Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Wujek tak bardzo przeprasza, skarbie."

– Nie powinieneś opuszczać szkoły na początku, Timmy – powiedział spokojnie Louis, siadając na krawędzi łóżka. Nastolatek przykryty był po szyję, a wokół walały się zmięte chusteczki. Cały pokój wymagał posprzątania, ale Lou nie stać było na moralne rozmowy. Sam spał niewiele, nie mogąc usnąć przez całą sytuację i rozmawiał z Harrym naprawdę długo, a już od szóstej Melody dawała o sobie znać.

– Spałem jakieś dwie godziny, tato, kocham cię, ale daj mi spokój, proszę.

– Nas też to męczy, synku.

– To nie wy nic nie zauważyliście. To ja jestem na tyle zjebany, że nic z tym nie zrobiłem.

– To my powinniśmy zareagować, Timmy. To my jesteśmy dorośli i to my powinniśmy zareagować. Ale już za późno, dzisiaj będziemy dzwonić do kuratora i Harry chce umówić się z prawnikiem.

– I co dalej? Czytałem i co, jeśli wyślą go do innej rodziny? Na przykład nie w Londynie? I oni znikną na zawsze? Nawet Noel za nami tęskni, tato. – Spojrzał na ojca opuchniętymi oczami, które zdradzały godziny płaczu i mało snu. Serce Louisa pękło kolejny raz, a jedyne na co było go stać to przytulenie i pocałowanie w głowę.

Tim faktycznie odpuścił sobie zajęcia, wysyłając Alexowi wiadomość, że będzie nieobecny. Malik wiedział o wszystkim i zapewniał, że jeśli młody Tomlinson będzie czegoś potrzebować, ten zjawi się jak najszybciej. Lou pozwolił mu odespać jeszcze trochę i zdziwił się, gdy ten po ósmej zszedł na dół. Szatyn właśnie przygotowywał śniadanie dziewczynce stojącej przy jego nodze i rozmawiał z matką, przyciskając telefon do ucha.

– Okej, mamo, odezwę się, bo Melody się denerwuje i muszę dać jej śniadanie. Dziękuję i na pewno podzwonimy, odezwę się. Ja ciebie też.

Tim zajął miejsce przy wysepce, bawiąc się cukrem w cukierniczce, którą zapomnieli schować. Grzebał łyżeczką, przesypując białe kryształki, a jego myśli krążyły daleko stąd. Nawet nie zauważył, gdy talerz z omletem stanął przed nim, a Louis podał mu sztućce, mówiąc:

– Wiesz, że ja totalnie nie znam się na tym całym byciu wege czy wega i wiem, że mięso nie, ale to tylko jajka i dodałem twoje tofu chociaż nawet nie wiem, czy jest tu okej.

Tim naprawdę to doceniał, bo i Lou, i Harry starali się szanować jego dietę i już nie komentowali, gdy ten jadł coś innego niż oni. Ba, sami chętnie próbowali nowości i czasami rezygnowali z mięsa na obiad.

– Dzięki, tato.

Grobowa atmosfera panowała przy stole, gdy dołączył do nich Harry, pałaszując omlet. Próba pogawędki spełza na niczym, a oni pozwolili Melody jako jedynej przerywać nieprzyjemną ciszę.

– Zadzwonię do adwokata – powiedział brunet, dziękując za posiłek i całując męża przelotem, wkładając talerz do zmywarki.

– Po co do niego dzwonicie? – Tim skakał wzrokiem z jednego ojca na drugiego, nie rozumiejąc telefonu, ale adwokat kojarzył mu się tylko negatywnie.

– Chcemy dowiedzieć się co powinniśmy zrobić. Freddie się odzywał?

– Wysłałem mu kilka wiadomości, ale milczy. Myślisz, że ukrywa coś jeszcze?

– Myślę, że odsypia, Timmy. Ty też powinieneś jeszcze się położyć.

– Ogarnę pokój, skoro dzisiaj ma przyjść sprzątaczka.

Louis kiwnął głową, gryząc się w język, bo Tim zawsze potrzebował kilkukrotnego upomnienia i podniesionego tonu, by wreszcie zebrał naczynia i wrzucił ubrania do pralni. Teraz posłusznie szedł do siebie, a Lou spojrzał na niemowlaka, który oblizywał łyżkę i śmiał się, widząc, że ma uwagę ojca.

– I co, Mel? Nie pospaliśmy znowu. Ale nie brudź tatusia – poprosił, gdy zabrudzona dłoń skierowała się w jego stronę. – Omnomnom, jakie dobre – udał, oblizując jeden z małych palców. – Jemy jeszcze?

Harry przedstawiał całą sytuację prawnikowi, który współpracował z nimi od lat. Kancelaria analizowała umowy mężczyzny, a także pomagała, gdy Jessica chciała walczyć o Tima. Zbiegał na dół, gdy prawnik poprosił o nazwisko kuratora i szukał męża, by zapytać, gdzie zostawił wizytówki.

– Są w kurtce, Harry.

Udało im się także umówić na spotkanie z kuratorem tak, jak polecił adwokat. Spacerowali, dając sprzątaczce chwilę na ogarnięcie ich sypialni i rozmawiali o wszystkim, co wydarzyło się poprzedniego wieczora. Zgodnie doszli do wniosku, że muszą coś z tym zrobić, ale najważniejsze teraz jest dowiedzenie się czegokolwiek. Mieli zjawić się w budynku pomocy społecznej o pierwszej, a do tego czasu starali się nie umrzeć z paniki i nerwów. Ich serca łamały się, gdy patrzyli na smutnego Tima, który przyszedł do ich sypialni i położył się obok ojca, domagając przytulenia, gdy ten usypiał Mel na pierwszą drzemkę.

– Freddie się odezwał i mówił, że mnie kocha, ale nie chce żebyśmy cokolwiek robili.

Mężczyźni spojrzeli na siebie, nie wiedząc co powiedzieć. Nie umieli zostawić tego wszystkiego na pastwę losu, bo pokochali tamtą dwójkę jak rodzinę i czuli się odpowiedzialni za kolejną parę dzieciaków. Kierowali się w odpowiednie miejsce w ciszy, bo Tim zaproponował, że zostanie z siostrą, skoro sam nie może jechać z nimi. Byli wdzięczni, bo niemowlak jeszcze spał i nie chcieli budzić go, zapinając w foteliku. Przygotowane mleko czekało na pobudkę, a Timmy dostał kilka wskazówek.

– Prawda jest taka, panowie, że ja nie powinnam udzielać wam żadnych informacji. – Suzanne spojrzała na mężczyzn, siedzących naprzeciwko. – Ale prawdą jest też, że Freddie i Noel nie mają bliskiej rodziny, a was przedstawiają jako przyjaciół rodziny, przynajmniej takie informacje dostałam dzisiaj rano, gdy się z nimi widziałam.

– Tak, jesteśmy przyjaciółmi rodziny – przytaknął Louis prędko, jakby zaraz miała minąć ich szansa.

– I niczego panowie nie podejrzewali?

Spojrzeli na siebie, a Harry westchnął ciężko. Przyznał, że zaczynali coś podejrzewać, ale Freddie wszystkiego się wypierał, a potem uciął ich kontakt z Noelem.

– Może nam pani powiedzieć, co tam się wydarzyło?

– Cóż, policja została wezwana do ich mieszkania po okrzykach kłótni i głośnym płaczu dziecka, a po przyjeździe okazało się, że matka ma niemal dwa promile alkoholu we krwi, a Noel złamaną rękę.

– Słucham? – Louis nie wierzył w to, co słyszy. Nie mógł sobie nawet wyobrazić bólu malucha i nie spodziewał się, że sytuacja może być jeszcze gorsza niż zakładali. Łzy cisnęły się do jego oczu i musiał odwrócić wzrok, wpatrując się w kalendarz na ścianie i mrugając szybko. Kobieta opowiadała o siniakach, które oni już dobrze znali i o popchnięciu chłopca na ścianę, co skończyło się złamaniem. Po kilku godzinach w szpitalu zostali umieszczeni w pogotowiu zastępczym i sprawa trafiła do sądu.

– Szukamy krewnych, którzy mogliby się nimi zaopiekować, ale Freddie zaprzecza, gdy pytany jest czy jest ktoś taki.

– A co, jeśli nikt się nie znajdzie?

– Trafią do rodziny zastępczej. Staramy się nie rozdzielać rodzeństw, ale ze względu na wiek Noela, rodzina zastępcza będzie lepszym wyjściem niż dom dziecka. Dobrze się pan czuje? – zapytała, patrząc na Louisa, którego kolor twarzy przybrał odcień bieli, a on wyglądał jakby miał zaraz zemdleć. – Może napije się pan wody. – Wstała prędko, podając plastikowy, a Louis drżącą ręką chwycił plastik, dziękując.

– Czy my możemy ich odwiedzać? Naprawdę nam zależy, oni mają tylko nas.

– Tak, wydaje mi się, że to dobry pomysł. Zwłaszcza, że podobno wasz syn jest naprawdę blisko z Freddiem, prawda?

– Tak, on... oni się przyjaźnią. Chcesz wyjść na chwilę, Louis?

– Już mi lepiej.

Jednak tak nie było, a Louis niemal nic nie widział, gdy znajomy ból głowy znowu się pojawił. Ciemne plany przysłaniały mu drogę i kurczowo trzymał się ręki męża, gdy ten kierował go do auta. Nawet nie pamiętał końcówki rozmowy, bo nie był w stanie skupić się na niej. Siedząc w aucie, przeszukiwał nerwowo schowek, przeklinając pod nosem, a Harry obserwował, jak wyciąga dwie tabletki przeciwbólowe i popija je wodą. Jęknął, odchylając głowę do tyłu, by oprzeć się o zagłówek i z zamkniętymi oczami czekać na moment ulgi.

– To czas na badania, Louis. Lekarz mówił, że powinieneś zgłaszać się co kilka miesięcy – zauważył Harry, czekając moment w ciszy, bo wiedział, że Lou w takich chwilach docenia ciszę.

– Kochanie, teraz naprawdę nie mam czasu na badania. – Uśmiechnął się kpiąco, czując ulgę i wracając do swojej zwykłej wersji. – Kiedy do nich pojedziemy?

– Martwię się, Louis.

– Umówię się na te badania, obiecuję.

– W tym miesiącu? Co, jeśli nie dożyjesz naszej rocznicy?

– Harry, oglądaj mniej dramatów, naprawdę.

Faktycznie nie mieli czasu na sprzeczanie się, bo Lou przypomniał o szansie na spotkanie się z rodzeństwem Malone. Wracali do domu, planując resztę dnia, a Louis głośno zastanawiał się czy może przełożyć zamówienie do baru na jutro, bo nie ma dzisiaj głowy do pracy. Odpowiednia liczba kelnerów pozwalała mu ostatnio skupić się na rodzinie i był im wdzięczny za wypełnianie grafiku po brzegi.

Tim spał w najlepsze, gdy Melody siedziała w łóżeczku i gryzła zabawkę w spokoju, dając bratu chwilę odpoczynku. Nastolatek nawet nie zdawał sobie sprawy, kiedy zasnął, odkładając wcześniej śpiącego niemowlaka do swojego mebla.

– Nawet nie mogę sobie wyobrazić jak on to przeżywa – szepnął Harry, gdy Louis stanął w progu ich sypialni i spojrzał na śpiącego chłopaka, który okrył się kocem Hazzy. Wyglądał na takiego niewinnego i przypominał szatynowi pięcioletnie dziecko, które przenosił z kanapy do łóżka, a potem opowiadał o magicznej teleportacji i elfach, które przenoszą dzieci do pokoju, gdy te zasną w salonie. I może czasami Louis robił sobie żarty z własnego dziecka, tak potem uświadamiał sobie jak urocza jest ta dziecięca niewiedza i wiara w każde słowo rodzica. Teraz brakowało mu bajek o Mikołaju czy Wróżce-Zębuszce.

– Ja też. Pękłoby mi serce, gdyby tobie się coś stało, a on przecież jest jeszcze dzieckiem.

Lou wychodził z Puffym, wybierając numer matki, podczas gdy Harry wychodził z Melody do ogrodu. Kilkanaście minut później patrzyli z troską na chłopaka, który podchodził do lodówki, by wyjąć wodę i bez słowa kucał przed psem, by dać mu trochę pieszczot.

– Kurator zgodziła się, byśmy do nich pojechali, Timmy – zaczął Lou.

– Co? To dlaczego mnie nie obudziłeś?! – Wstał energicznie, by potem wbiec na górę i prędko się przebrać.

Auto wypełnione było tylko gaworzeniem Melody, bo żadnego z nich nie było stać na słowo. Myśli krążyły wokół całej sytuacji i to dopiero Harry przeklął pod nosem, czym wyrwał ukochanego z zamyślenia, bo przecież nigdy nie przeklinał. Brunet pokręcił głową, nie chcąc się tłumaczyć z przesadzonej reakcji na czerwone światło. Chciał jak najszybciej znaleźć się na miejscu, a każda sygnalizacja opóźniała spotkanie. W końcu dotarli na miejsce i z żołądkiem w przełyku stawali przed domem, który był już znajomy dla dwójki z nich. Tim bez zbędnego czekania pchnął bramkę i szybkim krokiem skierował się do drzwi, naciskając dzwonek. Kobieta przywitała ich uśmiechem, zapraszając do środka, gdzie Freddie siedział z Noelem na kolanach i próbował zabawiać malucha klockami, które przecież zawsze tak uwielbiał. Teraz jedynie wtulał się w brata, nie chcąc nawet patrzeć na kolorowe elementy i denerwował się, gdy ten próbował go posadzić obok. Freddie odwrócił się, słysząc znajome głosy i przytulił chłopaka, który wtulił się w niego, szepcząc wyznanie miłości.

Serce Louisa złamało się kolejny raz, gdy zobaczył malucha z gipsem. Zupełnie nie przypominał chłopca, którego znali – był przerażony i nie odzywał się do nikogo. Nie przytulił żadnego z nich i nawet na nich nie patrzył, domagając się przytulenia od brata, który zajął kanapę obok Tima. Helen dała im chwilę dla siebie, gdy inne dziecko poprosiło ciocię o pomoc. Żaden z nich nie wiedział co powiedzieć i dopiero Louis wykonał pierwszy ruch, przytulając przerażoną dwójkę i całując Freddiego we włosy, jednocześnie dotykając pleców Noela, który od razu zareagował piskiem.

– Wujek tak bardzo przeprasza, skarbie. – Kucnął obok, dotykając twarzy dziecka, które wtuliło się jeszcze bardziej. – Wujek powinien zrobić coś wcześniej.

– On się boi, tato.

– Harry ma dla ciebie dinozaura, chcesz zobaczyć? – Chwycił pudełko z nową zabawką i rozerwał karton, wyjmując ją. Jednak nawet na to Noel nie zareagował, a ich serca łamały się. – A chcesz zobaczyć Puffy'ego?

Hazz widział jak usilnie Louis próbuje nawiązać kontakt z maluchem, który przestał ufać komukolwiek. Mała ręka w gipsie rozwalała ich wnętrza na milion części, a oni czuli się winni przez brak jakiejkolwiek reakcji wcześniej. Freddie obrócił brata przodem do siebie i objął ciasno, uważając jednak na złamanie, bo nie chciał sprawiać dodatkowego bólu.

– Napijecie się czegoś? – zaproponowała Helene i zajęła miejsce obok podopiecznego, gdy ci odmówili herbaty.

To było naprawdę trudne spotkanie i żaden z nich nie wiedział, jak się zachować i co mówić, bo nie spodziewali się tego wszystkiego, wiedząc, że gdyby zareagowali wcześniej, nie odwiedzaliby teraz Freddiego i Noela w pogotowiu opiekuńczym. Helen próbowała być naprawdę miła i opowiadała o dobrych warunkach placówki i opiece psychologa i lekarzy. Jednak nawet to ich nie przekonywało, gdy widzieli, jak bardzo zmienił się Noel.

Zdziwili się, gdy wreszcie zszedł z kolan brata, podchodząc do Melody, która ze śmiechem raczkowała po podłodze, przynosząc Timowi zabawki. Ukucnął przy niej, zabierając smoczek i podał autko. – Nie wolno, Noel! – Freddie zerwał się, widząc smoczek w ustach chłopca i zabrał go, sprawiając, że płacz wypełnił salon. – To nie jest twoje.

Louis sam nie wiedział, jak się zachować, ale wiedział, że na kolejne spotkanie przywiozą milion smoczków, jeśli to choć w małym stopniu ma sprawić, że ten maluch im na nowo zaufa.

Ten dzień nie należał do najlżejszych, a oni przewracali w talerzach widelcami podczas kolacji, nie czując ochoty na jedzenie. Tim został zmuszony do zejścia na dół, chociaż o wiele chętniej leżałby na nowo pod kołdrą i wyczekiwał na telefon od ukochanego, który obiecał mu, że odezwie się wieczorem. Właśnie dlatego zmywał się, przepraszając w końcu i przyznając, że było pyszne, ale nie jest głodny. Wiedział, że Lou starał się dla niego i właśnie dlatego pomagał, pakować zmywarkę, wyznając ojcu miłość. Louis spojrzał na niego, przytulając w końcu bez zbędnego słowa, by pokazać, że jest i zawsze przy nim będzie.

Długi prysznic pozwolił mu się zrelaksować i oczyścić myśli. W tym czasie Harry zajmował się Melody, czytając kolejny rozdział „Kubusia Puchatka", a Lou wszedł do sypialni, gdy ten nucił jedną z puchatkowych piosenek z tekstu. Taki widok zawsze go rozczulał, ale dzisiaj miał jakoś mniej sił na ukrywanie wszystkiego i ze łzami na policzkach przytulał męża od tyłu, dając mu skończyć lekturę. Melody już spała, a oni mieli wieczór dla siebie. Marzyli tylko o długim przytuleniu pod kołdrą i wtulali się w siebie, gdy odświeżeni kładli się w niemal ciemnym pomieszczeniu, które oświetlone było jedynie projektorem gwiazdek na suficie.

– Tak bardzo się cieszę, że cię mam, Harry – szepnął Louis w końcu, przecinając ciszę. – Za rzadko ci to mówię, ale jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało.

– Ty moim też, Boo. – Pozwolił mu położyć się na jego klatce piersiowej, nieco prostując i upewniając się, że tamten się nie odkrył. Pocałował jeszcze wilgotne czoło i przeczesał splątane kosmyki, powtarzając pocałunek. – Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.

– Żałuję, że nie każdy może mieć taką cudowną osobę w swoim życiu. – Brunet czuł do czego ten nawiązuje i jego serce przyspieszyło na myśl o temacie, który sam chciał zacząć. Jednak mąż go wyprzedził dodając krótkie zdanie, które mogło kolejny raz zmienić życie ich wszystkich: – Adoptujmy ich, Harry. 

--------

A kto to wrócił wieczorową porą? Tak, jest niemal 4 w nocy, czeka mnie pracowita niedziela, ale oto jestem po miesiącu nieobecności! Szczerze myślałam, że uda mi się wrzucić wcześniej, ale uczelnia i praca zdecydowały inaczej!

Nie wiem czy rozdział pojawi się przed świętami, mam szczerą nadzieję, że tak, ale jeśli już się nie spotkamy to chciałabym życzyć Wam cudownych świąt z rodziną, byście choć na chwilę zapomnieli o tym gównie, które dzieje się na świecie. Niech Was Mikołaj zawali prezentami, a przyszły rok przyniesie o wiele lepsze dni! Niech 2021 stanie się synonimem sukcesów, miłości i radości. A święta niech znowu będą magiczne, nawet jeśli śnieg się nie pojawi!

Standardowo proszę o gwiazdki i komentarze, bo właściwie tylko one mnie motywują, a to motywacji ostatnio mi brakuje. Motywować możecie też na Twitterze pod hasztagiem #BMMLarry oraz #BMLLarry, gdzie wrzucam małe spojlery, trochę informacji i rozwiewacie moje wątpliwości.


PS. A może chcecie coś świątecznego? Ostatnio chodzi za mną taka myśl, ale nie wiem czy mam pomysł i czy ktoś w ogóle chętnie by przeczytał. Jeśli masz marzenie one shota - zapraszam z pomysłem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro