" Obiecałeś, a obietnic się nie łamie."
Harry śledził przepis podesłany przez Gemmę i marszczył brwi, próbując dopatrzeć się swojego błędu. W końcu zorientował się, że nie dodał odpowiednich przypraw i dlatego potrawa nie smakowała tak jak u jego siostry. Gem przeszła na wegetarianizm jeszcze na studiach, gdzie czynnie udzielała się we wszystkich akcjach na temat ratowania zwierząt, czym często sprowadzała na siebie kłopoty. Zwłaszcza gdy stała się twarzą artykułu w gazecie, która niezbyt przychylnie przedstawiała ich akcje ratowania ptaków. Ich mama przeżyła wtedy mały zawał, czytając o wybrykach swojego dziecka. Jednak szybko to uczucie zostało zastąpione dumą i w końcu zaprosiła ją na naleśniki.
Tim odrabiał matmę, siedząc w salonie i ciągle przerywał, mówiąc coś do Stylesa. Cieszył się, że mężczyzna nadal jest u nich i broni jego wegetarianizmu. Louis nadal nazywał to fazą, mimo iż minął już miesiąc, a on nie skusił się nawet na hamburgera w maku. Często katował się filmikami na temat przetwórstwa mięsnego, a łzy spływały po jego policzkach. Nadal dostawał kanapki z szynką do szkoły, które potem cierpliwie odnosił do domu, gdzie znowu witały go jęki zawodu. Lou wiedział, że to stan przejściowy i nie chciał przerabiać swojego całego zdania, bo jego syn na chwilę porzucił mięso. Wiedział, że jest fanem fast foodów i prędzej czy później do tego wróci.
Harry był dumny z siebie, bo wegetariańskie dania były dla niego wyzwaniem. Mama cierpliwie tłumaczyła mu przepisy, bo miała je w małym palcu. Za każdym razem gotowała Gemmie coś bez mięsa i to nie było dla niej problemem. Gem czuła dumę z małego Tomlinsona, bo jej nie udało się przerobić Bena na wegetarianina. Miała jeszcze nadzieję w Mii, która była za mała, by narzekać na brak mięsa na talerzu i chętnie jadła to, co mama. Tim pochwalił się ugotowanym przez Stylesa daniem na Instagramie i nie mógł doczekać się kolacji. W tej samej wrócił Lou i przewrócił oczami, słysząc ich ekscytację.
– Ciekawe co będziesz jadł w górach – zauważył.
– To samo co tutaj. – Wzruszył ramionami.
– O tak, bo ktoś specjalnie będzie gotował ci jedzenie bez mięsa.
– Wykupią mu dietę wegetariańską – powiedział Harry, czochrając chłopca po włosach.
Louis opowiadał o pracy, siedząc w jadalni i patrząc, jak jego syn je danie z ryżem, którego kiedyś tak bardzo nie lubił. Teraz nawet się nie krzywił i przyznawał, że jest dobre.
– Spakowałeś się, Tim? – zapytał szatyn, wspominając, że jutro jego syn jedzie do Manchesteru.
– Tak.
– Wziąłeś wszystko z listy?
– Si.
– Nagle polubiłeś hiszpański?
– Nie.
Harry uśmiechnął się, popijając wszystko wodą. Już dawno podczas ich kolacji nie było wina, a on popijał je za dnia, gdy próbował coś stworzyć. Teraz musiał zadowalać się wodą, ale brakowało mu smaku alkoholu, który uwydatniał smak dań. Próbował jednak stwarzać pozory wyluzowanego, by nie wysyłali go na kolejne sesje z psychologiem. Wiedział, że jedno złamanie obietnicy wiąże się z ciągiem kłótni i zakończy się terapią alkoholową, a on tego nie potrzebował. Spędził kiedyś dwa tygodnie w ośrodku, zamknięty na przymus, bo nie umiał sprzeciwić się matce. Przestał wtedy pić na kilka lat, ale potem nadeszła nowa płyta, nowe obowiązki i nowe spotkania z fanami. Zaczęło się od chęci świętowania i kupił butelkę wina. Potem kolejną i kolejną, a teraz historia zdawała się zataczać krąg. Jednak teraz sobie radził i nie upijał się na koncertach. Chociaż to zdarzyło się raz i było małą wpadką, bo nie spodziewał się, że leki tak połączą się z promilami.
– Zadzwonisz dzisiaj do mamy Zoey, tato? – zapytał Tim.
– Po co?
– Żeby zapytać, czy już się namyśliła.
Harry uśmiechnął się, bo jej decyzję znał już od kilku dni i wiedział, że Zoey może ferie zimowe spędzić z Timem w górach, gdzie już wszystko było opłacone. Matka nastolatki długo nad tym myślała, ale w końcu dała się przekonać. Chciała spełnić marzenie córki i nie mogła jej zabronić. Mimo to jej serce zatrzymywało się na myśl, że jej mała Zoey spędzi tydzień poza domem na zupełnie obcym kontynencie.
– To zadzwonisz?
– Tak.
– Teraz?
– Jezu, Tim, później, daj mi odpocząć.
Nastolatek przewrócił oczami i po kolacji włączył zmywarkę. Harry zabierał się za film z Louisem i przytuleni zajmowali kanapę. Próbowali skupić się na fabule, ale małe pocałunki lepiej wypełniały czas i były o wiele przyjemniejsze. W końcu Lou dał się przytulić i spojrzał w telewizor. Dźwięk gitary z pokoju syna zastanawiał go, bo chłopaka czekało jutro wystąpienie na hiszpańskim.
– Miałeś się uczyć! – krzyknął.
– Wiem – usłyszał w odpowiedzi.
– To to rób!
– Tylko skończę!
Harry uśmiechnął się, słysząc ich głośną wymianę zdań. Jednak dźwięki gitary sprawiły, że w jego głowie pojawiły się kolejne słowa, a on nie mógł tego przegapić. Przeprosił Louis i skierował się do Tima.
– No już się uczę – usłyszał jęk i nastolatek szybko wziął kartkę.
– Zagraj to jeszcze raz.
– Co?
– To, co grałeś przed chwilą. Zagraj to.
Tim nie rozumiał, co się dzieje, ale wykonał prośbę. Dźwięki układały się w napisaną niedawno melodię, a uśmiech Harry'ego rósł na twarzy.
– Tekst też chcesz? – zażartował nastolatek.
– A masz?
– Ta, coś tam mam. – Szatyn przekartkowywał zniszczony zeszyt i szukał odpowiedniej strony. W końcu podał pokreśloną kartkę i prosił, by się nie śmiać, bo nie jest zbyt dobry.
– Jesteś pieprzonym geniuszem – usłyszał. – Geniuszem!
– O mój Boże, podoba ci się to?!
Harry pokiwał głową, znowu prosząc o melodię i zaczął mruczeć pod nosem tekst. Zniecierpliwiony Louis przyszedł do pokoju i oparł się o futrynę, krzyżując ręce. Jego serce topiło się, gdy patrzył na ucieszonego syna i zafascynowanego mężczyznę, który leżał na niewielkim łóżku i przeglądał zeszyt Tima. Okej, Lou wiedział, że nastolatek coś tam pisze, ale nie wgłębiał się w to bardziej.
– Ale ja mam do tego prawa autorskie – zauważył Tim, a Lou uśmiechnął się jeszcze bardziej, kręcąc głową, bo nie spodziewał się, że ten będzie walczył nawet z Harrym Stylesem.
– Wiem, odkupię je.
– Ja nie powiedziałem, że się zgodzę.
– Tim... – westchnął Lou.
– On ma rację, Lou. Niech się uczy, jak działa ten biznes.
– Teraz to niech uczy się na hiszpański.
Harry powiedział, że dokończą później i wrócił z ukochanym do salonu. Tim nie mógł się skupić na nauce, a jego myśli krążyły wokół tekstów. Zupełnie jak myśli Stylesa, który czuł podekscytowanie, bo to był kawałek w jego typie. Pasował od „Medicine" z następnego albumu, a jednocześnie przemycał kawałki ballad z poprzedniego albumu.
Louis siedział jak na szpilkach, gdy jego syn jechał pociągiem do Stylesów. Nigdy nie jechał aż tyle godzin sam i Lou dzwonił co chwilę, by upewnić się, że wszystko jest w porządku. Planował odwieźć syna do Manchesteru, ale Harry powiedział, że poradzi sobie w pociągu, a na miejscu odbierze go Anna. Mimo to szatyn czekał do ostatniej chwili i w końcu dostał zdjęcie z matką Hazzy, gdzie jego syn chwalił się dotarciem. Wiedział, że będzie za nim tęsknił i tylko czekał, aż wróci z ferii.
– Jeszcze się nim nacieszysz, teraz mamy wolny dom. – Styles rozłożył teatralnie ramiona i uśmiechnął się, bo nie było żadnego „tato", żadnego tupania, brzdękania na gitarze i proszenia o kasę na kino.
– Nawet Puffy go szuka. – Lou spojrzał na psa, który wychodził właśnie z pokoju nastolatka.
– Puffy, idziemy na spacer? – Harry wiedział, że szczeniakowi chodzi tylko o zabawę i wyjścia. Zwłaszcza że teraz skakał wokół niego z podekscytowaniem. Styles wyszedł z nim do ogrodu, pozwalając się wybiegać, a Louis wziął się za sprzątanie. Dom wypełnił się muzyką, gdy wziął się za wycieranie mebli.
– Kochanie, jest taka sprawa – usłyszał w końcu.
– Hm? – Spojrzał na Harry'ego, który przemarznięty wrócił do środka.
– Za cztery godziny mamy samolot do Francji i nie zabijaj mnie, błagam – powiedział szybko na jednym wdechu.
– Że co?!
– No Walentynki i te rzeczy.
– Oszalałeś, Harry?
– Oj, skarbie, no! Wiedziałem, że będziesz zły, więc nie mówiłem wcześniej. Spakuj się, proszę. Twoja mama przyjedzie po Puffy'ego niedługo.
– Nie, Harry. Mogłeś ustalić to ze mną wcześniej.
– Louis – jęknął. Widział złość w jego oczach, a nie chciał się kłócić. – Pozwolę ci być na górze tym razem. – Uśmiechnął się zalotnie.
– Jasne, po ostatnim już nigdy nie będę na dole.
Harry zaśmiał się, wspominając ból Louisa po pamiętnej nocy. Byli zgodnie, mówiąc, że była cudowna, ale Lou przez kilka dni cierpiał przy siadaniu i obiecał sobie, że już nigdy nie będzie pasywny. Na dodatek bolała go cała szyja pokryta milionem malinek. Musiał chodzić w golfie, zakrywając siniaki i nie mógł doczekać się, aż znikną. Tim był zdziwiony, widząc szyję Stylesa, która nie wyglądała o wiele lepiej. Na szczęście nie komentował, dając ojcu ulgę i mniejszy wstyd.
– Wiesz, że ja cię zabiję kiedyś, prawda? – powiedział Louis, wkładając do walizki swoje ubrania. Przed chwilą jego matka zabrała psa, a Harry przyznał, że zaplanował to z Timem kilka dni temu i nastolatek bardzo mu pomógł.
– Kto ci będzie robił jedzonko do pracy? – Louis ostatnio naprawdę zrobił się leniwy, jeśli chodzi o gotowanie. Nie przyrządzał kolacji, nie pakował sobie jedzenia do pracy. Robił tylko kanapki Timowi, a ten przynosił je z powrotem. Lou robił mu sycące dania, wymagające jedynie podgrzania w mikrofalówce, a on delektował się nimi na przerwie. Zawsze dostawał jeszcze coś słodkiego i wiedział, że będzie za tym tęsknić, gdy ten wróci w trasę.
– Sprzedam cię na części dla fanek i zapewnię sobie dietę pudełkową do końca życia.
Harry zaśmiał się, rzucając w niego swetrem. Siedzieli w samolocie, trzymając się za ręce i patrząc na okno. W końcu Louis przymknął oczy, uśmiechając się nieznacznie. W głębi serca tęsknił za Paryżem, który podbił jego serce. Kojarzył mu się z przyjemnymi początkami ich związku i chętnie tam wracał. Zwłaszcza że w jego walizce leżała specjalna paczka z prezentami.
Mieli wolne popołudnie, które spędzili na zakupach, bo Harry znowu potrzebował kilku rzeczy. Wieczór miał należał do nich i restauracji, w której już kiedyś byli. Louis miał przygotowany prezent dla Stylesa jakim była bransoletka ze znakiem nieskończoności. Oczy mężczyzny znowu zaszły łzami, ale Lou szybko otarł je, dziękując za prezent. Tomlinson zdjął wieczko i zauważył biżuterię. Bransoletka z grawerem mówiącym o szczęściu od razu znalazła się na jego nadgarstku za sprawą bruneta, który domagał się pocałunku. Dzisiaj pił wino, obiecując, że to tylko jeden kieliszek i rzeczywiście na tym jednym się skończyło. Krótki spacer pełen pocałunków i tulenia czy śmiania się, a potem Louis poprosił o powrót do hotelu, bo tam czeka kolejna niespodzianka. Całowali się, leżąc na łóżku i Lou wyjął czarne pudełko z logiem odpowiedniego sklepu, który ostatnio dostarczył mu przesyłkę.
– Sex shop? – zaśmiał się Styles, ale uśmiech zamienił się w zdziwienie, widząc kajdanki. – O cholera.
Próbował zabrać od szatyna zabawkę i przypiąć go, ale Louis zabronił, mówiąc, że dzisiaj jego kolej. Harry zagryzł wargę, gdy został przypięty i całowany kolejny raz. Nie miał na sobie koszulki, a jego sutki twardniały przez rosnące podniecenie. Bandana odcięła jego zmysł wzroku, a on przeklął, przyznając Louisowi, że teraz wie, o jakim strachu mówił.
– Chyba mi ufasz, prawda? – zapytał Louis, całując go.
– Tylko tobie.
Tomlinson miał przygotowane smakowe lubrykanty, które miały podsycać atmosferę i świeczkę do masażu. Odwdzięczał się pocałunkami na całym ciele, wcześniej włączając nastrojową muzykę. Harry przygryzał policzek od wewnętrznej strony, co chwilę wypuszczając westchnięcie. W końcu jęknął głośno, czując gorący wosk na swoim ciele. Temperatura nadawała się do masażu, jednocześnie drażniąc ciało kochanka. Lou rozgrzaną ciecz rozsmarowywał na umięśnionym torsie i wrócił do pieszczenia sutków. Nie miał kostek lodu, bo planował tę sytuację w domu, więc musiał improwizować. Zdjął bokserki chłopaka, dając sobie dostęp do jego ud. Harry błagał, by nie męczył go dłużej, bo pragnął poczuć Louisa na swoim penisie. Teraz musiał delektować się malinkami na swoich nogach i modlić się, by koniec nie nadszedł tak szybko.
– Mam jeszcze jeden prezent, skarbie.
– Weźmiesz do ust?
Louis prychnął, wyjmując korek analny z ogonem lisa, który od razu znalazł się w odpowiednim miejscu.
– O kurwa – chrapliwy głos doszedł do niego z góry.
– Gdzie jest mój grzeczny chłopiec? – zażartował.
– Pieprzę to, Lou. Chodź do mnie.
– Pieprzyć to ja mogę ciebie – szepnął szatyn, kładąc się na nim i delikatnie ocierając się.
Louis poprosił o otwarcie ust i zajął je swoim penisem. Opierał się o zagłówek, dominując nad Stylesem, co nakręcało bruneta. W końcu wyszedł i pozwolił wziąć Harry'emu głęboki oddech. Kilka pocałunków na udach dało znać, co będzie kolejne, a mężczyzna już nie mógł się doczekać. Jęknął głośno, gdy Tomlinson w niego wszedł. Wolne ruchy miały zapewnić długą zabawę, a pokój wypełniony był „Rude Boy" od Rihanny i ich dyszeniem. Czasem wkradało się przekleństwo czy wyznanie miłości. Mnóstwo pocałunków i szybka akcja sprawiła, że orgazmy nadeszły szybko, a oni czuli się padnięci. Harry zamrugał kilkukrotnie po zdjęciu bandany i spojrzał na porozrzucane zabawki. Louis nie wykorzystał wszystkiego i z uśmiechem wspomniał, że mogą to kiedyś powtórzyć. Harry rzucił się na łóżko, uspokajając walące serce i mówiąc:
– To najlepszy seks, jaki kiedykolwiek miałem.
– Czyli że zawsze byłem słaby?
– Nie, kochanie. – Przytulił go. – To znaczy tylko tyle, że tak bardzo mnie wymęczyłeś, że chyba zaraz usnę. I poczułem cię aż w gardle – zaśmiał się.
Louis czuł rosnącą ochotę na papierosy, ale nie mógł sobie na nie pozwolić. Całowali się, leżąc odświeżeni i wyznawali sobie miłość. Oboje czuli szczęście i cieszyli się związkiem, który kwitł każdego dnia.
*
Sielanka nie trwała długo, a związek wisiał na włosku. Harry wrócił w trasie, a Louis szalał, wypytując go o wypity alkohol. Styles zapewniał, że jest trzeźwy i przewracał oczami, gdy znowu musiał słuchać wykładu. Jego matka również pełna była niepewności i denerwowała się każdym koncertem. Harry nie do końca był z nimi szczery i delektował się winem, próbując odreagować stres i wyciszyć piski fanów w głowie.
Louis miał dołączyć do niego w weekend, ale teraz wykrzykiwał, że Harry go zawiódł, bo wypłynęły zdjęcia zespołu w restauracji, a obok bruneta stał kieliszek z winem. Hazz nie miał argumentów i przyznał się do porażki, jednocześnie obiecując poprawę i błagając, by ten się nie złościł.
– Jak ja mam się nie złościć, gdy mnie okłamujesz?! – krzyknął Tomlinson i cieszył się, że Tim uczy się u kolegi.
– Ja przepraszam, Lou, to tylko lampka na kolacji. Świętowaliśmy wywiad. No przepraszam!
– Jasne, mnie przepraszasz, ale jak sam coś ukryję, to od razu mam jazdę!
– Louis...
– Nie, Harry. Obiecałeś mi coś, a dobrze wiesz, że nienawidzę obietnic. I znowu, kurwa, je złamałeś!
– Jeju, Lou, kocham cię i naprawdę przepraszam!
– Nie, Harry, muszę to przemyśleć, daj mi chwilę.
– Ale przyjedziesz w weekend?
– Nie wiem.
Louis rozłączył się i zdenerwowany znalazł paczkę z papierosami. Stał w ogrodzie, paląc i patrząc jak Puffy kopie dół. Łzy spływały po jego policzkach przez bezsilność i nienawiść do siebie, że znowu dał się oszukać i uwierzył w te chore obietnice. Wierzył, że będzie teraz szczęśliwy, ale znowu zostawał z niczym.
Harry płakał, siedząc pod swoim kocem i popijał wino, które jednocześnie kochał i nienawidził. Wiedział, że spieprzył sytuację i musiał coś zrobić, by to naprawić. Właśnie dlatego pakował się po piątkowym koncercie i lądował na londyńskim lotnisku. Użył swoich kluczy i stanął w progu sypialni, patrząc na mężczyznę, który skulony oglądał telewizję. Jego załzawione oczy odbijały światło telewizora i przeniósł wzrok na ukochanego, który złamał mu serce.
– Palisz – szepnął Harry, widząc gaszonego w popielniczce papierosa. Pomieszczenie wypełnione było dymem, ale Lou nie miał ochoty wychodzić na taras. Zresztą teraz wszystko miał gdzieś.
– Pijesz.
– Kocham cię, Louis.
– Nie okłamuje się osób, które się kocha, Harry.
– Tak bardzo przepraszam, Lou – powiedział, płacząc i wchodząc na łóżko. Tomlinson odwrócił się, odrzucając jego pocałunek.
– Okłamałeś mnie. Obiecałeś, a obietnic się nie łamie.
– Ja wiem, Louis, ale ja chyba sobie nie radzę. Przepraszam, Boże, miałeś rację. Jednak to tylko wino i...
– Nie, Harry. To alkohol. A ty jesteś uzależniony.
– Nie jestem, Lou. Nie piłem od czasu tamtej kolacji.
– Przestań, kurwa, czuję, że piłeś.
Harry spuścił głowę, milcząc. Louis poprosił go o danie mu chwili i odesłał do swojego mieszkania. Płakał w poduszkę, gdy został sam i piszczał, wciskając twarz w miękki materiał. Nie radził sobie z rozsadzającymi go emocjami i nienawiścią do chłopaka, która rosła przez ich kłótnie.
Styles jechał taksówką do domu i próbował się nie rozpłakać. Kierowca próbował go zagadywać, ale w końcu zamilkł, widząc, że odpowiada mu cisza. Mężczyzna pożegnał się, płacąc i kierując do swojego mieszkania, którego przecież tak bardzo nienawidził. Wydawało mu się puste i wolał przenieść się do hotelu. Jednak miał tu wino, które od razu otworzył mimo zmęczenia i późnej godziny. Siedział w ciemnej sypialni i zanosił się płaczem, przecinając składankę „Kiedy będziesz za mną tęsknić, kochanie" utworzoną przez Louisa. Dostał ją na urodziny, a płyta pokryta była malutkimi serduszkami i wyznaniami miłości. Miał tu kawałki z pierwszych randek, wspólnych chwil i takich, które są inną wersją „Kocham cię". Nie był w stanie się uspokoić, a przełykane wino miało pomóc mu w zwalczeniu ściśniętego gardła.
Louis leżał w ciemnym pokoju i powstrzymywał szloch, nie chcąc obudzić Tima swoim zawodzeniem. W słuchawkach miał playlistę utworzoną kiedyś przez Stylesa, który dorwał się do jego Spotify. Miał tu przeróżne piosenki, które miały być wyznaniem miłości i przyznaniem do tęsknoty. Nie mógł usnąć, a jego poduszkę można było już wyciskać z nadmiaru łez. Dochodziła czwarta, a on czuł, że kolejny dzień będzie ciężki. Dzwoniący telefon wyrwał go z płaczu, a on zdziwił się, widząc nieznany numer. W końcu odebrał, gdy nadawca dobijał się kolejny raz.
– Słucham? – mruknął, ocierając twarz.
– Dobry wieczór, nazywam się Eric Wilson i dzwonię ze szpitala świętego Tomasza. Czy rozmawiam z panem Louisem Tomlinsonem?
– Umm... tak, dobry wieczór. – Szatyn podniósł się, odłączając słuchawki i przykładając aparat do ucha.
– Znalazłem pana numer jako druga osoba, którą należy informować, w dokumentach pana Harry'ego Stylesa. Pani Anna już została powiadomiona. Pan Styles został przewieziony do naszego szpitala po wypadku samochodowym i...
– Słucham?! Co z nim?!
– Nie ukrywam, że jest w stanie krytycznym, panie Tomlinson.
------
A nie mówiłam, że to zrobię? :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro