"Więc gdybym ci teraz powiedział, że go nie lubię, to byś go zostawił?"
– Ale jak za dwa lata? – zapytał Louis, patrząc na kobietę z niedowierzaniem.
– Mamy daty zarezerwowane kilka lat do przodu, panie Tomlinson, dwa lata to i tak cud, bo akurat wypadła jedna para i...
– Ale my musimy wziąć ślub do grudnia. – Harry przerwał jej. – Jakikolwiek termin, naprawdę. Ale ten rok.
– Przykro mi, panie Styles.
– Ale my naprawdę potrzebujemy papierka do grudnia. Obiecaliśmy to w klinice. – Zmarszczył brwi, patrząc na nie smutnym wzrokiem. Nie powinien zdradzać wszystkich życiowych tajemnic i planów, ale liczył, że te zlitują się i termin magicznie się znajdzie.
– Nie mają terminu, Harry. Musimy wymyślić coś innego. – Louis złapał go za rękę i pogłaskał delikatnie. – Tamto miejsce też było ładne... prawda?
Organizatorka przeprosiła na chwilę, odchodząc na bok z właścicielką ranczo. Rozmawiały chwilę, a zdenerwowanie mężczyzn rosło. Nie rozumieli sytuacji, bo już dostali jasny przekaz, że miejsc nie ma i nie będzie. Wróciły z uśmiechami na ustach i zajęły miejsce, otwierając kalendarz na prawie pustym wrześniu. Kobieta przyznawała, że do połowy października miała zaplanowane wolne i odpoczynek od imprez ze względu na pomoc dla córki przy nowo narodzonym dziecku, ale biorąc pod uwagę długoletnią przyjaźń i współpracę z Mirandą, jest w stanie udostępnić im miejsce na weekend.
– Dwudziesty ósmy września? – zaproponowała.
– I tylko ta data jest dostępna?
– Nie przeginaj, Harry – upomniał go Lou. – Bierzemy.
– Przykro mi, panie Styles, ale tydzień wcześniej mąż ma urodziny i rozumie pan.
Louis miał ochotę piszczeć, gdy przygotowywana była dla nich umowa. Harry z podekscytowaniem opowiadał o kwiatach i miejscu, prosząc Mirandę, by miała to na względzie. Bez zbędnego namysłu składali podpis w wyznaczonych miejscach i prosili o ostatni spacer, by mogli nacieszyć się widokiem. Trzymali się za ręce, idąc we dwoje kolejnymi alejkami, wspominając, że za cztery miesiące właśnie tutaj oficjalnie zostaną mężem i mężem. Harry wybierał numer matki, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że przecież są w samolocie. Ich również czekał wieczorny lot, a tymczasem chcieli trochę odpocząć, spacerując i jedząc dobry obiad. Byli wdzięczni organizatorce za pomoc i dziękowali milionowy raz, żegnając się. Jednocześnie z obawą pytali, czy cztery miesiące to nie jest za mało czasu, by wszystko wyszło idealnie.
– Nie takie rzeczy robiłam, panie Styles, po prostu ważna jest współpraca i pozwolnie mi na działanie.
– Będziemy odbierać nawet w środku nocy, proszę tylko dzwonić.
Tim dziwił się, gdy wysłuchiwał opowieści o ślubnych przygotowaniach. Nie spodziewał się, że wszystko będzie tak szybko i podekscytowanie mieszało się z dziwnym strachem. Jay gratulowała im, powstrzymując łzy cisnące się do oczu i obiecała, że pomoże we wszystkim, w czym tylko będzie trzeba. Zupełnie jak Anna, która deklarowała swoją pomoc, przyznając, że to naprawdę dobra decyzja i nie ma na co czekać, bo przecież ceremonia może być skromna, a najważniejsza jest ich obecność i uczucie, które chcą sformalizować. Oni sami długo rozmawiali w samolocie, gdy dopadły ich dziwne obawy. Louis zaczął panikować czy to nie jest za szybko, a Harry bał się, że Tomlinson ucieknie w ostatniej chwili. Obawy były normalnością w takich sytuacjach, a szatyn złapał ukochanego za twarz, zmuszając do spojrzenia w oczy i szepnął ciche:
– Kocham cię najbardziej na świecie, Harry, i na dobrą sprawę mógłbym wyjść za ciebie nawet jutro, spontanicznie idąc do urzędu. To tylko papierek, a my nie potrzebujemy papierka z urzędu, by się razem zestarzeć.
Lou pukał do pokoju nastolatka po kolacji i przeprosił za przeszkodzenie w zadaniu. Chłopak przełączył kartę w laptopie na youtube, by ojciec nie widział wiadomości od Zoey, i zapytał, co się stało. Szatyn zajął fotel obok i przyznał, że chciałby porozmawiać.
– Nie tnę się, tato, daj spokój – jęknął.
– Wierzę w to, Timmy, ale nie o to mi teraz chodzi. Wydawałeś się smutny, gdy powiedzieliśmy ci o ślubie, a ja nie chciałbym robić niczego wbrew tobie.
– Nie byłem smutny.
– Odniosłem takie wrażenie, dlatego jestem tutaj i chciałbym cię zapewnić, że nic się nie zmieni.
– Jasne, oprócz twojego nazwiska i jak urodzi się dziecko to też będzie miało inne nazwisko, a ja pójdę na bok jak Andrew z mojej klasy. – Przewrócił oczami, rzucając ironią i odwracając się w stronę biurka, by odpisać przyjaciółce. Louis powstrzymał uśmiech, bo z jednej strony Tim robił z siebie dorosłego, a z drugiej nadal był małym chłopcem, który bał się, że miłość taty zniknie i już nikt nie będzie go kochał.
– To tak nie działa, Timmy. – Zmusił go do odwrócenia się w jego stronę. – Jesteśmy i zawsze będziemy rodziną, czy będę miał męża, czy nie. Czy będę miał drugie dziecko, czy nie. Nigdy nie będziesz odsunięty, bo jesteś moim, ba, naszym synem i ślub tu niczego nie zmienia. Może poza tym, że Harry chciałby mieć oficjalne prawa rodzicielskie na wypadek, gdyby coś stało się tobie, albo mi i potrzebna byłaby opieka.
– Co masz na myśli?
– Rozmawialiśmy kiedyś o tym i Harry chciałby cię przysposobić.
– A Jessica? Przecież ona się nie zgodzi.
– Ale ona nie ma nic do gadania, Timmy. Jej prawa rodzicielskie nie istnieją, odkąd skończyłeś miesiąc, więc nie może nic zrobić. Chciałbym tylko potwierdzenia, że jest okej, jeśli chodzi o nasz ślub i drugie dziecko.
– No właściwie to chyba nie mam nic do gadania, co?
– Masz, Tim. Od zawsze powtarzałem ci, że to ty jesteś najważniejszy.
– Lol, tato, ty się z nim zaręczyłeś, więc gdybym ci teraz powiedział, że go nie lubię, to byś go zostawił?
– Jeśli wiedziałbym, że jesteś nieszczęśliwy, gdy z nim jestem, to tak, zostawiłbym go.
– Ale ty jesteś głupi, Boże.
– A ty niemiły.
– No popatrz, ciekawe po kim to.
– Ale szczerze, Tim, nie jesteś przeciwny, prawda?
– Nie, tato, jest zajebiście odkąd Harry z nami mieszka i okej, to obrzydliwe, gdy macie malinki albo się liżecie na oczach moich znajomych, albo na moich, ale luz. I tego dzieciaka też sobie twórzcie, ale niech nie płacze w nocy, bo Zack ryczy i nie da się wytrzymać.
– Pewnie ząbkuje, niedługo mu przejdzie. Kocham cię najbardziej na świecie, pamiętaj to – dodał, wracając do poprzedniego tematu.
– Wiem, ja ciebie też. Już wszystko?
– Nie, jeszcze muszę dowiedzieć się, co chcesz na urodziny, bo raczej samolot na pilota albo rower nie przejdzie.
– Lapka? – Skrzywił się, szykując na długi wykład na temat sprzętu i jego ceny czy nastoletnich zachcianek.
– Wybierz jakiegoś i mi podeślij. – Pocałował go w głowę, kierując się do wyjścia.
– Macbooka jak Harry – usłyszał jeszcze.
– Nie przeginasz? – Louis z uśmiechem wychylił się zza drzwi.
– Nie udawaj, że cię nie stać.
Pokręcił głową, schodząc na dół, gdzie Harry czytał książkę, narzekając na rozpoczynający się deszcz. Pogoda miała być całkiem niezła, a znowu czekała na nich szarość i tęsknota za amerykańskim wybrzeżem i ciepłem. Louis pocałował go w głowę, siadając na drugim końcu kanapy i wsuwając się pod koc. Wpatrywał się w bruneta z uśmiechem, a ten krępował się, czując na sobie wzrok ukochanego. W końcu zapytał, o co chodzi, a Lou wzruszył ramionami.
– Podziwiam mojego przystojnego przyszłego męża.
– A nie możesz podziwiać książki albo telewizji?
– Program o sztuce jest w soboty, dzisiaj musi wystarczyć mi dzieło naprzeciwko.
– Naprawdę zastanawiam się, dlaczego przez tyle lat nikogo nie miałeś, bo te teksty każdego zwaliłby z nóg.
– Niestety tylko ty masz tak chujowy gust.
– Akurat do narzeczonych to gust mam najlepszy. – Odłożył książkę i przeniósł się do Louisa, kładąc na jego torsie. Przymknął oczy, delektując się ciepłem i bijącym sercem, które za kilka miesięcy oficjalnie miało być jego już na zawsze. – Tomlinson czy Styles?
– Co?
– Które nazwisko bierzemy.
– Timowi jest przykro, że po mojej zmianie nazwiska, tylko on zostanie Tomlinson, więc przegłosowane, panie Tomlinson.
– Nie jest przegłosowane, jemu też zmienimy, panie Styles.
– Tomlinson-Styles?
– Tomlinson-Styles.
– Mam nadzieję, że imię dla dziecka też tak szybko wybierzemy.
Zapanowała cisza, którą znowu przerwał Hazz:
– Jak to się stało, że Timmy to Timmy?
– Kojarzysz kreskówkę o wróżkach chrzestnych? Kiedyś ją uwielbiałem i dlatego Timmy to Timmy. Miałem siedemnaście lat, nie oceniaj! – dodał oburzony, słysząc głośny wybuch śmiechu.
– Nazwałeś syna imieniem z bajki?!
– Tylko mu tego nie mów, bo oficjalna wersja jest taka, że znalazłem je na stronie z imionami i bardzo mi się spodobało.
Harry nadal śmiał się z Louisa, a ten jęczał, prosząc, by przestał. Narodziny Tima to nie był jego ulubiony czas w życiu i wszystko działo się naprawdę szybko. Wiadomość od Jessiki, złość rodziców, którzy ostatecznie powiedzieli, że pomogą i nalegali, by wziąć malucha, a potem wybieranie imienia i pierwsze kontakty z noworodkiem, który wydawał się nastolatkowi tak mały, że bał się zrobić mu krzywdę. Louis długo nie chciał zostawać z nim sam na sam czy przebierać albo kąpać. Nawet karmienie przychodziło mu z trudnością, bo bał się, że maluch zadławi się i umrze. Pierwsze spacery, podczas których spotykał kumpli ze szkoły, korzystających z wolnych dni, głupie plotki i teksty za plecami, wykluczanie go ze spotkań grupowych i docinki, że musi zająć się synem, więc nie ma co nawet go pytać, czy chce wyjść na piwo.
– Żałowałeś kiedyś? – usłyszał pytanie, które wyrwało go z zamyślenia.
– Że nazwałem go Tim?
– Nie, że go w ogóle masz.
– Nie masz pojęcia jak często. Nie masz pojęcia, jak często mówiłem mu, że go nienawidzę, by potem płakać z nim i przepraszać czy wyznawać miłość, bo miałem wrażenie, że on to wszystko rozumie. Był czas, kiedy płakał mi w ramionach i uspokajał się przy mojej mamie, a ja myślałem, że zwyczajnie mnie nienawidzi, bo go nie chciałem. Nienawidzę siebie za to i gdybym mógł cofnąć czas, to nigdy nie powiedziałbym w jego stronę niektórych zdań. Kocham go nad życie i nie wyobrażam sobie, żeby go nie było.
– Nie możesz siebie nienawidzić, Louis. Ja pewnie też panikowałbym w tym wieku. Ba, ja panikowałem jak miałem zająć się Benem, a to nawet nie jest moje dziecko. Po prostu faceci mają w sobie coś takiego, że potrzebujemy więcej czasu na wszystko. Kocha cię nad życie i ty też go kochasz, a to najważniejsze. I macie super kontakt. Myślisz, że uda nam się mieć taki sam kontakt z drugim dzieckiem czy jednak będziemy typowymi rodzicami?
– Nie wiem. Wiem jedynie, że są błędy, których przy nim nie popełnię.
Telefon Harry'ego dał o sobie znać, informując o powiadomieniu z rodzinnej konfy. Tim podsyłał link do wymarzonego laptopa i do wydarzenia koncertowego Arctic Monkeys, dodając, że tradycję trzeba pielęgnować i mogą dorzucić bilety. Louis zaśmiał się, znowu pytając, czy nie przesadza, a on wysłał animoji kręcące głową.
– Kupujemy mu tego laptopa? – zapytał Harry, przeglądając stronę sklepu.
– Powinienem. Obiecałem już wtedy, co czytaliśmy jego wiadomości.
– Mówiłem o tym już dawno, ale się nie zgadzałeś.
– Bo teraz mogę kupić go sam! – powiedział dumnie, a Harry wymusił uśmiech. – Nie rozpieszczaj go – dodał, widząc wiadomość do syna, w której Styles pytał, ile biletów chce, a ten odpisywał, że trzy, bo zabierze Freddiego jako opiekuna i nie będzie musiał wstydzić się ojca za plecami i jego przytulań.
Louis opowiadał Niallowi o planowanym ślubie, gdy siedzieli razem w barze. Blondyn wspominał o efektach terapii i wspólnym rodzinnym wieczorze poza Londynem. Podobno Alex nareszcie się otwierał, a wizyty u psychologa działały cuda. Jednak nadal nie było pewne, czy chłopak wróci do szkoły, bo ojcowie nadal rozważali edukację domową.
– Tam ma Tima – powiedział Louis po obsłużeniu kilku dziewczyn. – A oni się przyjaźnią i wydaje mi się, że mój syn nie pozwoli, by cokolwiek mu się stało.
– Nie chcemy go zmuszać. – Lou uśmiechnął się, słysząc męski zaimek. – Mówi, że nie jest jeszcze gotowy.
– Może od przyszłego roku, gdy cały piach opadnie po kłótni.
Zdziwili się, widząc Zayna, który z uśmiechem do nich podszedł. Niall spiął się, marszcząc brwi i pytając, co ten tu robi.
– Tak dużo mówiłeś o tym barze, że pomyślałem, że fajnie byłoby wiedzieć, o co chodzi. Zayn. – Podał rękę Louisowi, oficjalnie się przedstawiając. – Dużo o tobie słyszałem.
– Ja o tobie również. Piwo? – zaproponował Lou po przedstawieniu się.
Niall patrzył na niego, przewracając oczami. Atmosfera się zagęściła, a ludzi nagle jakby przybyło. Na domiar złego do baru weszli znajomi blondyna, witając się i zaciągając ich do wspólnego stolika. Tomlinson obserwował przyjaciela i posyłał mu uśmiech, gdy wracał po piwo, przeklinając Mulata. Jednak z każdą kolejną godziną atmosfera się zmieniała, a procenty wpływały na ich samopoczucie. Ręka Zayna w pewnej chwili znalazła się na ramieniu blondyna, który był zbyt zajęty rozmową z koleżanką, by się odsunąć z obrzydzeniem jak dotychczas.
***
– Nie możecie mi tego zrobić, tato – jęknął Tim, gdy siedzieli przy kolacji i zaczął się temat ślubu, na który zostali zaproszeni.
– Nie mamy wyboru, Tim, to ślub mojej kuzynki i powinniśmy tam być.
– Ja jej nawet nie pamiętam!
– Twój ojciec też nie. – Harry wzruszył ramionami, dolewając sobie wody.
– Miałeś być po mojej stronie – warknął, bo wcześniej to ustalali i mieli razem przekonać syna.
– Ale on ma prawo do urodzin, skarbie! Ma prawo do spotkania z kolegami i spędzenia z nimi czasu! Nie możemy zmusić go do uczestniczenia w wydarzeniu, na które ty też nie chcesz iść.
– No właśnie, tato, więc wy pojedziecie, a ja spędzę czas z kolegami, hm?
– Nie ma mowy, Tim, nie zostawię cię na cały weekend samego w domu.
– Skoro na jeden dzień potrafiłeś, to na dwa też możesz.
– Nie.
– Nie, bo co? Bo mi nie ufasz? Czyli ufasz mi na tyle, by zostawić mnie samego, bo spieprzyłeś sprawy z Harrym i chcesz go przeprosić, ale nie ufasz na tyle, by...
– Zły kierunek, Tim – przerwał Harry. – Zrobimy rodzinną kolację w piątek, bo wtedy masz urodziny, a w sobotę zostaniesz sam. Co daje tylko jeden dzień, prawda?
– On zrobi imprezę, Harry, zobaczysz.
– Jezu, tato, zaproszę pięć osób i będziemy grać w gry! No przestań!
– Nie, bo rodzice Zoey nas zabiją, jak się dowiedzą, że nie była pod naszą opieką.
– Harry, zrób coś! – jęknął, gdy jego argumenty były zmiatane z powierzchni ziemi.
– Porozmawiamy o tym później, wyjdziesz z Puffym?
– Aha, dzięki – mruknął, wstając energicznie od stołu. – Idziemy na dwór, Puffy – dodał, patrząc na psa.
Harry zaczął temat, gdy zostali sami i wzdychał, gdy Louis ze złością mówił, że nie ma mowy, by Tim został sam na weekend. Harry objął go, zmuszając do przerwania pakowania zmywarki i spojrzał w oczy.
– Dlaczego ty mu nie ufasz? Bo wiesz, co robiłeś w jego wieku?
– Nie, bo...
– Nie ma żadnego „bo", Louis. Sam widzisz, że się zmienił, nie nagina naszego zaufania, mówi nam, gdzie idzie, wiemy, kim jest Freddie, znamy kolegów, którzy do niego przychodzą i o wszystkim nam mówi. Co jeszcze musi zrobić, żebyś mu zaufał? Wykastrować się, bo boisz się zostania dziadkiem?
– Nawet tak nie mów.
– Ale ja wiem, że to właśnie o to chodzi.
– Nie, ja po prostu...
– Tak, Louis, ty boisz się, że on uprawia seks. Przyznaj.
– Nie, ja...
– Przyznaj.
– Ja pierdole, tak, boję się, że mój czternastoletni syn uprawia seks!
– Zaraz piętnastoletni.
– To nadal dziecko!
– Jeśli ciebie w tym wieku nie ciągnęło na imprezy, to daj mi w twarz. – Louis zrobił oburzoną minę, a Harry uniósł brew, bo wiedział, że to nieprawda. Liam opowiadał o ich wybrykach i pierwszym upijaniu się.
– Jesteś chory.
– To ty jesteś chory. Jesteś chory na nerwy, na brak zaufania i na bycie dziadkiem. Ty masz jakąś schizę. Kurwa, Louis, on nienawidzi pieluch, dzieci, płaczu! Uwierz, że prędzej mu opadnie, niż wejdzie w dziewczynę z myślą, że tak powstają dzieci.
– Jesteś obrzydliwy.
– Bo mówię, jak jest? Nie unikniemy dojrzewania naszego dziecka i tego, że kiedyś zacznie uprawiać seks. Prawda jest taka, że może nawet sypiać z Alexem, gdy my w spokoju robimy coś na dole, bo to nie nasza sprawa, rozumiesz? Jak będzie chciał, to pójdzie z kimś za dom i go przeleci.
Louis wziął głęboki oddech, przymykając oczy i przyznając ukochanemu rację. Nie mógł zatrzymać procesu dojrzewania i sam zachowywał się o wiele gorzej w tym wieku, popijając piwo w zniszczonej części parku z Liamem, czasami nawet urywając się z lekcji. A potem zrobił dzieciaka. To właśnie takiego losu bał się dla Tima, ale jego strach stawał się toksyczny i czasami sam siebie przerażał.
– Masz rację, Harry. Masz cholerną rację, a ja chyba powinienem mieć jakąś terapię albo leki.
– Po prostu trochę zaufania, skarbie. Mi ufasz, a jemu nie umiesz? To ma znaczyć, że na mnie mniej ci zależy?
– To absurdalne, Harry.
– To zgadzamy się na te urodziny? Nick jest kilka domów dalej, myślisz, że nie poproszę go o sprawdzenie? No błagam cię.
Louis zaśmiał się, wracając do sprzątania. Tim wrócił ze spaceru, nie odzywając się do ojców i mrucząc coś pod nosem, gdy został poproszony do kuchni.
– Sam ogarniesz sobie imprezę czy mamy ci pomóc? – zapytał Louis.
– Ale... co? – Nastolatek był zdziwiony i nie wierzył w to, co słyszy.
– Ale bez chlania i seksu, Tim, bo ja wtedy naprawdę ukręcę ci głowę.
– Jezu, tato, przestań z tym seksem. To wy się pieprzycie na potęgę, nie ja.
Spojrzeli na siebie, a Harry tłumił śmiech.
– I okej, Zoey jest ładna, ale nie będziecie mieć rudego wnuka, okej?
– Ale na milion procent? Tak milion, milion?
– Kurwa, tato, ona jest pieprzoną lesbą, no daj spokój! Już Alex ma więcej szans, bo niby jest chłopakiem, ale ma cipę!
------
Hej, hej, hejo! Tak jak mówiłam – zjawię się tu zaraz po wybiciu magicznej liczby ;) I tak samo będzie, gdy ta liczba pojawi się tutaj.
Koniec nadchodzi wielkimi krokami, a ja coraz częściej myślę czy jest sens robienia drugiej części. Niby pomysłów mam mnóstwo i tyle samo chęci, ale z drugiej strony widzę jak zainteresowanie tym opkiem spada. A druga część byłaby w dużej mierze skupiona na Timie i ja nawet nie wiem czy ktoś by to czytał. Mogę dostać jakieś rady?
Standardowo zapraszam do komentowania i gwiazdkowania, a także wpadania na Twittera pod hasztag #BMMLarry gdzie wrzucam info i małe spojlery!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro