Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Nazwijcie ją na cześć Kardashianek czymś związanym z pogodą."

– Jest mi z tobą za dobrze, by dzisiaj wracać do domu – szepnął Louis, przytulając się do ukochanego. Ich podróż poślubna była wycieczką do kilku krajów, gdzie mieli również sesje ślubne. Tim ze smutkiem wracał do Anglii po pierwszej z nich, tej najbardziej rodzinnej, nie mogąc pozwolić sobie na większą liczbę nieobecności i obiecał, że nikt o niczym się nie dowie. Ludzie spekulowali, ale nastolatek uciszył wszystkich, wrzucając zdjęcie ze ślubu Mitcha i dodając, że było cudownie i dziękuje za zaproszenie.

– Raj to nie miejsce, raj to uczucie, skarbie. – Harry pocałował go. Uśmiechnął się, widząc obrączkę i ją również obdarował małym całusem.

Z jednej strony drogie hotele były naprawdę cudowne, ale z drugiej cieszyli się, że wreszcie zasną we własnej sypialni po rodzinnej kolacji w cudownym gronie. Tim z podekscytowaniem opowiadał o szkole, machając ręką na plotki o ich ślubie, które szybko dementował, udając, że jest mu przykro z powodu zwykłego związku, a nie małżeństwa jego ojca. Opowiadał o czasie spędzanym z Alexem, który jednak wrócił do normalnej szkoły i byli nierozłączni, a uczniowie, którzy znęcali się nad nim, dostali przymus zmiany klasy i groźbę, że przy następnym wybryku zostaną usunięci ze szkoły.

Mężczyźni tulili się, leżąc w łóżku i opowiadając o planach na kolejny dzień, Chcieli odwiedzić Casey, a Hazz wspominał, że to najwyższy czas na przygotowywanie pokoju dla malucha, który miał dołączyć do nich w grudniu. Ich telefony miały już zapisane najlepsze inspiracje, którymi zachwycali się pewnego wieczoru. Malinowe ściany z delikatnymi naklejkami podbiły ich serca, a białe meble miały idealnie dopasowywać się do wnętrza.

– Bardzo cię kocham, Louis. – Harry objął ukochanego, który zaczynał usypiać, gdy ten jeszcze kontynuował jeden temat.

– Ja ciebie też, mój najdroższy mężu. – Szatyn uśmiechnął się, patrząc na bruneta. Nadal nie mógł uwierzyć, że ich ślub stał się rzeczywistością, a życie to jednak coś lepszego niż fanfiction.

Od rana leniwie snuli się po domu, wcześniej odwożąc Tima do szkoły. Louis na kolanie podpisywał notatkę od wychowawcy, zupełnie nie skupiając się na słowach, które miały trafić do jego informacji. Zawahał się, pisząc pierwszy człon swojego nowego nazwiska i przy takiej wersji został, odrywając drżącą rękę od kartki. Przeczesał włosy syna, wyznając mu miłość i obiecując, że wpadnie później. Tim machnął ręką, mówiąc, że ma plany na popołudnie i będzie wieczorem, zostawiając ojca bez większego tłumaczenia. Harry właśnie przygotowywał śniadanie, rozmawiając z mamą i opowiadając jej o kolejnych podróżach. Obiecali sobie, że telefony zostaną na boku, gdy oni będą zajmować się sobą. Jednak teraz musieli wrócić do szarej rzeczywistości, pełnej obowiązków i pracy.

Ucieszyli się, widząc Casandrę, która właśnie wracała z zakupów. Czekali na nią przed drzwiami, a ona zdziwiła się, wchodząc na odpowiednie piętro i westchnęła, dostając reprymendę na temat noszenia reklamówek. Harry od razu przywarł do jej brzucha i pocałował go, czując ruchy malucha. Louis uśmiechał się, głaszcząc delikatnie i wypytując kobietę o samopoczucie. Jakiś czas temu ustalili, że pomogą jej ze szkołą językową i rzeczywiście ich plan zaczął się realizować, a odpowiedni budynek już był remontowany. Poznali nawet przyjaciółkę kobiety i jej przyszłą wspólniczkę. Ona również miała utrzymywać wszystko w tajemnicy, a oni naprawdę jej wierzyli po zapewnieniach Casandry.

– Uwielbiam ją – Harry mówił to za każdym razem, gdy wchodzili z jej mieszkania, a Louis nawet nie był zazdrosny o uczucia, którymi ten darzył kobietę. – I nasza Gwiazdka tak ślicznie rośnie. Nie mogę doczekać się malowania pokoju. Myślisz, że jej się spodoba?

– Myślę, skarbie, że przez najbliższe kilka lat nasze młodsze dziecko nie będzie narzekać na kolor ścian. Nie to co Tim, który ostatnio stwierdził, że potrzebuje w swoim życiu zmian.

– Czyli dwa remonty?

– Nawet o tym nie myśl.

Rozmawiali o kolorze ścian w odpowiednim pokoju, przechadzając się pomiędzy regałami i zgodnie ustalili, że jeszcze dzisiaj coś zamówią. Mieli już nawet małą stertę maleńkich ubranek, w których zakochał się Harry i nie mógł tak po prostu zamknąć strony internetowej bez kupowania chociaż malutkich bucików albo kolejnej sukienki. Siedzieli na środku pustego już pomieszczenia i przeglądali stronę sklepu, kłócąc się o odpowiedni malinowy odcień. W końcu doszli do porozumienia, a Louis wrzucił odpowiedni produkt do koszyka. Potrzebowali jeszcze kilku narzędzi i Harry zaklaskał w dłonie, gdy zamówienie zostało opłacone i przekazane do realizacji. Od razu przejął komputer, włączając stronę z meblami, które znalazł jakiś czas temu i spojrzał na ukochanego, a jego oczy błyszczały. Istniała możliwość domalowania na ramie łóżeczka imienia ozdobną czcionką, a Lou słusznie zauważył, że nawet nie mają go wybranego. Kolejna karta przeglądarki zajęta została przez popularne imiona dla dziewczynek i Harry prędko przyniósł dwie kartki. Robili już podobne listy i zawsze zaczynali sprzeczać się w połowie, bo któryś z nich nie zgadzał się na imię, podane przez tego drugiego. Hazz upierał się przy Julie, a Lou kręcił głową, dodając, że teraz co druga dziewczynka nosi to imię i on w życiu się nie zgodzi. Teraz brunet nieco zmienił zasady i mieli sporządzić nową listę, a potem wykreślać imiona, które definitywnie odpadały. Wszystko skończyło się kolejną sprzeczką i wyjściem Louisa z pokoju, gdy Harry próbował wziąć go pod włos swoim „Nie kochasz mnie?". Poruszali temat przy kolacji, prosząc Tima o pomoc, a nastolatek nie kwapił się do sprawdzania ich listy, rzucając jedynie komentarze dotyczące braku ich oryginalności. Hazz uniósł brew w geście niezrozumienia, a nastolatek przełknął kęs kolacji i wycelował w niego widelcem, mówiąc:

– Okej, Harry, masz gust do facet z synami, ale jednocześnie masz chujowy do imion. Wiesz, ile Julie jest w mojej klasie? Tyle samo albo nawet i więcej, będzie w przedszkolu i szkole tego gówniaka, więc zbytnio się nie wyróżni. Chyba że przefarbujecie jej włosy na różowo i ubierzecie w strój FC Barcelony. A jak zawołacie „Julie" na podwórku, to odwróci się piętnaście i to nie dlatego, że jesteś sławnym muzykiem.

– To co proponujesz, Sherlocku?

– Wrzućcie listę starych imion albo nazwijcie ją na cześć Kardashianek czymś związanym z pogodą. Jak Sky, bo dzisiaj jest pochmurnie, ale Stormi trochę już zajęte.

– Ja cię kocham, Tim, ale jesteś pieprznięty momentami – podsumował Louis, zbierając talerze. – Wymyśl coś dobrego i podrzuć nam na konfę, okej? Muszę zajechać do baru i trochę popracować na miejscu, bo chyba zapomniałem już, jak się nalewa piwo – zażartował. Przygotowania ślubne i samo wydarzenie pochłonęło go na tyle, że zdał się na Charliego i nowo zatrudnioną barmankę, uwielbianą przez Stylesa. Brunet był spokojniejszy, że nowym pracownikiem nie jest kolejny mężczyzna i już nie szalał, gdy ukochany znikał na wieczór. Jednak nie mógł doczekać się oficjalnego wywiadu pełnego szczerości i opowieści o poważnych krokach w ich związku. Wtedy świat miał poznać ich rodzinę na nowo, z obrączkami na palcach i noworodkiem w ramionach. Mieli już podpisany kontrakt na wywiady przed świętami i specjalną niespodziankę, obnażającą ich ze wszelkich tajemnic.

Harry zajmował fotel w swoim niewielkim studio i próbował tworzyć, jednocześnie przebiegając po strunach palcami bez większego celu. W jego głowie przewijały się obrazy ze ślubu, wesela, ich podróży poślubnej. Był naprawdę szczęśliwy, a obraczka na palcu niemal zamykała listę życiowych marzeń. Okej, chciał jeszcze kiedyś przelecieć się balonem i kolejny raz zobaczyć Queen na żywo, ale mimo tego był cholernie szczęśliwy i nie wyobrażał sobie innego scenariusza. Za dwa miesiące miał dołączyć do nich kolejny członek rodziny, a on czuł dziwny spokój. Wiedział, że rodzicielstwo wiąże się z nieprzespanymi nocami i milionem łez, ale niczego się nie bał. Byli przygotowani na dziecko, mieli wsparcie najbliższych i wiedzieli, że sobie poradzą. Czasami zastanawiał się do kogo maluch będzie podobny, ale potem wpatrywał się w fotografie małego Tima i przyznawał, że jeśli odziedziczy geny Louisa, to i tak będzie w małym stopniu przypominać rodzinę Stylesów, bo Timmy miał kilka cech Harry'ego. Anna słuchała kiedyś tego z uśmiechem na ustach i nie rzuciła żadnego kąśliwego komentarza, zamykając sprawę całusem na czole syna i szeptem, że przecież geny nic nie znaczą, a to miłość jest najważniejsza. A on miał tej miłości w sobie zdecydowanie zbyt dużo.

Louis zajmował się papierkową robotą, siedząc na zapleczu lokalu i kątem oka zerkał na klientów, których ilość przechodziła jego najśmielsze oczekiwania. Bał się, że bar będzie niewypałem, a tymczasem jego obroty były spore i nie musiał martwić się, że nadejdzie potrzeba dopłacenia do interesu. Uśmiechał się, widząc wpływy na koncie i sumiennie wypłacał pracownikom godne wypłaty. Nie chciał być typowym szefem sknerą, bo wiedział, jak to jest być wykorzystywanym.


Tim: A może Melody? Jak tu:

Tim: *przesyła link*

Tim: W końcu też każdej nocy będzie grać (coś niekoniecznie miłego, ale nadal, okej)


Louis szukał w torbie słuchawek, by posłuchać piosenki od Jamesa Blunta o tytule, który miałby być jednocześnie imieniem ich córki. Przerwał pracę na moment, chcąc poznać tekst dogłębnie i uśmiechał się z każdym kolejnym wersem. Nastolatek rzeczywiście miał rację, a oni powinni odejść od schematów i dać piękne i niepowtarzalne imię dla ich małego cudu. Szatyn olał odpowiedź i wiadomości ukochanego, który ekscytował się piosenką. Spakował swoje rzeczy, obiecując sobie, że skończy w domu i pożegnał się z Charliem, pytając, czy ten sobie poradzi. Mężczyzna kiwał głową, życząc przyjemnego wieczoru i żegnając się. Harry zdziwił się, widząc męża z powrotem w domu. Myślał, że kolejny raz będzie usypiać w pustym łóżku i już szykował się na randkę z serialem. Przywitali się całusem i szatyn wspomniał o piosence.

– Jest idealne, Harry. Nazwijmy ją po prostu Melody. Bez udziwnień, bez wymyślania, bez kłótni. Po prostu będzie naszą Melodyjką.

– Myślałem, że ci się nie spodoba.

– Zakochałem się w nim.

Tim przerwał ich pocałunek, przyznając, że musi wyjść jeszcze z Puffym, bo ten domaga się spaceru. Louis uśmiechnął się do niego, wspominając, że za kilka lat będzie mógł wymieniać się z Melody, a nastolatek spojrzał na ojca ze zdziwieniem.

– Czyli wygrałem?

– Nie rób ze wszystkiego konkursu, Timmy. Podane przez ciebie imię jest cudowne, ale życie to nie konkurs.

– Ta, i nie fanfiction. Znam to już.

Uczyli się na nowo życia razem i próbowali wrócić do codzienności. Każdego dnia kilkukrotnie powtarzali, że są już mężami, bo obaj nadal kochali to określenie. Ich obrączki musiały podzielać los pierścionków zaręczynowych na szyi, bo nie mogli pozwolić sobie na ujawnienie. Tim pomagał im, dementując wszystkie plotki i wymyślając nowe, które pomagały im ukryć prawdę. Byli mu naprawdę wdzięczni i widzieli zmiany zachodzące w dorastającym nastolatku, który coraz więcej czasu spędzał poza domem. Wiedzieli jednak z kim i gdzie jest, co pomagało im zredukować stres. Ponadto Timmy zawsze odbierał telefon i mówił, jeśli coś było nie tak. Starali się spędzać ze sobą dużo czasu, włączając go też w przygotowania do przyjścia na świat Melody. Nastolatek sam wkręcił się w temat, czytając książkę na temat bycia starszym bratem i zawstydził się, gdy Louis przyłapał go na tym. Obaj byli z niego dumni i dziękowali za najmniejszą pomoc.

– Dobry wieczór, panie Styles – usłyszał Harry, gdy telefon wyrwał go z kąpieli kilka dni później. Przeklinał, sięgając po ręcznik i zmuszając się do przerwania relaksu, o którym marzył po wyjściu Louisa do baru. Zdziwił się jednak, słysząc po drugiej stronie mężczyznę z budynku, gdzie brunet miał swoje mieszkanie. – Mamy dla pana kilka listów, ale nie udaje nam się nigdy pana złapać. Czy mógłby pan odebrać je przy wychodzeniu z budynku?

– Jasne, ale nie mam pojęcia, kiedy będę w domu. Może jutro uda mi się podskoczyć, dobrze?

– A może mam zanieść je na górę?

– Tak jak powiedziałem: nie mam pojęcia, kiedy będę w mieszkaniu.

– Przepraszam, myślałem, że jest pan w nim teraz, bo światło jest zapalone i...

– Słucham? – Szatyn zmarszczył brwi, ocierając twarz z maseczki.

– Widocznie nie zgasił pan ostatnio, przepraszam, mój błąd.

– Nie było mnie tam miesiącami. Mógłby pan zadzwonić na górę?

– Próbowałem, ale nikt się nie zgłasza.

– Proszę poczekać chwilę. – Mężczyzna opuścił wannę i szybkim krokiem skierował na dół, wypuszczając z ust przekleństwo, gdy pośliznął się na schodach. Wysunął odpowiednią szufladę i zaczął w niej grzebać w poszukiwaniu kluczy, które przecież ostatnio sam tu widział. – Wie pan co? Ja zaraz będę. Proszę na mnie poczekać.

Wybrał numer ukochanego i zapytał, czy ten przypadkiem nie przekładał gdzieś odpowiedniego pęku. Szatyn nie rozumiał jego zdenerwowania i przestraszył się, gdy ten nie chciał o niczym powiedzieć. Harry obiecał, że później mu wszystko wyjaśni i prędko przebrał się, przeklinając wilgotne włosy i modląc się, by czapka ochroniła go przed ewentualnym przewianiem. Zastanawiał się, gdzie mógł zapodziać klucze i kto mógłby wkraść się do jego mieszkania, które zawsze było dobrze chronione. Naskoczył na mężczyznę, z któym rozmawiał przez telefon i ostro wspomniał, że może powinni zmienić ochronę. Paul, który pracował tam odkąd Harry tylko pamiętał, przepraszał, przyznając, że dość długo go nie było ze względu na problemy zdrowotne, ale teraz postara się, by zostały wyciągnięte konsekwencje. Styles przeprosił, przyznając, że trochę za bardzo się uniósł i podziękował za listy, kierując się do windy. Wjechał na odpowiednie piętro i drżącą ręką naciskając na klamkę. Zdawał sobie sprawę z nieodpowiedzialności swoich czynów, bo powinien najpierw wezwać policję i to z nią wchodzić do mieszkania, ale dobiegająca muzyka dawała mu dziwne przeczucie.  

------

Wracam. Zjebałam. Wyjaśnienie za kilka dni.

I zapraszam na hasztag #BMMLarry na twitterze, bo mam wrażenie, że kilka osób już odeszło z myślą, że to koniec opka. Suprajs moderfoki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro