Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Więc gdybym ci teraz powiedział, że go nie lubię, to byś go zostawił?"

– Ale jak za dwa lata? – zapytał Louis, patrząc na kobietę z niedowierzaniem.

– Mamy daty zarezerwowane kilka lat do przodu, panie Tomlinson, dwa lata to i tak cud, bo akurat wypadła jedna para i...

– Ale my musimy wziąć ślub do grudnia. – Harry przerwał jej. – Jakikolwiek termin, naprawdę. Ale ten rok.

– Przykro mi, panie Styles.

– Ale my naprawdę potrzebujemy papierka do grudnia. Obiecaliśmy to w klinice. – Zmarszczył brwi, patrząc na nie smutnym wzrokiem. Nie powinien zdradzać wszystkich życiowych tajemnic i planów, ale liczył, że te zlitują się i termin magicznie się znajdzie.

– Nie mają terminu, Harry. Musimy wymyślić coś innego. – Louis złapał go za rękę i pogłaskał delikatnie. – Tamto miejsce też było ładne... prawda?

Organizatorka przeprosiła na chwilę, odchodząc na bok z właścicielką ranczo. Rozmawiały chwilę, a zdenerwowanie mężczyzn rosło. Nie rozumieli sytuacji, bo już dostali jasny przekaz, że miejsc nie ma i nie będzie. Wróciły z uśmiechami na ustach i zajęły miejsce, otwierając kalendarz na prawie pustym wrześniu. Kobieta przyznawała, że do połowy października miała zaplanowane wolne i odpoczynek od imprez ze względu na pomoc dla córki przy nowo narodzonym dziecku, ale biorąc pod uwagę długoletnią przyjaźń i współpracę z Mirandą, jest w stanie udostępnić im miejsce na weekend.

– Dwudziesty ósmy września? – zaproponowała.

– I tylko ta data jest dostępna?

– Nie przeginaj, Harry – upomniał go Lou. – Bierzemy.

– Przykro mi, panie Styles, ale tydzień wcześniej mąż ma urodziny i rozumie pan.

Louis miał ochotę piszczeć, gdy przygotowywana była dla nich umowa. Harry z podekscytowaniem opowiadał o kwiatach i miejscu, prosząc Mirandę, by miała to na względzie. Bez zbędnego namysłu składali podpis w wyznaczonych miejscach i prosili o ostatni spacer, by mogli nacieszyć się widokiem. Trzymali się za ręce, idąc we dwoje kolejnymi alejkami, wspominając, że za cztery miesiące właśnie tutaj oficjalnie zostaną mężem i mężem. Harry wybierał numer matki, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że przecież są w samolocie. Ich również czekał wieczorny lot, a tymczasem chcieli trochę odpocząć, spacerując i jedząc dobry obiad. Byli wdzięczni organizatorce za pomoc i dziękowali milionowy raz, żegnając się. Jednocześnie z obawą pytali, czy cztery miesiące to nie jest za mało czasu, by wszystko wyszło idealnie.

– Nie takie rzeczy robiłam, panie Styles, po prostu ważna jest współpraca i pozwolnie mi na działanie.

– Będziemy odbierać nawet w środku nocy, proszę tylko dzwonić.

Tim dziwił się, gdy wysłuchiwał opowieści o ślubnych przygotowaniach. Nie spodziewał się, że wszystko będzie tak szybko i podekscytowanie mieszało się z dziwnym strachem. Jay gratulowała im, powstrzymując łzy cisnące się do oczu i obiecała, że pomoże we wszystkim, w czym tylko będzie trzeba. Zupełnie jak Anna, która deklarowała swoją pomoc, przyznając, że to naprawdę dobra decyzja i nie ma na co czekać, bo przecież ceremonia może być skromna, a najważniejsza jest ich obecność i uczucie, które chcą sformalizować. Oni sami długo rozmawiali w samolocie, gdy dopadły ich dziwne obawy. Louis zaczął panikować czy to nie jest za szybko, a Harry bał się, że Tomlinson ucieknie w ostatniej chwili. Obawy były normalnością w takich sytuacjach, a szatyn złapał ukochanego za twarz, zmuszając do spojrzenia w oczy i szepnął ciche:

– Kocham cię najbardziej na świecie, Harry, i na dobrą sprawę mógłbym wyjść za ciebie nawet jutro, spontanicznie idąc do urzędu. To tylko papierek, a my nie potrzebujemy papierka z urzędu, by się razem zestarzeć.

Lou pukał do pokoju nastolatka po kolacji i przeprosił za przeszkodzenie w zadaniu. Chłopak przełączył kartę w laptopie na youtube, by ojciec nie widział wiadomości od Zoey, i zapytał, co się stało. Szatyn zajął fotel obok i przyznał, że chciałby porozmawiać.

– Nie tnę się, tato, daj spokój – jęknął.

– Wierzę w to, Timmy, ale nie o to mi teraz chodzi. Wydawałeś się smutny, gdy powiedzieliśmy ci o ślubie, a ja nie chciałbym robić niczego wbrew tobie.

– Nie byłem smutny.

– Odniosłem takie wrażenie, dlatego jestem tutaj i chciałbym cię zapewnić, że nic się nie zmieni.

– Jasne, oprócz twojego nazwiska i jak urodzi się dziecko to też będzie miało inne nazwisko, a ja pójdę na bok jak Andrew z mojej klasy. – Przewrócił oczami, rzucając ironią i odwracając się w stronę biurka, by odpisać przyjaciółce. Louis powstrzymał uśmiech, bo z jednej strony Tim robił z siebie dorosłego, a z drugiej nadal był małym chłopcem, który bał się, że miłość taty zniknie i już nikt nie będzie go kochał.

– To tak nie działa, Timmy. – Zmusił go do odwrócenia się w jego stronę. – Jesteśmy i zawsze będziemy rodziną, czy będę miał męża, czy nie. Czy będę miał drugie dziecko, czy nie. Nigdy nie będziesz odsunięty, bo jesteś moim, ba, naszym synem i ślub tu niczego nie zmienia. Może poza tym, że Harry chciałby mieć oficjalne prawa rodzicielskie na wypadek, gdyby coś stało się tobie, albo mi i potrzebna byłaby opieka.

– Co masz na myśli?

– Rozmawialiśmy kiedyś o tym i Harry chciałby cię przysposobić.

– A Jessica? Przecież ona się nie zgodzi.

– Ale ona nie ma nic do gadania, Timmy. Jej prawa rodzicielskie nie istnieją, odkąd skończyłeś miesiąc, więc nie może nic zrobić. Chciałbym tylko potwierdzenia, że jest okej, jeśli chodzi o nasz ślub i drugie dziecko.

– No właściwie to chyba nie mam nic do gadania, co?

– Masz, Tim. Od zawsze powtarzałem ci, że to ty jesteś najważniejszy.

– Lol, tato, ty się z nim zaręczyłeś, więc gdybym ci teraz powiedział, że go nie lubię, to byś go zostawił?

– Jeśli wiedziałbym, że jesteś nieszczęśliwy, gdy z nim jestem, to tak, zostawiłbym go.

– Ale ty jesteś głupi, Boże.

– A ty niemiły.

– No popatrz, ciekawe po kim to.

– Ale szczerze, Tim, nie jesteś przeciwny, prawda?

– Nie, tato, jest zajebiście odkąd Harry z nami mieszka i okej, to obrzydliwe, gdy macie malinki albo się liżecie na oczach moich znajomych, albo na moich, ale luz. I tego dzieciaka też sobie twórzcie, ale niech nie płacze w nocy, bo Zack ryczy i nie da się wytrzymać.

– Pewnie ząbkuje, niedługo mu przejdzie. Kocham cię najbardziej na świecie, pamiętaj to – dodał, wracając do poprzedniego tematu.

– Wiem, ja ciebie też. Już wszystko?

– Nie, jeszcze muszę dowiedzieć się, co chcesz na urodziny, bo raczej samolot na pilota albo rower nie przejdzie.

– Lapka? – Skrzywił się, szykując na długi wykład na temat sprzętu i jego ceny czy nastoletnich zachcianek.

– Wybierz jakiegoś i mi podeślij. – Pocałował go w głowę, kierując się do wyjścia.

– Macbooka jak Harry – usłyszał jeszcze.

– Nie przeginasz? – Louis z uśmiechem wychylił się zza drzwi.

– Nie udawaj, że cię nie stać.

Pokręcił głową, schodząc na dół, gdzie Harry czytał książkę, narzekając na rozpoczynający się deszcz. Pogoda miała być całkiem niezła, a znowu czekała na nich szarość i tęsknota za amerykańskim wybrzeżem i ciepłem. Louis pocałował go w głowę, siadając na drugim końcu kanapy i wsuwając się pod koc. Wpatrywał się w bruneta z uśmiechem, a ten krępował się, czując na sobie wzrok ukochanego. W końcu zapytał, o co chodzi, a Lou wzruszył ramionami.

– Podziwiam mojego przystojnego przyszłego męża.

– A nie możesz podziwiać książki albo telewizji?

– Program o sztuce jest w soboty, dzisiaj musi wystarczyć mi dzieło naprzeciwko.

– Naprawdę zastanawiam się, dlaczego przez tyle lat nikogo nie miałeś, bo te teksty każdego zwaliłby z nóg.

– Niestety tylko ty masz tak chujowy gust.

– Akurat do narzeczonych to gust mam najlepszy. – Odłożył książkę i przeniósł się do Louisa, kładąc na jego torsie. Przymknął oczy, delektując się ciepłem i bijącym sercem, które za kilka miesięcy oficjalnie miało być jego już na zawsze. – Tomlinson czy Styles?

– Co?

– Które nazwisko bierzemy.

– Timowi jest przykro, że po mojej zmianie nazwiska, tylko on zostanie Tomlinson, więc przegłosowane, panie Tomlinson.

– Nie jest przegłosowane, jemu też zmienimy, panie Styles.

– Tomlinson-Styles?

– Tomlinson-Styles.

– Mam nadzieję, że imię dla dziecka też tak szybko wybierzemy.

Zapanowała cisza, którą znowu przerwał Hazz:

– Jak to się stało, że Timmy to Timmy?

– Kojarzysz kreskówkę o wróżkach chrzestnych? Kiedyś ją uwielbiałem i dlatego Timmy to Timmy. Miałem siedemnaście lat, nie oceniaj! – dodał oburzony, słysząc głośny wybuch śmiechu.

– Nazwałeś syna imieniem z bajki?!

– Tylko mu tego nie mów, bo oficjalna wersja jest taka, że znalazłem je na stronie z imionami i bardzo mi się spodobało.

Harry nadal śmiał się z Louisa, a ten jęczał, prosząc, by przestał. Narodziny Tima to nie był jego ulubiony czas w życiu i wszystko działo się naprawdę szybko. Wiadomość od Jessiki, złość rodziców, którzy ostatecznie powiedzieli, że pomogą i nalegali, by wziąć malucha, a potem wybieranie imienia i pierwsze kontakty z noworodkiem, który wydawał się nastolatkowi tak mały, że bał się zrobić mu krzywdę. Louis długo nie chciał zostawać z nim sam na sam czy przebierać albo kąpać. Nawet karmienie przychodziło mu z trudnością, bo bał się, że maluch zadławi się i umrze. Pierwsze spacery, podczas których spotykał kumpli ze szkoły, korzystających z wolnych dni, głupie plotki i teksty za plecami, wykluczanie go ze spotkań grupowych i docinki, że musi zająć się synem, więc nie ma co nawet go pytać, czy chce wyjść na piwo.

– Żałowałeś kiedyś? – usłyszał pytanie, które wyrwało go z zamyślenia.

– Że nazwałem go Tim?

– Nie, że go w ogóle masz.

– Nie masz pojęcia jak często. Nie masz pojęcia, jak często mówiłem mu, że go nienawidzę, by potem płakać z nim i przepraszać czy wyznawać miłość, bo miałem wrażenie, że on to wszystko rozumie. Był czas, kiedy płakał mi w ramionach i uspokajał się przy mojej mamie, a ja myślałem, że zwyczajnie mnie nienawidzi, bo go nie chciałem. Nienawidzę siebie za to i gdybym mógł cofnąć czas, to nigdy nie powiedziałbym w jego stronę niektórych zdań. Kocham go nad życie i nie wyobrażam sobie, żeby go nie było.

– Nie możesz siebie nienawidzić, Louis. Ja pewnie też panikowałbym w tym wieku. Ba, ja panikowałem jak miałem zająć się Benem, a to nawet nie jest moje dziecko. Po prostu faceci mają w sobie coś takiego, że potrzebujemy więcej czasu na wszystko. Kocha cię nad życie i ty też go kochasz, a to najważniejsze. I macie super kontakt. Myślisz, że uda nam się mieć taki sam kontakt z drugim dzieckiem czy jednak będziemy typowymi rodzicami?

– Nie wiem. Wiem jedynie, że są błędy, których przy nim nie popełnię.

Telefon Harry'ego dał o sobie znać, informując o powiadomieniu z rodzinnej konfy. Tim podsyłał link do wymarzonego laptopa i do wydarzenia koncertowego Arctic Monkeys, dodając, że tradycję trzeba pielęgnować i mogą dorzucić bilety. Louis zaśmiał się, znowu pytając, czy nie przesadza, a on wysłał animoji kręcące głową.

– Kupujemy mu tego laptopa? – zapytał Harry, przeglądając stronę sklepu.

– Powinienem. Obiecałem już wtedy, co czytaliśmy jego wiadomości.

– Mówiłem o tym już dawno, ale się nie zgadzałeś.

– Bo teraz mogę kupić go sam! – powiedział dumnie, a Harry wymusił uśmiech. – Nie rozpieszczaj go – dodał, widząc wiadomość do syna, w której Styles pytał, ile biletów chce, a ten odpisywał, że trzy, bo zabierze Freddiego jako opiekuna i nie będzie musiał wstydzić się ojca za plecami i jego przytulań.

Louis opowiadał Niallowi o planowanym ślubie, gdy siedzieli razem w barze. Blondyn wspominał o efektach terapii i wspólnym rodzinnym wieczorze poza Londynem. Podobno Alex nareszcie się otwierał, a wizyty u psychologa działały cuda. Jednak nadal nie było pewne, czy chłopak wróci do szkoły, bo ojcowie nadal rozważali edukację domową.

– Tam ma Tima – powiedział Louis po obsłużeniu kilku dziewczyn. – A oni się przyjaźnią i wydaje mi się, że mój syn nie pozwoli, by cokolwiek mu się stało.

– Nie chcemy go zmuszać. – Lou uśmiechnął się, słysząc męski zaimek. – Mówi, że nie jest jeszcze gotowy.

– Może od przyszłego roku, gdy cały piach opadnie po kłótni.

Zdziwili się, widząc Zayna, który z uśmiechem do nich podszedł. Niall spiął się, marszcząc brwi i pytając, co ten tu robi.

– Tak dużo mówiłeś o tym barze, że pomyślałem, że fajnie byłoby wiedzieć, o co chodzi. Zayn. – Podał rękę Louisowi, oficjalnie się przedstawiając. – Dużo o tobie słyszałem.

– Ja o tobie również. Piwo? – zaproponował Lou po przedstawieniu się.

Niall patrzył na niego, przewracając oczami. Atmosfera się zagęściła, a ludzi nagle jakby przybyło. Na domiar złego do baru weszli znajomi blondyna, witając się i zaciągając ich do wspólnego stolika. Tomlinson obserwował przyjaciela i posyłał mu uśmiech, gdy wracał po piwo, przeklinając Mulata. Jednak z każdą kolejną godziną atmosfera się zmieniała, a procenty wpływały na ich samopoczucie. Ręka Zayna w pewnej chwili znalazła się na ramieniu blondyna, który był zbyt zajęty rozmową z koleżanką, by się odsunąć z obrzydzeniem jak dotychczas.



***



– Nie możecie mi tego zrobić, tato – jęknął Tim, gdy siedzieli przy kolacji i zaczął się temat ślubu, na który zostali zaproszeni.

– Nie mamy wyboru, Tim, to ślub mojej kuzynki i powinniśmy tam być.

– Ja jej nawet nie pamiętam!

– Twój ojciec też nie. – Harry wzruszył ramionami, dolewając sobie wody.

– Miałeś być po mojej stronie – warknął, bo wcześniej to ustalali i mieli razem przekonać syna.

– Ale on ma prawo do urodzin, skarbie! Ma prawo do spotkania z kolegami i spędzenia z nimi czasu! Nie możemy zmusić go do uczestniczenia w wydarzeniu, na które ty też nie chcesz iść.

– No właśnie, tato, więc wy pojedziecie, a ja spędzę czas z kolegami, hm?

– Nie ma mowy, Tim, nie zostawię cię na cały weekend samego w domu.

– Skoro na jeden dzień potrafiłeś, to na dwa też możesz.

– Nie.

– Nie, bo co? Bo mi nie ufasz? Czyli ufasz mi na tyle, by zostawić mnie samego, bo spieprzyłeś sprawy z Harrym i chcesz go przeprosić, ale nie ufasz na tyle, by...

– Zły kierunek, Tim – przerwał Harry. – Zrobimy rodzinną kolację w piątek, bo wtedy masz urodziny, a w sobotę zostaniesz sam. Co daje tylko jeden dzień, prawda?

– On zrobi imprezę, Harry, zobaczysz.

– Jezu, tato, zaproszę pięć osób i będziemy grać w gry! No przestań!

– Nie, bo rodzice Zoey nas zabiją, jak się dowiedzą, że nie była pod naszą opieką.

– Harry, zrób coś! – jęknął, gdy jego argumenty były zmiatane z powierzchni ziemi.

– Porozmawiamy o tym później, wyjdziesz z Puffym?

– Aha, dzięki – mruknął, wstając energicznie od stołu. – Idziemy na dwór, Puffy – dodał, patrząc na psa.

Harry zaczął temat, gdy zostali sami i wzdychał, gdy Louis ze złością mówił, że nie ma mowy, by Tim został sam na weekend. Harry objął go, zmuszając do przerwania pakowania zmywarki i spojrzał w oczy.

– Dlaczego ty mu nie ufasz? Bo wiesz, co robiłeś w jego wieku?

– Nie, bo...

– Nie ma żadnego „bo", Louis. Sam widzisz, że się zmienił, nie nagina naszego zaufania, mówi nam, gdzie idzie, wiemy, kim jest Freddie, znamy kolegów, którzy do niego przychodzą i o wszystkim nam mówi. Co jeszcze musi zrobić, żebyś mu zaufał? Wykastrować się, bo boisz się zostania dziadkiem?

– Nawet tak nie mów.

– Ale ja wiem, że to właśnie o to chodzi.

– Nie, ja po prostu...

– Tak, Louis, ty boisz się, że on uprawia seks. Przyznaj.

– Nie, ja...

– Przyznaj.

– Ja pierdole, tak, boję się, że mój czternastoletni syn uprawia seks!

– Zaraz piętnastoletni.

– To nadal dziecko!

– Jeśli ciebie w tym wieku nie ciągnęło na imprezy, to daj mi w twarz. – Louis zrobił oburzoną minę, a Harry uniósł brew, bo wiedział, że to nieprawda. Liam opowiadał o ich wybrykach i pierwszym upijaniu się.

– Jesteś chory.

– To ty jesteś chory. Jesteś chory na nerwy, na brak zaufania i na bycie dziadkiem. Ty masz jakąś schizę. Kurwa, Louis, on nienawidzi pieluch, dzieci, płaczu! Uwierz, że prędzej mu opadnie, niż wejdzie w dziewczynę z myślą, że tak powstają dzieci.

– Jesteś obrzydliwy.

– Bo mówię, jak jest? Nie unikniemy dojrzewania naszego dziecka i tego, że kiedyś zacznie uprawiać seks. Prawda jest taka, że może nawet sypiać z Alexem, gdy my w spokoju robimy coś na dole, bo to nie nasza sprawa, rozumiesz? Jak będzie chciał, to pójdzie z kimś za dom i go przeleci.

Louis wziął głęboki oddech, przymykając oczy i przyznając ukochanemu rację. Nie mógł zatrzymać procesu dojrzewania i sam zachowywał się o wiele gorzej w tym wieku, popijając piwo w zniszczonej części parku z Liamem, czasami nawet urywając się z lekcji. A potem zrobił dzieciaka. To właśnie takiego losu bał się dla Tima, ale jego strach stawał się toksyczny i czasami sam siebie przerażał.

– Masz rację, Harry. Masz cholerną rację, a ja chyba powinienem mieć jakąś terapię albo leki.

– Po prostu trochę zaufania, skarbie. Mi ufasz, a jemu nie umiesz? To ma znaczyć, że na mnie mniej ci zależy?

– To absurdalne, Harry.

– To zgadzamy się na te urodziny? Nick jest kilka domów dalej, myślisz, że nie poproszę go o sprawdzenie? No błagam cię.

Louis zaśmiał się, wracając do sprzątania. Tim wrócił ze spaceru, nie odzywając się do ojców i mrucząc coś pod nosem, gdy został poproszony do kuchni.

– Sam ogarniesz sobie imprezę czy mamy ci pomóc? – zapytał Louis.

– Ale... co? – Nastolatek był zdziwiony i nie wierzył w to, co słyszy.

– Ale bez chlania i seksu, Tim, bo ja wtedy naprawdę ukręcę ci głowę.

– Jezu, tato, przestań z tym seksem. To wy się pieprzycie na potęgę, nie ja.

Spojrzeli na siebie, a Harry tłumił śmiech.

– I okej, Zoey jest ładna, ale nie będziecie mieć rudego wnuka, okej?

– Ale na milion procent? Tak milion, milion?

– Kurwa, tato, ona jest pieprzoną lesbą, no daj spokój! Już Alex ma więcej szans, bo niby jest chłopakiem, ale ma cipę! 

------

Hej, hej, hejo! Tak jak mówiłam – zjawię się tu zaraz po wybiciu magicznej liczby ;) I tak samo będzie, gdy ta liczba pojawi się tutaj.

Koniec nadchodzi wielkimi krokami, a ja coraz częściej myślę czy jest sens robienia drugiej części. Niby pomysłów mam mnóstwo i tyle samo chęci, ale z drugiej strony widzę jak zainteresowanie tym opkiem spada. A druga część byłaby w dużej mierze skupiona na Timie i ja nawet nie wiem czy ktoś by to czytał. Mogę dostać jakieś rady?

Standardowo zapraszam do komentowania i gwiazdkowania, a także wpadania na Twittera pod hasztag #BMMLarry gdzie wrzucam info i małe spojlery! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro