"Możesz mi obciągnąć."
– Spójrz na siebie, pedale! – Luca zaśmiał się i splunął, a plama śliny spadła tuż obok butów Tima. Które de facto kupił mu niedawno Harry i z pewnością nie kosztowały mało. – Mnie przynajmniej nie trzeba kupować ani za mnie płacić.
– Nikt nie musi mnie kupować, zjebie jeden.
– Ta? Z tego, co wiem, o jeden z twoich pedalskich ojczulków płacił mojej matce, by dała sobie spokój z tobą. Ja to zrobiłbym to za darmo, bo taki gówniak to wstyd.
– Nie masz prawa tak mówić o mojej rodzinie! – krzyknął Tim, odrzucając na bok deskorolkę i atakując przyrodniego brata, od którego od pierwszego spotkania dzisiejszego dnia nie biła sympatia. Naśmiewał się z Tima, rzucając w jego stronę nieprzyjemne epitety i dogryzał mu o płaceniu za niego.
– Jesteście żałośni, nie umiejąc radzić sobie bez kasy. Nadal jesteś takim samym robakiem, jakim byłeś, zanim Styles się nad wami zlitował.
– Hola, hola. – Freddie złapał chłopaka za ramię, czując, że musi zareagować. – Potrzymaj go i się odwróć – dodał, podając mu Noela, który chwilę wcześniej przewrócił się z piłką i łzy na jego policzkach dopiero schły.
– Po co?
– Bo nie lubię, gdy mój brat patrzy na przemoc. A ty słuchaj. – Złapał Lucę za bluzę i wstrząsnął niższym nastolatkiem, który z pewnością nie miał z nim szans. – Jeszcze raz usłyszę jakiekolwiek słowo wypływające z twojej mordy w stronę Tima, to zamienię twoje życie w piekło. Tak samo, jak twoich kumpli, gdy coś pisną. Teraz ładnie go przeprosisz albo pokażę ci, co potrafię.
– Możesz mi obciągnąć. – Chłopak zaśmiał się prosto w twarz Malone, a Freddie wymierzył mu cios.
– Może to cię czegoś nauczy. Idziemy do domku. – Podrzucił Noela do góry, jakby wcale chwilę wcześniej nie groził innym i nie uderzył jednego w twarz.
Wychodzili ze skateparku w akompaniamencie wyzwisk i śmiechu dziecka, które Timmy woził na deskorolce. Temat bójki i nieprzyjemnych słów zastąpiony został Alexową opowieścią o hejtach w poprzedniej szkole, gdy wspominał, że nie czuje się dziewczyną. Wszystko spotykało się ze śmiechem, a on znienawidził szkołę, dziękując teraz ojcom za zmianę domu. W Londynie miał swój nowy początek i ze spokojem znosił wizyty u specjalistów, którzy mieli wydać opinię, że to nie jest faza. Zresztą nawet ojcowie pogodzili się z faktem, że stracili córkę na rzecz syna i Zayn zabrał go do fryzjera, wreszcie pozwalając na zmianę fryzury.
– Myślisz, że on mówił to na serio? – zapytał Tim, który rzeczywiście był trochę cichszy niż zawsze po akcji w parku. Siedzieli w McDonald's po pożegnaniu się z Alexem, bo ten musiał pędzić do domu.
– Że chce zmienić płeć?
– Mówię o tym kurwiarzu, a nie Alexie. – Przewrócił oczami.
– On jest pojebany, Tim. – Freddie zakrył dziecięce uszy przy przekleństwie, a Noel zbuntował się, że ten przerywa mu jedzenie frytek. – Dobrze o tym wiesz. I gadał jakieś głupoty. Przecież widać, że Harry was kocha jako cholera i na pewno się nad wami nie lituje.
– Ale myślisz, że serio im zapłacił? – Spojrzał na niego z nadzieją, że zaprzeczy, bo podświadomie czuł, że prawda nie jest taka kolorowa. Bał się, że jest coś, o czym nie wie, a prawda właśnie zaczęła wychodzić na jaw.
– Nie wiem, Tim. Wiem tylko, że jeśli faktycznie tak by było, to pewnie zrobił to, by was chronić. Ja też zapłaciłbym za ciebie każde pieniądze, gdybym je miał i gdyby to miało sprawić, że bylibyśmy razem na zawsze.
– Muszę iść, okej? – Chwycił swoją torbę i wstał energicznie. – Zdzwonimy się?
– Nie przejmuj się nim, Timmy.
– Zadzwonię. – Przytulił nastolatka, całując malucha i wyszedł szybkim krokiem.
Louis krzątał się po domu, rozmawiając z matką, podczas gdy Harry upewniał się, że Mel nadal śpi na tarasie, korzystając z coraz to piękniejszej pogody. Początek kwietnia przyniósł nadzieję na koniec zimy, a w ich życiach ciągle gościło słońce. Grube kurtki nadal wisiały na wieszakach, ale już niedługo miały zostać schowane głęboko w szafie. Podczas wspólnych kolacji padał nawet temat wakacji i wycieczki, ale równie szybko był kończony przez wspomnienie, że wyjazdy z półrocznym dzieckiem na pewno są dużym wyznaniem.
– Jak mogłeś? – Tim miał uniesiony głos już od pierwszego kroku po trzaśnięciu drzwiami. Miał gdzieś fakt, że jego mała siostra mogła spać albo wybuchnąć płaczem przez zbyt głośne dźwięki. Chciał jedynie wyjaśnienia sytuacji, która męczyła go przez całą drogę powrotną. – Zapłaciłeś im?! Kurwa, zapłaciłeś im! – krzyczał, patrząc na Harry'ego, który zdążył wymienić się z mężem opieką nad córką domagającą się przebrania po drzemce.
– O czym ty mówisz, Tim? – Brunet próbował zabrzmieć łagodnie, ale dziwne poczucie w środku dawało mu do zrozumienia, że jednak ma kłopoty. – I nie krzycz, Mel będzie płakać.
– Ufałem ci, a ty wszystko pieprzysz! I oczywiście wszyscy o tym wiedzą oprócz mnie! Ludzie mieli rację, a ty wszystko załatwiasz kasą! Myślałem, że ci na mnie zależy, ale ty nigdy się nie zmienisz i zawsze będziesz się nad nami litował. Mam tego dość!
– Po pierwsze, Tim, uspokój się, bo ja nie będę z tobą rozmawiać, jeśli krzyczysz.
– Jasne, jakoś w tym wątku nigdy nie byłeś skory do rozmowy. – Chłopak skrzyżował ramiona, odwracając wzrok i wzdychając, gdy tym razem pojawił się Louis i zaczął wypytywać o krzyki ze zdenerwowaniem. – Wiedziałeś?
– O czym.
– O tym, że on im zapłacił. – Wskazał palcem na Hazzę.
– Komu?
– Jessice. Zapłacił im, by dali mi spokój, a Luca o wszystkim wie.
Dwie pary oczu zostały wbite w mężczyznę, do którego oczu cisnęły się łzy. W ciszy i z udawanym spokojem mył butelki, a potem otworzył lodówkę, upewniając się, że mają zwykłe mleko na półce.
– Nienawidzę was obojga. – Tim miał dość napięcia, które się utworzyło i milczenia ze strony winnego rodzica.
Okej, Harry nawet nie miał pojęcia jak teraz wszystko odkręcić, bo liczył, że temat nigdy więcej nie pojawi się w ich domu. Wszystko zostało zakończone długie miesiące wcześniej i przecież nie było o czym mówić. Louis drążył, chcąc dowiedzieć się prawdy, bo czuł, że Tim nie miał po prostu nastoletniego wybuchu gniewu. Denerwował się, widząc wzruszenie ramion otrzymywane od męża i podnosił głos, nie zważając na niemowlaka leżącego w salonie. Gestykulował, przypominając o obietnicach ślubnych, gdzie mówili o szczerości i braku kłamstwa, a także rozmowach na ważne tematy. Niewzruszony brunet zmywał niewidoczne ślady na blacie, którego warstwa zabezpieczająca z pewnością została już zdrapana przez ciągłe tarcie w jednym miejscu.
– Odpowiedz mi do cholery jasnej! – Louis złapał go za ramię, zmuszając do spojrzenia w oczy.
– Muszę się przewietrzyć.
– Nie, rozumiesz?! Masz mi to wyjaśnić! Obiecałeś, że nigdy mnie nie okłamiesz.
– Nie okłamałem cię, zrobiłem to dla nas.
– Czyli to prawda?
Szybkie kroki z góry przerwały nadchodzącą kłótnię, a Tim rzucił, że nawet mają się nie odzywać, jeśli chcą przekazać mu kolejne kłamstwa. Chciał po prostu wtulić się w chłopaka i zapomnieć na chwilę o przeklętych problemach bogatych ludzi, więc chwycił z szuflady odpowiednie klucze i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami.
– Ja to zrobiłem dla nas, Louis. – Harry spojrzał błagalnie na ukochanego, czując, jakby za chwilę miał go stracić. Jego głos zaczął się załamywać, gdy wszystkie obrazy z tamtych chwil na nowo odtwarzały się w jego umyśle. – Rzuciłem im po prostu propozycję, nie spodziewałem, że się zgodzą, ale jednak się zgodzili.
– Ile?
– To nie jest ważne, Louis.
– Jest. Ile?
– Lou...
– Obiecuję ci, że wyniosę się z Melody do moich rodziców, jeśli teraz nie powiesz mi całej prawdy.
– Ja was kocham.
– Kłamstwo nie oznacza miłości, Harry. Więc ile?
– Pięćdziesiąt.
– Pięćdziesiąt co?
– Tysięcy.
– Słucham?
Harry bał się, że gdyby Louis dowiedział się faktycznej kwoty, która po drugiej racie tuż po rozprawie była podwójną wartością sumy, jaką podał, składałby już papiery rozwodowe. Mieli kiedyś poważną rozmowę na temat pieniędzy i doszli do wspólnego wniosku, że te nic nie znaczą, ale jednocześnie muszą być wobec siebie szczerzy, bo przez te „nieważne" niuanse wynikają właśnie takie kłótnie i lecą słowa, które nigdy nie powinny mieć miejsca.
– Ja to zrobiłem dla nas, Louis. Ona chciała walczyć, a wtedy wszystko by się posypało. Gdyby odzyskała prawa, to ja bym ich nie miał. Gdyby odzyskała prawa, to cały czas by mąciła i była częścią naszej rodziny.
– Ty ją nielegalnie przekupiłeś! Kupiłeś Tima!
– To było jedynie... wynagrodzenie za wycofanie wniosku. Nie gniewaj się, proszę.
– Mam dość, rozumiesz? Serio, muszę to przemyśleć. Wiesz, jak bardzo nienawidzę kłamstw, a teraz wychodzi takie coś. Jest jeszcze coś, o czym powinienem wiedzieć? – Louis wpatrywał się w męża, który przełknął ślinę i pokręcił ostatecznie głową.
– Na przyszłość nie ingeruj w moją przeszłość, bo to moje problemy.
I twoje dziecko? – cisnęło się na jego usta, ale wolał nie usłyszeć odpowiedz.
Napięta atmosfera utrzymywała się całe popołudnie, a Tim zbywał ich wiadomościami, powtarzając ciągle, że ma ich dość i nie wie, czy dzisiaj wróci do domu. Louis zdenerwował się, krzycząc do niego przez telefon, gdy ten wreszcie odebrał. Nastolatek odpowiedział tym samym, rozłączając się w końcu. Hazz wystukał do chłopaka krótką wiadomość, by mieć pewność, że ten jest bezpieczny.
Wziąłeś klucze, możecie tam zostać na dzisiejszą noc, ale o 22 masz wysłać mi zdjęcie zegarka na ścianie
Tim nie spieszył się z odpowiedzią, ostatecznie dostając kolejnego SMSa z pytaniem, czy jest z nim Freddie. Wysłał krótką odpowiedź twierdzącą, a Harry przekazywał pozdrowienia. Ich dom wypełniony był dziwną atmosferą, a rodzinna kolacja nie doszła do skutku. Przygotowywali Melody do snu w ciszy, mrucząc jedynie kilka słów do dziewczynki i zachowując się, jakby ich małżeństwo nie istniało.
– Odzywał się do ciebie? – rzucił Louis, widząc, że jego syn najprawdopodobniej nie wybiera się do domu.
– Nocuje dzisiaj w moim mieszkaniu.
– I pozwoliłeś mu?!
– Tak.
Spokojny ton bruneta denerwował Louisa, który uważał wszystko za szalony pomysł. Szatyn mruczał, że powinien zerknąć do baru i przebierał się w pośpiechu, szukając jeszcze kluczyków do auta.
– Kocham cię – rzucił Hazz w powietrze, słysząc męża już przy drzwiach. Nawet nie miał pewności, że dostanie odpowiedź, bo w takich chwilach ich miłość stawała się tematem tabu, a kłótnie brały górę.
– Ja ciebie też.
– I mógłbyś wrócić wcześniej?
– Postaram się.
– Będę czekać.
Wieczór był trudny dla ich dwójki, gdy niedopowiedzenia nadal tworzyły mur pomiędzy małżonkami, walcząc z miłością. Harry położył się około północy, tracąc nadzieję, że Lou wróci o sensownej porze, biorąc tabletki, którymi ratował się przed ślubem, by nieco się uspokoić. Zioła miały go wyciszyć i pokonać nieprzyjemne myśli, jednocześnie nie pozwalając, by spał jak zabity. Przebudził się, czując przytulenie od tyłu, a wilgotne kosmyki Louisa łaskotały go w szyję.
– Miałem być wcześniej, ale trochę się zasiedziałem.
– Dobrze, że jesteś.
– Zawsze będę. – Pocałował go w głowę, tworząc dużą łyżeczkę.
Podskoczyli, gdy rano drzwi się otworzyły i Tim wszedł do środka, mrucząc ciche powitanie. Od razu przemknął na górę, nie chcąc rozmawiać z ojcami, którzy w jego oczach nadal byli najgorszymi osobami na świecie. Harry ruszył za nim, czując, że musi wszystko wyjaśnić i przeprosić. Kiedy płacił Jessice, czuł, że robi dobrze, teraz niczego nie był pewien i wszystko wydawało mu się naprawdę głupim pomysłem, bo przecież nie wszystko powinno się załatwiać pieniędzmi.
– Chciałem cię przeprosić, Timmy – zaczął od razu, pukając do pokoju nastolatka.
– Daj spokój, Harry. Dzięki za udostępnienie mieszkania.
– Muszę ci wytłumaczyć wszystko. Mogę? – zapytał, zajmując łóżko. Potok słów wypływał spomiędzy jego warg, gdy próbował wyjaśnić wszystko ze swojego punktu widzenia. Tim patrzył na niego, słuchając w ciszy i w końcu spuszczając wzrok, by utkwić go w skarpetkach.
– On powiedział, że ty się nad nami litujesz, Harry.
– Nad nikim się nie lituję, Tim. Kocham was najbardziej na świecie i jeśli te pieniądze nic by nie dały, to mógłbym nimi zapłacić za zabicie tej kobiety.
Nastolatek uśmiechnął się, kręcąc głową na ten średnio śmieszny żart.
– Kocham was, okej? I wiem, że powinienem powiedzieć to od razu, ale się bałem. A jeśli on znowu powie coś takiego, to powiedz, że mogę zgłosić jego matkę do urzędu skarbowego. Albo walnij mu prosto z mostu, że to on teraz żyje z moich pieniędzy, a ta kwota to nic. Ale nie mów tego ojcu, bo mnie zabije za takie rady.
– Akurat w radach to często jesteś chujowy, ale za to ojcostwo idzie ci super. – Przytulił się do niego.
– Mogą nazywać mnie nawet chujowym muzykiem, ale jeśli twierdzisz, że jestem spoko ojcem, to ja nie potrzebuję innych tytułów. – Pocałował go w głowę.
***
Rodzinna kolacja nie była tym, o czym Louis marzył w ten weekend, ale obiecał i nie mógł się już wykręcić. Mama naciskała na spotkanie i spędzenie razem kilku godzin. Właśnie dlatego w niedzielne popołudnie pakowali torbę Melody i kierowali się do odpowiedniego domu, gdzie Jay z przejęciem upewniała się, że wszystko jest gotowe. Witali się z uśmiechem, ściskając i przyznając, że się stęsknili. Dziewczynka niewypuszczana była z ramion przez długie godziny, leżąc spokojnie w objęciach babci, która zachwycała się idealnie wzrastającą wagą i gęstymi włoskami, które powoli zaczynały się wycierać.
– A jak u ciebie, Timmy?
– A no wiesz, nie chcą zgodzić się na prawko i nadal muszę jeździć autobusem.
– Rozmawialiśmy o tym, Tim – westchnął Louis, dolewając sobie soku.
– No ale tato!
– Nie. Czekasz do swojego wieku i nie będę kombinować, byś mógł mieć auto po szesnastce. Już wystarczy mi fakt, jak wiele rzeczy możesz legalnie robić. – Machnął ręką.
– Jak na przykład pić i palić?
– Zabiję cię, jak to zrobisz – zagroził.
– Ale to już będzie legalne.
– Nie. Rozumiesz? Nie.
– A może chcesz zostać dziadkiem?
– Boże, dzięki ci za Freddiego. – Louis uniósł ręce w geście modlitwy, a Harry zaśmiał się.
– Nie, no, dzieciaki idą na bok, bo Mel serio nam wystarcza. Wiesz, jak ona się drze, babciu?
– A wiesz, jaki ty byłeś głośny? I pomyśl sobie, że twój tato był prawie w twoim wieku i już nie mógł wyjść z domu, kiedy chciał.
– Mógł wyjąć w porę.
– A wiesz, że często też o tym myślę? – Louis spojrzał na syna, dając mu coś do zrozumienia.
– Mówisz? – Tim przekomarzał się, krzywiąc lekko. – A wtedy nie myślałeś?
– Okej, koniec. – Harry klepnął w udo ukochanego, by przerwać temat, który zmierzał w złym kierunku. – Prawko robimy za rok, teraz możesz jedynie wybrać sobie prezent.
– Myślałem nad imprezą u nas, ale oczywiście wy nie dacie mi wolnej ręki.
– O patrz jaki mądrala z ciebie. To pewnie po tatusiu. – Louis uśmiechnął się.
– Na pewno nie tym genetycznym.
Tim marzył o dużej imprezie w majowy weekend zorganizowanej w ich domu i tylko wymyślał sposób, by pozbyć się rodziców i siostry z domu. Jay wspominała, że to nie jest takie złe, proponując zostawienie malucha pod ich opieką i krótki wyjazd dla mężczyzn. Louis kręcił głową, patrząc teraz na ojca, który przejął wnuczkę i spojrzał w jej oczy, dodając, że przecież daliby radę. Melody jak na zawołanie uśmiechnęła się, a Tim zauważył to, dodając krótkie:
– Na szczęście w siostrze mam wsparcie. To co, zgadzacie się? Będę grzeczny, obiecuję!
– Pogadamy o tym, okej?
– Czyli nie. – Nastolatek już wiedział, co znaczą słowa „pogadamy" lecące od ojca, który zawsze w taki sposób urywał temat i nigdy do niego nie wracał.
Właśnie dlatego to on poruszył wątek w drodze powrotnej do domu, obiecując, że naprawdę nie będą mieli się czego wstydzić i za co się wkurzać. Harry próbował pogodzić zwaśnione strony i być mediatorem. Poprosił o dokładny plan imprezy i kosztorys, a oni wtedy będą mogli się zastanowić. Timmy z uśmiechem obiecał, że zrobi nawet listę plusów i będą mogli się do tego odnieść.
– Jak ty się szybko uczysz rodzicielstwa – zauważył Louis, zrzucając kurtkę po wejściu do domu.
– Uczę się od najlepszych.
– Akurat ja nie jestem dobry w mediacjach ojca z synem.
– No okej, to akurat czytałem w podręczniku dla rodziców nastolatka.
– Chyba też go potrzebuję.
– Leży na mojej szafce, możesz wziąć.
Louis rzeczywiście przeglądał książkę, leżąc w łóżku po długiej kąpieli i czytał losowe fragmenty. Niektóre nawet zaznaczone były kolorowymi karteczkami, a Hazz wyjaśnił, że to na potrzeby przyszłych problemów. Miał nadzieję, że niektóre z tych wątków nigdy ich nie dotkną, a oni nie będą musieli przechodzić przez uciekanie z domu czy upijanie się na imprezach. O papierosach już nie wspominając. Pragnął, by Tim uczył się na ich błędach i wiedział, że używki to zło, w które nie warto się pakować.
Nastolatek chwalił się chłopakowi o planach urodzinowych, a Freddie oferował pomoc w przygotowaniach. Opowiadał o długim dniu tęsknoty i ganiania za Noelem, który wreszcie padł. Tim wiedział, że chłopiec często jest męczący, zwłaszcza gdy zmuszeni byli nocować z nim w mieszkaniu Harry'ego, bo Freddie musiał zająć się młodszym braciszkiem. Timmy zdziwiony był, że matka chłopaków nie przejmuje się nieobecnością rocznego dziecka, ale uwierzył ukochanemu, gdy ten powiedział o poinformowaniu jej, gdzie są. Czuł, że nie jest do końca szczery, ale nie miał chęci na taplanie się w kolejnych kłamstwach.
– Wpadasz na nocowanko? – zaproponował Tim, gdy udało im się nawiązać połączenie, bo wolał słyszeć ukochanego, a nie ciągle pisać. – Ustawimy budzik na piątą i nikt się nie dowie.
– Śpią już?
– Pewnie tak. Byliśmy u babci i mówili, że są padnięci.
– Okej, zaraz będę.
– Weźmiesz wino?
-----
Hej, hej, hejo! Tęskniliście? Bo ja bardzo! I ostatnio postanowiłam, że nie usuwam opka, ale przyspieszam akcję do tej właściwej, bo nie mogę doczekać się Waszej reakcji! Jednakże potrzebuję trochę motywacji, więc czy możecie skrobnąć chociaż kilka słów? I niech każdy da gwiazdkę, proszę!
Standardowo zapraszam na Twittera na hasztagi #BMMLarry oraz #BMLLarry, gdzie wrzucam spojlery i dramy! A może by tak zrobić kiedyś "zapytaj bohatera"?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro