"Dzień dobry, panie tato Tima".
– Skończę jutro pracę i przyjadę pod halę – powiedział Louis, kończąc przygotowywanie kolacji i denerwując się, że jego syn znowu przerywa robienie zadania. Od dziecka nauczony był, że najpierw obowiązki, a potem zabawa, więc zadania nigdy nie zostawiał na weekend. Nawet gdy piątek był naprawdę ciężki.
– Dobra, to pójdę rano i zajmę nam miejsca.
– Naprawdę sądzisz, że będzie aż tyle osób?
– Hello, tato! To Harry Styles. – Trzynastolatek przewrócił oczami i westchnął, jakby jego ojciec właśnie zapytał o jakąś najgłupszą rzecz pod słońcem.
Louis westchnął, wyjmując talerze. Już jutro Tim miał spełnić swoje największe marzenie, a Lou nie mógł doczekać się, gdy ten skończy, chociaż szesnaście lat i nie będzie musiał zabierać starego ojca na koncerty. Chociaż z drugiej strony Tomlinson i tak nie puściłby go samego aż do trzydziestki. Zwłaszcza po akcji z koncertem Ariany Grande. Jeśli mieliby zginąć to razem, bo śmierć Tima i tak byłaby zabójstwem szatyna.
– Mogę zostawić matmę na niedzielę? – zapytał nastolatek i spojrzał na ojca błagalnie.
– Ale siadasz do tego od rana, a nie o dziesiątej w nocy.
– No jasne! – Wcisnął zeszyt do plecaka i z radością chwycił widelec.
Louis patrzył na syna i zauważał wszystkie zmiany, które ostatnio nabierały tempa. Chłopak już nie chciał spędzać czasu z ojcem i wolał towarzystwo przyjaciół, prezenty częściej przybierały formę pieniędzy niż puzzli czy roweru, a oczy szatyna ciągle wbite były w telefon, na którym często wyświetlało się zdjęcie dziewczyny.
Przynajmniej tego po mnie nie przejął – pomyślał kiedyś Lou, gdy Tim przypadkowo wygadał się o kinie z Emily, prosząc o gotówkę. Wiedział, że związek z dziewczyną wiąże się z nieprzyjemnymi rozmowami dotyczącymi seksu i jego konsekwencji w młodym wieku. To przerażało Louisa, bo czuł się hipokrytą. Kiedyś sam chciał zasmakować seksu z płcią przeciwną i ten jedyny raz skończył się jej ciążą i jego ojcostwem. Samotnym ojcostwem, bo dziewczyna postawiła mu warunek, że albo aborcja, albo dom dziecka, bo ona nie ma zamiaru bawić się jeszcze w pieluchy. I tak oto siedemnastoletni wówczas Louis wstawał kilka razy w nocy, by zapełnić brzuch rozkrzyczanego niemowlaka, a potem szedł do szkoły, zostawiając Tima z babcią. Niejednokrotnie płakał po nocach, czując nienawiść do siebie i całego wszechświata za swoją głupotę. Jego rodzice mieli nadzieję, że orientacja syna zmieniła się i byli źli, gdy wyznał całą prawdę. I teraz był trzydziestoletnim homoseksualnym ojcem dorastającego nastolatka i nie łudził się już, że znajdzie prawdziwą miłość, bo każdy mężczyzna zostawiał go prędzej czy później, dowiadując się o dziecku. Na szczęście z pomocą rodziny skończył studia i mógł zacząć dorosłe, odpowiedzialne życie.
– Tatoooo – głos syna wyrwał go z zamyślenia. – Jezu, na mnie krzyczysz, że ciebie nie słucham, a sam masz mnie w dupie.
– Nie mów tak, Tim, po prostu się zamyśliłem.
– Jasne. Dasz na kino? Idę ze znajomymi.
– Przecież dostałeś kieszonkowe.
– Kazałeś mi je odkładać na telefon.
– Albo telefon, albo kino, Tim. Oszczędzanie tak nie działa.
– Aha, to czekaj, powiem Em, że nie idę, bo mi ojciec każe oszczędzać – powiedział ironicznie.
– Nie mam pojęcia, po kim jesteś taki wredny – mruknął, wyjmując portfel i odliczając banknoty.
– Babcia mówi, że po tobie. Dzięki. – Zerwał się z krzesła, zostawiając talerz na stole.
– A naczynia?
– Zapakuj zmywarkę, ja rozpakuję – obiecał, chociaż Louis wiedział, że i tak nie ma na co liczyć.
– O dziesiątej w domu!
– Jedenasta?
– Dziesiąta i jeśli wrócisz minutę później, to na twoich oczach oddam komuś bilety na jutrzejszy koncert.
Jedyne, o czym myślał Lou tego wieczora to święty spokój i może jakiś dobry film w telewizji. Jego przyjaciel Liam jakby wyczuł samotny wieczór kumpla i pytał, czy pisze się na jakiegoś drinka i wyjście gdzieś. Tomlinson przepraszał, mówiąc, że jutro ma pracę i na dodatek czuje się padnięty. Zapewniał, że za tydzień wynagrodzi swoją nieobecność, ale dzisiaj naprawdę nie da rady, a jutro idzie z Timem na koncert. W tej samej chwili Liam zadzwonił i z uśmiechem powiedział:
– To podrzuć go do babci i się zabawimy, co?
– Koncert skończy się około dziesiątej, jedenastej, będę padnięty po tym wszystkim.
– Hallo, Louis! Ziemia do Louisa, który zachowuje się jak starzec!
– Bo jestem stary, Lima – zaśmiał się.
– Pragnę ci przypomnieć, że jesteśmy w tym samym wieku. A nawet ja jestem o kilka miesięcy starszy.
– Ale masz pięcioletnie dziecko, a nie nastolatka w domu.
– Właśnie, pięcioletnie. Wiesz, jaki to mały szatan? Jak jest cisza, to nikt się nie cieszy, bo to oznacza, że ona właśnie coś kombinuje. Ostatnio rozsmarowała cały krem w salonie. Wiedziałeś, że Sudocrem tak ciężko się zmywa?
– Wiem z autopsji – z ust wyrwało mu się kolejne zachichotanie, bo Tim też dawał mu popalić w dzieciństwie.
– No więc wiesz, co przeżywam i naprawdę nie marzę o niczym innym niż piwo z tobą w jakimś barze nawet w środku nocy. Bądź przyjacielem, błagam. One właśnie pojechały do matki Any, wyjdźmy gdzieś! No? Będę za kwadrans, okej?
– Boże, Liam...
– Albo pół godziny, muszę wziąć prysznic.
– Nie musisz się dla mnie tak stroić, przystojniaku.
Oboje się roześmiali i umówili na wspólny wieczór. Kierując się do sypialni, Louis wybrał numer Tima i cierpliwie czekał, aż ten odbierze. Bez ogródek wyjaśnił całą sytuację:
– Wychodzę z wujkiem, ale to nie oznacza, że możesz siedzieć dłużej. O dziesiątej jesteś w domu i nawet nie próbuj kombinować.
– Jasne, nawalisz się?
– Nigdy nie byłem pijany.
– Byłeś raz, gdy... – Louis przewrócił oczami. Okej, może raz zdarzyło się, że Tim zobaczył go pijanego. Zazwyczaj upijał się, gdy chłopak był u dziadków, ale wtedy nastolatek został sam, a on miał wyjść na maksymalnie dwie godziny na mecz. I dwie godziny zamieniły się w pięć, dużą ilość alkoholu i kaca następnego poranka.
– Dziesiąta, Tim. I uważaj na siebie.
– Jasne, nara.
Louis szczerze nienawidził tego słowa. Wydawało mu się takie prostackie i pasowało raczej do dresów z niższym statusem społecznym, a nie do jego dobrze wychowanego syna, który był całym jego życiem i robił wszystko, by ludzie zazdrościli mu dziecka, a nie litowali się, gdy dowiadywali się, że różni ich jedynie siedemnaście lat i nie, Louis wcale nie jest jego starszym bratem.
Ciemne jeansy i cienka bluzka prędko znalazły się na szatynie, który na szybko przeczesywał zmierzwione włosy ręką. Szukał właśnie kluczy do domu, gdy do środka wszedł Liam.
– Wiesz co, wziąłem jednak taksówkę, bo mam nadzieję, że się nawalę – powiedział na przywitanie z uśmiechem.
– Mam nadzieję, że wiesz, że jutro pracuję.
– Od tego zaczynają się najlepsze imprezy!
– Lima, ty na pewno masz już trzydzieści lat?
– Lewi, a ty na pewno masz tylko trzydzieści?
Louis przewrócił oczami, bo nie chciał kolejny raz słuchać, że zachowuje się jak czterdziestolatek z piątką dzieci i dwudziestoletnim stażem małżeńskim. W głębi serca cieszył się, że gdzieś wychodzi, bo ostatnie tygodnie spędzał jedynie w domu i pracy, okazjonalnie jadąc do rodziców na obiad, gdzie znowu zasypywany był deszczem pytań o ustatkowanie się.
Siedząc w barze, rozmawiali na temat pracy i małej Lily, która była wykapaną matką. Dziewczynka już od dawna mówiła o szkole, a Liam szczerze nie mógł się doczekać, gdy ta do niej pójdzie, bo to oznaczało więcej obowiązków i mniej czasu na zabawę.
– Pamiętasz, jak nienawidziłeś matmy w liceum? A wiesz, co się robi z dzieciakami po lekcjach?
– Ana będzie to robić.
– Módl się o to, bo ja czasami mam ochotę Tima roznieść, gdy kolejny raz muszę mu coś tłumaczyć. Potem się kłócimy, a on w końcu uczy się z Youtube.
Mężczyzna pokręcił głową, bez słowa wstając od stolika. W końcu wrócił z kilkoma kieliszkami wódki, a Louis spojrzał na niego.
– Nie będę gadał o dzieciach i ich szkole. Mam wreszcie wolny wieczór, więc nawalę się i będziesz musiał odwieźć mnie do domu.
– Jesteś okropny – zauważył Lou i pokręcił głową na propozycję mocniejszego alkoholu.
– Okej. – Liam uśmiechnął się, wlewając jednego z shotów do szklanki z piwem przyjaciela. Ten obruszył się, a Payne dodał: – Pijesz tego normalnie? Nawet cytrynkę dali. – Wskazał na kawałki owoców na szkle.
– Umrę.
– To jeszcze nie jesteś martwy w środku?
– Nienawidzę cię momentami – mruknął Tomlinson, chwytając za kieliszek, który wydawał mu się ogromny i przełknął ślinę.
Kolejne dawki alkoholu sprawiły, że oboje wpadli na pomysł, by odwiedzić jeden z tęczowych klubów, które uwielbiali. Żona Liama nie była zła za miejsce, bo ze śmiechem słuchała opowieści o zarywających do jej męża mężczyzn. Louis czuł się jak w raju i zapominał na chwilę o smutnych obowiązkach dnia codziennego.
Wychodząc z baru, Lou spojrzał na zegarek, który wskazywał pięć minut po dziesiątej. Od razu wybrał numer Tima, a Liam prosił, by dać chłopakowi spokój. Jednak szatyn musiał się upewnić, że jego syn jest bezpieczny.
– Jestem w domu, tato. – Nastolatek przewrócił oczami, bo wrócił jakiś kwadrans wcześniej i właśnie robił popcorn na kolejny sezon serialu.
– Jak było?
– Spoko, pijecie już?
– Idź do siebie i zakręć pozytywkę, którą masz od babci.
– Jezu, tato, serio? – Tim sam nie wierzył w to, co słyszy, ale jego ojciec był śmiertelnie poważny. Nawet Liam spojrzał na przyjaciela z ironią, odpalając papierosa.
– Masz minutę, Tim. Hej, Liam, chcesz dwa bilety GA EE na jutrzejszy koncert Harry'ego Stylesa? Oddam za darmo.
– Już tuptam po schodach, tato. – Nastolatek głośno stawiał kroki, by pokazać, że kieruje się do pokoju. – Gdzie ona stoi?
– Miałeś ją na regale.
– Dobra, mam. Słyszysz? – Do ucha szatyna dobiegł tak dobrze znany mu dźwięk, przy którym jego syn usypiał od pierwszych chwil życia. Pamiętał, że prezent czekał na niego w łóżeczku, gdy wrócili ze szpitala i gdy matka Louisa pierwszy raz nakręciła pozytywkę, ten wybuchnął płaczem, uświadamiając sobie, że największa przygoda życia właśnie się zaczyna.
– Po prostu się o ciebie martwię, Tim. Co będziesz robić?
– Obejrzę serial.
– Nie siedź za długo i uważaj na siebie. Kocham cię.
– Jasne, pa.
Louis coraz rzadziej słyszał od syna, że ten też go kocha i jego serce jakoś pękało za każdym razem. Chłopiec już nie domagał się przytulenia i ciągłego okazywania miłości, a na każdy czuły gest reagował skrzywieniem. Liam roześmiał się, gdy połączenie zostało zakończone.
– Ty go wychowujesz czy tresujesz? – zapytał.
– On ma trzynaście lat, Liam, jeszcze go może ktoś porwać. Myślisz, że oni nie chcą takich chłopców?
– Myślę, że przesadzasz. Albo dobrze wiesz, co sam robiłeś w tym wieku i dlatego tak się zachowujesz.
– Jak Lily podrośnie, to sam będziesz pilnował całej okolicy.
– Jasne.
– Dobra, oboje wiemy, że będziesz przeganiał od niej chłopaków, więc skończ temat i wchodź. – Pchnął drzwi, wpuszczając przyjaciela do środka. Uderzył ich bas puszczanej właśnie piosenki i przywitał tłum osób. Louis uśmiechnął się, bo nie pamiętał, kiedy był tu ostatni raz. Liam pociągnął go za rękę do baru i zamówił dwa piwa. Długa zabawa na parkiecie sprawiła, że zatracili się w zabawie, a Lou prędko został niebezpiecznie blisko jednego z mężczyzn. Był od niego o głowę wyższy i szatyn czuł się naprawdę nieswojo, gdy ten wplątał swoje palce w jego włosy. Liam z uśmiechem ukazywał obrączkę, gdy ktoś próbował z nim flirtować, a w końcu Tomlinson wskazał nieznajomemu przyjaciela i zrobił smutną minę, udając, że ten jest jego mężem. Mężczyzna wycofał się, a Louis zniknął z tłumu parkietowego. Czuł zmęczenie, więc prosił o chwilę na dworze. Liam znowu palił, a Lou sprawdzał telefon. Zdziwił się, widząc pierwszą w nocy i przypomniało mu się o jutrzejszej pracy. Spojrzał przerażony na przyjaciela, a ten ruszył w stronę taksówek. Pożegnali się przy autach, dziękując za dobrą zabawę. Tomlinson był wdzięczny kumplowi, ale wiedział, że poranne wstanie będzie dużym wyzwaniem.
Rano czuł się naprawdę padnięty i próbował uratować ogromnym kubkiem kawy, a potem kolejnym w pracy. Tim po dziewiątej poinformował, że zajął już miejsca pod halą i jest już kilkanaście osób przed ich wejściem. Wysłał zdjęcie ręki z namalowaną ósemką i dziewiątką, chwaląc się, że będą blisko. Louis pytał, czy jadł śniadanie i obiecał, że gdzieś po pierwszej do niego dołączy, bo nie wie, czy uda mu się wyjść szybciej. W rozmowie z szefową wspomniał o wieczornym koncercie, a ona z uśmiechem pozwoliła mu wyjść o dwunastej. Dziękował jej z uśmiechem i pakował się po wybiciu odpowiedniej godziny. Wiedział, że powinien zrobić jakieś zakupy, bo kolejne godziny przed halą sprawią, że jego syn padnie. W końcu z pizzą skierował się na miejsce i odnalazł odpowiednie wejście. Rozejrzał się po tłumie nastolatków i zauważył Tima, który pochłonięty był rozmową z dziewczynami siedzącymi niedaleko. Przywitał się z ojcem i uśmiechnął na widok pizzy, bo to było jego ulubione danie na śniadanie.
– Puścili cię wcześniej? – zapytał nastolatek, gdy Louis zajął miejsce obok niego, czując ścisk fanów, którzy od rana czekali na idola.
– Tak. Powiedziałem, że na mnie czekasz.
– Nie czekałem na ciebie.
– Już nigdy więcej nie zwolnię cię ze szkoły, zapamiętam to.
Chłopak przewrócił oczami, wracając do rozmowy z nowo poznaną dziewczyną. Louis czuł zmęczenie po nocnych zabawach i żałował, że nie wrócił do domu na długą drzemkę przed koncertem. Przynajmniej teraz nie marzyłby o kawie z energetykiem. W końcu przyznał, że idzie do sklepu, bo miał dość ciepła i młodych głosów. Kilka osób poprosiło go o drobne zakupy, a on westchnął i kazał Timowi wysłać listę. Nie mógł nie kupić dzieciakom wody, bo nie chciał mieć ich później na sumieniu. Uśmiechał się, otrzymując później podziękowania i zapewniał, że to nie był problem, mimo iż chwilę wcześniej klął na nich w głowie, gdy musiał sam wszystko dźwigać.
Po piątej ludzie zaczęli się niespokojnie wiercić i w nerwach czekać na wpuszczanie. Przy sprawdzaniu biletów Louis sam zaczynał czuć podekscytowanie, bo kiedyś koncerty były sporym kawałkiem jego życia, ale nie był na żadnym przez ostatnie dwa lata.
– Nie biegaj, Tim – upomniał chłopaka, który jak strzała wybiegł na halę, zbiegając po schodach.
Louis dogonił go i uśmiechnął się, widząc radość syna, że są pod barierkami.
– Na pewno cię zauważy – zapewnił, bo przecież Tim specjalnie przygotował plakat z napisem „Tim z gitarą na scenie", bo Harry często zabierał na nią fanów, a młody Tomlinson nie marzył o niczym innym.
Louis śmiał się z ekscytacji syna, gdy tylko support zakończył swoją część, a światła zgasły. Uszy mężczyzny ranione były piskami młodych dziewczyn, które go otaczały i ciągle był popychany. W końcu zarzucił ręce na ramiona Tima, a ten spojrzał na niego i pokręcił głową.
– Muszę się opiekować moim małym synkiem. – Pocałował go w głowę, wiedząc, jak ten bardzo tego nienawidzi.
Wraz z dźwiękami „Only Angel" znowu nastąpiły krzyki. Szatyn był z siebie dumny dzięki radości syna i docierało do niego, że to najlepszy prezent, jaki mógł mu zrobić, a jego szczęście było najważniejsze.
– Dobry wieczór, Londynie – przywitał się Harry po pierwszym kawałku. – Mój Boże, czy tylko ja się stresuję? – Udawał, że ociera pot z czoła i bierze głęboki oddech. – Uwielbiam tu wracać. Z tym miejscem kojarzy mi się wiele cudownych chwil i naprawdę kocham to miejsce. Gotowi na kolejną piosenkę?
Tłum znowu dał o sobie znać i razem z wokalistą zaśpiewali „Woman" i tak lubiane przez Louisa „Ever Since New York". Potem Styles znowu próbował nawiązać kontakt z publicznością, zapraszając kilku fanów na scenę. Tim skakał ze swoją kartką, próbując zwrócić na siebie uwagę. Louis widział determinację i smutek swojego syna, gdy koncert trwał, a on nadal nie został wybrany. W końcu szatyn podniósł jego plakat, mając dość kartki przed swoją twarzą. Harry wybierał kolejnych fanów, by pomogli mu wykonać „What makes you beautiful", chodząc po scenie i zbierając kolejne osoby. W pewnej chwili stanął przed Louisem i uśmiechnął się.
– Mitch, nie chcesz odpocząć? – zapytał, odwracając się do gitarzysty. Mężczyzna podszedł do niego, zdejmując gitarę i podając ją przerażonemu Timowi, który wszedł na scenę. – Jak masz na imię? – Podsunął chłopakowi mikrofon pod usta.
– Tim.
– Jesteś z bratem?
– Ojcem.
– Masz świetnego ojca. – Harry uśmiechnął się. – Pozdrawiam, tato Tima. – Pomachał w stronę mężczyzny, który odetchnął z ulgą, że jego syn jest na scenie.
Rzeczywiście nastolatek dużo czasu spędzał z gitarą, katując piosenki Stylesa. Często się o to kłócili, bo Tomlinson miał dość tych samych dźwięków. Teraz rozumiał, dlaczego jego syn to robił i miał ochotę rozpłakać się z dumy, nagrywając małego szatyna, który z każdą sekundą robił się pewniejszy siebie, chodząc po scenie obok swojego idola. Popisywał się grą na gitarze i czuł jak ryba w wodzie. W pewnej chwili poczuł pociągnięcie za spodnie i w ciągu sekundy spadł z podwyższonej sceny. Tłum zamarł wraz ze Stylesem, a Louis poczuł, jak staje mu serce.
– Boże, Tim – krzyknął, próbując przedostać się przez barierki. – To mój syn! – Czuł zdenerwowanie, a ochroniarz nie chciał go wpuścić.
– Czy możemy poprosić tutaj pana tatę Tima? – usłyszał głos Harry'ego, więc wreszcie mógł pójść do syna.
Nastolatek śmiał się, wstając i rozmasowując głowę, która zderzyła się z podłogą. Sam nie wiedział, co się stało, ale mógł to zaliczyć do najlepszych przeżyć życia. Ojciec dopadł go, od razu przytulając i sprawdzając obrażenia. Miał ochotę zabić osobę, która mu to zrobiła i od razu zaczął warczeć na Harry'ego. Styles zauważył dziwnie wykrzywioną rękę fana i wspomniał o backstage'u.
– Jeszcze nie skończyłem! – oburzył się Tim, ale brunet czuł, że nie powinni tu zostać.
– Chodź, mamy tam lód, przyłożysz sobie.
Louis czuł zdenerwowanie, a zabawny ton jego syna wcale mu nie pomagał. Stylistka zauważyła, że ręka nie jest dziwnie wykrzywiona, ale po prostu złamana, co jedynie podniosło poziom ciśnienia u Tomlinsona. Nie dbał o obecność gwiazdy obok siebie, ale z przerażeniem pytał o wyjście i karetkę. Medycy potwierdzili podejrzenie i zabrali chłopaka do szpitala wraz z ojcem. Tim zaczął błagać o zostanie do końca, ale jednocześnie wspominał o bólu.
– Pojedziemy jeszcze na koncert, Tim. Obiecuję ci to – zapewnił Louis.
– Chyba mnie tyłek boli – jęknął.
– Już jesteśmy, spokojnie.
– Przesadzasz.
Dopiero na oddziale Tim zaczął wymiotować, mówiąc, że bardzo go boli i chce tabletkę. Louis czuł przerażenie i podniesionym głosem mówił do lekarzy i pielęgniarek. W końcu został poproszony o spokój i zapewniony, że jego syn jest w dobrych rękach. Nastolatek czuł senność po lekach przeciwbólowych i zupełnie poddał się gipsowaniu i robieniu opatrunku z tyłu głowy, gdzie miał delikatne rozcięcie. Zasnął w aucie podczas drogi do domu, a szatyn odetchnął z ulgą, że nie wykryli żadnego guza ani wstrząsu mózgu.
Długo nie mógł zasnąć, opowiadając matce o koncercie. Zatroskana kobieta gotowa była przyjechać i zająć się wnukiem, a on zapewnił, że dadzą sobie radę. Już od rana Tim narzekał na ból, błagając o leki i prawie płacząc. Nie miał ochoty wspominania koncertu ani chwalenia się niczym chociaż jego upadek i tak był hitem na Twitterze, a ludzie dzielili się na osoby współczujące i nienawidzące go, które chętnie wyśmiewały się i gratulowały dziewczynie, która pociągnęła go.
– Otwórz, Tim – poprosił Louis, słysząc dzwonek. Rozpakowywał właśnie zakupy, a jego syn przesadzał, udając, że umiera na kanapie. – Masz w gipsie rękę, nie nogę.
– Ale głowa mnie boli.
– Słodki Jezu – mruknął, kierując się do drzwi z kartonem mleka, który właśnie miał spocząć w lodówce. Zdziwił się, widząc Harry'ego i miał ochotę się uszczypnąć.
– Dzień dobry, panie tato Tima.
– Um... dzień dobry?
– Czy mógłbym wejść na chwilę? – Podał mu rękę, oficjalnie przedstawiając się, jakby nikt nie wiedział, kim jest. – Powinienem przeprosić za wczorajszą sytuację, dotarły do mnie informacje, co się stało. Hej, Tim. – Uśmiechnął się do nastolatka na kanapie.
– Umm... dzień dobry? – Chłopak zdziwił się i dołączył do ojca, próbując opanować ekscytację.
– Jak się czujesz?
– Boli jak cholera.
– Tim! – Louis denerwował się słownictwem syna, bo nienawidził przekleństw. Mimo iż sam od nich nie szczędził.
– Bardzo boli.
– Chciałem cię bardzo, ale to bardzo przeprosić. Występowało mi się z tobą naprawdę dobrze, więc mam coś dla ciebie. – Podał nastolatkowi futerał z gitarą, a ten z radością go otworzył.
– O kurwa.
– Kurwę to ty będziesz miał, jak ci komputer zabiorę – wtrącił Louis, upominając syna o kulturę.
– Jezu, czy ty to widzisz?! – podniósł głos w ekscytacji, patrząc na ojca.
– Może podziękujesz?
– Dziękuję!
– Chciałbym wynagrodzić ci wczorajszy niedokończony koncert i zaprosić na dzisiejszy. W związku z twoją ręką będziecie stali przed barierkami, nie chciałbym, żeby znowu coś ci się stało. Oczywiście o ile twój tato się zgodzi. – Przeniósł wzrok na Louisa.
– Ja nie wiem, panie Styles. Tim powinien odpoczywać.
– Mogę wymienić wejściówki na trybuny.
– Nawet tego nie rób, tato – wycedził nastolatek przez zęby, bo chciał być jak najbliżej, jeśli miał taką szansę.
– I tak właśnie pomyślałem, że może powinienem przynieść trzy wejściówki, przepraszam. Nie pomyślałem o pańskiej żonie. Oczywiście...
– Mój ojciec nie ma żony, tylko ja go tutaj wkurzam. – Tim machnął zdrową ręką. – A mogę przyjść z dziewczyną?
– Jasne. – Harry uśmiechnął się, bo trzynastolatek z dziewczyną to był naprawdę uroczy widok. – Czy chciałby pan dopisać kogoś do listy? Wystarczy podać nazwisko.
– Nie, dziękuję.
– Weź wujka Liama, może przestaniesz się tak zachowywać.
– Wujek Liam jest na obiedzie ze swoją rodziną. I naprawdę przestań, Tim. Bardzo dziękujemy, ale jednak nie moglibyśmy skorzystać. To był tylko wypadek.
– Tato...
– Proszę powołać się na mnie, jeśli jednak zdecydowalibyście się przyjść. Do zobaczenia, Tim. I panie tato Tima – dodał, wychodząc.
– Louis – mruknął.
– Do zobaczenia, Louis – poprawił Styles i wrócił do auta, po czym ruszył na próbę.
Tim spojrzał na ojca, który wrócił do kuchni, gdy gość opuścił ich dom. Od razu zaczął temat wieczornego koncertu, a szatyn nie odzywał się. W końcu spojrzał na syna, pytając:
– Jeszcze chwilę temu nie mogłeś otworzyć drzwi, bo wszystko cię boli, a teraz chcesz iść na koncert?
– Wezmę tabletki i będzie okej. Teraz też jest okej.
– Nie, Tim. Wczoraj zakończyło się szpitalem i powinieneś odpoczywać.
– Jezu, tato, błagam! Zrób to dla mnie! Wczoraj obiecałeś, że pójdziemy na koncert jeszcze raz. A teraz mamy za darmo!
– Nie, Tim, temat zakończony.
– Powiem babci – mruknął i wrócił do salonu, a Louis usłyszał, jak chłopak chwilę później wita się z babcią. Prawie płacząc, opowiadał o propozycji Stylesa, a Lou czuł wściekłość na syna, który skarżył na ojca do babci za każdym razem, gdy coś nie szło po jego myśli. Jako pięciolatek skarżył, gdy Lou odmówił mu kupienia loda czy zabawki, potem gdy nakrzyczał na niego za złe zachowanie w szkole, a teraz skarży, że niszczy mu marzenia. – Babcia chce z tobą porozmawiać. – Tim podał mu komórkę i obserwował ojca, który przewracał co chwilę oczami.
– Momentami naprawdę mam ciebie dość – przyznał po zakończeniu połączenia. – Ja mam trzydzieści lat, więc nie masz prawa skarżyć na mnie do babci, Tim.
– Mam, bo nie mam mamy, żeby skarżyć do niej.
– I nigdy nie będziesz miał – mruknął Lou, wracając do sprzątania.
– Albo taty, który byłby tym dobrym policjantem – zauważył młody Tomlinson.
– Jezu, idź przed komputer, albo zrób matmę.
Nastolatek uśmiechnął się, wracając do salonu i pisząc do Emily, że ma dla niej niespodziankę. Rodzice dziewczyny nie chcieli się zgodzić, więc Louis przez telefon musiał przekonać ich o bezpieczeństwie i opiece. Czuł zdenerwowanie, gdy byli prowadzeni na backstage, gdzie czekał już na nich Harry. Mężczyzna ucieszył się i uścisnął wszystkim dłonie, pytając Tima o samopoczucie. Chłopak kiwnął głową, mówiąc, że jest lepiej. Styles podał im paczki z gadżetami, mówiąc, że to tylko drobna rekompensata.
Podczas koncertu Louis obserwował wokalistę i podziwiał jego swobodę. Sam nigdy nie lubił publicznych wystąpień i nie umiałby zachować się na scenie przed tak liczną publicznością. Po występie Harry znowu dziękował za przyjście i wyrażając nadzieję na kolejne spotkanie gdzieś kiedyś. Emily została odebrana przez rodziców, a Louis sam nie mógł doczekać się powrotu do domu. Podekscytowany Tim miał milion pytań i chciał zostać jak najdłużej. W drodze powrotnej mężczyzna rozmawiał z Liamem, który znowu wspominał o klubie. Jego żona została dłużej u rodziców, a on miał ochotę jeszcze się zabawić.
– Wiesz, że jutro jest poniedziałek, prawda? – zauważył Louis.
– O Jezu, ostatnio też mówiłeś, że nie możesz. No dawaj, jesteście już w domu? Chcesz nianię dla Tima?
– Każ mu się pieprzyć – powiedział nastolatek, słysząc całą rozmowę.
– Dawaj telefon. – Wyciągnął rękę po komórkę syna. – Jeszcze jedno takie słowo, a w pokoju zostawię ci tylko szafę i łóżko.
– Boże – mruknął, odwracając się w stronę okna.
Louis czuł zdenerwowanie zachowaniem syna i chciał wyjaśnić wszystko w domu, ale ten jedynie trzasnął drzwiami. Oddzwonił do Liama, mówiąc, że mogą wyjść na chwilę. Mimo niedzieli było mnóstwo ludzi w barach oraz w ich ulubionym klubie. Młodzież nie dbała o jutrzejsze obowiązki i cieszyli się życiem. Lou narzekał na syna i jego zachowanie, a Li obiecał, że porozmawia z nim jak wujek z ulubionym prawie-bratankiem. W końcu zamówił mocniejszy alkohol, który pomógł im się wyluzować. Bawili się na parkiecie, zapominając o upływających godzinach. Tomlinson czuł procenty w swoich żyłach, które trochę plątały mu nogi, ale niczego nie żałował, bo jego wyjścia z domu były rzadkością.
Harry bawił się ze znajomymi, wlewając w siebie alkohol i nie dbając o możliwe plotki. Przyjaciele pilnowali jego i nachalnych mężczyzn, bo nie mógł sobie pozwolić na dwuznaczne sytuacje. W końcu przeprosił, kierując się do toalety. Musiał opłukać twarz zimną wodą, czując wypieki od ciepła. Zdziwił się, widząc znajomego szatyna przed lustrem. Mężczyzna poprawiał włosy, uśmiechając się do swojego odbicia.
– Pan tata Tima – powiedział Harry, dając o sobie znać.
– Pan gwiazda Harry Styles. – Louis uśmiechnął się.
– Timmy w domu?
– On ma trzynaście lat, raczej nie wpuściliby go tutaj.
– Jak ręka?
– Już dobrze, dziękujemy.
Styles opłukał twarz i odetchnął z ulgą. Louis właśnie zamierzał wycofać się z pomieszczenia, gdy poczuł ochlapanie. Odwrócił się i uniósł brew, patrząc na bruneta. Ten powtórzył gest, a po twarzy Tomlinsona spłynęło kilka kropel.
– Jestem mokry – zauważył, ocierając się.
– Tak szybko? – Obaj się roześmiali. Alkohol sprawił, że zachowywali się jak dzieci, śmiejąc i wygłupiając. W tej samej chwili do pomieszczenia wszedł Mitch i gotowy był oderwać Louisa, który wydawał mu się jedynie nachalnym fanem.
– Mitch, Lou. Louis, to Mitch. Mitch, czy Sarah ma szminkę?
– Umm... tak, ale po co ci?
– Potrzebuję.
Mężczyzna minął się w wejściu z Liamem, który przystanął na widok przyjaciela z gwiazdą w mokrej koszuli.
– Czy coś mnie ominęło? – zapytał i uśmiechnął się. Pijany Louis był jego ulubionym widokiem, a teraz wydawał się naprawdę szczęśliwy.
– Potrzebuję jego numeru, wiesz. Jestem Harry. – Pomachał.
– Liam. Dobrze się czujesz, Lou? – zwrócił się do kumpla.
– Chyba tak.
Mitch wrócił z czerwoną szminką swojej dziewczyny, a Louis zabrał się do pisania na ręce swojego numeru.
– ...pięć, osiem, siedem... nie, czekaj, dziewięć. – Przekreślił liczbę.
– Siedem, Lou. Na końcu masz siódemkę. Dziewięć ma Tim – zauważył Payne, przewracając oczami.
– Ah, racja. No, teraz możesz zmyć i nigdy więcej się nie odezwać. – Lou niejednokrotnie został wystawiony po podaniu numeru i nie łudził się, że ktokolwiek zadzwoni.
-------
Hello, its me! Again! Wpadam dzisiaj z "łan szotem", który początkowo miał być pracą na max 10k słów, ale wraz z każdym kolejnym akapitem dotarło do mnie, że 10k to to na pewno nie będzie i dlatego postanowiłam zrobić z tego krótkie fanfiction. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu i wsiądziecie wraz ze mną w ten zakazano-miłosny pociąg.
PS. Będę wdzięczna za każdy komentarz, bo chcę wiedzieć nad czym jeszcze muszę popracować!
Enjoy x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro