"Traktuj ludzi z życzliwością"
Siedzieli jak na szpilkach, wpatrując się w zegar, który kilka minut temu poinformował ich, że minęła o dziesiątej. Harry bawił się jednym z pierścionków i próbował skupić się na spokojnym oddechu, by tylko nie dostać kolejnego ataku paniki. Louis miał ochotę skorzystać z chwili i wyjść na papierosa, ale musiał udawać przed ludźmi z kliniki, że pozbył się uzależnienia.
– Gdyby oddać twoją spermę to dziecko pewnie spóźniłoby się na swoje własne narodziny – zażartował, wiedząc jaką tendencję do spóźnień ma Harry. – Spóźniłeś się nawet na naszą pierwszą randkę – wspomniał.
– Miałem tylko mokre włosy! Teraz mówisz, że są piękne!
– Wtedy też tak uważałem, ale to nie znaczy, że wyrobiłeś się na czas.
Kobieta patrzyła na nich z uśmiechem, czując miłość bijącą od tej dwójki. W końcu wszyscy odwrócili się, gdy do sali weszła przerażona szatynka, przepraszając za wszystko i patrząc na nich błagalnym wzrokiem. Jej usta uchyliły się na widok Harry'ego, którego płytę czasami puszczała. Czuła się niezręcznie z niewielkim bukiecikiem kolorowych kwiatów, które zawsze kupowała na spotkanie potencjalnymi rodzicami, którym miała urodzić dziecko. Uścisnęła ich dłonie, wymuszając uśmiech i podała kwiatki Stylesowi, który zaśmiał się, dziękując. Kolejny raz przeprosiła za spóźnienie, obiecując, że to się nie powtórzy, a brunet machnął ręką, zapewniając, że to nic takiego i cieszą się, że udało jej się dotrzeć.
– Więc, Casandro, opowiesz nam coś o sobie? – poprosił Harry, łapiąc Louisa za rękę.
– Ale bez tych podstawowych informacji, które mają w karcie – dodał Tomlinson, bo naprawdę nie musiała kolejny raz podawać swojego wieku.
Kobieta jąkała się, wspominając, że skończyła filologię francuską i dorabia sobie tłumaczeniami i lekcjami języka. Harry był zachwycony, rzucając kilka słów w obcym języku i przyznając, że więcej nie zna, gdy ta zadała pytanie po francusku. Louis zdziwił się, słysząc, że Casandra ma pięcioletnią córkę i czuł, że to może ją skreślić. Jednak jej kolejne opowieści podbijały serca mężczyzn i nie zorientowali się nawet, gdy minęła już godzina od niezręcznego początku spotkania. Rozmawali jak starzy przyjaciele, a Harry zadawał milion pytań, wypytując o dzieciństwo i plan na przyszłość.
– Z innymi nie byłeś taki rozmowny – zażartował Tomlinson, gdy żegnali się z kierowniczką, a wcześniej z Casandrą, która życzyła im miłego dnia.
– Uwielbiam ją, Louis. Totalnie jest moim numerem jeden.
– Moim też, ale ta córka trochę mnie nie przekonuje.
– Pomyślałem o tym samym, ale z drugiej strony mamy pewność, że jest płodna i możemy zobaczyć, jak będzie wyglądać dziecko.
– Może masz rację.
– Czyli decydujemy się na nią?
– Prześpimy się z tym, przegadamy i zdecydujemy, okej?
– Ale co sądzisz?
– Zakochałem się. Dosłownie.
Harry spojrzał na niego, zajmując miejsce kierowcy, a Lou uśmiechnął się, widząc jego minę. Złapał go za gładką twarz i zapewnił, że tylko jego kocha w sposób, który daje mu motylki w brzuchu. Pocałowali się z uśmiechem, wracając do domu i ciągle rozmawiając o kobiecie, która dała im kwiatki. Hazz od razu wybrał numer matki, chcąc się pochwalić i z podekscytowaniem mówił o kobiecie. Louis w tym czasie wychodził z Puffym, chcąc się przewietrzyć. Wspominał Casandrę i ekscytację ukochanego. Musiał przyznać, że dziewczyna podbiła jego serce i wewnętrznie pragnął, by to ona dbała o ich malucha przed dziewięć miesięcy. Czuł, że wkraczają w kolejny etap ich przygody, a podwójne ojcostwo jest coraz bliżej. Spojrzał na paczkę papierosów, która nadal znajdowała się w jego kieszeni i zawahał się nad zapaleniem kolejnego. W jego głowie od razu pojawił się głos Stylesa, który bez przerwy dogryzał mu na temat uzależnień. Rzeczywiście jego pilnował w sprawie alkoholu, a potem sam szedł zapalić kolejny raz. Uśmiechnął się, rzucając paczkę do śmietnika, nie ulegając pokusie.
– Zgadnij co! – powiedział głośno, wchodząc do domu, gdzie Harry właśnie siadał na kanapie z laptopem na kolanach.
– Hm?
– Nie zapaliłem! Mówiłem ci, że umiem się powstrzymać!
– Ciekawe jak długo – mruknął.
– Wyrzuciłem fajki, czas na rzucenie! I to zrobię, zobaczysz! – obiecał z radością. Czuł ogromną siłę i wiarę we własne możliwości.
Pocałował Harry'ego, kładąc się obok i przejmując pilota. Przeskakiwał z kanału na kanał, próbując znaleźć coś sensownego i kątem oka patrzył na mężczyznę, który przeglądał Facebooka, stalkując Casandrę. Uśmiechnął się, widząc to, bo uświadomił sobie, że matka ich dziecka właśnie została wybrana.
– Prześliczna jest – usłyszał i spojrzał na ekran. Nowo poznana kobieta chwaliła się córeczką, dodając zdjęcie w czapce Mikołaja. – Jeśli dodać do tego nasze geny, to wyjdzie totalna gwiazdka.
– Czyli rozumiem, że matka naszego dziecka została oficjalnie wybrana?
Harry spojrzał na niego, zagryzając jedynkami wargę i marszcząc brwi. Wyglądał jak mała dziewczynka, która liczyła na lizaka, a Louis nie umiał mu się oprzeć. Wspomniał jednak o kolejnym spotkaniu, dodając, że mogliby zaprosić je obie. Byli zgodni, mówiąc, że Casandra spełnia ich wszystkie wymagania, ale nie chcieli podejmować pochopnych decyzji.
– Och i umówiłem Tima do dermatologa na środę, musimy zwolnić go ze szkoły, bo tylko o dziewiątej ma chwilę. A jest cudowna i to cud, że udało nam się wcisnąć.
– Jasne, ile kasy jej zaoferowałeś? Podwójną stawkę?
– Skoro o pieniądzach mowa, to muszę sprawdzić twoje konto, bo sam mi nie powiesz, ile ci zostało, prawda? Albo poślę przelew.
– Nawet nie próbuj.
– Ostatnio ciągle płacimy z twojej karty, więc wiesz.
– O tak, kochanie, bo twoje musli bez rodzynek kosztuje miliony i dlatego powinienem już się martwić o brak kasy – rzucił ironicznie.
– A, trzeba wpisać to na listę zakupów. Jedziesz dzisiaj na basen?
– Nie chcę sam, może wyciągnę Tima.
– Pisał, że wróci później i mamy po niego nie przyjeżdżać.
– Czyli nadal to samo?
– Uczy się z kolegą, dajmy mu spokój. Zrobimy fajną kolację, może w coś pogramy, hm? Albo pojadę z tobą na basen.
– Nie, kochanie, kocham cię, ale mam dość pisku lasek na twój widok. Obejrzę odcinek serialu, potem trzeba trochę posprzątać.
Mężczyzna kiwnął na znak zrozumienia i każdy zajął się sobą, tuląc na kanapie. Dzwonek domofonu wyrwał ich z zamyśleń, a Louis ruszył do drzwi, by otworzyć. Uśmiechnął się, widząc odpowiednie logo na tubie, którą podał mu posłaniec i pokwitował odbiór.
– Co to? – zapytał Harry z zainteresowaniem, widząc, że Lou coś ukrywa za plecami.
– Nic.
– No powiedz mi, nie możesz?
– Nie, bo to twój prezent i zaraz będziesz naciskał na rozpakowywanie.
– Mój prezent? Daj mi już!
– Mówiłem?
– Jezu, Louis, i tak zostało mało czasu. – Spojrzał na niego błagalnie, opierając się podbródkiem o oparcie kanapy. – Proszę?
– Nie. – Tomlinson był nieugięty, kierując się na górę i chowając karton w zupełnie innym pokoju, licząc, że Harry nie będzie tam szukał. Miał cichą nadzieję, że niespodzianka spodoba się ukochanemu, który delikatnie sugerował, że nie chce auta ani wycieczki w ramach prezentu. Również zegarek odpadał, bo Harry wolał inny typ dodatków. Wiedział jednak, że jego narzeczony jest sentymentalny i właśnie dlatego zdecydował się na taki, a nie inny prezent.
– A powiesz mi czy zgadłem, jeśli zacznę zgadywać? – zaproponował, gdy Lou wrócił na kanapę.
– Nie.
– No Louis! – jęknął.
– Co? Może to po prostu długi list, w którym cię rzucam i nie umiem powiedzieć ci tego w twarz. Albo może certyfikat, że jestem gotowy na małżeństwo. Albo nasze wspólne zdjęcie. Albo...
– Jezu, nie to nie. – Zaczął udawać obrażonego, licząc, że ten się przełamie.
Lou tylko czekał na kolejne jego słowo i czuł na sobie jego wzrok. Nie udało mu się powstrzymać uśmieszku i wybuchnął śmiechem, widząc, jak ten marszczy brwi.
– Jesteś okropny – usłyszał.
– I tak mnie kochasz.
– To nie zmienia faktu, że jesteś okropny.
– Bo to ty jesteś cudem tego związku. – Złapał go za twarz, zmuszając do pocałunku.
Zdziwili się, gdy Tim wrócił po piątej i z uśmiechem opowiadał o dobrym dniu w szkole. Wspominał o głodzie i bez zbędnego narzekania wychodził z Puffym. Louis spojrzał ze zdziwieniem na bruneta, który oddychał z ulgą. Naprawdę bał się kolejnych kłótni i dlatego czuł szczęście, gdy Tim wypytywał ich o wizytę w klinice, gdy jedli wspólną kolację.
– Umówiłem cię do lekarza, Timmy – zaczął Styles ostrożnie. – Na środę.
– Do jakiego lekarza? Jeśli chcecie przekonać mnie na badania krwi, to jestem gotowy na kolejną kłótnię, ale tam nie pójdę.
– Do dermatologa, Timmy, zobaczymy czy da się z tym coś zrobić.
– Będzie bolało?
– Nie, spokojnie. Zwolnimy cię w środę ze szkoły albo pojedziesz później.
– Albo wcale? – zapytał z nadzieją.
– Zobaczymy. – Uśmiechnął się. – Gramy w planszówkę?
– Nie musisz się uczyć, Timmy? – Louis spojrzał na syna, zbierając talerze po posiłku i zgromił wzrokiem Harry'ego, który ukradkiem oddał Puffy'emu kawałek mięsa.
– No co? Trochę może. – Wzruszył ramionami. – Monopoly? – zaproponował brunet i ucieszył się, gdy wyszło na jego.
Jedli lody, walcząc ze sobą na kolejnych polach i denerwując się, gdy coś szło nie po ich myślach. Jadalnia wypełniona była ich śmiechem i jękami zawodu, gdy ktoś zaczynał przegrywać. Timmy chwalił się rodzinnym wieczorem, chcąc pokazać ludziom, jak bardzo ponad nimi jest. Zoey uświadomiła mu, że ludzie często niszczą innych z zazdrości, a jemu jest co zazdrościć. To ona uświadomiła mu, że nie każdego stać na takie podróże, spełnianie zachcianek i życie ze sławnym Harrym Stylesem. Zaczął doceniać wspólne chwile, gdy podczas bezsennej nocy myślał o życiu sprzed półtora roku, gdy jeszcze Hazz pozostawał jego idolem, wakacje były luksusem, a pieniądze na kino brał z małego kieszonkowego, a nie z własnego konta bankowego, które założył Louis pod naciskiem Harry'ego.
– Jedziesz jutro ze mną na basen, Timmy? – zaproponował Lou, gdy zgodnie postanowili zakończyć grę bez uznawania zwycięzcy i przegranego.
– O której?
– Po szkole.
– Ale ja mam tenisa. Pomyślę, okej?
Pożegnali się i uśmiechnęli, słysząc wyznanie miłości ze strony syna. Leżeli w sypialni, znowu rozmawiając o Casandrze. Anna była zachwycona kobietą i wspominała, że ma jej głos. Następnego dnia Louis rozmawiał z własną matką, opowiadając jej o wszystkim. Jay cieszyła się ich szczęściem i wypytywała o kolejny krok. Louis westchnął, przyznając, że cholernie się boi. Wolał zmienić temat na urodziny mężczyzny, by dostać potwierdzenie, że jego pomysł jest idealny. Matka przytaknęła, wspominając, że może pomóc w organizacji imprezy. Podziękował, mówiąc, że musi przygotować kolację, bo niedługo Harry powinien wrócić z terapii, a Tim z tenisa. Styles już od wejścia opowiadał o Sam, która kazała pozdrowić całą rodzinę i trzymała kciuki za ich ojcostwo. Louis był naprawdę szczęśliwy, widząc rodzinę w komplecie i śmiał się, gdy Hazz znowu zaczął temat swojego prezentu, którego nie znalazł pomimo przeszukiwania sypialni pod nieobecność ukochanego. Nienawidził życia w niewiedzy i umierać z ciekawości. Jednak Tomlinson był nieugięty i nie uległ mu, nawet gdy ten zagroził płaczem niczym pięcioletnie dziecko.
– Co robisz? – Brunet przywarł do niego, gdy leżeli w łóżku i oglądali serial, który razem zaczęli. Tym razem Harry nie skupiał się na seansie, pomimo inicjatywy z jego strony. – Po co to wrzucasz? – zapytał, widząc stare zdjęcie Stylesa, które zrobione było podczas naprawdę okropnego okresu, gdy jego cera buntowała się przez zły styl życia i ukazywała wszystko wypryskami.
– Niech hejtują mnie, jeśli są tacy odważni. Mnie będą kochać, a jego nienawidzić? Hipokryzja.
Louis zagryzał wargę, kątem oka patrząc na tworzony opis. Mężczyzna śmiał się z siebie, ale jednocześnie dawał lekcję, że to tylko dojrzewanie i każdy przez to przechodził, ale to nie znaczy, że możemy czuć się gorszymi, bo kilka kropek zdobi nasze twarze. Pisał, że jego serce łamało się, gdy czytał słowa osób, które powinny wstydzić się swojego zachowania i brzydzi się niektórych fanów.
– Usuń to ostatnie, jest niegrzeczne.
– Ale jest prawdziwe.
– Piszesz o szacunku, Harry, twoje motto to „traktuj ludzi z życzliwością", a teraz piszesz, że się nimi brzydzisz.
– Masz rację.
Tim uśmiechał się, widząc zdjęcie ojca, który uderzał w fanów, wypominając im złe zachowanie. Wyklikał kilka słów, tajemniczo wspominając o jutrze i dodając, że go kocha.
– Obiecujesz, że nie będzie bolało? – zapytał następnego dnia, gdy jechali do dermatologa. Harry czuł się jak podczas deja vu, bo sam długo walczył z trądzikiem, ale wiedział, że ta lekarka potrafi zdziałać cuda.
– Nie, Timmy, spojrzy na twoją twarz, wypisze leki i tyle. To nie boli. I miałeś tego nie wyciskać.
– Wiem. – Przewrócił oczami. Czuł się naprawdę zestresowany i miał ochotę wymiotować ze strachu.
Zupełnie jak Louis, który prosił Gemmę o krótką rozmowę i ze stresem czekał, aż oddzwoni, obiecując, że wyrwie się na przerwę i się odezwie. Podskoczył, gdy rozbrzmiał dzwonek i przywitał się, pytając co nowego. Szybko przeszedł do odpowiedniego tematu, drapiąc się po głowie.
– Pomyślałem, że znasz więcej osób i umm... wiesz.
– Kochanie, przypomnij mi, z kim zaręczył się mój wredny braciszek?
– No ja wiem, ale ja znam tylko Nicka, ewentualnie Mitcha i Sarę, bo wiem, że chciałby spędzić ten dzień z zespołem. No i przyjaciele z Japonii.
– Mogę odezwać się do Eda, będziecie jeszcze wy i Liam z Aną, a Harry ich kocha. Swoją drogą jak tam Anastasia? Urodziła już? Harry cieszył się na myśl o byciu wujkiem kolejny raz.
– Wszystko w porządku, jeszcze mają spokój – zaśmiał się. – Załatwisz Eda? Podeślę ci adres i termin, okej? I wpadniecie wy też? Wiem, że chce spędzić ten dzień z rodziną, ale pomyślałem o imprezie tydzień wcześniej.
– Jesteś cholernym geniuszem, Louis, nie dziwię się, że Harry tak bardzo cię kocha. Spadam do pracy, podeślij mi informację.
– Ale nie powiesz mu nic, prawda?
– Nigdy w życiu, skarbie. Nie mogę się doczekać!
Louis odetchnął z ulgą, gdy udało mu się zrealizować kolejny punkt z listy. Musiał jeszcze zadzwonić do kliniki i poprosić o kolejne spotkanie z Casandrą. Chcieli poznać jej córkę i wypytać o kilka rzeczy. Kobieta zapewniła, że nie będzie problemu i podeśle datę, gdy wszystko ustalą. Miał chwilę dla siebie i uśmiechnął się, odbierając przesyłkę z książkami, które zamówił Harry. Kolejne dawki poezji, trochę biografii i kilka pozycji dla Tima, bo poprosił o nie. Próbował zająć sobie czymś myśli, bo jego umysł domagał się nikotyny. Ręce drżały od wczoraj, a on obgryzał skórki wokół paznokci i gryzł długopisy, czasem coś podjadając. Harry zauważał jego walkę, ale nie chciał komentować, bo wszystko skończyłoby się kłótnią ze strony rozdrażnionego mężczyzny.
– Tato, ona powiedziała, że to zejdzie! – usłyszał chwilę po odgłosie otwieranej bramy i parkowania na podjeździe.
– Dlaczego ty nie jesteś w szkole, Timmy?
– Bo odwołali nam dwie lekcje, a na dwie nie opłacało się jechać.
– Timmy... – westchnął.
– Oj, tato, nie psuj mi humoru, błagam.
Louis pocałował go w czoło, przepraszając i wskazując na książki, które zostały przesłane. Nastolatek jak najęty mówił o zaleceniach i obietnicach, że odpowiednia pielęgnacja potrafi zdziałać cuda. W końcu zamknął się u siebie, wcześniej pytając jeszcze, czy Alex może wpaść na nocowanie w piątek. Lou obiecał, że to przemyślą, bo nie był pewien czy to jest dobry pomysł.
– Basen mu odpada, nie powinien narażać się na chlor – wyjaśnił Harry. – I dzwonił Mitch, pytając, czy mógłbym wpaść na kilka dni, by im pomóc.
– Lecisz?
– Polecisz ze mną?
– Mamy Tima, Harry. Muszę się nim zająć. No i myślę dalej nad barem, trzeba zacząć robić reklamę.
– Och, okej, oddzwonię do niego, że nie damy rady wpaść.
– Ty leć, Harry. Musisz im pomóc jako świadek.
– Nie, Lou, ja...
– Lecisz. Jednak poczekaj kilka dni, bo dzwoniłem do kliniki, okej?
– Mówili coś?
– Zgodzili się na spotkanie, ale mają dać znać kiedy.
Harry ekscytował się na myśl o kolejnym spotkaniu i wspominał, że czuje, że to z Casandrą powinni się złączyć. Louis podzielał jego entuzjazm i przyznawał, że trochę przypomina mu Gemmę, ale nie umiał powiedzieć dlaczego. Po prostu wydawała się tam samo ciepła i życzliwa, a oni podświadomie czuli, że to właśnie to.
*
– Miło cię widzieć. – Harry uśmiechnął się, witając z kobietą, która trzymała za rękę uśmiechniętą córeczkę.
– Was również. Co się mówi, Anne?
– Cześć. – Pięciolatka wyszczerzyła się, ukazując ubytek zęba.
– Hej, jestem Harry. – Brunet wyciągnął rękę w jej stronę, a Louis poszedł w jego ślady.
– A ja Annabelle!
Serce Stylesa zostało pobite i nie zwracał uwagi na pozostałe osoby, zajmując się jedynie dziewczynką, która przechwalała się przedszkolem. Opowiadała o weekendzie u dziadków i nowej piosence. Casandra patrzyła na córkę i uśmiechała się, bo ta była jej oczkiem w głowie i włożyła duży trud w wychowanie, by teraz z dumą przedstawiać córkę.
– Jest bardzo do ciebie podobna – powiedział Louis, uśmiechając się na widok ukochanego, który udawał zdziwionego, gdy Anne wspomniała, że czasami z mamą słuchają jego płyty i widziała go w telewizji. Casandra od razu ją upomniała, ale Styles machnął jedynie ręką.
– Dziękuję.
– Zastanawiałaś się nad współpracą z nami?
– Wszystko zależy od was, to wy podejmujecie decyzję. Gdybym nie była zdecydowana, to nie byłabym w bazie matek.
– Dlaczego chcesz to zrobić? Nie mów, że chcesz pomagać innym parom, błagam cię. Poród to nie jedzenie truskawek, nie jest zbyt przyjemny. Nie boisz się?
Kobieta spojrzała na Tomlinsona, nie wiedząc jak odpowiedzieć. Skakała wzrokiem z mężczyzny na kierowniczkę, dobierając odpowiednie słowa i w końcu wzięła głęboki oddech.
– To nie jest tak, że ja to lubię. I nie ukrywam, że robię to dla pieniędzy. I dla niej. – Wskazała głową na Annabelle, która teraz rysowała z Harrym. – Była moją małą wpadką, wychowuję ją sama, staram się dać wszystko, co najlepsze, ale czasami jest po prostu ciężko. A tutaj mam zapewnione pieniądze, które pozwalają mi przez kilka miesięcy nie martwić się, że nie będę miała za co zapłacić czynszu. Odkładam na własną szkołę językową i obiecałam sobie, że zrezygnują z macierzyństwa zastępczego, ale potrzebuję jeszcze kilku tysięcy na start. Wiem, że to brzmi strasznie, ale...
– Nie brzmi, zupełnie cię rozumiem. Sam mam syna z wpadki i wiem, jak ciężkie jest życie. A twoja córka jest cudowna.
– Dziękuję.
Spędzili trochę czasu, zadając milion pytań i zachwycając się Annabelle. W końcu pożegnali się z nią i z jej matką, zostając jedynie z kierowniczką. Harry przeprosił na chwilę, odciągając ukochanego na bok i pytając, co sądzi. Louis był podekscytowany, ale nie wiedział, czy powinni podejmować decyzję pod wpływem chwili.
– Kochanie, powinniśmy to przemyśleć – szepnął Lou, łapiąc narzeczonego za rękę.
– Przemyśleliśmy. Nie podoba ci się?
– Uwielbiam je, ale to decyzja na całe życie. Nie powinniśmy podejmować jej tak na szybko. Za cztery godziny masz samolot, może pomyślimy po twoim powrocie?
– Jesteś pewien, Louis?
– Nie, kurwa, Harry, niczego nie jestem pewien. Bardzo się boję, ale z drugiej strony ona jest cudowna.
– Właśnie. Jest cudowna. Ale masz rację, przemyślimy to na spokojnie. Umówimy się na wstępne spotkanie, zawsze możemy się wycofać, tak?
Louis zgodził się i chwilę później żegnali, zapisując w telefonach przypomnienie. Wracali do domu, rozmawiając o spotkaniu, które przeszło ich najśmielsze oczekiwania. Mieli chwilę na nacieszenie się sobą, by potem żegnać na lotnisku. Serce Tomlinsona pękało, gdy ich usta spotykały się ostatni raz przed kilkudniową przerwą. Spędzali ze sobą każdą wolną chwilę i nie pamiętał nawet kiedy ostatni raz zasypiali bez siebie. Obiecali sobie długie rozmowy i dbanie o siebie, a Louis musiał przysiąc, że nie zapali papierosa. Wracał do domu, rozmawiając z Timem, którego miał odebrać z tenisa. Chłopak już czekał przed szkółką i niecierpliwił się, gdy jego ojciec stał w korku. Wspominał o meczu w weekend, a Louis obiecał, że przyjdzie i będzie mu kibicować. Podobno nocowanie Alexa miało przesunąć się na sobotę, a on nawet nie dbał o zgodę od rodziców, bo wiedział, że ci nie mają nic przeciwko.
– Co kupujesz Harry'emu na urodziny? – zapytał nastolatek, patrząc na szatyna, który wreszcie po niego przyjechał.
– Mam kilka drobiazgów i jeszcze czegoś szukam, a co?
– A robimy mu imprezę?
– Myślałem nad czymś w naszym barze, ale nie jestem pewien. Wiem tylko, że chce kolację w swój dzień.
– Jesteście nudni z tymi kolacjami. – Przewrócił oczami.
– A ty co mu kupiłeś?
– Ogarnąłem super gitarę, ale jest naprawdę piękna i takiej nie ma! Myślisz, że mu się spodoba?
– Jestem pewien.
– A dorzucisz mi ze dwie stówy? Jest trochę droga.
– Tim...
– No co? To taka produkowana na zamówienie, nie stać mnie do końca, okej?
– Okej, dam ci te dwie stówy. Pasuje?
– Pasuje. Ale mu nie powiesz, nie?
– Nie, Timmy.
Louis leżał w łóżku, przeglądając internet i zastanawiając się, co sprawiłoby Harry'emu największą radość. Mężczyzna kochał instrumenty, ale miał już mnóstwo gitar i z pewnością nie potrzebował kolejnej. Jednocześnie mogli pójść w żart i dostałby trójkąt, ale wiedział, że to nie jest coś, czym zachwycałby się przez najbliższe miesiące jak kocem czy piżamą. Nienawidził kupowania prezentów brunetowi, który miał naprawdę wszystko i sam nie potrafił powiedzieć, co chciałby dostać. Dotychczasowe prezenty, które pochowane były po kątach, wydawały mu się jedynie bezsensowym dodatkiem i czuł się naprawdę głupio, porównując je do auta, które sam dostał.
----
Hej, hej, hello! Hello again! Miałam dodać wczoraj o normalnej porze, moja nienawiść do tego rozdziału wzięła górę i naprawdę mam ochotę usunąć i napisać to wszystko od nowa. Dziękuję za każde słowo, które wystukaliście pod ostatnim rozdziałem i za każdą gwiazdkę, którą mi daliście. Nie macie pojęcia jak bardzo wdzięczna Wam jestem! I jednocześnie jest mi tak cholernie głupio za to, co właśnie wstawiam. Jednak postanowiłam zostawić imprezkę Hazzy na kolejny rozdział, bo teraz byłoby za dużo słów, a Wy umarlibyście z nudów.
50 rozdział właśnie za nami, a ja mam cholerną ochotę płaknąć, bo przecież to miał być one shot. Potem krótkie fanfiction, a tymczasem jesteśmy tutaj z pięćdziesiątym rozdziałem, siedem miesięcy później i mamy cudowne statystyki, którymi muszę się pochwalić!
* 7 miesięcy
* 50 rozdziałów
* 96,5k wyświetleń!
* 14,2k gwiazdek!
* #1 fanfiction kilkukrotnie #2 boyxboy kilkukrotnie
* milion wylanych łez moich i Waszych
* cudowne osoby, cudowne słowa i cudowne reakcje
Dla niektórych to nic takiego, dla mnie duża część mojego życia i często ważna część "okresów", o których jednak nie chcielibyście słuchać.
Dlatego dziękuję jeszcze raz, liczę na kilka opinii i widzimy się szybciej niż za tydzień, bo chcę wpaść tu jeszcze przed urodzinami, które są za 5 dni haha
#BMMLarry <----- pod tym hasztagiem na tt informuję o nowościach, rzucam spojlery i czytam Wasze opinie i ekscytacje
Love x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro