
"Po prostu zostań i przytul mnie w każdym miejscu na świecie."
– Ta akcja naprawdę mi się nie podobała, Tim – przyznał Freddie, nie patrząc nawet na nastolatka, który opierał się o ścianę, wpatrując się w ukochanego jak w obrazek. Wprosił się do łazienki i teraz patrzył jak ten się goli, czasem mu tego zazdroszcząc. Chciał sam czuć się dorosło, a golenie wydawało mu się synonimem dojrzałości. Jego twarz nareszcie sama nie była idealnie gładka, a delikatne włoski zauważył nawet kiedyś Louis i nie umiał się powstrzymać przed zażartowaniem sobie z tego do Harry'ego, który prędko zganił go za żartowanie z dojrzewania syna. Oboje nie mogli znieść piskliwego głosu podczas mutacji, ale obiecali sobie, że nie rzucą żadnych przykrych słów, bo każdy chłopak przez to przechodził.
– On na to zasłużył.
– Takie sprawy należy załatwiać inaczej, a nie w taki sposób. Nie kłam, że innego dnia nie piliście razem.
Chłopak spuścił wzrok, bo wiedział, że kłamstwo może jedynie pogorszyć sytuację. Freddie nie był głupi i umiał dodać dwa do dwóch.
– Obiecałeś mi.
– Wiem. Jednak nadal uważam, że na to zasłużył – dodał po chwili, podnosząc wzrok. – Alex to mój najlepszy przyjaciel i gdyby wyzywali ciebie, też bym cię bronił. Nawet w taki sposób.
– Dlaczego on tak się zachowuje?
– Bo ja wiem? Może zazdrości mi takich super przyjaciół i jeszcze lepszego chłopaka. – Uśmiechnął się, przytulając do pleców Malone. Kilkanaście centymetrów różnicy sprawiało, że mógł wtulić się jedynie w barki chłopaka, ale ciepło bijące od jego ciała i tak dawało mu poczucie spokoju i bezpieczeństwa. – Wiem, że nie powinienem aż tak go wsypywać, ale nie mogłem patrzeć, jak wyzywa mi przyjaciela. A opierdol był dobry, sam przyznaj. No przyznaj, wiem, że tak uważasz. – Próbował łaskotkami i podgryzaniem rozluźnić atmosferę. Freddie uśmiechnął się, nie chcąc przyznać się przed samym sobą, że opieprz jaki zebrał Ben dawał mu w jakiś sposób satysfakcję. Nikt nie zasługiwał na przykre słowa ze względu na orientację czy pochodzenie, a widocznie Benowi nie dało się przemówić do rozumu w normalny sposób.
– Ja próbowałem z nim rozmawiać, naprawdę – powiedział Tim, jakby czytał ukochanemu w myślach. – Ale sam mnie zmusił do takiego kroku. Przepraszam za to piwo, słońce. Ja wiem, że tego nie lubisz, ale jestem głupi i ulegam.
– Masz swój rozum, Timmy, a picie nie robi z ciebie fajniejszego.
– Czyli twierdzisz, że nie jestem fajny?
– Jesteś najfajniejszy. – Pocałował go w czoło, brudząc przy okazji resztą pianki.
Schodzili ze śmiechem na dół, gdzie taras wypełniony był głosami osób, przygotowujących śniadanie. Noel siedział z Harrym w kuchni, wrzucając do miseczki dodatki do naleśników, a Louis opierał się o szafkę, trzymając Melody na biodrze.
– Am am dzidzia? – Chłopiec wyciągnął rękę w stronę dziewczynki, próbując podać jej borówkę.
– Nie wolno karmić dzidzi, Noel – zabronił Freddie, kręcąc głową, gdy brat na niego spojrzał.
– Tak?
– Tak. I Puffy'ego też nie wolno karmić.
Kochali to. Louis i Harry na nowo czuli pełnię szczęścia, gdy naczynia bez przerwy brzęczały, a oni patrzyli na głodnych nastolatków i maluchy, które próbowały robić wszystko same. Noel kochał bawić się z Melody albo spędzać czas w kuchni z Harrym czy chodzić wieczorem po plaży z Louisem i Puffym. Freddie nie pamiętał dni, gdy jego brat tak dużo się śmiał i praktycznie wcale nie płakał, nawet przesypiając większość nocy. Sam postanowił wrzucić na luz i chociaż na kilka dni zapomnieć o życiu, które czekało na nich w Londynie. Stres i zawstydzenie zostało na lotnisku, a on obiecał sobie, że to będą najlepsze dni ich życia.
Louis nie pamiętał, kiedy widział syna aż tak szczęśliwego. To było coś innego niż radość z upragnionego komputera czy duma po dobrym meczu tenisa. To była dojrzała miłość, wpatrywanie się jak w obrazek i nie odstępowanie ukochanego na krok. Na dodatek szalał za Noelem, bawiąc się z nim i zajmując, czasami nawet sprawdzając czy nie zasikał pieluchy. Nie kwapił się do przewijania Melody, dodając, że przecież sami mogą tu robić, a przy chłopcu nie wymigiwał się, ciągnąc malucha do łazienki, gdy ten po kolejnym pytaniu czy chce siusiu, kiwał głową lub przebierając po małej wpadce, gdy Freddie był zajęty. Razem z Harrym siedzieli poprzedniego dnia na tarasie naprawdę długo, patrząc na nastolatków na plaży i rozmawiali o ich szalonej rodzinie, składającej się z osób, które w świetle prawa nie byli ich krewnymi. Nie liczyły się dla nich więzy krwi i traktowali Freddiego, Noela i Alexa jako kolejnych synów, a Zoey była ich kolejną córką, którą Hazz lubił rozpieszczać. Drogie sukienki nie były dla niego niczym specjalnym, a nastolatka chwaliła się markowymi prezentami od H.
– Jesteś szczęśliwy? – Pytanie wyrwało Louisa z zamyślenia i wpatrywania się w ognisko. Właśnie analizował całe swoje życie z uśmiechem ustach, a Harry jakby czytał mu w myślach.
– Nigdy nie byłem szczęśliwszy. – Uśmiechnął się, wyciągając rękę w stronę ukochanego, który od razu ją złapał. Robił tak za każdym razem niemal automatycznie, a Lou rozczulał się za każdym razem. – A ty?
– Jestem bardziej niż szczęśliwy.
***
Tim walczył z delikatnym wiatrem, który bez przerwy gasił mu świeczki i psuł plany na romantyczną atmosferę. Freddie właśnie upewniał się, że Noel śpi grzecznie i dziękował Zoey, gdy ta zapewniała, że będzie miała na niego oko i zadzwoni, gdy maluch się obudzi i będzie szukał brata. Nie spodziewał się randki na plaży przy ognisku, które jeszcze się żarzyło, a reszta ekipy magicznym sposobem zmyła się, zrzucając wszystko na zmęczenie i niezbyt dobre samopoczucie. Ben obrażony siedział w pokoju, pokazując swoje niezadowolenie ze szlabanu i przymusu wcześniejszego powrotu do Anglii, gdy Harry wpadł w szał przez pijanego siostrzeńca. Chłopak nie wierzył, że Tim załatwił go w taki sposób i już miał kilka pomysłów na zemstę, bo nie mógł pozwolić, by to uszło mu na sucho. Mógł ryzykować szlabanem do końca życia, ale wiedział, że młody szatyn popamięta go za to wkopanie.
– Wow, nie spodziewałem się, że będzie aż tak przyjemnie – zaśmiał się Freddie, zajmując miejsce na niewielkim kocu. Tim właśnie szukał odpowiedniego filmu, proponując kilka pozycji. – Wybierz coś sam.
Tak właściwie to film był ostatnim punktem, który ich interesował tego wieczora. Tulili się, karmiąc wzajemnie przekąskami i błądząc rękoma po ciele. Delikatne dreszcze przechodzili przez ciało Malone, by po chwili zostać zastąpionym nieprzyjemnym uczuciem i znienawidzonymi wspomnieniami, gdy Tim wbił mu paznokcie w kark, chcąc być seksownym.
– Nie rób tak, proszę – szepnął Freddie cicho, przerywając intensywne uczucie, które się budowało.
– Przepraszam.
Tim nie rozumiał niektórych zachowań chłopaka, o których ten nie chciał nawet rozmawiać. Wiedział, że nie może dotykać okolic jego bokserek, drapać po karku i szarpać za włosy. O robieniu kroku w stronę następnej bazy nawet nie wspominając, bo Freddie nie chciał słyszeć o seksie. I nie było to kwestią braku wolności w tej chwili, bo kiedyś o tym rozmawiali i przyznał, że po prostu oboje nie są gotowi i nie chcą, by kiedyś był to powód do żałowania. Tim nie lubił faktu, że ten wszystko zrzuca na nich skoro Timmy był gotowy w każdej chwili, bo chciał przekonać na własnej skórze jak to jest sypiać z kimś. Wiedział jednak, że zmuszanie jest złe i obiecał, że zaczeka. Mimo wszystko czuł irytację, zastanawiając się co jest z nim nie tak, że jego własny chłopak nie chce go dotknąć.
– Kocham cię, Freddie – szepnął w pewnej chwili, nie umiejąc skupić się na filmie. Obejmował ukochanego w pasie nogami i opierał się o ramię, naciągając co chwila koc. – Wiesz o tym, prawda?
– A powinienem?
– Oczywiście. I nie widzę, by to miało się kiedykolwiek zmienić.
– Ja ciebie też, Timmy. – Przeczesał jego włosy delikatnym ruchem, zjeżdżając niżej na policzek i zatrzymując się kciukiem na ustach. – I przepraszam, jeśli czasami pokazuję ci coś innego. Kocham cię i będę kochać, nawet jeśli czasami wygląda jakby było inaczej, okej?
– Ale na pewno między nami wszystko w porządku?
– Tak.
– Martwię się. Martwię się tym, że się nie odzywałeś, że zachowywałeś się jakoś inaczej, że teraz widzę cię z plastrem, a Noel znowu miał siniaka na plecach.
– Wywalił się na placu, mówiłem ci. Maya go zabrała i nie przypilnowała przy ławce. Tej zielonej, wiesz której.
– Na pewno?
– Tak, Timmy.
– I jeśli coś by się działo to mi powiesz, prawda?
Właśnie w takich chwilach Freddie miał ochotę pęknąć i opowiedzieć zatroskanemu chłopakowi całą prawdę. Streścić ostatnie lata życia i pokazać, że wcale nie jest okej. Ale nie umiał. Nie chciał. Zwyczajnie bał się, że to może przekreślić ich relację, a prawda była taka, że czasami był jedyny powód, dla którego wstawał i chodził do pracy, by móc pozwolić sobie na kupno przekąsek czy biletów do kina i nie musieć się wstydzić.
– Ty nie mówisz mi prawdy, Freddie.
– Nie wierzysz mi?
– A powinienem? Nawet teraz jesteś smutny i nic mi nie mówisz.
– Nie jestem. Nie mogę być smutny, gdy mam przed sobą taki widok. – Wskazał na wodę ginącą w ciemności i gwiazdy na niebie. – I tuli mnie miłość mojego życia. – Pociągnął go na kolana, zatracając się w pocałunku, który przerwał seans.
Zatracali się w sobie, dając ponieść emocjom, a Freddie delektował się, próbując opanować nieprzyjemne uczucia, gdy dłonie Tima znowu były tak, gdzie nie powinny być.
– Możesz mi coś obiecać, Freddie? – szepnął Tomlinson, odrywając się i wpatrując w jasne oczy, w których odbijało się jeszcze światło ogniska, do którego wcześniej dołożyli drewna.
– Hm?
– Zostań ze mną na zawsze. Po prostu zostań i przytul mnie w każdym miejscu na świecie.
***
– To tylko kilka dni – szepnął Freddie, czując, że łzy w jego oczach również się zbierają. Przeżył tu naprawdę cudowne dni i nie mógł pogodzić się z faktem, że już wyjeżdża, ale nie mógł pozwolić sobie na dłuższe wakacje. Nieobecność w pracy skutkowałaby zwolnieniem, a brak wypłaty to ostatnie czego potrzebował. – Hej, będziemy rozmawiać!
– Albo znowu będziesz mnie olewać – mruknął niczym małe dziecko, które nie chciało odkleić się od rodzica w przedszkolu.
– Powinienem lecieć z wami.
– Nie, słońce. Powinieneś spędzić ostatnie dni z Zoey, bo nie będziesz jej znowu długo widzieć. Naciesz się nimi i wrócisz do mnie, hm? Głowa do góry i naprawdę powinieniem lecieć. – Zmusił go do spojrzenia w oczy, by wyznać miłość i zapewnić, że będą dużo rozmawiać, a ostatnie dni rozłąki miną bardzo szybko.
– Ale obiecujesz, że między nami wszystko okej?
– Tak, Timmy. I obiecuję, że kocham cię najbardziej na świecie.
Tim nie chciał iść na lotnisko, wiedząc, że się rozpłacze i szybkim przytuleniem żegnał się z Noelem, który wołał go, odwracając się co chwilę w stronę auta. Płakał, wtulając się w ramię, by nikt go nie przyłapał, a Harry przytulił go bez słowa, wracając z sali odlotów. Sam czuł dziwny ucisk w środku, żegnając się z maluchem, który nazywał go Hazz i z ukochanym, który miał wrócić następnego dnia.
– Timmy... – szepnął, czując, że spazmy wzbierają na sile, a nastolatek zaczyna się trząść. – Timmy, zobaczysz ich niedługo. To naprawdę szybko minie, zaufaj mi.
– Możemy wracać do domu? – wyszlochał, wycierając się w koszulkę. – Melody czeka czy coś.
– Nie mogę, gdy moje drugie dziecko nie czuje się dobrze.
– Boję się, że on mnie zostawi, Harry.
– Nie zostawi cię, Timmy. On cię kocha. – Pogłaskał go po policzku. – Miał pracę i musiał wrócić, ich mama pewnie też się stęskniła. Sami niedługo wracamy, więc musimy się spakować i posprzątać.
– Przynajmniej Bena już nie ma – mruknął, zapinając pas i zmieniając temat.
– Gemma chyba go rozszarpie. Powiesz mi w końcu co się między wami stało?
– Zapytaj jego.
– Pytam ciebie.
– A ja nie wiem co mu odpierdalało.
Mężczyzna pokręcił głową, wycofując się z parkingu i wracając do domu, gdzie Zoey z Alexem zajmowali się Melody. Dziewczynka ze śmiechem patrzyła na rozśmieszających ją nastolatków, siedząc w swoim kojcu, a dom wypełniony był dziecięcym gaworzeniem. Tim skierował się na plażę, rzucając cicho, że chce pobyć sam, by chwilę później wybuchać płaczem na piasku, gdzie jeszcze kilkanaście godzin wcześniej całował ukochanego.
Louis nalegał na odwiezienie Freddiego i Noela, gdy ci dziękowali za cudowne wakacje, a nastolatek pytał czy nie powinien chociaż zwrócić za bilety. Tulił markotnego brata, który płakał przy lądowaniu i prędko żegnał się, kierując w kierunku przystanku. Lou rozmawiał z Gemmą, która od razu naskoczyła na Bena, obiecując mu szlaban do osiemnastki, a chłopak nie robił sobie nic ze słów matki, wzruszając jedynie ramionami.
– Mówię ci, Louis, okna życia powinny być zdecydowanie większe. – Pokręciła głową, żegnając się.
Louis odprowadzał ich wzrokiem, by ostatecznie złapać taksówkę i wrócić do domu. Czekał go wieczór i barze, gdzie spotkał się z Niallem, a blondyn opowiadał o kwitnącym na nowo związku.
***
Harry wpatrywał się w Louisa, siedzącego naprzeciwko, który popijał główne danie wodą z cytryną. To była ich pierwsza randka od bardzo dawna i nawet spotkanie fanek nie przeszkodziło im w delektowaniu się kolacją w drogiej restauracji. Melody była w dobrych rękach Zoey, a oni mieli pewność, że dziewczynce nic złego się nie stanie, mając obok siebie trójkę nastolatków.
– Ubrudziłem się? – Louis zmarszczył brwi, wycierając się serwetką.
– Nie zauważyłem.
– To dlaczego tak patrzysz?
– Nie mogę się napatrzeć na mojego przystojnego męża. Czy ty widziałeś się ostatnio w lustrze? Cholera, poszczęściło mi się.
– Przestań. – Lou przewrócił oczami, lekko się rumieniąc. Nienawidził komplementów i nadal nie umiał ich przyjmować. – Brakowało mi tego – przyznał po chwili, łapiąc ukochanego za rękę.
– Mnie?
– Chwil tylko z tobą. Powinniśmy robić to częściej.
– O tak, powiedz to Timowi, który w tym czasie miałby sam zostawać z Melody.
– Zmienił się, zauważyłeś?
– Widziałem jego zarost i myślisz, że powinniśmy o tym z nim porozmawiać?
– O goleniu się? Pewnie sam już to dawno ogarnął.
– O dojrzewaniu.
– Kochanie, on ma szesnaście lat i wie, że jeśli ma jakieś pytania, chętnie na nie odpowiemy i ma przyjść. Rozmawiałem z nim, gdy był ze mną w Londynie i jest wszystko w porządku, martwi się jedynie o Freddiego.
Wszyscy martwili się o Freddiego. Nie mogli dopuścić do siebie myśli, że nie będzie go już z nami i nie będą mogli kontrolować wszystkiego. Owszem Louis wymusił na chłopaku wymianę numerami, ale i tak wiedział, że na odległość to nic nie da. Obiecał sobie, że zadzwoni jutro do niego, by zapytać jak w domu, bo tonację trudniej było zmieniać. Powrót do Londynu zbliżał się nieubłaganie, a oni po części oddychali z ulgą na myśl, że będą bliżej w razie kolejnego wypadku. Kochali ich letni dom, ale byli już zmęczeni słońcem i wysokimi temperaturami, tęskniąc jednocześnie za własnym łóżkiem. Louis zapragnął nawet rodzinnej imprezy, obiecując sobie, że zorganizuje coś po powrocie.
Przemierzali ulice ze śmiechem, trzymając się za ręce i ciesząc z ciemności, która dawała im namiastkę anonimowości. Całowali się w najpiękniejszych miejscach okolicy, by w końcu wrócić do domu ze śmiechem. Zdziwili się, gdy trafili na ciszę. Dopiero w pokoju na piętrze przywitał ich krzyk ofiary w horrorze, a oni przerwali seans filmu. Tim już spał, a Zoey tłumaczyła, że nie czuł się najlepiej i bolała go głowa. Oddała elektroniczną nianię, która pokazywała grzecznego niemowlaka w krainie snu, a oni podziękowali za opiekę, dodając, że nie powinni siedzieć za długo i żegnając się. Harry zdziwił się, gdy Louis rzucił się na niego, wpijając się w wargi z rozkoszą.
– Popływaj ze mną – poprosił, a szaleństwo sprawiało, że jego oczy błyszczały. – Nago, Harry. Popływaj ze mną nago.
Rozbierali się, schodząc na plażę i całowali się, zrzucając bieliznę nad wodą. Louis obejmował ukochanego nogami w pasie, gdy kierowali się w coraz to chłodniejszą wodę, która zaczynała zapominać o promieniach słońca. Ciemność dawała im poczucie intymności i całowali się, gdy fale obijały się o ich ciała.
– Tak bardzo cię kocham, Harry – szepnął szatyn, wplątując palce w loki, które tak uwielbiał. – Dziękuję ci za życie jakie mi dałeś. Dziękuję za każdy dzień, który ze mną dzielisz i za każdy gest, który sprawia, że czuję się jak w domu.
Brunet cieszył się z obecności wody, gdy łzy spływały po jego policzkach. Całował usta ukochanego z lubością, czując, że zaczynają tracić grunt pod nogami i w ostatniej chwili zreflektował się, że myśli, iż mogliby razem nawet umrzeć, są nieco nie na miejscu, gdy w domu są ich dzieciaki. Właśnie dlatego kładł Louisa na piasku, pozwalając jednocześnie wodzie podmywać ich splątane ciała, gdy z pocałunkiem wchodził w męża, a powietrze wypełniło się jękiem. Nie zważali na sytuację i publiczne miejsce, dla nich liczyła się jedynie chwila i stosunek, który miał złączyć ich w jedno.
***
– Uważajcie na siebie, Harry – poprosił Louis, żegnając się z Hazzą i Zoey, która nie mogła uwierzyć, że wakacje właśnie się kończą, a ona musi wrócić do Stanów i nie ma żadnej pewności, że zobaczy ukochanych chłopaków w najbliższej przyszłości. – A ty musisz prędko do nas wrócić, bo ja już czuję jak tęsknię. – Przytulił nastolatkę nieco za mocniej, ale faktycznie coś ściskało go w środku na myśl, że zaraz jej z nimi nie będzie.
– Dziękuję za to!
Louis nie czuł się najlepiej, wracając do domu, gdzie musiał zająć się markotną Melody. Był wdzięczny Timowi, który wrócił wieczorem i spędził z nim czas, proponując film. Lou czuł się dziwnie samotny i obecność syna naprawdę podniosła go na duchu. Nie pamiętał nawet kiedy ostatni raz robili coś wspólnie i film w tym wypadku wydawał się rarytasem.
– Freddie cię pozdrawia – powiedział nastolatek w połowie seansu, odpisując ukochanemu, któremu wysłał zdjęcie telewizora i streścił plan na wieczór.
– Pozdrów go również. Co u niego?
– Noel dostał uczulenia na truskawki u opiekunki i jest cały czerwony.
– Byli na pogotowiu?
– Nie, bo podobno tak już kiedyś miał i mu przeszło.
– Zapytaj go czy z nim pojechać.
– Pytałem i powiedział, że nie.
Louis od razu wysłał do chłopaka wiadomość z prośbą, by dzwonił, gdyby stan chłopca się pogorszył, a Freddie podziękował, zapewniając, że się tym zajmie.
Harry z uśmiechem wchodził do restauracji, gdzie czekał Jeff. Mężczyzna dzwonił kilka tygodni temu, pytając co u jego ulubionego podopiecznego i zazdroszcząc wakacji. Wspominał o spotkaniu i prosił o nie, gdy Hazz zatęskni za Stanami. Właśnie dlatego rezerwował stolik w ich ulubionym lokalu i witał się z Jeffreyem.
– Nie tęsknisz za tym? – zagaił, gdy pałaszowali główne danie, rozmawiając za muzyką i trasą.
– Czasami tak, ale wszystko dzieje się tak szybko, że nie mam nawet czasu na myślenie o muzyce. Chociaż napisałem kilka tekstów.
– Właśnie za to cię uwielbiam, Harry.
– I dlatego chciałeś się spotkać?
– Właściwie to nie chodzi mi o ciebie, chociaż wiesz, że musisz nagrać jeszcze jeden album i powinniśmy o nim pomyśleć, prawda?
– Jeszcze nie teraz, Jeff. Teraz jestem głównie ojcem i to nasza Melodyjka gra koncerty, nie ja. To o kogo ci chodzi, że to akurat musi dotyczyć mnie?
– Właściwie to chodzi mi o Tima.
----
Hej, dzień dobry, dobry wieczór! Wpadam wreszcie po mięsiącu z jednym z dłuższych rozdziałów w dotychczasowej rozpisce BML. Ale wracam, a to dobrze, bo myślałam, że nigdy tego nie skończę. Ostatnie tygodnie były szalone, a moja obietnica przynajmniej dwóch rozdziałów na miesiąc jakoś umarła. Ale teraz powinno być lepiej! No i jesteśmy na właściwym kursie to właściwej akcji, której wagonik ruszy już w następnym rozdziale!
Dajcie o sobie znać, bo to wielka motywacja! Gwiazdka i kilka słów od każdego, a co! Chyba zasłużyłam <3
Standardowo znajdziecie mnie na Twitterze pod hasztagami #BMMLarry oraz #BMLLarry, gdzie wrzucam zapowiedzi, spojlery i małe informacje.
Dużo miłości! xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro