Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Twoje pięć minut w Stumilowym Lesie już minęło"

– Widzisz? A według ciebie to był zły pomysł – dogryzł Harry kolejny raz, siadając z Melody na leżaku. Dziewczynka wtulała się w niego, zasłaniając pieluchą w kolorowe misie i ssąc szybko smoczek po fali płaczu, która przed chwilą minęła. Była przemęczona od nadmiaru wrażeń, gorąca pogoda nie pomagała w popołudniowej drzemce.

Uśmiechnął się, patrząc na syna, który okryty ręcznikiem zajadał pizzę z zamrażarki, śmiejąc się z przyjaciółki, która ubrudziła się kawałkiem papryki. Czuł się jak kilka lat temu, gdy w ich domu królowało jedzenie z promocji i pizze z zamrażarki czy frytki domowej roboty. Nie było milionów na koncie, spłaconego kredytu i beztroskiego życia. I nie było też męża i malutkiej córeczki, która stała się oczkiem w głowie każdego członka rodziny. Nie zamieniłby tego wszystkiego na nic innego i o ile patrzył na przeszłość z sentymentem to naprawdę kochał swoje życie. Nawet jeśli nadal przerażały go fanki, pisk podekscytowanych dziewczyn, które spotkały idola albo fakt, że mógł sobie ot tak pojechać do sklepu i kupić co tylko zapragnął. No i jeździł Ferrari, o którym inni mogli jedynie pomarzyć.

– Złym pomysłem jest w ogóle pytanie mnie o zdanie, bo jak widać, mało wiem o dobrych rzeczach – powiedział cicho jakby mówił sam do siebie. Faktycznie pierwszej nocy tutaj długo nie mógł spać i to nie przez obolałe uda, z które Harry wpijał się paznokciami nieco za mocno, gdy wreszcie mogli spleść się w jedność po długich tygodniach. Myślał o zakupie domu, o podejrzeniach zdrady, które to sprawiły, że nienawidził siebie naprawdę mocno, bo przecież powinien wierzyć, że mąż kocha go najbardziej na świecie i nie byłby zdolny do zdrady.

Harry wrócił do pokoju, odkładając Melody w łóżeczku i ustawiając odpowiednią kamerę, która na ekranie tabletu pozwalała im obserwować obraz na żywo. Bez słowa przytulił się do ukochanego, opierając o ramię i patrząc na plażę. Jego marzenie stało się rzeczywistością, a on miał spokój i najbliższych siebie wokół. Nawet Mel zachowywała się inaczej, gdy prędko usypiała wieczorem po długim spacerze po plaży. Woda rozbijała się o ich nagie kostki, a oni zakochiwali się w sobie na nowo, trzymając się za rękę i opowiadając sobie żarty, pokazując dziecku co lepsze widoki. Dziewczynka ze spokojem usypiała, leżąc obok Louisa, który wpatrywał się w nią jak w obrazek, a Harry obserwował go z uwagą.

– Myślisz, że będziemy mieć więcej dzieci? – pytanie szatyna zbiło go z tropu. Pogłaskał maleńką głowę, w miejscu, gdzie jasne włosy zaczynały właśnie odrastać na nowo i złożył delikatny pocałunek na czole.

– A chciałbyś?

– A ty?

– Oczywiście, że tak. Mówiłem ci, że chciałbym mieć dużą rodzinę. – Położył się za ukochanym, tworząc dużą łyżeczkę i wpatrując się w niemowlaka. Zapadła cisza, którą sam przerwał mówiąc: – Chciałbyś o tym porozmawiać?

– Przecież rozmawiamy.

– Ale na poważnie, kochanie. Czy chciałbyś, byśmy skontaktowali się z kliniką i wypytali o wszystko.

– Chciałbym jeszcze przed tym się wyspać, Harry. Serio, nie marzę o niczym innym jak przespany weekend bez ząbkowania, płaczu i marudzenia.

Prawda była taka, że marzyli o tym oboje i z uśmiechem oddawali malucha w ręce Anny i Jay, które przyjechały z rodzinami już w poniedziałek. Louis z uśmiechem siedział pod parasolem, pijąc zimną colę i rozmawiając ze Michałem. Harry przygotowywał małe przekąski, dbając, by Mia nie przecięła się nożem. Dziewczynka za wszelką cenę chciała pomagać ulubionemu wujkowi, opowiadając o ostatnim wyjściu z rodzicami. W końcu westchnęła teatralnie, dodając, że teraz nareszcie się nie kłócą, a czerwona lampka zapaliła się w głowie mężczyzny. Delikatnie wypytywał o rodzinne sprzeczki i obiecał sobie, że porozmawia z siostrą, by dowiedzieć się co dzieje się w ich małym świecie. Zagubiony wśród pieluch i dorastającego nastolatka nieco zaniedbał kontakty z Gemmą i liczył, że wspólne wakacje pozwolą im nadrobić ostatnie miesiące. Okazja nadarzyła się szybciej niż mógł się spodziewać, gdy kobieta korzystała z małej imprezy i wlewała w siebie kolejne dawki kolorowych drinków.

– Przejdziemy się, Cupcake? – zaproponował, używając pseudonimu kobiety z dzieciństwa. Ta spojrzała na niego, wyciągając po chwili rękę i dając się podnieść. Zarzuciła koc na ramiona, schodząc za bratem w stronę plaży, gdzie prowadziły kamienne schody.

– Znowu potrzebujesz porady starszej siostry, Huzelnut? – zażartowała. Czuła szumienie w głowie, idąc brzegiem plaży i pozwalając, by zimna woda moczyła jej jasne jeansy.

– Bardzo za tobą tęskniłem. – Harry objął siostrę, uświadamiając sobie jak dawno nie czuł zapachu jej włosów, które nie zmieniły się od lat. Przywoływał na myśl początki jego kariery, a kokosowy zapach już na zawsze miał kojarzyć mu się z siostrą.

– Wszystko w porządku, Hazz? Ale powiedz mi szczerze – powiedziała przejęta, czując, że to nie jest zwykły spacer.

– Cholera, jak my dawno się nie widzieliśmy.

– Nie powiem kto nie kwapił się do wpadania w rodzinne strony. Kiedy my się ostatni raz widzieliśmy na dłużej? Na twoich urodzinach? – próbowała sobie przypomnieć odpowiedni dzień, ale jej mózg nagle stał się pustką.

Leżeli na piasku, mając znowu dziesięć lat i wymyślając nazwy dla poszczególnych konstelacji gwiazd, sprzeczając się czy przypominają one psa czy kota. Pusta plaża niosła ich śmiech daleko w wodę, a oni skończyli, obsypując się drobinkami, które później długo mieli wyczesywać z włosów. Harry spoważniał chwilę później, mówiąc:

– Mia powiedziała mi, że się kłócicie. – Zauważył chwilowe zdenerwowanie wypisane na twarzy siostry, a jego serce zatrzymało się.

– Nie kłócimy się.

– Widzę, Gem, że coś się dzieje.

Kobieta pękła, wzdychając głośno i wylewając z siebie potok słów na temat pragnienia trzeciego dziecka, problemów w pracy i informacji od ginekologa, który przyznał, że problemy z hormonami mogą uniemożliwić zajście w kolejną ciążę. Gestykulowała, opowiadając o reakcji Michała, który chciał jeszcze poczekać i nie dopuszczał do czegoś więcej. Miała żal do męża, który przecież powinien walczyć razem z nią, a nie walczyć o kolejny awans kosztem rodziny.

– Gems, spójrz na mnie – poprosił, trzymając ją w ramionach. – Jeśli nie lubisz tej pracy, zwolnij się. Mama zawsze powtarzała, że nasze samopoczucie jest najważniejsze, a jeśli chciałabyś robić coś innego, to nie ma lepszego czasu niż teraz. Dobrze wiesz, że dostęp do konta nadal jest i możesz z niego korzystać w każdej chwili, gdy będziesz potrzebować pieniędzy. A wy jesteście moją rodziną, więc nie wyobrażam sobie innego wyjścia, bo wasze szczęście jest dla mnie ważne. Zupełnie jak z dzieckiem – zawsze będziemy gotowi wam pomóc, Mel zdąży podrosnąć i możemy stać się opiekunkami. Zwłaszcza, że Tim też niedługo ucieknie nam z domu i naprawdę nie będziemy mieli co robić. – Uśmiechnął się, widząc uśmiech siostry. – I nie kłóćcie się, to ty mi mówiłaś zawsze, że rozmowa jest najważniejsza.

– Nie wierzę, że teraz to ty mnie pouczasz. – Pokręciła głową ze śmiechem.

– Uczeń przerósł...

– Nawet nie waż się tego mówić. – Zagroziła palcem, a on pocałował ją w głowę, obiecując jeszcze, że zawsze przy niej będzie.

Z uśmiechem patrzył, jak ta opiera się o Michała, który objął ją, nie przerywając rozmowy z ojcem Louisa. Dzieciaki spały, a młodzież taplała się jeszcze w basenie, grając w piłkę i denerwując się, gdy ta wypadała poza wodę. Taras wypełniony był piskami i podniesionymi głosami, a Harry obserwował rodzinę, dziękując Bogu za wszystkich najbliższych. Co chwilę zerkał na kamerę, upewniając się, że Mel nie obudziła się na kolejne karmienie.

Tim przeklinał pod nosem, wbiegając do domu i zostawiając mokre ślady, gdy zdał sobie sprawę, że przegapił rozmowę z Freddiem, bo jego telefon postanowił się rozładować. Ze zniecierpliwieniem czekał aż system uruchomi się na nowo i wysyłał wiadomość, licząc, że będą mieli chwilę dla siebie. Z uśmiechem witał się z ukochanym, zaczynając długą opowieść o swoich wakacjach. Malone milczał, próbując skupić się na słowach nastolatka, ale łzy nadal cisnęły się do jego oczu, wspominając słowa, które padły po powrocie do domu. Miał ochotę spakować się i odejść na zawsze, a jedyne na co było go stać to znowu nocowanie u Mai, bo tylko tak mógł zjawić się o tak późnej porze z Noelem i nikt nie wezwałby policji. Chłopiec szybko zasnął, bawiąc się w łóżku z białym kotem, którego uwielbiał, a oni mieli porozmawiać i jakoś się zrelaksować.

– A co u ciebie? – zapytał Tim, wrzucając kostki lodu do szklanki i dopełniając ją colą.

– Właściwie to nic takiego, padam po pracy.

– Jak było?

Timmy nienawidził wieczorów jak ten, gdy wszystko musiał wyciągać z ukochanego i czuł, że się narzuca. Freddie przeprosił, wzdychając, gdy ten zwrócił mu uwagę i powtórzył, że jest zmęczony i powinien się położyć.

– Ale wszystko między nami w porządku, prawda? – zapytał młody szatyn, chcąc się upewnić i jego serce stanęło na ułamek sekundy, gdy cisza zawisła w powietrzu bez odpowiedzi.


***


Letni domek wypełniony był gośćmi, którzy bez przerwy się wymieniali. Na początku ich rodziny, potem Liam i Ana z dzieciakami, a Harry mógł nacieszyć się swoim chrześniakiem, pływając z Emmettem i budując zamki z piasku. Dołączył do nich jeszcze Alex z ojcami, a Niall wspominał z Liamem i Louisem czasy liceum, siedząc przy dogasającym ognisku, gdy zaskoczyła ich noc. Harry czytał jeszcze książkę, leżąc obok Melody, gdy ta przebudziła się na posiłek, a Zayn narzekał na ból głowy, zmywając się tuż po północy. Lou z uśmiechem patrzył na pocałunek jego i blondyna, gdy żegnali się, a Malik prosił, by jego ukochany nie siedział za długo.

– Ale ci się poszczęściło, co? – rzucił zgryźliwie Payne, otwierając kolejną butelkę.

– Kurwa, człowieku, wygrałem życie. – Louis uśmiechnął się do własnych myśli. Faktycznie noc wcześniej wpatrywał się w ukochanego, który spał obok spokojnie po szybkim numerze pod prysznicem i robił rachunek sumienia, z którego wynikało, że naprawdę jego życie potoczyło się naprawdę dobrze.

– Dobra, żarty żartami, ale zasłużyłeś na to. Serio, szacunek za wszystko co musiałeś zrobić, by do tego dojść. Osobiście nie zamieniłbym swojego życia na twoje z dzieciakiem w wieku siedemnastu lat, milionem nieudanych związków i tym całym gównem. Czaisz, Niall, nie? – zwrócił się do blondyna.

– Aż za dobrze.

– Okej, ale możemy zmienić temat i pogadać o czymś innym niż moje życie? Nie myślicie o kolejnym dziecku, Li? Emmett zaraz podrośnie i wiecie.

– Nah, Ana zdecydowała się na spiralę i będziemy mieć spokój, a co?

– Nie wiem, rzuciłem ostatnio Harry'emu, że chciałbym mieć jeszcze jedno i... nie wiem. – Pokręcił głową, bo właściwie to sam nie wiedział po co to wszystko mówi. Potrzebował jednak pijackiego wyżalenia się na wszystko i na nic, a ta dwójka wydawała mu się w tamtej chwili najlepszymi słuchaczami.

Liam zakrztusił się alkoholem, spoglądając na przyjaciela i nie mając pojęcia co powiedzieć.

– Jezu, ja wiem, że to głupie, ale kurwa, czuję, że właściwie z taką obstawą ciotek i babć moglibyśmy mieć dużą rodzinę. No rozumiesz, sam byłem jedynakiem i chciałbym dać Timowi i Melody takie święta jak u was – z dużą rodziną i żeby mieli na kogo liczyć.

Zawsze zazdrościł przyjacielowi dwóch starszych sióstr, na które zawsze mógł liczyć. Byli paczką najlepszych przyjaciół, a dziewczyny zawsze broniły go, gdy wpadał w tarapaty. On był jedynakiem i nie zaznał smaku walk o słodycze i granie na konsoli.

– Właściwie, jeśli możecie sobie na pozwolić, to dlaczego nie. Co jak co, ale Harry przez następne lata mógłby wyręczać cię w karmieniu i przebieraniu. Czy on ma w sobie jakiś dodatkowy akumulator? Bo czasami przeraża mnie fakt, ile on ma w sobie siły.

– Dzięki Bogu, nie mamy tego problemu i Alex zdecydowanie nie chce rodzeństwa. – Niall wypiął dumnie pierś, upijając łyk alkoholu.

Temat zszedł na chłopaka, który zaczął jakiś czas temu terapię hormonalną i był naprawdę szczęśliwy. Jego ojcowie pogodzili się już z utratą córki na rzecz syna, a psycholog uświadomił im jak ważne jest wsparcie. Zayn sam wkręcił się w ten temat i zasypywał lekarza milionem pytań, zawstydzając niejednokrotnie Alexa, który miał ochotę wydrapać sobie uszy. Niall zaczynał dodawać dwa do dwóch, spędzając z synem wakacje u Tomlinson-Stylesów, gdzie była również Zoey. Dziewczyna kilkukrotnie nocowała u nich, a oni brali to za przyjaźń, która prawdopodobnie była czymś więcej. Miał żal do nastolatka, że ten nic nie mówi im o pierwszych miłościach, pchając ich do spekulacji i niezręcznego wypytywania Louisa, który przyznał, że Tim coś kiedyś wspominał o uczuciu tej dwójki. Ba, Lou niejednokrotnie przyłapał ich na obejmowaniu albo siedzeniu na kolanach, zwłaszcza, gdy wygłupiali się do późnych godzin nocnych na wakacjach. Było mu żal przyjaciela, który musiał dowiadywać się o miłości własnego syna od przyjaciela, a nie od niego samego. Rozumiał jednak Alexa, który według Tima nie chciał z nimi o tym rozmawiać, bo transseksualizmu nie przyjęli zbyt spokojnie i sam dobrze wie, jak to się skończyło.


***


– Tato? – zaczął Tim niepewnie. Jego ojciec właśnie przygotowywał Melody do wyjścia na dwór po przewinięciu i rozmawiał z Harrym, który sprzątał sypialnię, wykorzystując wolną chwilę. – Mogę jechać z tobą do Londynu?

Louis zdziwił się, słysząc pytanie syna. Owszem miał jutro samolot do Anglii, ale po prostu musiał stawić się na weekend w pracy, by wyręczyć współpracowników i zrobić zamówienia.

– Coś się stało, Timmy?

– Po prostu stęskniłem się za Freddiem i chciałem się z nim zobaczyć.

– A co z Alexem i Zoey?

– Tato, serio? Przecież oni świata poza sobą nie widzą i nie zrobi im różnicy fakt, że zostaną na dwa dni sami. No i mają jeszcze Bena – zauważył, wspominając o siostrzeńcu Harry'ego, który skorzystał z propozycji wujka i został do końca lata z najbliższymi, obiecując matce, że będzie grzeczny.

– Nie wiem, Timmy, ja będę w pracy i...

– A ja będę w domu z Freddiem i pewnie Noelem. No proszę. Mam sam zapłacić za swój bilet?

Obu mężczyzn widziało, jak nastolatkowi bardzo zależy na tym krótkim wyjeździe do ukochanego. Właśnie dlatego następnego dnia Timmy zapinał pasy w samolocie, siedząc obok ojca, który wypytywał o jego ukochanego.

– Nie wiem, tato – westchnął, nie chcąc dłużej trzymać wszystkiego w sobie. – Ciągle jest jakiś zdenerwowany i unika gadania na kamerce. I ciągle szlaja się gdzieś z Mayą, a ona mnie denerwuje.

– Nie możesz mu zakazać się z nią przyjaźnić, Timmy.

– Wiem i nie zakazuję, ona po prostu mnie nie lubi i pewnie ciągle mówi, że nie jestem dla niego odpowiedni.

– Timmy, niektórzy ludzie tacy są. – Pogłaskał go po ramieniu, ściskając je delikatnie, by dodać otuchy. – Ale to ty z nim jesteś i to ty go kochasz, zupełnie jak on ciebie, więc ona nie ma nic do gadania. I nie bądź zazdrosny, zazdrość jedynie wykańcza.

– Wiesz to z autopsji, co? – rzucił ironicznie. – Ale nie martw się, aż takim terrorystą z zazdrości, jak ty, to nie jestem.

Louis jedynie pokręcił głową, wysyłając Harry'emu ostatnią wiadomość, prosząc, by odezwał się jak dotrze do domu i uważał na siebie. Mężczyzna uparł się, że odwiezie ich na lotnisko i długo żegnali się, nie zważając na fakt, że zaraz mieli być ze sobą na nowo. Tim wybierał numer ukochanego, łapiąc zasięg tuż po wyłączeniu trybu samolotowego. Denerwował się, że ten nie odbiera, bo sam wspominał, że dzisiaj nie pracuje. Odetchnął z ulgą, słysząc zaskoczony głos Freddiego i z radością opowiedział o niespodziance, wsiadając do taksówki. Błagał o spotkanie, wspominając o wspólnym obiedzie, a Malone krzywił się, patrząc na Mayę, z którą miał wspólne plany. Tak naprawdę to chciał po prostu spędzić dzień poza domem, pijąc zimną colę i korzystając z przyjemnej pogody. Publiczny basen był ich planem od kilku dni i mógł być pewien, że Maya się obrazi, gdy ten w ostatniej chwili się wymiga.

– Okej, to coś zjem i zaraz będę, hm? Kupić wam coś? – Tim wprosił się, nie biorąc pod uwagę żadnej innej opcji.

– Nie, jest okej. Do zobaczenia.

Louis przysłuchiwał się rozmowie, czując pod skórą, że coś jest nie tak. Kilka nocy wcześniej rozmawiał z Harrym na temat Freddiego i jego matki, której chłopak nie chciał im przedstawić. Rzucili propozycję wspólnych wakacji, a nastolatek z przerażeniem jąkał się, odmawiając kulturalnie. Zapewniali, że mogą ponieść wszelkie koszty, a on odpocznie od Noela, którym chętnie się zajmą. Ich matka podobno pracowała i nie mogła pozwolić sobie na urlop, a oni chcieli dać im szansę na kilka dni w raju. Propozycja została zamieciona pod dywan, a oni martwili się coraz bardziej. Zwłaszcza, gdy Timmy sam wspominał, że Freddie zachowuje się dziwnie. Nie umieli jednak skonfrontować się z nastolatkiem lub opowiedzieć synowi o swoich obawach, bo Tim za każdym razem mówił o dziwnych śladach jako o wypadkach, dodając, że Noel często się jeszcze przewraca.

Coś dziwnego kłuło Malone w środku, gdy opowiadał Mai o gościu, który miał niedługo się pojawić. Przez ostatnie tygodnie jego nieobecności wydarzyło się kilka rzeczy i jakoś wszystko łatwiej ukrywało się, gdy nie musiał patrzeć mu prosto w oczy. Jednak uświadomił sobie jak bardzo tęsknił, gdy złączył ich krótki przytulas, bo nie mogli pozwolić sobie na więcej. Tim przesiąknięty był zapachem lata, który podkreślił jeszcze świeżym zapachem nowych perfum Louisa. Noel ucieszył się, odrywając od zabawy i przytulając znajomego chłopaka. Z radością bawił się z nim w basenie, a Maya rzucała aluzję na temat wypadku i nieodpowiedzialności Tomlinsona, który mógł utopić malucha.

– Nie rób z niego takiego potwora, to u ciebie Noel wybił sobie zęba – zauważył Freddie, mając już dość tej rywalizacji. Skierował się do wody, dołączając do ukochanego i nawet nie zorientował się, gdy przyjaciółka odeszła wściekła.

– Bardzo za wami tęskniłem, Freddie – przyznał Timmy, gdy siedzieli w pobliskiej knajpie i jedli lody z bitą śmietaną. Noel karmił brata, brudząc wszystko wokół i w końcu wyciągnął rękę w stronę Tima, który przyjął wszystko z uśmiechem. Okej, kiedyś nienawidził dzieci i nawet zabawa z Melody szybko mu się nudziła, ale Noel był dla niego jak brat, o którym marzył i poczuł zawód, gdy dowiedział się, że Cassey urodzi dziewczynkę. Jednak stał się starszym bratem i właśnie taką rolę objął, składając tajemnicę, że będzie chronić jej przed wszelkim złem tego świata.

– Chciałem cię przeprosić, Tim. Za to wszystko, co ostatnio się działo, niezbyt dobrze się czułem i przepraszam, bo nie chciałem, żebyś się martwił. – Dotknął jego ręki, na którą od razu rzucił się Noel ze śmiechem, myśląc, że bawią się w klepanie dłoni niczym na znak obietnicy.

– Bałem się, że między nami znowu się psuje – przyznał nastolatek, spuszczając wzrok.

– Nie chciałem ci dać takiego poczucia. Między nami jest okej... okej?

– Na pewno?

– Tak, skarbie. Na pewno.

– I nie powinienem być zazdrosny o Mayę, prawda? Znaczy, nie to żebym był, ale...

– Nie, nie powinieneś. – Freddie pokręcił głową ze śmiechem, bo dobrze wiedział, jak wygląda to „nie jestem zazdrosny".


***


Kuchnia wypełniona była ich śmiechem, gdy przygotowywali się do wspólnego wieczoru bez Louisa. Freddie ugiął się i dał zaprosić na noc, musząc jednak zabrać ze sobą brata. Noel siedział przed telewizorem, oglądając bajkę i zupełnie nie zwracając uwagi na wygłupiających się w innej części domu nastolatków. Timmy planował przyjemne chwile, pełne pocałunków i przytulań i nawet nie przeszkadzał mu chłopiec, który chciał wspinać się na górę z poduszek, gdy wreszcie przenieśli się do jego pokoju, by obejrzeć w spokoju „Shreka", przy którym oboje zgodnie przyznali, że to animacja wszechczasów i nic nigdy jej nie przebije. Noel zajmował miejsce między nimi, zajadając przekąski i ciągle coś mówiąc, a oni zupełnie nie przejmowali się maluchem, który pochłonięty był przez telewizor. Tim wpatrywał się w ukochanego, który z uśmiechem oparł się o poduszki i spojrzał na twarz nastolatka.

– Tęskniłem za tobą – szepnął w końcu. – Kiedy wracacie?

– Jedźcie z nami po weekendzie, Freddie. Chociaż na kilka dni.

– Mówiłem ci, że nie damy rady. Nasza mama się nie zgodzi i ja mam pracę.

– I nic nie można zrobić? – zapytał z nadzieją, ale pokręcenie głową odebrało mu jej resztki. Wiedział, że Malone nie lubi, gdy się na coś naciska bądź wymusza, więc zakończył temat, przysuwając się nieco bliżej, by leżeć na rozgrzanym od opalania ramieniu i przeprosił Noela, który zbuntował się, gdy wyrwano go z oglądania.

Louis z rozleniwieniem schodził na dół tuż po jedenastej, rozmawiając z Harrym, który opowiadał o przemiłym wieczorze, podczas którego Zoey i Alex wyręczyli go z kolacji i pozwolili trochę odpocząć. Lou długo siedział w barze, robiąc zamówienia i ustalając grafik dogodny dla wszystkich. Musiał zjawić się w Londynie na następny weekend i przepraszał, słysząc westchnięcie po drugiej stronie.

– Dzień dobry, Noel. – Uśmiechnął się do chłopca, który chodził z kolorowym samochodzikiem po ich salonie. – Freddiego nie ma? – zwrócił się do syna, który siedział przy stole, opierając się o blat, bo zmęczenie dawało się we znaki.

– Jest w pracy.

– Jedliście coś?

– Noel miał mleko.

Louis pożegnał się z brunetem, obiecując, że oddzwoni i wstawił ekspres, licząc, że kawa postawi go na nogi. Noel przyszedł do niego, oddając zabawkę z krótkim:

– Dzie Fafi?

– Puffy jest z Harrym, skarbie. – Uśmiechnął się, przeczesując delikatnie jego splątane włosy.

– Timmy? – Podszedł do chłopaka i zmusił do wzięcia na kolana. – Fafi.

– On jest z Harrym, Noel. Możemy odwiedzić inne pieski, jeśli chcesz.

Louis z dziwnym uściskiem patrzył na syna, który w ułamku sekundy zmienił się w niego, a Noel stał się rocznym Timem. Świat jakby się zatrzymał, a on czuł zapach domu rodzinnego i mógł przysiąc, że zza rogu za moment wyjdzie jego matka, pouczająca go, że powinien uczyć się do egzaminów, a ona zajmie się wnukiem. Był niemal w wieku obecnego Tima i dopiero teraz dotarło do niego jak szybko wszystko minęło. Jeszcze niedawno to on malował abstrakcyjne obrazki na kartkach, ucząc dziecko trzymania kredki, a teraz miał przed sobą niemal dorosłego mężczyznę.

– Wszystko w porządku, tato? – głos nastolatka wyrwał go z zamyślenia i zorientował się, że stoi tak z pustym kubkiem i łzami w oczach.

– Ja... tak, Tim. Jest okej.

– Na pewno?

– Tak, Timmy.

Louis zaproponował śniadanie na mieście, a Tim wspomniał o naleśnikach, które kiedyś jedli. Louis dobrze pamiętał miejsce, o jakie chodziło chłopakowi. Zabierał go tam w każdą sobotę przez długie lata i tworzył z tego małą tradycję. A potem kilka razy spieprzył i sześcioletni Timmy obraził się na ojca. Nie byli tam od dziesięciu lat i nawet nie miał pewności, że miejsce jest nadal takie samo, jak zapamiętali, ale musieli to sprawdzić. Ze śmiechem wchodzili do niewielkiej kafejki, stylizowanej na amerykański styl, która wręcz krzyczała o słodkich śniadaniach i koktajlach truskawkowych. Tim podświadomie kierował się do stolika, który zawsze zajmowali, co tylko potęgowało ucisk w klatce piersiowej Louisa.

– Co jemy, Noel? – zagaił nastolatek, sadzając chłopca obok siebie.

– Am am.

– Am am, Noel. Bierzemy gofry?

Lou milczał przez większość czasu, nie będąc w stanie wydusić z siebie ani słowa. Tim zauważył, że coś się dzieje, a to sprawiło, że szatyn pękł, wylewając z siebie potok żalu i przeprosin. Przepraszał go za wszystkie lata, podczas których nie było go przy chłopaku naprawdę, a był jedynie ciałem i potrafił dawać szlabany, więcej wymagając niż chwaląc. Nie umiał przypomnieć sobie ani jednej takiej sytuacji, przez co czuł się naprawdę źle.

– Przepraszam, że przestaliśmy tu przychodzić, Tim, chociaż wiedziałem, jak bardzo ci zależy. Teraz jesteś prawie dorosły, a ja uświadomiłem sobie, że te lata nigdy nie wrócą i nie umiem sobie wybaczyć...

– Tato, przestań. – Tim złapał go za rozedrganą rękę. – Jesteś najlepszy na świecie i miałem najlepsze życie i dzieciństwo, jakie tylko mogłem sobie wyobrazić. Nie zmieniłbym niczego w tych wszystkich latach i cieszę się, że to właśnie ty mnie wychowywałeś. Wiem, że niejednokrotnie sprawiłem, że miałeś ochotę mnie zabić i naprawdę za to przepraszam, ale jednocześnie dziękuję. Po prostu dziękuję, że jesteś i że zawsze będziesz. Bardzo cię kocham i zawsze będziesz najważniejszą osobą w moim życiu. No poza nimi. – Ruchem głowy wskazał na malucha, który kolorował kotka od kelnerki.

– Jestem z ciebie tak bardzo dumny, Timmy. Z twojej szkoły, z twoich decyzji, z twoich przyjaźni i związku. I z twojej muzyki, bo wszystko co tworzysz jest świetne, a ja naprawdę nie mogę doczekać się twojej płyty. Mam nadzieję, że wszystkie swoje kontrakty podpiszesz właśnie tym. – Podał mu granatowe pudełko ze złotą wstęgą, które Tim otworzył ze zdziwieniem. Markowe pióro z wygrawerowaną datą i imieniem Tima przykuwało uwagę, a grawer na pudełku z dedykacją i cytatem o sukcesie jedynie potęgowało uczucie ucisku w środku.

– Ale ja już dostałem prezent, tato.

– Ten jest specjalnie ode mnie, a ja chciałem dać ci go, gdy będziemy tylko we dwoje. Bo zawsze będziemy ja i ty. Nawet jeśli będziemy z babciami, Harrym, Melody czy z chłopakami. Zawsze będziemy my. I nic się nie zmieniło i nie zmieni, zawsze będziesz dla mnie najważniejszy.

– Zupełnie jak ty dla mnie, tato. Dziękuję za prezent, jest piękny.

Tim nie umiał się powstrzymać, by nie wypróbować pióra na rysunku Noela, pisząc pochyłe Tim Tomlinson i dodając krótkie – Styles po chwili namysłu.


***


– Znalazłem trochę rzeczy – wyjaśnił Louis, wchodząc do domu z kartonem zabawek po Timie. Wyjazd do poprzedniego domu po wielu miesiącach nieobecności dał mu kolejną falę wspomnień, a on z uśmiechem wracał do syna, wiedząc, że teraz tam jest jego miejsce.

– O, moje zabawki.

– Nie jestem pewien czy wszystko jest kompletne i zaraz wrzucę klocki do zmywarki, ale pomyślałem, że jeszcze komuś się przydadzą. – Pogłaskał Noela po policzku, a zaciekawiony chłopiec zerknął do kartonu, który postawiony został na schodku.

– Mój Puchatek! – Tim wyjął pluszowego Kubusia ze zdziwieniem, bo był pewien, że kiedyś go zgubił, a prawda była taka, że Louis schował go, mając dość widoku siedmioletniego chłopaka z misiem. Może to nie było super odpowiedzialne, ale przynajmniej zadziałało.

– Daj! – Noel wyciągnął ręce po zabawkę, domagając się oddania.

– To moje, Noel.

– Moje!

– Musimy go wyprać, słońce. – Louis wziął go na ręce, zanosząc pluszaki do pralki w akompaniamencie nastoletniego sprzeciwu. – Twoje pięć minut w Stumilowym Lesie już minęło, synku.

Tim pisał o Noelu i ojcu z Freddim, który tuż po południu miał odebrać brata. Lou próbował namówić ich na kolejne nocowanie, tłumacząc, że jutro wyjeżdżają, a Freddie niechętnie zgodził się, wychodząc wcześniej przed dom, by porozmawiać z matką. Z bólem serca opuszczali Londyn, żegnając się wcześniej z ukochaną dwójką, a Tim zatapiał się w muzyce, chcąc pozbyć się łez i tęsknoty, który zaczynała rosnąć już po zajęciu miejsc w samolocie. Wiedział, że następny weekend ma zajęty i nie uda mi się przylecieć z ojcem, ale pocieszała go myśl, że to ostatnie dni w rajskim domku letnim.

Louis natomiast ze zdenerwowaniem pakował się na kolejny krótki wyjazd do Londynu, próbując odwieść ukochanego od pomysłu, który zakładał, że polecą tam sami i zostawią nastolatków pod swoją wspólną opieką. Wiedzieli, że istniało duże prawdopodobieństwo, że zastaliby ruinę po powrocie, więc żegnali się, obiecując sobie długą rozmowę, a Hazz prędko wracał do dzieciaków, bojąc się o Melody, która została z Zoey.

Bar wypełniony był chaosem i rozmowami, a on czuł zmęczenie, podając kolejne szklanki z piwem. Cieszył się, że nie jest sam i ma przy sobie Liama, który wpadł na krótką pogawędkę, wspominając ich wizytę w San Pedro. Lou zapraszał ich na kolejne kilka dni, a Payne obiecał, że rozważą propozycję. Dzwoniący telefon wyrwał szatyna z opróżniania zmywarki. Zdziwił się, widząc numer concierge'a domu Harry'ego. Przywitał się z mężczyzną, nie rozumiejąc co się dzieje, gdy ten miał nieco zdenerwowany głos, przyznając, że najpierw zadzwonił do pana Stylesa, a ten pokierował go tutaj.

– Mamy tu młodzieńca, który nie wydaje nam się odpowiednią osobą do przebywania w państwa mieszkaniu, panie Styles. Tomlinson-Styles – poprawił. – Oczywiście wiemy, że pański syn czasami z nim tu przychodzi, ale dzisiaj go nie widzimy, a ten chłopak próbował sam znaleźć się w środku. Mamy nowe procedury bezpieczeństwa i...

– Dobrze, ale jaki chłopak? – Ochroniarz pytał o nazwisko na prośbę zdezorientowanego Louisa.

– Malone. Freddie Malone.

– Freddie? Ale... zaraz tam będę, proszę mi dać chwilę.

Lou prosił Liama o krótkie zastępstwo i prędko kierował się pod odpowiedni adres. I rzeczywiście w środku zastał Freddiego z Noelem, który wtulał się w przerażonego brata.

– Miło pana widzieć, panie Styles. Oto źródło problemu. – Mężczyzna wskazał na nastolatka, który przetarł twarz, wiedząc, że lawina problemów właśnie na nich spadła.

– Freddie, kompletnie zapomniałem! – Lou postanowił podjąć grę po kilku sekundach nieprzyjemnej ciszy. – Umówiliśmy się tutaj, a ja kompletnie zapomniałem! – Liczył, że ochroniarz się nabierze, a jego zdziwiona twarz prawdopodobnie zwiastowała sukces. – Chodźmy na górę. – Poklepał Freddiego po ramieniu, witając się jeszcze z Noelem.

Z nieprzyjemną ciszą wjeżdżali windą na odpowiednie piętro, a Freddie jąkał się, oddając klucze i mówiąc:

– My jednak musimy iść.

– Najpierw to musimy porozmawiać, Freddie.

Louis czuł, że wydarzyło się coś naprawdę dużego, bo bez tego Malone na pewno nie przyszedłby tutaj sam. Od razu zaczął wyjaśniać, że miał klucze od Tima i nie chciał się wkradać.

– Powiedział, że... że możemy tu przenocować w razie... czegoś – wydukał.

– Co się dzieje, Freddie?

– Ja... naprawdę powinniśmy iść. Przepraszam za problem. Ja... naprawdę przepraszam. – Próbował podnieść się z kanapy, na którą przed momentem usiedli. – Idziemy, Noel.

– Siedź, Freddie. – Louis przetarł twarz dłonią, czując, że wszystko układa się w logiczną całość. – Mama?

– Ja...

– Proszę, Freddie. Chwila szczerości, skoro to wszystko zaprowadziło nas tutaj. Mama? – powtórzył. – Ona wam to robi?

– Ja nie wiem o czym mowa, powinniśmy...

– My o wszystkim wiemy, Freddie, i zgłoszę to na policję i do opieki społecznej, jeśli teraz ze mną nie porozmawiasz – zagroził, żałując po chwili tych słów, bo mogły mieć negatywne skutki. Tak się jednak nie stało, a Malone poczuł jedynie, że znalazł się pod ścianą i już nie ma ucieczki. 

----

Hej. Witam znowu i znowu prawie z miesięczną przerwą. Wiecie co jest najgorsze? Że ja ten rozdział piszę około dwóch tygodni i nie umiałam go skończyć. Zarwałam wiele nocy, wylałam trochę łez i wielokrotnie rzucałam, czując, że żadne słowo nie jest tu nawet dobre. A o zajebistym nawet nie mówię. Nic mi tu nie gra, nic mi nie pasuje, wszystko jest takie "nie dość dobre". Ale jestem, wrzucam, liczę, że Wy ocenicie. Chciałam zrobić sobie przerwę, ale wiem, że po przerwie już nie wrócę, więc zmuszam się i mam nadzieję, że będzie tylko lepiej. 

Dlatego właśnie tak ważny jest feedback, więc proszę, by każdy kto tu jest i czyta dał gwiazdkę, a za komentarze to całuję po rączkach!

Nareszcie zaczyna się ten moment drugiej części "Be My Medicine", na który czekałam i z myślą o którym rozpoczynałam w ogóle "Be My Love". Moment walki i trudnych wyborów. 

Standardowo zapraszam na Twittera, gdzie pod hasztagami #BMMLarry oraz #BMLLarry wrzucam spojlery i różne informacje, a Wy macie szansę do mnie dotrzeć!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro