Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Zazdroszczę ci, wiesz?"


 Harry ze zdenerwowaniem przeszukiwał internet w poszukiwaniu idealnego przepisu na danie dla dwojga. Spędził u rodziców kilka godzin, obiecując, że niedługo wpadnie na kilka dni, a dzisiejszego wieczora jest zajęty. Jego siostra cieszyła się jego szczęściem, a matka znowu prosiła, by był ostrożny. Zapewnił, że będzie uważny i nie zakocha się w pięć sekund, by potem znowu przepłakiwać długie noce. Związki w show-biznesie nie były łatwe i często ich nienawidził. Ludzie drążyli tematy jego miłości, gdy jego serce właśnie pękało po rozstaniu, a on nic nie mógł powiedzieć.

Ostatecznie zdecydował się na łososia z sałatą i pieczonymi ziemniakami. Sam miał ochotę na jakąś rybę i liczył, że to zasmakuje Louisowi. Zastanawiał się, czy powinien zapytać go, czy się z tym zgadza, ale w końcu postanowił zrobić mu niespodziankę. Dobierał odpowiednie składniki, będąc w sklepie, gdzie znowu dopadli go fani. Zadawali mnóstwo pytań, a on nie mógł pozwolić sobie na długie pogawędki. Przeprosił, mówiąc, że się spieszy, i wsiadł do auta. W akompaniamencie piosenek ze swojego prywatnego Spotify przygotowywał się do gotowania. Skrupulatnie śledził przepis, martwiąc się, że coś pójdzie nie tak.

Here I am, once again. I'm torn into pieces, can't deny it, can't pretend – śpiewał głośno przebój Kelly Clarkson, krzątając się po kuchni.

Louis był cały w nerwach, odliczając godziny do kolacji z Harrym. Opowiadał Liamowi o zadowoleniu chłopaka po wczorajszym spotkaniu, a Payne przyznał, że im również się podobało. Tim sam widział radość ojca i próbował dowiedzieć się, o co chodzi.

– Wrócę dzisiaj później – powiedział, chcąc uciąć temat, bo powinien zacząć się przygotowywać.

– Idziesz na randkę?

– Zwykłe spotkanie, Tim.

– Ale z chłopakiem?

– Tak, z chłopakiem.

– Z Harrym?

– Nie interesuj się tak. – Uśmiechnął się do syna.

– Kupił białe wino, powinno ci smakować. – Machnął ręką, idąc do siebie. Widział zdjęcia Stylesa z zakupów, a fani podawali jego lokalizację, opowiadając o produktach w jego rękach. – A, tato. – Cofnął się. – Mogę lapka?

Louis przewrócił oczami, ale zgodził się tylko na ten jeden wieczór. Obiecał, że odblokuje Netflixa, a nastolatek już cieszył się z wolnej nocy pełnej seriali i filmów. Tomlinson po szóstej zamawiał taksówkę, bo nie chciał później wracać swoim autem. Podawał kierowcy adres z SMS-a i próbował zrelaksować się, mając jeszcze trochę czasu. Był zdenerwowany, bo nie pamiętał, kiedy ostatni raz był na randce. O ile w ogóle może tak nazwać to spotkanie.

Harry mieszkał w tej bogatszej dzielnicy Londynu, do której Louis prawie nigdy nie zaglądał. Ludzie w garniturach z telefonami przyklejonymi do ucha, kobiety z torbami z drogich butików i dzieci uczęszczające do prywatnych szkół, a potem mające mnóstwo zajęć pozalekcyjnych. Mnóstwo zabezpieczeń, ochrona i idealnie zaplanowane zielone tereny wokół. Czuł się nieswojo ubrany w zwykłe jeansy i koszulę z winem w torbie, na które wydał sporo, bo nie chciał się ośmieszyć.

Styles przeklął pod nosem, bo jego włosy nie były jeszcze idealnie suche. Zdążył tylko założyć koszulę i nie spodziewał się, że Louis jest aż tak punktualny. Przywitał się z chłopakiem, przeczesując włosy z nadzieją, że doschną same.

– Jestem za szybko? – zapytał Lou.

– Nie, to ja po prostu nigdy nie umiem się wyrobić. Fajnie, że jesteś. – Pocałował go w policzek, zapraszając do jadalni, gdzie przynajmniej wszystko było już gotowe.

Z szybko bijącym sercem podawał danie i przyznawał, że robił je pierwszy raz. Louis już po pierwszym kęsie go pochwalił, dając tym samym powód do ulgi. Rozmawiali na neutralne tematy, a Tomlinson dyskretnie rozglądał się po mieszkaniu. Apartament z dwiema sypialniami mieścił się na trzecim piętrze i jego największą zaletą był dostęp do naturalnego światła. Urządzone w stylu minimalistycznym pasowało mu do Harry'ego.

– Nie lubię go – powiedział mężczyzna, widząc, że szatyn się rozgląda.

– Dlaczego?

– Nie wiem, jest takie puste.

– To kup jakieś dodatki i je zapełnij.

– I tak wydaje mi się puste. Wiesz, jak jadę do domu rodziców, to tak czuć takie życie, a tu jedynie czuć chłód.

Kiwnął głową i spojrzał na belki nad nimi. Przywoływały mu wspomnienia z wakacji, które spędzali w domkach nad morzem. Było prawie tyle samo bieli i surowości. Jedyne, co odróżniało mieszkanie Harry'ego od wynajętych miejscówek, to bogactwo wyczuwalne niemal od razu.

Pomieszczenia wypełnione były delikatną muzyką pianina, a oni zapełniali się alkoholem ze śmiechem i zachwycaniem się łososiem. Później cieszyli się swoją obecnością, maczając owoce w czekoladowym fondue i wygłupiając się. W końcu Styles zmienił playlistę i puścił ulubione kawałki z aplikacji. Zaśmiał się, prosząc szatyna do tańca. Tulili się, delikatnie kołysząc i milcząc. Louis nigdy nie był fanem tańca. Ba, on zwyczajnie nie wiedział co i jak. Jednak Harry dominował, prowadząc go w krokach, a wszystko wydawało się takie łatwe.

Chwilę później siedzieli na kanapie, zaczynając nowy temat. Kolejne dawki alkoholu plątały im języki i otwierały usta, spomiędzy których wypływały kolejne zabawne historie. Nim się spostrzegli, ich dłonie zaczęły delikatnie dotykać się. Louis trzymał Harry'ego za rękę, opowiadając, skąd wziął się Tim. Jego głos przepełniony był żalem do samego siebie, ale wszystko podsumował uśmiechem i stwierdzeniem, że kocha go nad życie i nie wyobraża sobie, żeby go nie było.

– Zazdroszczę ci, wiesz? – przyznał Harry z westchnieniem.

– Czego?

– Tego wszystkiego. Wiesz. Spójrz na mnie i powiedz, kogo widzisz.

Louis zmarszczył brwi, bo nie rozumiał sensu tych słów. Miał przed sobą naprawdę przystojnego mężczyznę, który został obdarzony cudownym ciałem i jeszcze piękniejszym wnętrzem. I talentem do gotowania.

– Większość osób widzi we mnie Harry'ego Stylesa, największą gwiazdę muzyki i zadufanego w sobie dupka. Wiesz, dla ludzi kasa jest synonimem prostactwa.

– Ja tak nie uważam.

– Pamiętasz, jak pytałem, czy mogę ci zaufać? – Lou kiwnął głową. – Pytałem, bo niejednokrotnie miałem sytuację, gdy umawiałem się z kimś, a potem wychodziły okropne plotki. Albo ludzie sprzedawali moje półnagie zdjęcia ze wspólnych nocy z opowieścią o ekstra seksie, chociaż nic nas nie łączyło oprócz wspólnego łóżka. Raz zostałem okradziony, jeszcze kiedyś ktoś podrzucił mi narkotyki i poszły plotki, że jestem uzależniony. Ludzie są potworni, a ja jedyne, o czym marzę, to dom, a nie takie idealne mieszkanie. Już wolałbym mieć syf wszędzie, gdyby ten syf zrobiony został przez rodzinę i dzieciaki, rozumiesz?

– Zapraszam do nas, jeden dzień z Timem i masz tornado – zaśmiał się Louis, ale na twarzy bruneta pojawił się jedynie blady uśmiech.

– Czuję się zaproszony.

– Teraz wiesz, dlaczego nie chciałem mieć z tobą kontaktu. Bo ja nie mógłbym żyć z plotkami, zdenerwowałem się, gdy już jakieś wychodziły na nasz temat w towarzystwie niewyraźnych zdjęć. Mógłbym zazdrościć ci wielu rzeczy, ale ja lubię swoje życie i swój spokój.

– I właśnie tego ja ci zazdroszczę.

– Nie powinieneś, Harry. Zawsze będziesz u nas mile widziany. Jak masz ochotę na trochę inny świat, to możesz wpadać, a znajdzie się Netflix, wino i ciągłe „Tatoooo!" jako przerywnik dla mnie od Tima.

– On jest cudowny. – Mężczyzna uśmiechnął się na wspomnienie trzynastolatka.

– Nie, nie jest. Serio. Z miesiąca na miesiąc częściej mam ochotę go zabić.

Zapanowała cisza, podczas której Harry duszkiem dopił wino. Louis czuł, że powinien wracać do domu, ale kanapa Stylesa była bardzo wygodna i nie chciało mu się ruszać.

– Obejrzymy film? – zaproponował brunet, chwytając pilota. Szatyn kiwnął głową i zarzucił nogi na kolana znajomego, gdy ten wybierał produkcję. – Baby Driver?

– Jasne.

– Oglądałeś?

– Nie.

Harry nie chciał rzucać spojlerami, więc milczał, jedząc zrobiony przed seansem popcorn. Oglądał film wielokrotnie, więc większą frajdą było obserwowanie wtulonego w niego szatyna i karmienie go przekąskami. Mężczyzna co chwilę komentował akcje na ekranie, patrząc na Stylesa.

– Naprawdę bawisz się telefonem, zamiast oglądać film, który sam wybrałeś? – zwrócił mu uwagę, gdy ten jedynie robił zdjęcie ich dłoni. Był sentymentalny i chciał zatrzymać ten moment na fotografii.

– Tak, przepraszam.

– Jeśli nie chcesz, to nie musimy oglądać.

– Chcę, przepraszam.

Okej, nie chciał. Miał taką cholerną ochotę pocałować Tomlinsona. Wpić się w jego wąskie wargi z lubością. Jego usta dawno nikogo nie czuły, a on uwielbiał tę formę pieszczot. Mógł całe dnie spędzać na przytulasach i pocałunkach, nie martwiąc się niczym i nikim.

– Chyba naprawdę powinienem iść – powiedział Lou, widząc, że film nudzi chłopaka.

– Nie chciałem przerywać, przepraszam.

– Nie, po prostu jest późno.

– Spotkamy się jeszcze?

– Podobno wracasz do koncertowania.

– Ale niedługo pewnie znowu będę miał wolny dzień.

Louis uśmiechnął się, kiwając głową. Dziękował za kolację i przyznawał, że czuje zmęczenie. Dochodziła pierwsza, a on zdziwił się, bo zupełnie nie odczuwał, że spędzili ze sobą aż tyle godzin.

– To ja ci dziękuję. – Harry nałożył na niego kurtkę. – Odwieźć cię?

– Piłeś, wezmę taksówkę.

– Odwiozę cię z taksówkarzem.

– Nie powinniśmy być widywani razem, Harry. Przepraszam.

– Jasne. Rozumiem.

Mężczyzna wydawał się smutny i rzeczywiście taki był. Nie chciał, by Lou już wychodził, ale była już godzina odpowiednia na sen.

– Więc umm... pa. – Szatyn nie wiedział, jak się pożegnać. Harry bez ogródek pocałował go, a ciało starszego zdrętwiało. W końcu poddał się pieszczocie, pozwalając, by ten przycisnął go do ściany. Całowali się chaotycznie, jakby robili to pierwszy raz. Brunet zsunął założoną przed chwilą kurtkę z chudych ramion, chcąc mieć go w całości na wyłączność.

– Chcesz zostać? – szepnął pomiędzy kolejnymi pocałunkami, a to przywróciło Louisa na ziemię.

– Nie. Nie jestem taki. – Schylił się po zrzucone już ubranie. – To był błąd, ja... ja nie jestem taki – powtórzył. – Nie bzykam się na pierwszej randce, wybacz. – Wyszedł z mieszkania szybkim krokiem i dopiero na dole odetchnął z ulgą. Spojrzał w odpowiednie okno, z którego widoczne było blade światło za grubymi zasłonami. Sam nie wierzył w to, co się stało, ale niczego nie żałował. Harry zupełnie przeciwnie – klął pod nosem za swoje zachowanie. Nie powinien go całować, bo tym jedynie go spłoszył.


Bardzo Cię przepraszam, Louis, naprawdę nie chciałem, by tak wyszło. Wiem, że taki nie jesteś. Nawet nie pomyślałem, że taki jesteś. Jesteś cudowny i to ja spieprzyłem. Napisz, jak dojedziesz do domu, i naprawdę przepraszam.


Louis czytał SMS-a kilkukrotnie w drodze do domu. Stojąc pod prysznicem, wspominał pocałunek i automatycznie dotknął ust. Było cudownie. Ba, chętnie by to powtórzył, ale inna część mózgu kazała mu się ogarnąć. W końcu życzył Harry'emu dobrej nocy, a on kolejny raz przeprosił. Zadzwonił, widząc brak odpowiedzi ze strony szatyna.

– Um... ja mam pytanie – powiedział, jąkając się.

– Tak?

– Ummm... to była randka, prawda?

– Ja... nie wiem, ty zdecyduj. To ty mnie zaprosiłeś.

– Więc tak, to była randka. Przynajmniej chciałbym, żeby była.

– Więc jest. Idę spać, Harry. Śpij dobrze.

– Ty również, Lou, odezwij się, jak wstaniesz.

Rano Tim odebrał bukiet przywieziony przez kuriera. Jego ojciec jeszcze spał i nie wiedział, czy powinien go budzić. Delikatnie zerknął na liścik, w którym było krótkie „Bardzo przepraszam, Lou. H x" i zupełnie nie rozumiał, o co chodzi. Był zły na ojca, że już zepsuł kontakty ze Stylesem, i tylko czekał, aż ten wstanie.

Wyrzuty sumienia zżerały Harry'ego, który spieszył się na samolot do Hiszpanii. Cały czas rozmyślał o wczorajszej sytuacji, która nie dawała mu spokoju. W końcu wybrał numer Gemmy z nadzieją na dobrą radę i uspokojenie. Opowiadał jej o Louisie w samych superlatywach, a ona śmiała się z młodszego brata.

– Koniec z gwiazdkami? – zapytała.

– Chcę czegoś więcej niż romansu, Gem. Może jestem zbyt nachalny?

– Pewnie jesteś. Gdy ci na czymś zależy, jesteś nachalny jak cholera.

– I pewnie to go wystraszyło. Myślisz, że kwiaty wystarczą? Na ciebie zawsze działały, gdy Michał ci je przynosił.

– Ale ja jestem dziewczyną. Mike zawsze dostaje kolację i loda.

– Jesteście okropni, fuj.

– Mhm, przyznaj, że chętnie byś przed nim klęknął.

Uśmiechnął się, a ona roześmiała, bo cisza znaczyła tylko jedno. Poradziła mu danie chwili oddechu Louisowi i brak nacisku ze strony jej brata. Harry zbliżał się do lądowania, więc obiecał, że odezwie się w wolnej chwili, i zakończył połączenie.

Lou obudził się wypoczęty i miał ochotę na leniwą niedzielę w łóżku. Dochodziła jedenasta, a on z uśmiechem przeciągał się.

– Tim! – krzyknął w końcu.

– Co? – usłyszał z głębi domu.

– Nie „co" tylko chodź tu na chwilę.

Szybkie kroki i kilka westchnień później Tim wchodził do sypialni ojca, powtarzając swoje „co?".

– Zrobisz mi kawę?

– Chyba sobie jaja teraz robisz.

– Jak byłeś mały, to robiłem ci śniadanie do łóżka. Tylko kawę, proszę.

– Nie. I masz prezent w kuchni, więc sam musisz tam iść. – Prędko zniknął z pola widzenia ojca i wrócił do siebie. Louis z ciekawością kierował się do pomieszczenia, próbując sobie przypomnieć, czy dziś jest jakiś specjalny dzień, by zasłużył na prezent. Zdziwił się, widząc kwiaty, i od razu odszukał liścik.

– Harry – mruknął.

– Pokłóciliście się? – zagaił Tim, patrząc na mężczyznę.

– Już czytałeś, prawda? – Włączył ekspres i wyjął swój ulubiony kubek.

– Był otwarty, gdy odbierałem kwiatki.

– Nie kłam, nigdy nie są otwarte.

– Nie kłamię. Więc?

– Długa historia. Nie masz co robić?

Nastolatek wrócił do pokoju, gdzie zabijał kolejne zombie w grze komputerowej, a Louis podziękował Harry'emu. Chłopak zadzwonił kilka minut później, pytając, jak się czuje.

– Dobrze, a ty?

– Trochę się nie wyspałem, ale jest okej. Leniwa niedziela, huh?

– A ty masz koncert?

– Niestety tak.

– Chciałem podziękować ci za kwiaty. Są piękne. Dziękuję – powtórzył jeszcze raz, bo zapanowała nieprzyjemna cisza.

– Nie wiedziałem, jak przeprosić, Louis. Wiem, że to i tak za mało, ale pomyślałem, że choć trochę mi wybaczysz.

– Nie mam czego ci wybaczać, Harry. Nic się nie stało.

– Nie powinienem cię całować. To było głupie.

– Trochę mnie obrażasz, mówiąc tak. Znaczy, ja niczego nie żałuję. Chyba że tak słabo całuję i dlatego teraz żałujesz.

– Nie, całujesz naprawdę cudownie.

Oboje uśmiechali się, słysząc swoje oddechy i delektując się ciszą. Louis napił się kawy i mruknął z zadowoleniem.

– Co robisz? – zapytał Harry, słysząc pomruki.

– Piję kawę, a ty?

– Ogarniam się w hotelu. I totalnie potrzebuję kawy.

Nie było dane im rozmawiać długo, bo Styles miał napięty grafik. Podczas przygotowań do występu, opowiadał o nowo poznanym mężczyźnie. Mitch cierpliwie wysłuchiwał opowieści i rzucał swoje rady. Sarah cieszyła się szczęściem Harry'ego, bo chciała, żeby i on kogoś miał.

Ich rozmowy stały się codziennością i oboje tylko czekali na wieczór, który wiązał się z godzinną pogawędką. Wiadomości nie pomagały pozbyć się tęsknoty za głosem i jedynie podsycały atmosferę oczekiwania na „Hej" ze strony każdego z nich. Louis cierpliwie czekał, aż Harry wróci z koncertu i opowie o całym występie z pasją godną pozazdroszczenia. Często mówił, że pije wino, siedząc na balkonie, i pytał jak w pracy Tomlinsona i co nowego w szkole Tima. Te opowieści dawały mu poczucie normalności i pomagały w oderwaniu się od show-biznesu. Każdy zauważał jego szczęście i pytali, czy coś się zmieniło. Nie chciał opowiadać o Louisie, więc odpowiadał jedynie pokręceniem głowy. Rodzice Lou zauważyli zmiany w ich jedynym dziecku i również żądali wyjaśnień. Tim oglądał z dziadkiem film po kolacji, a matka szatyna wierciła mu dziurę w brzuchu.

– Boże, poznałem kogoś, mamo, i tyle – jęknął w końcu.

– Dziewczynę?

– Naprawdę? – zapytał ironicznie, patrząc na kobietę, która sprzątała w kuchni.

– Chłopaka?

– Nie, psa. No jasne, że chłopaka, mamo!

– Uważaj na język, Louis. – Kobieta nie znosiła ironii ze strony swojego dziecka, zwłaszcza gdy nie miał do niej powodów.

– No bo zadajesz takie głupie pytania.

– Opowiesz mi o nim?

– Nie chciałbym zapeszać i właściwie nie ma o czym. To były tylko dwa spotkania, teraz jedynie łączy nas telefon.

– Jest z Londynu?

– Tak, ale teraz... teraz jest w rozjazdach.

– Jest starszy?

– Młodszy o dwa lata.

– Wie o Timie?

– Tak.

– Poznali się?

– Jezu, mamo, co to za przesłuchania? Tak, poznali się. Nie, Tim nie ma nic przeciwko i nawet go lubi.

– Po prostu się martwię, Lou. Nie chcę, żebyś był czyjąś zabawką.

– Nie będę. On taki nie jest. Zresztą to nic pewnego, nawet nie jesteśmy w związku.

– Ale się spotykacie – zauważyła. Louis kończył pakować naczynia do zmywarki i westchnął, bo żałował, że w ogóle zaczął ten temat. – Czym się zajmuje?

– Skończ, mamo, proszę.

Louis wiedział, że niedługo to Tim zostanie postawiony w ogniu pytań, a wtedy rodzice dowiedzą się wszystkiego. Gdy zostali sami, powiedział:

– Jeśli babcia będzie pytać o Harry'ego to nic nie mów. A na pewno nie to, że to ten Harry, jasne?

– Dlaczego?

– Po prostu nie mów, Tim.

– Co będę z tego miał?

Lou spojrzał na niego z niedowierzaniem. Pokręcił głową, ale obiecał, że coś wykombinuje.

– Trzy dyszki wystarczą. – Uśmiechnął się nastolatek.

– Po kim ty jesteś taki wredny?

– Nie wiem, zapytaj babcię.

Siedzieli długo, rozmawiając na neutralne tematy. Harry niecierpliwił się, dzwoniąc na numer Louisa i panikując, bo ten nie odbierał. Lou wyciszał telefon na czas kolacji, bo jego rodzice narzekali na technologię pożerającą życia ludzi. Dopiero wsiadając do auta, zauważył powiadomienia na ekranie. Tim siedział obok ze słuchawkami w uszach, co dało Tomlinsonowi poczucie prywatności.

– Jeju, przepraszam, byłem u rodziców, a tam raczej nie używam komórki – powiedział, gdy Styles przyznał, że bardzo się martwił.

– Nie zostajesz u nich na noc?

– Dzisiaj nie, nie chce mi się z nimi siedzieć.

– Powinieneś, bo widzicie się naprawdę rzadko. – Harry naprawdę tęsknił za rodziną i oddałby wiele, by móc spędzić z nimi trochę czasu, a Louis tak szybko od nich uciekał.

– Widzimy się często i ciągle mnie denerwują. Dzisiaj miałem wywiad, bo wygadałem się o tobie.

– O mnie? – zapytał zdziwiony.

– Wspomniałem, że się z kimś spotkałem i tak jakoś wyszło.

– Ja też powiedziałem mamie.

Louis zdziwił się, ale z drugiej strony poczuł ciepło rozchodzące się po jego ciele. Styles zdawkowo opowiadał o reakcji znajomych na nową znajomość, ale uśmiech nie schodził z jego twarzy.

– Jesteś zmęczony? – zapytał Lou, przerywając ciszę.

– Nie, dlaczego?

– To zadzwonię do ciebie, jak dojadę do domu, okej?

– Jasne, uważajcie na siebie i jedź ostrożnie.

Szatyn rozłączył się i spojrzał na Tima, który delikatnie się uśmiechał. Louis nie słyszał muzyki z jego słuchawek, chociaż chłopak zawsze słuchał jej na tyle głośno, że całe otoczenie słyszało piosenki.

– Nieładnie jest podsłuchiwać, Tim.

– Nie podsłuchuję.

– Mhm, kłamać też nie można.

Nastolatek pokręcił głową i wybrał kolejny kawałek. W głowie Tomlinsona ciągle był Harry i ich pocałunek. Czasami zastanawiał się, jak wyglądałby ich kontakt, gdyby wtedy został w mieszkaniu Stylesa. Ba, czy ten kontakt w ogóle by istniał, bo przecież nie znał bruneta i nie miał pewności, że ten nie chce się nim tylko zabawić. Miał jedynie nadzieję, że nie jest jak inni.

Po szybkim prysznicu leżał w łóżku i wybierał numer mężczyzny. Harry siedział na fotelu z kieliszkiem wina i niecierpliwie oczekiwał połączenia. Wino i głos Louisa pomagały mu w zakończeniu długiego i męczącego dnia i były swoistą formą relaksu. Kiedyś nawet zażartował, że Lou mógłby czytać mu słownik albo encyklopedię, bo jego głos jest cudowny.

– Co robisz w weekend? – zapytał, gdy Louis skończył opowieść o przemęczeniu.

– Za tydzień? Nie wiem, nie mam konkretnych planów, ale raczej będę spać do dziesiątej, a potem ogarniać mieszkanie jak co tydzień.

– A nie chciałbyś spać do dziesiątej w Paryżu?

– Słucham? – zaśmiał się.

– Chciałbym cię zobaczyć i pomyślałem, że mógłbyś przyjechać na weekend, bo mam tu kilka koncertów i nie mogę się wyrwać.

– Nie, Harry. Dziękuję, ale to nie jest dobry pomysł.

– Tęsknię za tobą, Lou. Ty nie?

– Ja też – przyznał.

– No właśnie. Jeśli chcesz, to możesz wziąć Tima.

– On ma urodziny kolegi czy coś.

– Czyli się zgadzasz?

– Nie, Harry. Ja...

– Proszę, Lou. Jestem tu zupełnie sam, nie mam nikogo bliskiego.

– Jeju, Harry... – Louis miał wyrzuty sumienia. Z jednej strony pragnął spotkania z nim, ale z drugiej czuł stres i strach.

– Kupię ci bilet na piątek, dobrze? Może być na ósmą?

– Mam pracę, Harry.

– Ale masz do piątej, miałbyś chwilę dla siebie i potem samolot.

Harry wiedział, że jest nachalny, ale tak bardzo pragnął przytulić Louisa, że postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Lou w końcu westchnął i obiecał, że wszystko przemyśli. W głębi serca cieszył się, że za pięć dni się zobaczą.  

------

Knock knock here we are agaaaain! Nadal nie mogę uwierzyć w sukces tego fanfika i mam nadzieję, że uda mi się go skończyć. Dlatego prosiłabym o opinie, bo to one głównie są moim motywatorem.

PS. 1000 wyświetleń i ponad 220 gwiazdek w tak krótkim czasie. O mój Boże!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro