Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Zgubiłem się w twoich oczach. Uwierzyłbyś w to?"


– Szczerze? Jesteście obrzydliwi z tą całą miłosną otoczką – powiedział Tim, z wypełnionymi pizzą ustami. Zoey leżała na kolanach Alexa, kreśląc niewidzialne szlaczki po jego nodze, a on delikatnie głaskał ją po włosach.

– Jasne, a gdyby Freddie tu był to siedziałbyś ciągle na jego kolanach – odgryzł się chłopak. Siedzieli właśnie w jego sypialni, która kilka miesięcy temu przeszła gruntowny remont, zmieniając kolor na szarości i ozdobne trójkąty z różnych odcieni na jednej ze ścian, dla której inspirację znalazła Zoey.

– No dobra, tu mnie masz. Znajdzie się dla mnie miejsce na tej kanapie? – Przytulił się do przyjaciółki, zajmując kolana nastolatka, a ten zaśmiał się.

Tim przymknął oczy, delektując się osobami, których potrzebował w tych chwilach. Faktycznie udało mu się na moment zapomnieć o trudach życia i ważnych decyzjach, które ostatnio musiał podejmować. Znowu czuł się jak trzynastolatek, który niedawno miał swoją chwilę sławy przez Harry'ego Stylesa i znowu spędzał beztroski czas z przyjaciółmi. Był wdzięczny ojcom za niespodziankę, której zupełnie się nie spodziewał i nawet nie wiedział, jak im podziękować. Wiedział, że przytulenie, którym ich obdarzył, było niewystarczające i notował w głowie, że mógłby dać im kiedyś wolny wieczór. Od dawna widział, że ci się zmienili, odkąd Melody jest z nimi. Obowiązki wzięły górę nad romantyzmem, a rozkrzyczany niemowlak, raczkujący w każdy zakamarek, przeszkadzał w całowaniu się na blacie. Kiedyś go to obrzydzało i żenowało, teraz rozumiał miłość do tego, bo właściwie tulenie i pocałunki to ulubiona część spotkań z Freddim. Zamykali się w mieszkaniu Harry'ego, które dawało im prywatność i całowali się, rozmawiając na wszystkie tematy złączeni przytuleniem.

– Tęsknię za nim – powiedział głośno i nawet nie musiał wspominać imienia, by pozostała dwójka zrozumiała, że temat Malone wrócił.

– Myślicie, że udałoby mu się wyrwać na kilka godzin? – zapytała Zoey, podnosząc się po szklankę z sokiem.

– Wątpię. Nie zostawiłby Noela, co mnie nie dziwi, bo mi pęka serce jak robi mi papa, a obu by nie puścili. Oni chyba myślą, że stać go na ucieczkę.

– Kiedy macie się spotkać?

– W poniedziałek. Próbowałem umówić się na jutro, ale wiedział, że przyjechałaś i kazał mi spędzić z tobą jak najwięcej czasu.

– Chyba nie sądzi, że wylecę stąd bez spotkania! – dziewczyna oburzyła się.

Tim odwrócił się po komórkę, gdzie nadal wisiała wiadomość od Harry'ego, w której prosił, by na siebie uważali i nie sprawiali problemów w domu Malików. Nastolatek informował, że dzisiaj zostają tu na noc, bo nie chciał zabierać przyjaciółki od ukochanego, a jednocześnie nie wyobrażał sobie powrotu do domu bez niej.

– Odpisał, że nas kocha i będzie uważać – rzucił Harry, chodząc po plaży z Melody za rękę. Udało mu się wyciągnąć ukochanego nad wodę, by choć trochę się odstresować i pooddychać świeżym powietrzem. Louis trzymał dziewczynkę za rączkę, wcześniej podając kamyki na piasku, gdy wpatrywali się w biegającego Puffy'ego, a Mel grzebała kolorową łopatką w piasku, wsypując go do wiaderka.

– Gdybym mógł, ściągnąłbym tu Zoey na zawsze. Widziałeś jego szczęście? – Lou spojrzał na ukochanego, a on pokiwał głową z uśmiechem.

– Są dla siebie naprawdę ważni i jej też musi zależeć, jeśli zgodziła się na to wszystko.

– Gdyby nie Freddie czy Alex, pomyślałbym, że to coś więcej niż przyjaźń.

– A pamiętasz jak myśleliśmy, że będzie naszą synową?

Louis roześmiał się głośno, a Harry uśmiechnął się, bo dawno nie słyszał tak szczerej i radosnej reakcji. Już po chwili patrzył na szatyna, który podrzucił do góry córkę, by sekundę później biec z nią za Puffym. Wracali padnięci do domu, zamawiając kolację z dostawą. Mieli ochotę na świeczki i muzykę, a potem długie pocałunki i może powtórkę z ostatniej wyprawy na wyższe piętro. Lou siedział przy wannie, pozwalając Melody bawić się kolorowymi kaczkami, a maszyna do piany tworzyła przyjemną otoczkę wokół dziewczynki, która cieszyła się, gdy do łazienki wbiegł Puffy. Zaaportował wyrzuconą zabawkę i wrzucił ją do pachnącej wody, siadając i czekając na kolejny rzut. Podłoga robiła się mokra, gdy kąpiel się przedłużała, a Mel śmiała się w głos.

– Okej, kolacja na dole, więc czas na wyciąganie tego małego pingwinka z wody! – Harry rozpostarł ręcznik z kapturem, który faktycznie nadrukowanego miał pingwina i schylił się nad maluchem, który zaczął się buntować, nie chcąc przerywać zabawy. – Jutro dokończymy, Melody, dzisiaj tatusiowie mają plany, hm? No dawaj brzuch! – Liczył, że łaskotki pomogą przezwyciężyć zły humor.

Ich sypialnia wypełniona była delikatną muzyką, gdy Hazz zapinał ostatnie guziki dziecięcej piżamki. Louis już czekał z mlekiem i z uśmiechem patrzył, jak Harry kładzie się po drugiej stronie dziecka z „Kubusiem Puchatkiem".

– To na czym my skończyliśmy? – szepnął, szukając zakładki, która zniknęła wśród kartek. – Oczywiście, miał z nim pójść Puchatek, bo to zawsze raźniej pójść we dwóch, ale przypuśćmy, że Słonie są Bardzo Groźne dla prosiaczków i dla misiów. Co wtedy? Czy nie byłoby lepiej udać, że ma ból głowy i że w żaden sposób nie może dziś pójść do Sześciu Sosen? Ale dajmy na to, że będzie piękna pogoda i żaden Słoń nie złapie się w Pułapkę, wtedy on, Prosiaczek, musiałby sterczeć całe rano w łóżku, niepotrzebnie tracąc czas. Co tu robić?

Louis kochał te chwile. Kochał patrzeć na wpatrzoną w ojca Melody, która nie potrafiła oderwał jasnych tęczówek od ich twarzy. Kochał ten spokój, który opanowywał pokój za sprawą delikatnego zapachu lawendy i kołysanek. Kochał to poczucie spełnienia i sukcesu, gdy dziecko wreszcie zasnęło, a oni mogli delektować się ciszą. I kochał patrzeć na bruneta, który wkładał w lekturę bajki całego siebie, naśladując różne głosy dopasowane do wypowiedzi kolejnych zwierząt.

Jedli krem dyniowy, wspominając pierwsze spotkania, a Harry przyznawał, że bardzo stresował się każdym przylotem Louisa. Wtedy koncerty musiały być sto razy lepsze, a on chciał zaimponować ukochanemu, który teraz się z tego śmiał.

– Pamiętasz koncert, na którym byłem z Timem? Zdziwiłem się wtedy, że chce tak wcześnie iść przed arenę, bo przecież to niemożliwe, by było tyle osób! I dostałem od niego to pełne zażenowania spojrzenie, którego nadal nienawidzę, i jego Hello, tato, to Harry Styles! Jakbym powiedział najgłupszą rzecz na świecie. I chyba powiedziałem, bo Hello, to Harry Styles! – rzucił ironicznie, gestykulując.

– Tak, a potem powiedziałeś mu, że życie to nie fanfiction, jednocześnie kradnąc moje serce.

– Chcesz je z powrotem?

– Nigdy w życiu, już zawsze będzie należeć do ciebie.

Louis spojrzał na talerz z zawartością pomarańczowego kremu i dorzucił jeszcze kilka grzanek. Dla niego zawsze było za mało w idealnie skomponowanej porcji z jednej z lepszych restauracji, a Harry nauczył się już przynosić do stołu grzanki i przyprawy, gdy mimo wszystko zamawiali coś z dostawą.

– Jestem z ciebie bardzo dumny, Harry – powiedział po chwili ciszy, w której wracał do tamtego dnia. – Wtedy prychałem, mówiąc, że przecież nie możesz mieć aż tylu fanów, a potem czułem się jak w innej rzeczywistości przez muzykę i atmosferę, którą mi dałeś. Jestem dumny z każdego albumu, który sprzedałeś i z muzyki, którą tworzysz, bo jest rozdzierająca. W tym pozytywnym sensie.

– Kocham cię, Louis. Jesteś tym, o kim śpiewałem, gdy wspominałem o ideale. Jesteś sercem w naszym domu, moim słodkim stworzeniem, moim złotem i moim aniołem. Jesteś spełnieniem moich marzeń i zrealizowanym życzeniem, o którym myślałem na każdą możliwą okazję. Jesteś moją bratnią duszą i to ciebie szukałem życie.

– Nie zasługuję na ciebie, Harry, i wiem jak paskudnym mężem czasami jestem, ale nie zostawiaj mnie nigdy, proszę. Nie pozwól mi odejść, bo jestem zmęczony spaniem samotnie.

Coś we wnętrzu Harry'ego postanowiło umrzeć w tej chwili, ściskając całe wnętrze niewidzialną ręką. Nie spodziewał się, że Louis może znać kawałki, które wypłynęły jeszcze przed czasami jego świetności. Czasami coś nagrywał, wrzucał dziwne filmiki albo teksty niedokończonych piosenek i nie wiedział nawet, że Lou mógł do tego dotrzeć.

– Nigdy nie będziesz spać sam, Boo – szepnął, czując, że łzy cisną się do jego oczu. – Obiecuję ci to.

– Wiem, kochanie. – Pogłaskał go po policzku. – A ja zawsze będę cię wspierać w tworzeniu, bo wiem jaką radość ci to daje. Chciałbym byś wrócił do muzyki, Harry.

– Mam teraz przerwę, dobrze o tym wiesz.

– Wiem, ale wiem też, że to wcale nie znaczy, że nie możesz czegoś tworzyć. A wiem, jak kochałeś siedzenie z gitarą, a dawno cię z nią nie widziałem.

– Pewnie kiedyś do tego wrócę. – Wyprostował się, wcześniej wymuszając całusa. Przeszli na drugie danie, a Louis popijał wszystko wodą, nie decydując się na zaproponowane wino. Miał jeszcze nadzieję na długie pocałunki, a smak wina w ustach na pewno nie pomógłby Harry'emu.

Melody dała im trochę czasu, budząc się około północy, gdy oni siedzieli na kanapie i śmiali się ze wspomnień. Lou wysyłał wiadomość do syna, gdy brunet karmił dziewczynkę i uśmiechnął się, gdy ukochany znowu zajął jego miejsce. Poczuł objęcie i miękkie usta na swoim czole. Przymknął oczy, delektując się kolejnymi całusami, które schodziły coraz niżej. Skóra na jego biodrach pokryła się gęsią skórką pod wpływem dotyku i pieszczenia szyi, a atmosfera stawała się gorąca przez pomruki bruneta.

– Zagraj mi coś, Harry. Pokaż mi, co te palce potrafią zrobić.

Harry zmarszczył brwi, odrywając się od ukochanego, a ten zaprowadził go do pianina, prosząc o granie. Całował jego szyję, stojąc za nim, gdy palce dotykały przycisków.

– Nie mam początku – szepnął Harry, ale dobrze wiedział w jaką melodię układają się kolejne dźwięki. Przymknął oczy, czując palce w swoich włosach i gorący oddech. – Ale... zgubiłem się w twoich oczach. Uwierzyłbyś w to?

– Uwierzyłbym ci we wszystko.

Nie musisz mówić, że mnie kochasz. Nic nie musisz mówić. Nie musisz mówić, że jesteś mój – śpiewał cicho ułożone kiedyś wersy. Nawiązywały do początków, gdy Louis nie umiał mu wyznać miłości, przygnieciony niepewnością. Jego serce wtedy pękało, ale jednocześnie wiedział, że nie może go do niczego zmuszać i powinien zrobić wszystko, by ten poczuł się wystarczająco bezpiecznie i pewnie do wypowiedzenia w końcu tych magicznych słów.

– Jestem cały twój, Harry. Każda moja część należy do siebie.

Skarbie, poszedłbym za tobą w ogień. Po prostu pozwól mi cię wielbić. – Louis podwinął jego koszulkę, a ten pozwolił ją zdjąć i rzucić na podłogę. Teraz jego plecy i barki miały swoje pięć minut, a on nie był w stanie śpiewać dalej, bo jedyne co wypływało z jego ust to ciche jęki, gdy Louis palcami drażnił jego sutki.

– Wielb mnie, Harry. Pokaż jak bardzo mnie wielbisz. – Delikatnie łaskoczący szept wpłynął w jego ucho. Ich wzrok się skrzyżował, a sekundę później lądowali na miękkim dywanie przy pianinie, całując się jak szaleni. Druga część otwartego salonu, która przeznaczona była na odpoczynek i delektowanie się muzyką z instrumentu bruneta, teraz wypełniona była jękami i przyspieszonymi oddechami. Louis przejmował kontrolę, obdarowując każdy skrawek Hazzowego ciała pocałunkiem. Przeciągał dotarcie do bioder jak najdłużej i uśmiechał się, gdy Harry ciągnął go za włosy, chcąc już nakierować na swojego nabrzmiałego penisa. Jęknął głośno, gdy usta szatyna przeszły na uda i wzgórek łonowy, ale nadal umiejętnie omijały najbardziej zniecierpliwiony miejsce.

– Jak nie weźmiesz go do ust to wepchnę sam – mruknął Harry, zakrywając twarz.

– Wepchnij. – Louis drażnił się z nim i z zaskoczeniem przyjął fakt, że jego usta faktycznie zostały wypełnione penisem męża, który złapał go za włosy i przejął nadawanie rytmu. Unosił i opuszczał biodra, posuwając jego usta, spomiędzy których wyrwało się kilka zakrztuszeń.

Harry opierał się o taboret, odchylając głowę, gdy Louis w niego wchodził. Głośny jęk wypełnił pomieszczenie, a ten zastygł na chwilę w bezruchu, dając ukochanemu moment na uspokojenie się i przyzwyczajenie. Brak zabezpieczenia potęgował odczucia, a Louis czuł, że może dojść w ciągu sekundy. Przygryzanie wargi i tęczówki uniesione do nieba były dla niego kolejnym szczegółem, który go nakręcał, a on przyspieszał, zabierając Harry'emu oddech. Długie palce muzyka szukały desperacko czegoś do przytrzymania się i pomieszczenie wypełniło się dźwiękiem z przypadkowych klawiszy. Ostatecznie przenieśli się całkowicie na dywan i całowali się, próbując zsynchronizować swoje orgazmy. Poczucie spermy wylewającej się we wnętrze Harry'ego sprawiło, że doszedł z głośnym jękiem, wbijając paznokcie w plecy Louisa i nie pozwalając mu wyjść przez kolejny moment.

– Daj mi pięć minut i koniecznie musimy to powtórzyć – wychrypiał i dopiero wtedy uświadomił sobie jak bardzo suche gardło ma.

Louis uśmiechnął się, wycierając w koszulkę i położył obok, zarzucając nogę na biodra mężczyzny.

– Wiesz, mam jeszcze kilka pomysłów w głowie – powiedział cicho, przejeżdżając palcem po wgłębieniu w miejscu mostka bruneta. – Pamiętasz tamten wibrator w pudełku? Albo te wstęgi do wiązania?

– Okej, jestem gotowy.

Pomruki z elektronicznej niani przerwały ich pocałunek, a Lou westchnął, kręcąc głową i dodając, że chyba wszechświat nie jest gotowy na ich kolejne orgazmy. Melody usnęła po okryciu kocykiem, a oni delektowali się wspólnym prysznicem i zasypiali pierwszy raz od dawna bez niemowlaka pomiędzy nimi, chcąc znowu poczuć się parą kochanków, a nie tylko rodzicami.



***



Tim obejmował Freddiego, gdy spacerowali wzdłuż znanej im już ulicy. Cieszył się, że chłopak mógł na moment wyrwać się z domu, a Zoey zamknęła go w długim przytuleniu, wspominając jak bardzo za nim tęskniła i opieprzyła za brak odpowiedzi na ostatnią wiadomość. Malone przyznał, że zupełnie zapomniał o odpisaniu, będąc pewnym, że to zrobił. Faktycznie wiadomość wisiała na odczytanym, a jemu było głupio. Czuł jednak spokój, jakiego nie czuł od tygodni, gdy szli paczką, a Tim obejmował go, po chwili podbiegając do Noela, podrywając go do góry i całując w głowę, wywołując śmiech. Kilka sekund później ten sam śmiech zazwyczaj zamieniał się w płacz, a maluch odwracał się w poszukiwaniu brata, którego ramion potrzebował.

– Mam ochotę umrzeć za każdym razem, gdy zamyka za sobą drzwi – mruknął Tim, stojąc na ulicy, gdy rodzeństwo pożegnało się i wróciło do środka z opiekunką. Chłopak wpatrywał się w okno, które prowadziło do salonu, ale nie udało mu się zobaczyć znajomej postaci. Poczuł przytulenie, gdy Zoey objęła go, opierając się o plecy i ścisnęła mocno, obiecując, że to wszystko niedługo się skończy. – Tak, i mogę nigdy więcej ich nie zobaczyć – powiedział Tim, kręcąc głową.

Ponura atmosfera ciągnęła się, gdy jechali do domu Tomlinson-Stylesów. Mężczyźni właśnie wracali z długiego spaceru, rozmawiając na temat kolacji z Liamem, który ostatnio o to pytał. Faktycznie dawno z nikim się nie widzieli, a spotkanie z przyjaciółmi mogłoby być miłą odskocznią. Głosy nastolatków z kuchni nieco ich zadziwiły, a oni zmyli się po krótkiej rozmowie na temat wczorajszego wieczora. Melody rozpłakała się, gdy bramka przy drzwiach została zamknięta, a ona została bez brata, z którym uwielbiała się bawić. Harry przytulił ją, próbując uspokoić i dopiero Puffy pomógł, przynosząc piłkę i liżąc po twarzy.

– To co robimy z Li? – zapytał Louis, przygotowując jedzenie i podsuwając krzesło do wysepki w kuchni, by brunet posadził malucha.

– Nie jestem pewien czy takie wyjścia z Melody są dobrym pomysłem. Boję się, że da nam popalić. Zwłaszcza, że Liam sam nie będzie miał dzieciaków.

– Pomyślałem, że mógłbym zapytać Tima czy zostałby z nią na kilka godzin.

– Nie sądzę, by to był dobry pomysł. On ma teraz swój weekend i...

– Wiem, wiem – przerwał mu, kręcąc głową. – Ja po prostu usilnie próbuję na chwilę zapomnieć o tym wszystkim.

– Może zadzwonimy do mamy?

– Po co dzwonicie do babci? Coś z Mel? – zapytał Tim, wracając po papierowy ręcznik, dodając, że wylał sok.

– Chcemy zapytać czy mogłaby wziąć Melody na dzisiejszy wieczór.

– Wychodzicie gdzieś?

– Wujek Liam wspomniał o kolacji, ale oni pozbywają się dzieciaków.

– Na aborcję chyba już u nich za późno, nie sądzą?

Louis musiał przyznać, że ten żart wyszedł nastolatkowi i cóż, był typowo Tomlinsonowy.

– O której wychodzicie?

– Nigdzie nie idziemy, Tim. To był po prostu pomysł.

– Spoko, jak zamówicie nam pizzę i rzucicie na kino w przyszły weekend, to macie wolny wieczór. Ale nie całą noc, bo ja się boję, że się nie obudzę i ona spadnie z łóżka albo sobie coś zrobi.

– Zaufaj mi, ja nadal mam takie obawy – powiedział Lou, bo faktycznie czasami jeszcze budził się w nocy i sprawdzał czy Melody oddycha.

Byli wdzięczni Timowi, gdy kilka godzin później wybierali odpowiednie wino i kupowali kwiaty, by chwilę później przytulać się z przyjaciółmi. Odświeżony dom ich zachwycił, a Ana machnęła ręką, wspominając, że to tylko małe zmiany. Jedli przystawkę, zasypując się ostatnimi wydarzeniami, a Liam chwalił się wolnością w domu, gdy dzieciaki były w szkole i żłobku, bo kobiecie zależało na szybkim powrocie do pracy. W końcu temat zszedł na Tima, a Louis z uśmiechem na ustach opowiadał o dorosłych decyzjach. Harry patrzył na niego i widział dumę jaką czuł szatyn, opowiadając o starszym dziecku. Faktycznie Tim był już niemal mężczyzną, a do niego kolejny raz dotarło jak to szybko minęło. Pamiętał jego młodzieńczy głos, gdy byli razem na scenie, a teraz nastolatkowi zaproponowani wydanie płyty i gdyby dowiedział się, że Harry się nie zgodził, z pewnością by ich znienawidził.



***



Pożegnania były czymś, co zdecydowanie za często zdarzało się w ich życiu przez ostatnie tygodnie. Ich serca pękły w hali odlotów, gdy żegnali się z Zoey, a Tim zupełnie nie dbał o miejsce publiczne i płakał, trzęsąc się jakby na dworze było minus dziesięć stopni, a on miałby na sobie jedynie cienką koszulkę. Harry idealnie znał ten stan i zamykał go w ciasnym przytuleniu, gdy dziewczyna zmuszona była ruszyć do kontroli, a oni wrócili do auta. Na szczęście Louis został z Melody w domu, bo dziewczynka znowu walczyła z podłym humorem, a oni nie chcieli narażać jej na kolejny stres.

– Chodź do mnie, Timmy – szepnął i przyciągnął go do siebie, czując jak młode pięści zaciskają się na jego plecach, gniotąc koszulkę. – Obiecuję ci, że niedługo znowu zrobimy wszystko, by z nami była.

– Dlaczego wszyscy mnie zostawiają, Harry? Dlaczego? – Jego szloch łamał serce mężczyzny, który przecież dałby mu gwiazdkę z nieba gdyby tylko mógł. Spełniłby jego największe marzenie kosztem wszystkiego i zrobiłby wszystko, by uszczęśliwić ukochanego syna.

– Synku, wszyscy zawsze są przy tobie. – Czuł, że jego gardło się zaciska na pytania, które nie miały poprawnej odpowiedzi. – Odległość jest niczym, gdy ktoś jest dla ciebie ważny.

– Ale ja potrzebuję jej tutaj, nie na Skype.

– Nawet nie masz pojęcia jak bardzo chcielibyśmy móc ją tu zatrzymać. Zrobilibyśmy wszystko, by dać ci szczęście.

Harry zacisnął oczy, czując pchające się do nich łzy. Gdzieś w tle słyszał piski i nawoływanie, a odgłos migawki sprawił, że naciągnął na głowę kaptur, to samo robiąc z kurtką Tima. Wyprowadzał nastolatka szybkim krokiem, warcząc do fanek pożegnania i gestem dając do zrozumienia, że nie dostaną dzisiaj zdjęć. Tim patrzył za okno, gdy wyjeżdżali z parkingu, a serce bruneta pękało, bo nawet nie umiał sobie wyobrazić co dzieje się w nastoletnim wnętrzu.

Louis patrzył z zatroskaniem na syna, który z posępną miną wchodził do środka i mijał ucieszoną Melody bez słowa, nie chcąc nawet jej przytulić. O ile maluch za nim szalał i każde zniknięcie na górze, zostawiając za sobą zamkniętą bramkę, łączyło się z głośnym płaczem, tak teraz nie chcieli prosić nastolatka, by chwilę pobawił się z siostrą. Lou nawet nie chciał zmuszać go do przytulenia, nie umiejąc zrobić żadnego gestu i patrzył jedynie jak ten kieruje się na piętro.

– Nie zniósł tego za dobrze, co? – zapytał cicho, gdy Harry podnosił dziewczynkę, która już miała wołać brata i wymuszać jego powrót płaczem.

– Szczerze mówiąc chyba nigdy nie widziałem go w takim stanie. Myślałem o umówieniu go z Sam, bo to idzie w złym kierunku, Louis.

– Nie wiem czy to był dobry pomysł z Zoey, mam wrażenie, że złamaliśmy jego serce jeszcze bardziej.

– Potrzebował jej tutaj, Lou, dobrze to wiemy.

Jedyne czego teraz potrzebował Tim to długa drzemka, licząc, że oderwanie się od realnego świata pomoże uspokoić serce i duszę. Jednak to pierwsze przyspieszyło, gdy telefon dał o sobie znać. Odbierał, biorąc głęboki oddech i witając się z Freddiem.

– Pomyślałem, że zadzwonię, ale nie wiem czy nie przeszkadzam.

– Jesteś tym, czego właśnie potrzebowałem.

– Powiesz mi co się dzieje?

– Zoey na lotnisku się dzieje. A ja tak bardzo was wszystkich potrzebuję. – Jego głos się załamał i odsunął od siebie aparat, biorąc kilka głębszych wdechów, by opanować płacz. – Ale wróci, prawda?

– Oczywiście. Wszyscy zawsze wracają.

– Ty też kiedyś wrócisz?

– Ja nigdy nie odszedłem, słońce. I dobrze o tym wiesz. Noel? Powiesz Timowi cześć?

– Mi? – Usłyszał głos malucha, który zawsze nazywał go jedynie ostatnią sylabą od Timmy.

– Powiedz cześć, Noel.

– Fafi?

– Puffy śpi, to Tim.

Maluch mówił coś w tylko sobie zrozumiałym języku, by chwilę później zbuntować się, że nastolatek zabrał mu telefon.

– Pomyślałem, że może moglibyśmy się jutro spotkać. – Tim zdziwił się propozycją Malone, bo ten zazwyczaj nie wychodził z tym pierwszy i kręcił nosem, gdy Tim proponował spotkania.

Dla Freddiego nie było łatwe widywanie się z chłopakiem w pogotowiu opiekuńczym, bo wstydził się miejsca, w którym nadal tkwili. Kolejne spotkanie w sądzie zakończyło się oficjalnym wyrokiem, że na obecną chwilę nie jest możliwy ich powrót do domu, a Freddie nawet nie był zaskoczony. Nie wierzył w zmianę matki, która musiałaby przestać pić i znaleźć pracę, by ich odzyskać. Miał do niej żal zmieszany z nienawiścią, bo o ile sam poradziłby sobie, tak złamania serca Noela i tego, przez co przeszedł, nie mógł jej wybaczyć i wątpił, by kiedyś to nastąpiło.

– Po południu? Kończysz o trzeciej, tak?

– Zerwę się. Nie mam jutro niczego ważnego.

– Okej, to może o czwartej tutaj? Nie mam dużego pola do popisu, jeśli chodzi o miejsce – zaśmiał się Freddie, co wywołało uśmiech na twarzy Tima. – I nie ma wagarowania, Timmy.

– Brzmi super. Oddzwonię, okej? – dodał, widząc Louisa, zaglądającego do jego pokoju po cichym pukaniu.

Zajął miejsce obok syna, gdy ten zapytał czy coś się stało, i spojrzał na niego, nie wiedząc co powiedzieć. W końcu zamknął go w ciasnym przytuleniu, wyznając miłość i przyznając, że jest bardzo dumny z młodego mężczyzny.

– Tak, tato, jeszcze ostatnio nazywałeś mnie dzieckiem.

– A czy teraz też możesz być moim małym dzieckiem i pojechać ze mną na naleśniki?

Chłopak oderwał się i spojrzał na ojca, marszcząc brwi.

– Na naleśniki? Jest trochę za późno na śniadanie i za wcześnie na kolację, nie uważasz?

– To zjemy je bez powodu, może być? Po prostu poczułem jak bardzo mi tego brakuje.

– Naprawdę? Czy jednak robisz to dla mnie, bo mam podły humor?

– Bardzo podoba mi się, że nie wstawiłeś tu przekleństwa.

– Cóż, po tym jak Zoey opowiedziała, że Zack powtarza usłyszane przekleństwo, stwierdziłem, że zabiłbyś mnie gdyby to była Melody i postanowiłem się ogarnąć.

– I jak ja nie mam być z ciebie dumny? – Przytulił go kolejny raz, całując w czoło.

W tej samej chwili drzwi się otworzyły, a Melody z radością zapiszczała na widok brata, do którego wyrwała się, ciągnąc go za włosy, gdy Tim postawił ją na swoich kolanach. Wyjście na naleśniki było tym, czego wszyscy potrzebowali. Nawet w świetle robionych zdjęć, podczas których Harry zasłaniał niemowlaka, by ustrzec przed publikowaniem wizerunku. Zresztą fani wiedzieli, jak ten reaguje na zdjęcia malucha w mediach społecznościowych – kiedyś publicznie napisał, że jego adwokat będzie kontaktował się z każdym, kto zacznie rozpowszechniać takie zdjęcia i liczył, że ludzie nieco się przestraszą. Był gotów iść za rodziną w ogień, a gdyby to miało zaprowadzić go na salę sądową, już gotów był zakładać koszulę.

– Tato? – Tim odezwał się, gdy wracali do domu z brzuchami pełnymi naleśników ze słodkimi dodatkami i truskawkowych shake'ów. Faktycznie udało mu się zapomnieć na chwilę o smutku i nawet zaśmiał się głośno, nie zważając na miejsce publiczne.

– Tak? – Louis odezwał się jednocześnie z Harrym i spojrzeli na siebie z uśmiechem. Nastolatek pokręcił głową z uśmiechem, ale prawda była taka, że właśnie uwagę ich dwójki potrzebował w tej chwili.

– Chciałem wam podziękować za ten dzień. I za ściągnięcie Zoey tutaj. Opowiedziała mi o wszystkim i cholera, mam najlepszych ojców na świecie.

– A my mamy najlepszego syna na świecie, Timmy.

– Okej, super, teraz możemy wrócić do momentu, gdy Timmy już został w pudełku dziecięcym i nie będziesz tak mówił, tato. – Chłopak oparł się o siedzenie i wyjął komórkę, znowu zatapiając się w swoim świecie. Louis pokręcił głową, ale nie zareagował na tekst o nienawiści do ulubionego zdrobnienia ojca, bo nie chciał psuć humoru, który zdawał się polepszać.



***



– Jeszcze kurteczka i możemy iść, hm? Zrobisz papa tatusiowi? – Harry odwrócił się z Melody w stronę Louisa, który czekał aż wyjdą, stojąc w korytarzu i upewniając się, że brunet weźmie odpowiednią czapkę.

– Pamiętaj o uszach, bo będzie krzyk w nocy.

– Wiem, kochanie, będziemy kryć uszy, hm? – Uśmiechnął się, patrząc na malucha, który już zaczynał się denerwować. Mel nienawidziła czapek i ta miała zlecieć jeszcze zanim przekroczą próg. – Odbierzesz? – Podał ukochanemu dzwoniący telefon, bo sam musiał zająć się wciskaniem niemowlęcych ramion w płaszcz.

– To z opieki, Harry.

Mężczyzna jak na zawołanie się podniósł, a Louis patrzył tylko na ekran, nie będąc w stanie odebrać. Przeklął, gdy połączenie się skończyło, ale chwilę później to jego telefon dał znać. Ten sam numer dobijał się na jego komórkę, a Harry przejął ją, odbierając.

– Dzień dobry, tu Harry Tomlinson-Styles, słucham?

– Dzień dobry, panie Tomlinson-Styles. Dzwonię z opieki społecznej, czy moglibyśmy chwilę porozmawiać? Dzwoniłam na pana komórkę, ale nie udało mi się połączyć.

– Oczywiście. Akurat ubierałem córkę na spacer i nie zdążyłem dobiec, przepraszam – skłamał. – To Elizabeth, Louis – szepnął do męża. Przełączył na głośnik, pytając kobietę co ją sprowadza.

– Kilka dni temu odbyła się rozprawa i niestety matka chłopców nie wykazuje chęci powrotu dzieci do domu i nie chce nawet słyszeć o leczeniu. Prawdę mówiąc nawet nie zjawiła się w sądzie, a w takim wypadku niestety jest to jednoznaczne.

Czuli dziwną ulgę, bo jej obecność mogłaby jedynie skomplikować niektóre sprawy, a tak mieli kolejny punkt dla siebie. Zdawali sobie sprawę jak egoistycznie to brzmi, ale nie umieli sobie nawet wyobrazić powrotu Freddiego i Noela do domu rodzinnego, gdzie nie było bezpiecznie.

– Czy to ma znaczyć, że nadal tylko my jesteśmy zainteresowani stworzeniem domu zastępczego?

– Tak. Co więcej na tej samej rozprawie został rozpatrzony państwa wniosek i mogą panowie zabrać chłopców na weekend.

– O mój Boże, to cudowna wiadomość! – odezwał się Louis, podrzucając Melody na biodrze, gdy ta zaczynała się buntować, że jeszcze nie wyszli. Obiecał szeptem, że za chwile pójdą na spacer i prosił o ciszę.

– Czyli rozumiem, że są panowie nadal zainteresowani?

– Oczywiście!

– Więc co powiedzą panowie na najbliższy weekend? Mogą ich państwo odebrać w piątkowe popołudnie, to będzie... proszę dać mi sprawdzić. Dwudziesty siódmy września. Niestety w niedzielę musieliby być z powrotem.

Mężczyźni spojrzeli na siebie, gdy ich ciała przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Wtedy mieli być poza Londynem, by świętować pierwszą rocznicę ślubu. Jednak żaden z nich nie był w stanie się odezwać, nie wiedząc nawet co powiedzieć i jaką decyzję podjąć. 

--------

Dzień dobry, dobry wieczór ponownie!

Nie ukrywam, że rozdział miał być już jakiś czas temu, ale choroba sprawiła, że mój laptop poszedł w kąt, a czterdziestostopniowa gorączka nie pomagała wenie. Za to wracam teraz z rozdziałem, który ma ponad cztery tysiące słów! Taki mały prezent ode mnie dla najlepszych czytelników na świecie!

Mam jednak cichą nadzieję, że za te cztery tysiące dostanę choć kilka gwiazdek i komentarze, które są dla mnie paliwem i szczerze mówiąc chyba tylko one pchają mnie do pisania BML, bo moja wiara w to opowiadanie już dawno odeszła. Mam wrażenie, że cała ta część i wątki, w które byłam wręcz zapatrzona, są nudne i nikogo nie interesują, bo jest tu niemal zero Larry'ego. Jeśli jest inaczej – dajcie mi znać.

Znać możecie też dać na Twitterze, gdzie stworzyłam miejsce dla Was! Pod hasztagami #BMMLarry oraz #BMLLarry możecie wrzucać swoje przemyślenia, małe teorie, a ode mnie są ciekawostki, małe spojlery i cytaty z nadchodzących części. Jeśli chcecie być na bieżąco zachęcam do follow @Emmafromearthxx a ja chętnie odpowiem na wszystkie pytania! No i nie ukrywam, że nieco mi pusto na tt, więc im Was więcej tym fajniej! A może jakieś małe Q&A z bohaterami? 

Dużo miłości i do następnego, gwiazdki!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro