Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Myślisz tylko o sobie, pieprzony egoisto!"


 Louis siedział na łóżku, delektując się głaskaniem po udzie i przeglądał oferty pracy. Okulary na jego nosie chwilę wcześniej dały Hazzie mnóstwo powodów do zachwytu, a on szczerze ich nienawidził. Jednak miał zalecenie, by używać ich do czytania i korzystania z komputera, więc musiał się przełamywać, zwłaszcza że miał wrażenie pogłębiającej się wady.

– Chyba mi gorąco – mruknął Harry, zjeżdżając dłonią niżej pomiędzy uda mężczyzny.

– To się odkryj.

Odpowiedziało mu westchnięcie, którego nie skomentował. Otwierał kolejne strony, które znał już na pamięć i denerwował się, nie widząc niczego innego. Okej, były oferty, ale te były nieopłacalne, bo zostawałoby mu niewiele po opłaceniu rachunków. Jednak ostatnio zastanawiał się, czy nie powinien wziąć byle czego, złożyć CV w inne miejsca i odejść od wykształcenia. Myślał o poszukiwanym kierowniku sklepu, ale bał się czy umiałby zarządzać czymś takim.

– Wiesz, że nie musisz pracować, prawda? – powiedział Harry, wcześniej wpatrując się w komputer ukochanego.

– Nie zaczynaj.

– Tylko mówię.

– To nie mów, bo dobrze wiesz, co o tym myślę.

Louis zalogował się na swoje konto na LinkedIn i uśmiechnął się, widząc wiadomość. Przelatywał ofertę wzrokiem, a kąciki jego ust szły do góry z każdym kolejnym zdaniem. Wreszcie miał propozycję związaną z jego studiami, która łączyła się z godnymi warunkami i zapłatą. Miał zajmować się marketingiem w fabryce mebli.

– Chyba nie chcesz tego przyjąć, prawda? – zapytał Harry.

– Chcę.

– Nie chcesz, Lou, zobacz na wynagrodzenie.

– No widzę, tylko trzy stówy mniej niż w poprzedniej.

– Chyba sobie żartujesz, że tak nisko wyceniasz swoją pracę.

– Taki jest rynek, Harry. Gdybyś nie miał koncertów i sam szukał pracy, to wiedziałbyś, że nie ma co liczyć na zarabianie setek tysięcy miesięcznie.

– Boże, Lou, ale to jest wykorzystywanie!

– To jest dorosłość, a ja mam syna, którego muszę utrzymać.

– Nie pozwolę ci tego przyjąć, Lou. Nie ma mowy.

– Nie chcę być niemiły, ale akurat nie masz nic do gadania, bo jestem w tej chwili zwyczajnie biedny i nawet oszczędności mi się kończą.

– Nie mów tak, rozmawialiśmy o tym.

– Właśnie, Harry. Rozmawialiśmy. Dokończymy twoją trasę, podpiszę umowę od sierpnia.

– Nie, Lou. Możesz się na mnie wściekać i mnie nienawidzić, ale ja się nie zgadzam.

– Boże, przestań, Harry. – Przewrócił oczami, zdejmując okulary i kierując się do łazienki za potrzebą.

Styles bez dłuższego namysłu chwycił komputer ukochanego i przeczytał jeszcze raz ofertę. W końcu podziękował pracodawcy, odrzucając ją w imieniu Louisa. Wiedział, że ten się wścieknie, ale nie mógł mu pozwolić, by dać się wykorzystywać.

– Sprawdzasz mi historię czy cię nie zdradzam? – zaśmiał się Lou, wchodząc na łóżko i całując go. – Co do kurwy?! – dodał, widząc ekran komputera. – Co ty zrobiłeś?!

– Pomogłem ci zdecydować. – Wzruszył ramionami.

– Co ty, kurwa, zrobiłeś?! – krzyknął, spoglądając na swoją skrzynkę i widząc maila z odrzuceniem.

– Boże, Louis, nie krzycz, no. Uspokój się.

– Jak mogłeś?! – podniesiony głos niósł się po sypialni, a Louis miał ochotę coś rozwalić. – Rodzice płacą mi kredyt, bo inaczej już miałbym komornika, staję na głowie, by coś znaleźć, a ty w ciągu sekundy wszystko przekreślasz! Poświęcam się dla ciebie, a ty egoistycznie wszystko niszczysz!

– Przepraszam, Lou. – Próbował złapać go za rękę, gdy łzy ze złości pojawiły się w kącikach oczu ukochanego.

– Daj mi, kurwa, spokój. To koniec.

– Nie mów tak, Lou. Błagam.

– A o co ja ciebie błagałem, co?! Myślisz tylko o sobie, pieprzony egoisto!

Louis wyszedł na niewielki balkon i odpalił papierosa. Łzy spływały po jego policzkach, gdy patrzył w nocną przestrzeń miasta, a ręka drgała.

– Idź spać, Harry – poprosił cicho, czując przytulenie. Brunet z płaczem przepraszał go, mówiąc, że nie powinien tego robić, ale Tomlinson nie miał ochoty na rozmowy. – Wracaj do sypialni.

– Ja to odkręcę, Lou, obiecuję. Jutro tam zadzwonię i powiem, że to ja spieprzyłem.

– Daj mi spokój dzisiaj, proszę.

– Nie płacz, to moja wina.

– Daj mi spokój, naprawdę. – Zgasił papierosa i wrócił do pokoju, gdzie narzucił na siebie bluzę i założył spodnie.

– Gdzie idziesz?

– Muszę się przejść.

– Nie idź, jest późno, porozmawiajmy. – Złapał go za rękę, chcąc zatrzymać.

– Ty już porozmawiałeś, dziękuję.

Szybkim krokiem wyszedł z hotelu, odrzucając wcześniej propozycję ochroniarza, który chciał z nim iść. Błądził ulicami nieznanego miasta i nie dbał o fakt, że nawet nie ma pojęcia, gdzie się znajduje. Przeklął, przypominając sobie o zostawionych papierosach i wszedł do sklepu. Młoda dziewczyna uśmiechnęła się, widząc partnera idola i zapytała o zdjęcie. Lou westchnął, nie wiedząc jak odmówić i ostatecznie wymuszał uśmiech, obejmując ją. Odpalił papierosa po wyjściu na dwór i wyjął komórkę, która dawała znać o kolejnym połączeniu od Stylesa. Po chwili przyszedł SMS, a on prychnął.

Daj mi hasło do laptopa, a napiszę wyjaśnienie. Proszę, skarbie

Pozostawił wiadomość bez odpowiedzi i ruszył dalej. Skuszony wizją alkoholu wszedł do baru i zajął stolik w kącie, zamawiając kilka shotów i piwo. Obserwował pozostałych gości, którzy czasami wybuchali śmiechem, głośno rozmawiając i pijąc wysokoprocentowe napoje. Czuł się samotny, siedząc w wypełnionym po brzegi barze i nie mając do kogo otworzyć ust. W końcu wyjął telefon, pisząc do Liama krótkie „Śpisz?". Payne zdziwił się wiadomość od przyjaciela. Właśnie szykował się do pracy, pijąc z Aną kawę. Wybrał numer kumpla i zapytał, co się dzieje.

– Kurwa, Liam, chyba zakończyłem mój związek.

– Co?

– Powiedziałem mu, że to koniec.

– Pokłóciliście się? O co? Najebał się, tak?

– Nie, Boże, daje radę, teraz to ja siedzę w barze i piję.

– Gdzie w ogóle dzisiaj jesteście?

– Meksyk.

– O bracie, mam nadzieję, że to tequila.

– Piwo z wódką.

– Nie mieszaj, Lou, to się źle skończy.

– Mam to w dupie.

Liam zapytał o powód jego złości i smutku, a ten opowiedział o wszystkim. Okej, musiał przyznać, że Harry naprawdę przegiął i nie dziwił się przyjacielowi reakcji. Lou przyznawał, że brakuje mu wspólnych wyjść i chciałby by teraz pili wspólnie.

– Jezu, on znowu dzwoni – mruknął, widząc połączenie od Stylesa.

– Może powinieneś odebrać?

– Kurwa, Li, ja jestem bezrobotną ciotą, a on się do tego przyczynia.

– Ja jebie, Lou, może po prostu zacznij żyć z jego kasy i tyle. Przestań być tym silnym i niezależnym facetem, daj się trochę rozpieścić. Ale jednocześnie nie dawaj mu dupy, bo spierdolił.

– Kocham cię, mówiłem ci to już?

– Ana to słyszała, a ja liczę na dobrą noc, więc nie odpowiem.

Kobieta przekazała pozdrowienia dla Tomlinsona, mówiąc, że zaprasza na sushi, gdy będą mieli wolny weekend. W końcu musieli się pożegnać, gdy Payne jechał do pracy. Louis przeglądał wiadomości od Stylesa, który z płaczem błagał o powrót albo odebranie. Wystukał krótkie „Poradzę sobie" i zablokował komórkę, odkładając ją na stolik. Harry szalał, wymagając od managera, by znalazł Louisa. Jednak ten wypijał kolejne piwo, wcześniej wypalając kilka papierosów. Uśmiechnął się, gdy do jego stolika podeszła dziewczyna i zapytała, czy jest wolny.

– Czekam na kogoś, przepraszam.

– Harry'ego?

– Powiedzmy – mruknął.

To był impuls do powrotu do hotelu. Zwłaszcza że jego nogi nie chciały współpracować z głową, a on pluł sobie w twarz za wypitą wódkę pomiędzy piwami. Zapłacił za taksówkę i wszedł do budynku, kierując się na odpowiednie piętro. Harry od razu dopadł go, krzywiąc się na zapach alkoholu i papierosów. Jednak odetchnął z ulgą, że jest cały i zdrowy.

– Powiedziałem, że masz się pieprzyć – mruknął Louis, kładąc się na kanapie, wcześniej zabierając z sypialni swoją poduszkę. Odwrócił się plecami do ukochanego, któremu pękało serce, gdy kucał przy niewielkiej kanapie.

– Nie pozwolę ci odejść, Lou – zaszlochał, opierając się o jego ciało. Odpowiedziało mu ciche mruknięcie mężczyzny, który zaczynał usypiać. – Spieprzyłem po całości, wiem, ale naprawię to. Chodź ze mną do łóżka. Louis, proszę – dodał, widząc brak reakcji. – Kochanie... Jezu, Louis – płakał i w końcu wstał, łapiąc szatyna za rękę.

Tomlinson nie kontaktował, gdy ciągnięty był do drugiego pokoju. Wtulił się w poduszkę, mrucząc kilka niezrozumiałych słów i znowu usnął, nie zwracając uwagi na łzy bruneta. Ten tworzył większą łyżeczkę, zagryzając policzki od wewnątrz, by jego szloch nie obudził nikogo. Czuł się beznadziejnie i miał ochotę dołączyć do Louisa w tym pijackim stanie. Jednak alkohol w jego ustach definitywnie przekreśliłby ich związek, a on nie wyobrażał sobie życia bez partnera.

Lou czuł się okropnie, budząc następnego poranka. Butelka wody na szafce uratowała go, a on upił spory łyk. Dopiero wtedy zauważył pudełko z różami i kartkę. Wspomnienia z poprzedniego wieczora wróciły, a on nie miał najmniejszej ochoty na czytanie słów Harry'ego, który właśnie zaczynał nagrywanie wywiadu. Czuł się przygnębiony i popłakał się kilka minut wcześniej, a Amy na nowo musiała pudrować jego twarz. Wymuszał uśmiech, opowiadając o płycie i koncertowaniu. Wspomniał o nowym materiale, a kobieta zagaiła o ukochanego.

– Wszystko dobrze, dziękujemy – skłamał i modlił się, by jego oczy nie zaszły łzami.

Ze strachem wracał do hotelu i witał się z chłopakiem, który w sypialni oglądał telewizję.

– Jak się czujesz? – zapytał, kładąc się obok.

– Okej.

– Porozmawiamy?

– Daj mi spokój, Harry. Naprawdę.

– Powinniśmy porozmawiać, Lou.

– No to mów. Co masz mi do powiedzenia? Oprócz zasranego „przepraszam" i „ale przecież mamy kasę, Lou". – Ironia w jego głosie zabolała Stylesa, który podniósł się i usiadł, spuszczając wzrok i wbijając go w ręce.

– Spieprzyłem po całości i zdaję sobie z tego sprawę. Chciałbym jednak, byś wiedział, że nie rozdzielam kasy na moją i twoją i nie miałem problemu, gdy mieszkałem u was i robiłeś zakupy. Dlatego nie powinieneś mieć problemu, by używać karty z moim nazwiskiem.

– Ty siebie słyszysz?

– O co teraz chodzi?

– Wiesz, że używanie twojej karty jest nielegalne i gdyby zauważyli to w sklepie, to łapie mnie ochrona i wzywają policję, oskarżając mnie o kradzież, prawda?

– Naprawdę?

– Nie, kurwa, na żarty.

– Nie denerwuj się.

– Wkurwia mnie twoje gadanie, bo pieprzysz głupoty i...

– Ciebie wkurwia?! – Harry podniósł się, bo jego emocje sięgały zenitu. – Ciebie wkurwia, że staję na głowie byś choć trochę uwierzył w przyszłość tego związku, a co ja mam powiedzieć?! Robię wszystko, by było dobrze, ale ty ciągle zachowujesz się jakbyś sam! Ciągle tylko ty masz rachunki, ty musisz utrzymać Tima, ty, ty, ty! Ale ja też, kurwa, jestem częścią tej rodziny! Chyba że tak nie uważasz, to mi zwyczajnie powiedz!

– Nie krzycz, Harry – powiedział ze spokojem.

– To przestań się tak, kurwa, zachowywać – wykrzyczał prosto w jego twarz. – Myślisz, że mi jest przyjemnie widzieć twoje łzy i słysząc, że jesteś nieudacznikiem?! Kurwa, jesteś mężczyzną mojego życia i oddałbym wszystko byś tylko był szczęśliwy! – Łzy spływały po policzkach Harry'ego i nie był w stanie mówić wyraźnie. Louis marszczył brwi, próbując wejść mu w słowo i uspokoić, ale ten jedynie go okrzyczał. – Jestem gotowy, by iść z tobą do banku i założyć wspólne konto, chcesz? No dawaj, jeśli to ma być dla ciebie udowodnieniem, że myślę o tobie poważnie, to możemy iść. A może szybki ślub, co? Wtedy wreszcie mi, kurwa, uwierzysz, że jesteś dla mnie ważny i twój brak pracy jest dla mnie niczym?!

Wyszedł z sypialni, zostawiając szatyna z uchylonymi ustami. Skulił się na kanapie, szlochając w rękaw i zagryzając wargę. Louis miał wyrzuty sumienia i kucnął przy ukochanym, dotykając jego pleców. Oparł się podbródkiem o jego ramię, pozwalając łzom na ujście. Sam nie wiedział co powiedzieć i jak się zachować.

– Tak bardzo chciałbym się teraz nawalić, Louis – usłyszał, a jego serce pękło. Alkohol to jedyna rzecz, na którą Harry miał teraz ochotę i był bliski pójścia do hotelowego baru.

Tomlinson wsunął ręce pod ciało ukochanego, a ten pozwolił przenieść się do sypialni. Leżeli na łóżku, całując się i ustami pozbywając się wysychających na policzkach łez. Mieli żal do siebie, ale jednocześnie potrzebowali oczyszczenia atmosfery. Wyznawali sobie miłość, zapewniając, że wszystko się ułoży, a dłonie tęsknie wędrowały po znajomych ciałach. Pokój wypełniony był ich przyspieszonymi oddechami i chrapliwymi jękami, gdy Harry ujeżdżał ukochanego. Przymknięte oczy i odchylona głowa z lokami podskakującymi z każdym ruchem właściciela, nakręcały Louisa, który nie mógł przestać dotykać Stylesa po torsie. Przejechał kciukiem po wytatuowanym uśmiechu, a Harry uśmiechnął się. Złączyli swoje dłonie i zamarli, słysząc pukanie.

– Cholera, jestem tak blisko – mruknął brunet, przyspieszając swoje ruchy.

Nieproszony gość przerzucił się na komórkę, a Harry wychrypiał tylko „Zły moment", odbierając połączenie od managera. Chwilę później brudził tors Louisa, dochodząc z głośnym jękiem. To był impuls, który odpalił Tomlinsona i pomógł mu skończyć. Wspólny prysznic i kolejne pocałunki, by potem leżeć w łóżku i godzić się, zapewniając o miłości. Styles oddzwonił do mężczyzny, a Lou uśmiechnął się, chwytając kartkę z kwiatów.



Jesteś moją definicją ideału.



– Ubiorę się i możemy jechać, zamów mi jakąś pizzę na halę, okej? Tak, jedzie z nami – powiedział Styles. – Jasne, chwila.

Rozłączył się, a Louis przytulił go, szepcząc:

– Nie wyobrażam sobie mojego życia bez ciebie, Harry.

– Nie musimy wyobrażać sobie rzeczy, które nigdy nie będą miały mieć miejsca, skarbie.

Harry czuł się zmęczony na koncercie i wymuszał uśmiech, rozmawiając z fanami. Tak naprawdę nie marzył o niczym innym, jak znalezienie się już w hotelu i zaśnięcie w ramionach Louisa. Dzisiejsza kłótnia wyprała go z sił i miał nadzieję, że nigdy więcej się nie powtórzy.



*



– Zdechnę – mruknął Louis, siedząc w salonie tatuażu i rozglądając się po wnętrzu. Dźwięk maszynki zwiększał strach, a on już czuł nadchodzący ból.

– Podmucham, jak będzie bolało – zaśmiał się Harry, obejmując go.

– Nie jestem pewien, skarbie. – Zmarszczył brwi.

– Sam rzuciłeś ten pomysł.

– Okej, ale to były żarty.

– Ups, nie zauważyłem. – Rozłożył ramiona i zajął wolne krzesło. – Teraz już za późno.

Louis miał iść na pierwszy ogień i zaciskał zęby, gdy kalka tkwiła na jego ręce. Spojrzał na Stylesa, a ten obdarował go pocałunkiem, zapewniając, że nie będzie bolało. Lou wzdrygnął się, czując pierwsze ruchy i spojrzał na tworzony obrazek. Okej, sam zaproponował tatuaże, ale to naprawdę były żarty i nie spodziewał się, że tydzień później będzie go robił. Kompas łączył się z zaprojektowaną łodzią Harry'ego, a oni zakochali się w pomyśle, mówiąc, że to idealnie pasuje do ich relacji, bo tylko razem są w stanie zrobić wszystko. Chociażby byli na końcu świata, zawsze znajdą odpowiedni kierunek, by wrócić do domu.

– Wszystko okej? – zapytał Harry, patrząc uważnie na ukochanego.

– Myślałem, że będzie gorzej.

– A nie mówiłem?

Spędzili cały dzień, walcząc z bólem i co chwilę przeklinając, by wieczorem wreszcie wrócić do hotelu. Louis ciągle patrzył na swoją rękę, nie mogąc uwierzyć, że rzeczywiście to zrobił. Mimo wcześniejszej niechęci teraz był zakochany i już planował kolejne rysunki. Harry uśmiechał się, widząc jego podekscytowanie, bo wiedział, jak bardzo tatuaże uzależniają. U niego zaczęło się od małych rzeczy z dużym znaczeniem, a teraz robił większe rysunki zakrywające duże części jego ciała.

– Wiesz, co to oznacza? – zapytał Styles, gdy leżeli w łóżku przytuleni i zachwycali się swoimi łączonymi dziarami.

– Hm?

– Nie możemy się rozstać, bo podobno usuwanie tatuażu boli.

– Czasami zastanawiam się, dlaczego my jesteśmy razem.

– Pewnie dlatego, że jestem starym kawalerem i nikt inny mnie nie chce, więc uczepiłem się ciebie jak rzep – zażartował Harry, a Louis jęknął.

– Idź spać, okej?

Harry pocałował go, wtulając się i próbując usnąć, bo następnego dnia czekało go mnóstwo spraw. Był padnięty przed koncertem i próbował się zdrzemnąć, skulając na niewielkiej kanapie w garderobie. Louis gładził go po włosach, zerkając na zegarek i przyznając, że ma kwadrans na sen. Uśmiechał się, patrząc na ukochanego, który oddychał miarowo przez uchylone usta. Nie miał serca go budzić, gdy manager poinformował ich o zbliżającym się występie.

– Musimy wstawać, skarbie – szepnął, gładząc mężczyznę po policzku, gdy kolejne minuty upływały. – Kawa na ciebie czeka.

– Nie, Louis – mruknął.

– Wyśpimy się po koncercie, co?

– Niech puszczą playback albo niech fani śpiewają.

Louis zaśmiał się, nachylając nad ukochanym. Mocna kawa postawiła go na nogi i pożegnał się z Louisem, wychodząc na scenę. Uśmiechnął się, witając z fanami po pierwszej piosence. Rozmawiał z tłumem, czytając napisy na ich plakatach. W końcu zauważył fankę z kartką dotyczącą ciąży i płci dziecka. Prosiła Harry'ego, by pomógł jej się dowiedzieć, przebijając mały balonik. Wyciągnął rękę w jej stronę i dostał nadmuchane serduszko.

– O mój Boże, to takie urocze, ale jestem cholernie zdenerwowany – przyznał, gdy dostał szpilkę. – Gotowi?

Zagryzł wargę, wsuwając mikrofon między nogi i biorąc głęboki oddech. Tłum zamarł, by po chwili wypełnić halę swoimi piskiem, gdy różowy brokat wysypał się na scenę.

– O mój Boże, to dziewczynka?! Jezu, gratuluję! – Nie mógł powstrzymać się przed przytuleniem jej i pogłaskaniem jej brzucha. – Zdrowia od wujka Harry'ego, księżniczko! – dodał, gładząc dziewczynę.

– Dziękuję, Harry – usłyszał i jeszcze raz uścisnął przyszłą matkę.

Louis obserwował wszystko, stojąc na korytarzu i wiedział, że jego ukochany szaleje z ekscytacji. Akurat na punkcie dzieci miał fioła i nie mógł się doczekać przyjazdu Gemmy z Mią, bo siostra ostatnio o tym wspomniała.

– Będzie miała córeczkę, widziałeś?! – zapytał z podekscytowaniem, wtulając się w Tomlinsona po skończonym występie.

– Widziałem.

– Jak my kiedyś, prawda?

– Też ogłosisz jego płeć balonikiem z brokatem?

– Zrobimy sobie niespodziankę.

Louis pokręcił głową z uśmiechem, nie komentując tematu ich potencjalnego dziecka. Okej, Harry coraz częściej o tym mówił, ale dla Tomlinsona były to jedynie żarty. Żyli praktycznie w samolocie i z pewnością nie były to warunku dla małego dziecka. Na dodatek był jeszcze Tim, który wielokrotnie krzywił się, gdy słyszał o dzieciach i rodzeństwie. Miał super kontakt z Mią czy czasami bawił się z Lily, ale osobiście lubił być jedynakiem. Lou wiedział, że decyzja o potomku musiałaby zostać podjęta wspólnie, bo nie wyobrażał sobie stawiać syna przed faktem dokonanym. Mieli sobie ufać i nie knuć za plecami, bo właśnie tak robi rodzina. 

-----

O mój Boże, zrobiliśmy to! Cztery dni temu opowiadanie skończyło równo cztery miesiące, a tymczasem wybiło już ponad 40k wyświetleń, blisko 6,5k gwiazdek, 3k komentarzy, a to dopiero 27 rozdział. Osobiście jestem wzruszona i nawet nie wiem jak podziękować. Dlatego wpadam dzisiaj z rozdziałem i to nie nocą!

Przypominam o hasztagu #BMMLarry na Twitterze, gdzie wrzucam małe spojlery, jaram się reakcjami czytelników na kolejne rozdziały i tak sobie psiapsimy, gdy ja grożę dramą, a Wy zabójstwem mnie :')

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro