Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Mam wrażenie, że on nie rozumie, dlaczego zabieramy Melody, a jego już nie."


– Bardzo się o was boję – wyznał Tim, wciskając ręce między nogi. Siedział na oparciu ławki, dotychczas wpatrując się w nowe buty, by w końcu przerwać ciszę szczerym wyznaniem, które wyszeptał, patrząc na ukochanego. Freddie właśnie zastanawiał się jak radzi sobie Noel, czując, że jego serce pękło, gdy zostawił brata za drzwiami ośrodka. Ale o to poprosił go psycholog, chcąc zbadać więzi łączące malucha z Harrym i Louisem. Kobieta potrzebowała jasnego przekazu, że chłopiec naprawdę czuje do nich coś specjalnego, co jest przeciwieństwem strachu i nieufności. – Ja nie mogę pozwolić wam zniknąć z mojego życia. Za bardzo was kocham, by was stracić. – W jego oczach pojawiły się łzy, które nie były nowością przez ostatnie dni czy tygodnie. Nadal nie umiał pogodzić się z sytuacją, która zabijała go od środka, a on zawalał szkołę i przyjaźnie. Wiedział, że robi sobie nieco za dużo zaległości, ale nie był w stanie się skupiać i często urywał się z zajęć, wracając do domu z płaczem. Miał wsparcie ojców, którzy również byli przerażeni i stawali na głowie, by jakoś pomóc.

– Nie stracisz, nawet tak nie myśl. Chodź tu. – Zmusił go do podniesienia się i wsunięcia w ciepłe ramiona, które wywołały jedynie jeszcze większe łzy. – Obiecałem, że nigdy cię nie zostawię i mam jeszcze kilka miejsc na świecie, w których muszę cię pocałować, pamiętasz?

– Przytulić – poprawił Tim mruknięciem, chociaż wspomnienie jego tekstu wywołało uśmiech na jego ustach. Freddie był świetnym słuchaczem, a nastolatek miał pewność, że ten rozumie i pamięta nawet najmniejsze detale.

– Czyżbyś gardził moimi buziakami?

Stęsknione usta złączyły się kolejny raz, by już po chwili ciała znowu splątały się w głębokim przytuleniu. Oboje przymknęli oczy, delektując się chwilą, gdy świat przestawał istnieć.

W tej samej chwili Noel podawał właśnie roześmianej Melodie jedną z kolorowych piłeczek, a dziewczynka rzucała ją przed siebie, wybuchając jeszcze głośniejszym śmiechem. Harry z całych swoich sił próbował zabawiać malucha, zerkając na męża, który był najbardziej zdenerwowany z nich wszystkich. Nieprzespane noce i bóle głowy znowu powróciły, a Hazz kilkukrotnie przyłapał go na płaczu z bezsilności, który kończył ciasnym przytuleniem i zapewnieniem, że uda im się otrzymać zgodę na zostanie rodziną zastępczą. Nie rozmawiali jeszcze z Freddiem, a psycholog poprosiła, by jeszcze tego nie robić, bo chciała surową ocenę, bez wpływu emocji na wieść o decyzji Tomlinson-Stylesów. Nawet Tim obiecał, że nie piśnie słowa, chociaż miał ochotę zadzwonić do ukochanego już wtedy, gdy podczas kolacji Harry wraz z Louisem poważnymi głosami zapytali go czy miałby coś przeciwko, gdyby Freddie i Noel zamieszkali z nim. Nie marzył o niczym innym, a myśl, że miałby chłopaka pod tym samym dachem, napawała go jedynie optymizmem. Oczywiście ojcowie musieli zgasić jego zapał, wspominając, że nic nie jest jeszcze pewne, a oni dopiero wszystkiego się dowiadują, ale na obecną chwilę są jedynymi zainteresowanymi opieką nad chłopakami.

Salon wypełniony był przeraźliwym płaczem, gdy nastoletnia dwójka z dziwnym przeczuciem wracała do domu. Noel zdzierał gardło, szukając Freddiego, gdy przypomniał sobie o nim i domagał się przytulenia od brata. Łapczywie łapał powietrze, znajdując się wreszcie w znajomych ramionach, a dorośli z przerażeniem patrzyli na całą sytuację, która utwierdzała ich w przekonaniu, że nie ma żadnej siły, która zmusiłaby ich do rozdzielenia rodzeństwa. Rozmawiali z psychologiem, stojąc przed domem po długim pożegnaniu, a Tim patrzył na ojców z auta, umawiając się z Aleksem, bo potrzebował obecności przyjaciela. W takich chwilach najbardziej tęsknił za Zoey i wiedział, że połączą się z nią na Skype, zajmując sypialnię Malika. Poprosił Harry'ego o podwózkę i obiecał, że wróci wieczorem, trzaskając za sobą drzwiami, gdy znaleźli się pod odpowiednim domem.

– Jedziesz dzisiaj do baru? – zapytał Harry, odkładając klucze i idąc do kuchni za ukochanym, który wyjmował z lodówki przygotowane warzywa, by nakarmić Melody. Wiedzieli, że dzisiejszy dzień będzie nieco zabiegany i w takich chwilach dziękowali sobie za przygotowywanie posiłku do przodu.

– Chyba tak, a co?

– Pomyślałem, że moglibyśmy spędzić ten wieczór razem.

– Każdy wieczór spędzamy razem, słońce, chciałbyś dzisiaj czegoś specjalnego?

– Pomyślałem, że mogę zrobić coś dobrego na kolację, a potem obejrzymy coś fajnego po wieczornym buziaku, co? Albo wybierzemy się do kina, pogadam z Timem.

– Wydaje mi się, że nie powinniśmy go teraz niczym obarczać. I naprawdę nie jestem w nastroju na wyjścia, hm? – Podniósł się znad dziecięcego krzesełka. Zmarszczył brwi, widząc, że coś trapi jego męża i ten z pewnością chce coś powiedzieć i szuka odpowiednich słów. – Co się dzieje, Harry? – Podszedł do niego, obejmując delikatnie w pasie i z uczuciem patrząc w najpiękniejsze oczy świata, które teraz wypełnione były smutkiem.

– Pęka mi serce za każdym razem, gdy wychodzimy stamtąd i żegnamy się z Noelem i mam wrażenie, że on nie rozumie, dlaczego zabieramy Melody, a jego już nie.

Te słowa sprawiły, że coś w środku Louisa pękło, bo Harry nieświadomie wypowiedział jego myśli, a usłyszenie ich na głos, sprawiło, że zabolały milion razy bardziej. Nieprzyjemny ucisk w środku uniemożliwił mu wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa, więc wysilił się jedynie na ciasne przytulenie i przejechanie palcami po niesfornych lokach, które były jego ulubionym ostatnim i pierwszym widokiem, gdy żegnali stary dzień i witali nowy w swoich objęciach.

– Złożymy wniosek o zabranie ich na weekend tak, jak wspominała kuratorka, hm? – powiedział w końcu.

– Boję się, że coś się stanie i nam ich nie dadzą.

– Zrobimy wszystko, by mogli z nami zamieszkać, Harry. Nakarmisz Melody? Chyba muszę się położyć na chwilę.

– Zadzwonię dzisiaj do Jay i umówię cię na badania. I nic nie mów, bo się pokłócimy – zagroził, bo ostatnio znowu ból głowy towarzyszył Louisowi niemal przez całe dnie. Przeciwbólowe tabletki znikały w jego ustach jak cukierki, a on denerwował się, gdy tylko padał temat badań.

– Jej kubek jest w torbie – westchnął, obdarzając malucha ostatnim buziakiem, by zniknąć w sypialni, gdzie w ciszy i ciemności czekał aż silniejsza tabletka przyniesie mu ulgę.


***


Freddie siedział zszokowany przy stole, otoczony znajomymi twarzami i czuł się niezręcznie, czując na sobie wzrok zgromadzonych. Delikatne palce Tima głaskały go po wierzchu dłoni pod stołem, a on jedyne na co umiał się zebrać to spojrzenie na Noela, który mówił coś do Puffy'ego, którego znowu mogli przyprowadzić. Chłopiec tylko nim się interesował i sprawiał wrażenie jakby tylko psu ufał, co nawet nie dziwiło starszego Malone. Właściwie tylko zwierzak ich nie zawiódł. Nie spodziewał się jednak, że Harry i Louis przyjdą któregoś dnia do nich i wraz z kobietą z opieki społecznej i kuratorem opowiedzą o planie Tomlinson-Stylesów, by ci stali się ich rodziną zastępczą. Jeszcze jakiś czas temu zastanawiał się jakby mogło to wyglądać, gdy Tim zaczął pobąkiwać na ten temat, ale teraz stał tutaj i musiał coś odpowiedzieć, bo od niego zależy jak dalej potoczy się ich życie.

– Chcemy dać wam szansę, Freddie – powiedział Louis, czując, że musi coś zrobić, bo niezręczna cisza go zabijała. – I tak jesteście częścią naszej nie do końca normalnej rodziny, więc wszystko jest tylko formalnością.

– Nie do końca, panie Styles. – Oczywiście kuratorka musiała zburzyć przekonywania, a on miał ochotę na nią warknąć. – Jednak prawda jest taka, Freddie, że szanse na powrót do domu są nikłe, a do sądu trafiła sprawa przeciwko waszej matce.

Nie nazywaj tego domem i jej matką, pomyślał Malone, czując jak jego oczy zachodzą łzami. Nie umiał wybaczyć sobie, że nie umiał zapewnić Noelowi bezpieczeństwa, a jego strach doprowadził malucha do tak ogromnego bólu.

– Przejdziemy się, Freddie? – Timmy dotknął jego karku, sprawiając, że ten wreszcie oderwał wzrok od brata. – Do końca ulicy i z powrotem?

– Tak, ja... ja potrzebuję powietrza. – Otarł spocone dłonie w spodnie i podniósł się. – Mogę? – dodał, marszcząc brwi i patrząc na ich obecną opiekunkę.

– Oczywiście, Freddie. Ale wyjdźcie po cichu, dobrze?

– Zabiorę go.

– Możesz wyjść sam, Freddie, Noel niech zostanie tutaj.

Tim od razu objął go, gdy znaleźli się w parku nieopodal, zajmując ławkę, która przez ostatnie tygodnie widziała więcej ich łez niż Louis kiedykolwiek. Nastolatek zmusił ukochanego do spojrzenia w oczy, ale nie odważył się na żadne słowo. Widział łzy w jasnych tęczówkach, które miesiące temu go rozkochały i nie mógł przestać o nich myśleć. Idealnie komponowały się z ciemniejszą karnacją chłopaka, którego ten uważał za magicznego.

– Jesteśmy rodziną, Freddie. A w rodzinie nikogo...

– Nie cytuj teraz Lilo, bo cię zabiję. – Pokręcił głową, uśmiechając się. Wspomnienie kreskówki, którą oglądali jako pierwszy wspólny film, wywołało przyjemne ciepło w środku, a on pociągnął nosem, pokonując katar.

– ... się nie otrąca ani nie odrzuca!

– Porzuca.

– Musiałeś, nie?

– To ty zacząłeś.

– I nigdy nie przestanę. – Wtulił się, pozwalając siedzącemu na ławce chłopakowi przytulić się do jego torsu. – Zawsze tu będę i zawsze będę irytować cię naszymi filmami. O, i syfem jak już u nas zamieszkacie. Serio, robiłem totalne porządki jak miałeś wpaść, bo jestem pieprzonym syfiarzem. Nie rób nam tego, Freddie – zmienił ton, a jego głos na nowo zaczął się łamać. – Nie możesz się nie zgodzić, bo mi pęknie serce, jeśli znajdzie się ktoś inny i wyprowadzicie się do innego miejsca.

– To takie cholernie żenujące.

– Co?

– Że musicie nam pomagać.

– Nie musimy. Chcemy. Tak jak ty nie musisz ze mną być, ale chcesz, prawda?

– To jest chore porównanie.

– Dla ciebie mogę być nawet chory, jeśli to wszystko z miłości. Ja wiem, że może to nie jest dla ciebie komfortowe, ale czas schować komfort w kieszeń i zaufać innym, co?

– A co jeśli to zniszczy nas?

– Kochanie, dzień, w którym zamieszkamy razem, będzie najpiękniejszym dniem mojego życia, bo ja o niczym innym nie marzę. Harry szybko się do nas wprowadził, a przecież ty miałeś być takim Harrym dla mnie. Miałeś mnie uszczęśliwiać i sprawiać, że marzenia się spełniają. A moim marzeniem jesteś ty.

Louis kucał przy Noelu, który patrzył na psa, wąchającego kwiatki naprzeciw ich nowego domu, i mówił, że Puffy bardzo za nim tęskni i często o nim szczeka. Jego serce było złamane i miał ochotę się rozpłakać, widząc, że dziecko nie darzy go takim samym zaufaniem jak wcześniej, ale jego małym sukcesem było uspokojenie go i ukojenie łez. Spacer z pupilem miał odwrócić uwagę od nieobecności brata i chyba im się udało. Harry obserwował ich przez okno, rozmawiając z kuratorką, która opowiadała o sprawie w sądzie, gdzie matka chłopców oficjalnie miała mieć ograniczone prawa rodzicielskie.

– Myśli pani, że spędzimy razem święta? – zagaił.

– Myślę, że to realna wizja, jeśli przejdą panowie pozytywnie cały proces i kurs dla rodzin zastępczych.

– A istnieje szansa, by zabrać ich na weekend? Chcielibyśmy odbudować to, co było.

– Mogą panowie złożyć wniosek do sądu i zobaczymy co da się zrobić. Ale najpierw potrzebujemy zgody Freddiego, bo jest prawie dorosły i sąd z pewnością weźmie pod uwagę jego opinię.

Malone próbował wymusić uśmiech na twarzy, widząc Noela z Louisem i Puffym, a chłopiec głaskał psa bez płaczu i przerażenia. Kucnął, wyciągając ręce do brata i wtulił twarz w miękkie włosy brata, pozwalając maluchowi na objęcie jego szyi małymi rączkami.

– Fafi – usłyszał.

– Puffy do ciebie przyszedł?

– Chcę Fafi.

– Na pewno przyjdzie znowu, hm? Poprosisz Tima, by go zabrał do nas?

Chłopiec spojrzał na młodego Tomlinsona, który objął ukochanego, patrząc na dziecko i uśmiechając się.

– A jak robi Fafi, Noel? – próbował go zaczepić, licząc, że nie odpowie mu cisza.

– Hau hau.

– A chcesz dać mu ciasteczko?

Chłopiec wyciągnął rękę, czekając na przekąskę, a Tim wsunął rękę do kieszeni, by w końcu uświadomić sobie, że nie zabrał niczego, czym teraz mógłby się podzielić. Widział smutek w oczach dziecka, które nadal czekało z nadzieją, że będzie mógł nakarmić psa, więc nastolatek skierował się do auta mężczyzn, by przegrzebać schowki. Z uśmiechem patrzył jak Puffy reaguje na jego komendy, czekając na rzucone przekąski, a Noel podaje mu jedzenie, ciesząc się. W końcu musieli wrócić do środka, gdzie dorośli nadal czekali na decyzję starszego z braci. Freddie jąkał się, przyznając, że może to faktycznie dobra decyzja. Bał się, że to wszystko jest wynikiem nacisków Tima na ojców, a oni wcale nie są tak chętni do pomocy im. Louis i Harry jakby czytali mu w myślach, bo przytuleniem i zapewnieniem, że zrobią wszystko, by się udało, próbowali przekazać jak bardzo się cieszą. Tim z uśmiechem wtulał się w ukochanego, obejmując przy okazji Lou, dziękując mu delikatnym uściskiem. Długa rozmowa podczas wczorajszej kolacji sprawiła, że podzielił się z rodzicami obawami i strachem, który nadal w nim siedział, a oni zapewnili, że nic złego już nie może się stać tej dwójce. Był wdzięczny, że ich ma i dziękował Bogu każdego wieczora za życie, jakie było mu dane.

Serca wszystkich pękały, gdy musieli wreszcie się pożegnać. Noel nadal siedział przy Puffym, nie zdając sobie sprawy, że i ten zaraz będzie musiał zniknąć. Ze smutkiem patrzył na przypinaną smycz i buntował się, widząc zamieszanie związane z pożegnaniem.

– Zrobisz „papa" Melody? – zapytał Freddie, trzymając go na rękach. Dziewczynka uśmiechnęła się, machając na identyczne słowa ze strony Louisa i wyciągnęła rękę w stronę chłopca. – Melody musi iść do domku. Puffy też – dodał, widząc, że Noel się buntuje, a z pewnością nie był to idealny czas na wybuch płaczu. Nie spodziewał się, że chłopiec złamie serca wszystkich obecnych, wypowiadając cicho jedynie jedno słowo:

– Ja?

-----

Hej, hej, hello! Witam po ponad miesiącu nieobecności i przepraszam za wszystko. Coś dużo ostatnio nakłada się na siebie, a ja byłam rozdarta pomiędzy uczelnią i pracą, w między czasie obchodząc urodziny i rocznicę związku. Ale wracam i mam nadzieję, że tym razem pójdzie mi o niebo lepiej z obietnicami i pisaniem, do którego muszę ostatnio się zmuszać i boję się, że przerwa stanie się wiecznością, a ja już nigdy nie wrócę.

W końcu wychodzimy na prostą do lepszej akcji i mam nadzieję, że nie znudziliście się dotychczas na tyle, by porzucić lekturę. Dajcie znać co sądzicie, bo komentarze i gwiazdki dają mi wenę i myśl, że to co tworzę nie jest aż tak złe. Chyba że faktycznie jest coś nie tak, to również proszę o wskazanie!

Hasztagi na Twitterze #BMMLarry oraz #BMLLarry nadal należą do Was, a ja wrzucałam już kilka ciekawostek i Q&A, a może chcielibyście więcej podobnych akcji? Nie ukrywam, że bawiłam się świetnie, ale bez Was to wszystko nie ma sensu! Wpadajcie na TT i pokażcie się pod hasztagami, gdzie często wpadają mniejsze i większe spojlery!

Lowki, kisski i uściski! x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro