Mam dużo czasu.
- No więc, zaczęło się kiedy miałam siedem lat. Obok mojego domu wprowadziła się rodzina. Mama, tata, syn...
Chłopak spojrzał na nią. Czuł, że zanosi się na długą historię. Taką, którą można opisywać w książkach, przepełnioną ranami, płaczem, miłością...
- Ten syn - kontynuowała - miał na imię Kim WooHyun i był w moim wieku. Trafił do mojej klasy i takie tam. Na początku mnie denerwował, - zaśmiała się - jednak z czasem przywiązałam się do niego. Do jego bezbronności, niewinności, ciekawości... do tego jak okazywał mi zainteresowanie... W gimnazjum byliśmy już nierozłączni, pomagałam mu w sprawach sercowych, a on mi. Ja... on... w liceum wyznał mi co do mnie czuje, a ja przyjęłam te uczucia. Zdałam sobie sprawę, że go kocham. Pod koniec szkoły - jej głos zaczął drżeć - wyjechaliśmy na wycieczkę. Siedzieliśmy razem w autokarze, słuchaliśmy muzyki z jednej pary słuchawek... było cudownie... - jej oczy zaszkliły się, teraz mówiła, starając się pokonać gulę w gardle. - Mieliśmy wypadek. Autokar zderzył się z ciężarówką. Widziałam jak wszyscy lecą do przodu i... i jak uderzają głowami w siedzenia, jak... jak tracą przytomność z powodu krwotoków.
Oczy Jaehyuna rozszerzyły się. Bardzo dobrze pamiętał jak rok temu każda gazeta pisała właśnie o tym. Nigdy nie podejrzewał, że osoba, którą poznał mogła w nim uczestniczyć.
- WooHyun... on mocno uderzył się w głowę, ja też, ale on stracił przytomność, to on upadł na moje kolana i to... - przerwała - ja musiałam patrzeć jak umiera...
Brunetka zaniosła się szlochem, schowała twarz w dłoniach i oparła o podkulone kolana.
- Dzisiaj jest rocznica jego śmierci...
Blondyn nie wiedząc co zrobić, objął dziewczynę i przytulił. Trwali tak przez jakiś czas, gdy do pokoju zajrzał Taeyong. Blondyn położył palec wskazujący na usta w geście ciszy. Widząc, że dziewczyna zasnęła, położył ją delikatnie i wyszedł z pokoju wraz z liderem.
***
Nie wiem czy dobrze to napisałam.
;_;
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro