"Jak na homo to macie spoko gust."
– O mój Boże – jęknął Louis cicho, gdy masażysta natrafił na czuły punkt. Mężczyzna uśmiechnął się, wspominając, że ten jest naprawdę spięty, ale za chwilę poczuje się o niebo lepiej. – Już czuję się jak w niebie.
– Uznam to za komplement.
– Totalnie pan powinien.
Tomlinson powstrzymywał się przed jękami, czując, jak ten naciska na jego plecy. Jego nozdrza drażnione były przez zapachy olejków, a on czuł się jak w raju. Wziął sobie do serca słowa lekarza i takim sposobem teraz zaliczał masaż, dwa dni wcześniej odwiedzając z Timem basen. Harry w tym czasie rozmawiał z Sam o terapii dla ukochanego, który nie był pewien sensu tych spotkań. Obiecał jednak, że pójdzie do psychologa na rodzinnej kolacji z rodzicami, którzy martwili się o niego. Mama znowu wspominała o rzuceniu palenia, a ojciec przyznawał, że wie jakie to trudne, ale zdrowie jest najważniejsze i on kiedyś przechodził przez to samo. Jutro czekało ich spotkanie w klinice, a on nie mógł się doczekać, bo pragnął kolejnego kroku, który miał zbliżyć ich do ponownego ojcostwa.
– Tu trochę boli – mruknął, gdy ten przeniósł się na ramiona.
– Wiem, panie Tomlinson, ale muszę rozmasować pańskie ramiona.
– Teraz mi lepiej.
– Jeszcze chwila i poczuje pan ulgę.
Okej, Harry też czasami go masował, ale to nie było to samo. Tutaj był ból i przyjemność jednocześnie, a on miał wrażenie, że zaraz dojdzie. Miał ochotę usnąć i westchnął, gdy godzina minęła. Ubrał się i podziękował, obiecując, że na pewno tu wróci, prosząc o zapisanie na kolejną wizytę. Wyszedł z gabinetu, wybierając numer Harry'ego, który miał go odebrać, zabierając po drodze Tima.
– Jak było? – zapytał.
– Boże, nikt dawno nie zrobił mi tak dobrze.
– Milutko.
– Znaczy, twoje palce też kocham, ale ten masaż był genialny. Serio, sam powinieneś spróbować.
– A przystojny chociaż?
– Nie wiem, nie patrzyłem na jego twarz. Wolę patrzeć na twoją, gdy na mnie... siedzisz.
Harry roześmiał się, obiecując, że zaraz będzie, a Lou wszedł do sklepu po sok i batonika, bo czuł głód. Przywitał się z ukochanym i synem, który padał po treningu i wyciągał rękę po butelkę, którą oddał mu ojciec bez zbędnego słowa. Jego plecy nadal trochę bolały, ale musiał przyznać, że masaż to coś, co podbiło jego serce. Harry unosił brew, słuchając opowieści i gryzł się w język, by nie powiedzieć czegoś głupiego.
– Sushi na kolację? – zaproponował, wchodząc do domu.
– Weźcie mi ryż z warzywami czy coś. Idę pod prysznic. – Tim wszedł na górę, powlekając nogami, bo dzisiaj był naprawdę padnięty.
– Jasne, może być sushi. Zamówisz?
– A co, palce też cię bolą?
Louis uśmiechnął się, bo podejrzenia o zazdrości zdawały się mieć potwierdzenie. Oplótł szyję ukochanego rękoma, mówiąc:
– Nie, ale twoje palce są najlepsze na świecie i potrafią robić dużo przyjemnych rzeczy.
– Jakie na przykład?
– Na przykład klikanie przycisków na pilocie, gdy mi się nie chce oglądać programu muzycznego. – Lou wystawił język, gdy Hazz się roześmiał. Oboje wiedzieli, o czym mowa, ale nakręcanie się postanowili zostawić na noc. – Jesteś zazdrosny? – zaryzykował pytaniem.
– Nie, dlaczego?
– Nie wiem, tak mi się wydaje. Jednak nie masz powodu.
– Racja, to po prostu inny gość dotykający mojego narzeczonego. – Machnął ręka, wyswobadzając się z uścisku.
– Hej, Harry, ja mówię poważnie. – Złapał go za rękę. – Nie będę tam chodzić, jeśli ty się nie zgadzasz.
– Nie, Lou, jest ci dobrze i to najważniejsze.
– Z tobą jest mi najlepiej. – Przytulił go. – A tamtemu płacę i wymagam. No i nie ma pewności czy pójdę jeszcze raz. Może wypadnie nam spotkanie w klinice czy coś. Jutro będziemy wybierać matkę naszego dziecka, rozumiesz? Już nie mogę się doczekać!
– Ja również.
– I twoje palce to jedyne palce, które lubię. Buziak?
Harry pocałował go z uśmiechem, głaszcząc po plecach. Louis zmuszony był do wyjścia z Puffym, który domagał się spaceru. Szatyn został upomniany, by nie palić, ale i tak wyjmował papierosa za zakrętem. To było tylko pięć fajek na dzień i udawało mu się utrzymać ten limit. Wstrzymał oddech, widząc Nicka, który się z nim przywitał i z pewnością powie Harry'emu o paleniu Tomlinsona.
– Powodzenia jutro z dzieckiem! – powiedział Grimshaw, gdy wymienili kilka zdań.
– Jasne, dzięki. – Pożegnali się i każdy ruszył w swoją stronę.
Lou uśmiechnął się, widząc posłańca z jedzeniem przed domem, gdy wracał ze spaceru. Zapłacił za zamówienie i wszedł do środka, gdzie Tim narzekał na szkołę i mówił, że nie może doczekać się ferii.
– Wpadłem na Nicka – zaczął Lou, gdy siedzieli w jadalni i pałaszowali sushi, popijając je wodą z cytryną.
– Mieszka niedaleko.
– Naprawdę? Nic nie mówiłeś.
– Myślałem, że wiesz.
– Nie, pierwszy raz go spotkałem. Dlatego chciałeś tu mieszkać?
– Chciałem tu mieszkać, bo podobał mi się dom. Mówił coś?
– Życzył nam powodzenia w klinice.
Harry kiwnął na znak zrozumienia, a Lou nie ciągnął dalej tematu mężczyzny, który nadal nie był jego ulubieńcem. Jednak przyjaźnił się z Harrym, a przyjaciele jego narzeczonego to jego przyjaciele.
– Długo wam zajmie wybór tej laski? – zapytał Tim, jedząc swój ryż.
– Nie mamy pojęcia, pewnie jest dużo kandydatek, a co?
– Nic, po prostu jestem ciekaw czy jeszcze w tym roku będę bratem.
– Postaramy się o to. Nie możesz się doczekać?
– Jakoś mi to obojętne, ale Zoey trzyma za was kciuki.
– Podziękuj jej. Co tam u Alexa?
Chłopak wzruszył ramionami, marszcząc brwi, bo miał wrażenie, że trafił na kurczaka, więc zostawił niepewny kawałek dania.
– Mówił, że wydajesz się miły, a Harry niższy niż w telewizji.
– Umm... podziękuj mu. – Tomlinson nie wiedział jak zareagować i tylko taka odpowiedź przyszła mu do głowy.
– Dobra, dokończę u siebie, bo Zoey chce pogadać. – Tim zabrał swój talerz i prędko ruszył do pokoju, by móc porozmawiać z przyjaciółką na Skype, póki ta ma wolną chwilę.
Harry uśmiechnął się, karmiąc ukochanego, który odłożył pałeczki i spojrzał w jego oczy. W końcu złapał go za rękę, na której tkwił pierścionek zaręczynowy.
– Hm? – mruknął Styles, myśląc, że ten chce coś powiedzieć.
– Nic, kochanie, po prostu cię kocham.
– Ja ciebie też, Lou. Obejrzymy film?
Szatyn pokiwał głową, zbierając pozostałości po kolacji. Zostawił wszystko w salonie, gdy Harry szukał czegoś odpowiedniego na Netflix. Tulili się pod kocem, zganiając z kanapy Puffy'ego i co chwilę wymieniali się pocałunkami. Louis czuł przyjemne ciepło, gdy ramiona ukochanego go oplatały, bawiąc się jego palcami. Pocałował pierścionek, który jeszcze w tym roku miał zostać zastąpiony przez obrączkę.
– Mitch pisał czy nie wybieramy się do USA.
– Coś się stało? – Louis spojrzał na niego.
– Mówił, że chce pogadać w związku ze ślubem.
– Mają jakieś problemy?
– Nie wiem, mówił, że to średnio jest rozmowa na telefon.
– Może powinieneś pojechać?
– Nie chce mi się, szczerze mówiąc. Chciałbym zostać z tobą w domku.
– Pojechałbym z tobą, ale...
– Nie, Lou. Musimy ograniczać teraz twoje podróże, bo powinieneś odpocząć.
– To leć sam na weekend.
– Zadzwonię do niego i pogadamy, to nie są zaręczyny, żeby nie móc załatwić przez telefon. – Louis uśmiechnął się, bo zrozumiał aluzję mężczyzny.
Wtulił się w niego bardziej i pogłaskał po karku, gdy ten pocałował go w głowę. Czuł się dzisiaj naprawdę zmęczony i miał ochotę na długie wylegiwanie się w wannie. Harry całował jego ramiona, polewając je gorącą wodą i delikatnie pocierając. Przenosili się do sypialni, całując namiętnie i zgadzając się, że łóżko jest o niebo wygodniejsze niż wanna.
– Dzisiaj ja na górze – szepnął Harry, całując ukochanego, który leżał pod nim i poddawał się dotykowi.
– Okej.
– To nie było pytanie, skarbie.
Lou uśmiechnął się, gdy ten wbił paznokcie w jego udo, ssąc delikatnie skórę w zagłębieniu jego obojczyka. Szyja musiała być schludna i czysta przed jutrzejszym spotkaniem, ale wszystko poniżej miało zamienić się w miłosną ścieżkę. Palce szatyna wplątywały się w miękkie loki, gdy ten ustami pracował na jego penisie, całując delikatnie główkę i drażniąc ukochanego, przejeżdżając językiem po całej długości. Louis wypychał biodra w górę, chcąc dostać się pomiędzy opuchnięte od pocałunków wargi i denerwował się, gdy znowu nie dostał tego, czego pragnął. Odwdzięczał się, nie umiejąc zdobyć się na takie same ozięble traktowanie i układał w poduszkach, gdy przeszli do ich ulubionego kroku. Głośny jęk wydobył się z jego gardła, gdy ból rozniósł się po ciele. Harry pocałował go, dając chwilę na przyzwyczajenie się. Całował po szyi, delikatnie ruszając biodrami i uśmiechał się, czując wbijane paznokcie w kark.
– Mocni... o mój Boże – mruknął Lou, gdy ten zmienił kąt i zaczął uderzać w czuły punkt. – Jestem tak cholernie blisko, że zabij... o kurwa.
Louis przeklinał, czując zbliżający się orgazm, a bluźnierstwa mieszały się z wyznaniami miłości. Jęknął z zawodem, gdy brunet wycofał się i uśmiechnął, siadając na jego biodrach. Teraz od niego zależało kiedy dojdą i bawił się, kręcąc biodrami na penisie Stylesa.
– Kocham cię, ale cię zabiję – mruknął Harry, a Lou uśmiechnął się, wiedząc, jak doprowadzić go do szału. – Dobry chłopiec – mruknął, gdy ten wreszcie zaczął poruszać się do góry i na dół. – Kurwa, Louis. – Złapał go za penisa, a szybkie ruchy sprawiły, że Tomlinson znowu jęknął.
Doszedł z cichym imieniem Stylesa na ustach, a ten potrzebował jeszcze chwili i złapał go za biodra. Ciało szatyna zupełnie poddawało się dużym dłoniom bruneta, który sam w końcu osiągnął orgazm, wyginając się w łuk. Przyciągnął ukochanego do pocałunku i z uśmiechem wyznawali sobie miłości. Okej, mogli się pieprzyć jak szaleni, mogli przypinać się kajdankami, dawać sobie klapsy i bawić woskiem do masażu. Jednak potem wszystko kończyło się pocałunkami pełnymi uczucia i miłości, a oni uspokajali swoje oddechy, znowu nazywając się „kochaniem" albo „skarbem".
– Kochanie, ja wiem, że obiecałem, że zwolnimy i w ogóle, ale nie myślałeś o naszym ślubie? Ciągle o tym rozmawiamy, ale nic nie robimy w tym kierunku – zaczął Styles, gdy bałagan został sprzątnięty, a oni czuli senność.
– Co masz na myśli? Przecież musimy tylko ogarnąć urząd, jakieś obrączki i tyle.
– No a jakieś piękne miejsce? I nasze stroje? I goście?
– Policz moją rodzinę, twoją, kilku znajomych i tyle.
– To tak nie działa, kochanie, ja zamierzam mieć tylko jeden ślub w życiu i to najlepszy ślub na świecie.
– Czy jest coś, czego ty nie chcesz mieć w życiu z prawdziwego zdarzenia?
– Ummm... problemów z dziećmi? Takie małe mi wystarczą.
Lou uśmiechnął się, kręcąc głową i nie komentując jego odpowiedzi. W końcu przerwał ciszę, szepcząc:
– Popatrzymy na fajne wesela, ale najpierw zrobimy sobie dziecko, co? Zamówimy je jak na Amazon.
– Ta, a kiedyś będzie kłócić się z Timem i będzie jak „A ciebie matka nie chciała" i „A ciebie zamówili z katalogu".
Louis roześmiał się, przerywając ciszę w ich domu, a Harry zatkał jego usta z uśmiechem i wyznaniem miłości.
Dom wypełniony był gęstą atmosferą, gdy jedli wspólne śniadanie, wcześniej odwożąc Tima do szkoły. Nastolatek wspominał, że mają wybrać ładną kobietę, by ich dziecko było tak samo przystojne, jak on. Harry zapewniał go, że zrobią wszystko, co w ich mocy i życzył miłej nauki. Byli zestresowani, parkując przed kliniką i ostatni raz patrząc na siebie.
– Udało się, kochanie, nic nas teraz nie powstrzyma, ale chciałbym, żeby ta decyzja była dobrze przemyślana, okej? – powiedział Louis, głaszcząc bruneta po twarzy.
– I niczego nie przemilczymy, tak? Będziesz mówił, jeśli coś ci się nie spodoba?
– Tak, słońce, to decyzja na całe życie. Idziemy?
Przywitali się z kobietą, która miała pomóc im przejść przez proces wybrania matki zastępczej. Szatynka tłumaczyła wszystko, ostatecznie zadając im kilka pytań. Wcześniej zdecydowali, że dziecko powinno mieć cechy jak najbardziej zbliżone do nich, więc wykluczyli ciemne oczy i jasne włosy. To zmniejszyło ilość potencjalnych surogatek, a oni w końcu dostali zdjęcia i dokumenty z opisami poszczególnych kobiet. Ważne dla nich było wykształcenie, wcześniejsze pokolenia, choroby w rodzinie.
– Ta jest ładna – powiedział Harry, wskazując na uśmiechniętą szatynkę z głęboko niebieskimi oczami. Casandra White. Wiek: 26 lat. Wykształcenie: filologia francuska. – Co sądzisz?
– Jest ładna – potwierdził.
– Odkładamy na bok?
Lou pokiwał głową, przeglądając kolejną teczkę. W końcu spojrzał na kobietę, która opowiadała o każdej z podopiecznych, pytając:
– Jaką my mamy pewność, że ona się nie wycofa w ostatniej chwili? Co, jeśli wycofa się w ciąży? Jakie mamy wtedy prawa do dziecka?
– Nasze matki są badane psychologiczne i przeprowadzamy dokładną selekcję. W naszej wieloletniej karierze nie zdarzyła się jeszcze taka sytuacja, ale w razie wypadku pracujemy z wieloma prawnikami, którzy walczyliby w sądzie o prawa do biologicznego dziecka.
– Czyli na sto procent będziemy rodzicami, tak?
– Oczywiście, panie Tomlinson.
Louis nieco się uspokoił i czuł się podbudowany. Przeglądał kolejne akta, odkładając je na bok. Jego myśli były już naprawdę poplątane, a wszystkie osoby zlewały mu się w jedną. Zupełnie jak Harry'emu, który jęknął w końcu, pytając, czy istnieje możliwość zabrania tych dokumentów do domu i przedyskutowania wszystkiego we własnych czterech ścianach.
– Mogę dać panom jedynie zdjęcie i ewentualnie krótkie streszczenie, nie mogę udostępniać wszystkich danych.
– Poprosimy. Pogadamy z mamami, co? – Spojrzał na Lou, który pokiwał głową.
Podpisali klauzule poufności, obiecując, że akta nie wyjdą na światło dzienne i pożegnali się. Dopiero teraz zorientowali się, jak wiele godzin minęło, a Tim pytał, czy odbiorą go ze szkoły i denerwował się brakiem odpowiedzi.
– Co, robicie sobie nowe i mnie już olewacie, huh? – zażartował, zajmując miejsce z tyłu, gdy znalazł się w aucie. – Co to? – zapytał, patrząc na teczkę z dokumentami. – Ale dupa. – Uśmiechnął się, widząc zdjęcie Casandry.
– To potencjalna matka twojego rodzeństwa, więc zmień słownictwo.
– Jak na homo to macie spoko gust.
Harry uśmiechnął się, kierując do domu. Mieli kilka dni do namysłu i chcieli przedyskutować wszystko z rodziną, która bardzo kibicowała im w walce o dziecko. Jay dzwoniła późnym popołudniem, pytając o efekty spotkania. Louis siedział w salonie, opowiadając o kandydatkach i zapraszając ją na wino, bo potrzebowali trochę pomocy. W tym samym czasie Hazz rozmawiał z Anną, która martwiła się o syna, który brzmiał smutno.
– Bo wiesz, mamo, boję się tego wszystkiego. To nie jest jak kupno zasłon, które mogę wymienić, jeśli kolor mi się nie spodoba. To decyzja na całe życie i co jeśli będziemy żałować, że wybraliśmy akurat kobietę A, a nie B?
– Właśnie dlatego powinniście wszystko dobrze przemyśleć, Harry. Jesteśmy za wami całym sercem i chętnie pomogę, jeśli tego potrzebujecie.
– Potrzebujemy, mamo. Mogłabyś przyjechać któregoś dnia?
– Oczywiście, synku, powiedz słowo, a wsiadam w samochód i jadę.
– Pogadam z Lou, bo chcielibyśmy, żeby Jay też przy tym była.
Louis czuł się spokojniejszy po rozmowie z matką. Wyciągał z lodówki odpowiednie produkty na kolację, gdy poczuł przytulenie od ukochanego, który pocałował go w kark.
– Moja mama powiedziała, że chętnie nam pomoże – powiedział, obejmując Tomlinsona.
– Moja tak samo, powiedziałem, że mamy wolny weekend.
– Och, okej, napiszę później, bo teraz wspomniałem, że muszę z tobą porozmawiać.
Lou denerwował się, gdy mężczyzna przeszkadzał mu w gotowaniu, ciągle domagając się pieszczot i jęcząc z zawodem, gdy ten go odepchnął. Dopiero Tim zwrócił uwagę na godzinę, krzycząc z góry, że umiera z głodu i pytając, kiedy coś zjedzą.
– Jak Harry da mi spokój – odpowiedział szatyn. – Widzisz?
– Oj, dobra, miałeś rację.
Telefon Stylesa od Mitcha przerwał wspólny posiłek, podczas którego Louis opowiadał synowi, jak wygląda cały proces w klinice, a ten pytał czyje geny przejmie dziecko, wspominając, że pewnie wybiorą Harry'ego, bo to on najbardziej chce malucha.
– Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy – powiedział Lou i dotknął ręki ukochanego, gdy ten wrócił do stołu. – Co chciał?
– Wspominał, że wpadają na kilka dni do Londynu i będą na koncercie u brata Sary.
– Sarah ma brata?
– No i jest gitarzystą w Bring Me The Horizon lol – powiedział Tim, patrząc na ojca, jakby ten był idiotą i nie wiedział podstawowych rzeczy.
– Och. I co mówił jeszcze?
– Mamy zaproszenie na koncert i śmiał się, że ja nie chciałem przyjechać, to oni musieli wziąć sprawy w swoje ręce.
– O mój Boże, mogę iść?! – pisnął Tim, ekscytując się.
– Jasne, synku. Wyjdziesz z Puffym?
Chłopak pokiwał głową, kończąc kolację i kierując się do drzwi z psem biegnącym za nim. Harry posprzątał po posiłku, wspominając o nowym filmie na Netflix, o którym czytał dobre opinie. W końcu lądowali na kanapie, tuląc się pod kocem i włączając telewizor.
***
Harry cieszył się, widząc przyjaciół, z którymi umówił się na hali. Sarah znowu chwaliła się pierścionkiem i przygotowaniami do ślubu, a Mitch obejmował ją z czułością, przyznając, że sam nie może się doczekać. Louis wycofał się z głośnego koncertu, czując, że jego głowa pęknie przez nadmiar głośnych dźwięków. To złamało serce Stylesa, który spojrzał na niego smutno, przyznając, że chciał wyjść razem jako rodzina. Lou objął go, wspominając, że przyjedzie pod koniec i spotkają się gdzieś w hali. Właśnie dlatego brunet wypisywał na jego telefon, pytając czy już jedzie. Tomlinson przytakiwał i prześlizgiwał się na zaplecze, widząc, że wszyscy są już poinformowani. Przywitał się z przyjaciółmi ukochanego i pogratulował zaręczyn kolejny raz, zagajając o ślubne przygotowania. Sarah tuliła go, mówiąc, że wszystko będzie cudowne. Tim powstrzymywał się przed piskiem, stając przed Oliverem, którego naprawdę podziwiał. Muzyka była jego pasją i nie mógł nie znać Sykesa. Harry obejmował go, rozmawiając z wokalistą i gratulując udanego występu. – Okej, więc jakiś afterek? – Mężczyzna klasnął w dłonie, licząc na kilka drinków i wyluzowanie się.
– Jasne, chętnie. – Hazz uśmiechnął się, a Lou wspomiał, że wróci z Timem do domu. – Źle się czujesz?
– Nie, jest okej, pogadajcie i nie pij – poprosił, całując go.
– Musicie zostać, Lou! – zarządziła Sarah, obejmując mężczyznę i nastolatka, który wstrzymywał oddech. – Jesteś zmęczony, Timmy?
– Totalnie nie!
– No właśnie, więc zamówimy ci soczek i posiedzimy, hm? No nie martw się, Louis, chcieliśmy pogadać!
– Wrócimy do domu, jeśli będziesz chciał, okej? – Harry złapał go za twarz i uśmiechnął się. – A on potrafi do rana oglądać seriale, więc wytrzyma jeszcze trochę – zaśmiał się, przeczesując włosy syna.
Louis odprężał się, pijąc drinka, gdy pozostali rozmawiali ze sobą. Sarah wspominała o kolacji w sobotę, a Harry przyznał, że spotykają się z rodzinami, bo muszą załatwić kilka spraw.
– Pobieracie się nareszcie?! – pisnęła, ściskając jego dłoń.
– Nie, nie, po prostu... wiesz. Mamy problem z surogatką i potrzebujemy pomocy – szepnął.
– Jezu, będziecie mieć malucha jeszcze w tym roku?
– Nie mamy pojęcia, mamy jedynie nadzieję – zaśmiał się. – Ale wy opowiadajcie co u was!
– Kurcze, liczyliśmy na kolację i po to przyjechaliśmy.
– Wiem, kochanie, ale nie możemy. – Harry posmutniał i zastanawiał się, czy mógłby coś przełożyć. Jednak nie chciał wystawiać matek, które przyjeżdżały specjalnie dla nich.
– No okej. Mitch, musimy załatwić do dzisiaj – zwróciła się do mężczyzny.
– Nie wyrwiecie się na kolacje? – Głos bruneta wypełniony był smutkiem, bo nie chciał załatwiać sprawy w takich okolicznościach. Harry pokręcił głową, przepraszając. – Okej, Harry, wiem, że powinienem załatwić to wcześniej i obudziłem się trochę późno, ale mam nadzieję, że nie odmówisz.
– Stary, ty już masz narzeczoną. I ja mam narzeczonego. Uwielbiam cię, ale nie wyjdę za ciebie, Mitch. Przykro mi – zażartował Harry, robiąc poważną minę, a oni roześmiali się.
– Kurwa, kolejny kosz – westchnął. – Tak na serio to... nie chcesz zostać moim świadkiem, Hazz?
Styles uchylił wargi, nie wiedząc, jak zareagował. W końcu zapiszczał, zwracając na siebie uwagę i przytulił mężczyznę, który przyznał, że to dzięki Harry'emu ma narzeczoną i zawdzięcza mu naprawdę wiele.
– Jezu, Mitch, oczywiście, że chcę!
Harry z podekscytowaniem wznosił toast, unosząc swoją szklankę z pomarańczowym sokiem. Nie mógł ukryć swojego podekscytowania, które utrzymywało się jeszcze, gdy wracali do domu. Louis gratulował mu nowej posady i wspominał, że nie może się doczekać, kiedy razem staną na ślubnym kobiercu. Leżeli w łóżku, tuląc się i rozmawiając o minionym wieczorze. Lou czuł się naprawdę padnięty, ale był szczęśliwy, że poznał kolejnych znajomych swojego ukochanego. W takich chwilach czuł, że to coś poważnego i nie ma odwrotu. Momentami jeszcze wahał się, myśląc o tym związku, a potem ganił się za takie podejście.
– Timmy pytał, czyja sperma pójdzie na dziecko – powiedział w końcu.
– To znaczy?
– No czyje geny będzie ono miało.
– Jak to czyje? Oczywiście, że twoje, bo wystarczy spojrzeć na Tima, który rośnie na przystojnego gościa.
– Ale po tobie miałoby fajne loki.
– Ta i pociąg do uzależnień. Dobranoc, kochanie. – Pocałował go jeszcze, a Louis uśmiechnął się, wtulając bardziej i zamykając oczy, przed którymi na nowo pojawiły się teczki z matkami zastępczymi.
---------
Booooże, tak cholernie przepraszam za ten rozdział :( Miał być o niebo lepszy, ale moja choroba trochę pokrzyżowała plany i jeśli nie wrzuciłabym dzisiaj, to pojawiłby się pewnie gdzieś za tydzień. Wiem, że nie jest wybitny, jest typowym zapychaczem, ale obiecuję, że kolejny będzie lepszy! :(
Standardowo zapraszam na nasz hasztag na tt #BMMLarry gdzie informuję o nowościach, rzucam spojlery i płaczę przy czytaniu opinii (a te są ważne, tak tylko mówię ;) )
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro