"Ja tak bardzo tego żałuję, mamo."
– Harry cię podrzuci, Tim, kup sobie jakieś śniadanie. Wyniosłeś szklanki z pokoju? – upewnił się Louis, odpychając zaciekawionego Puffy'ego od rozsypanej mąki. Nawet nie zauważył, kiedy słoik się otworzył, dając Melody pole do popisu. Dziewczynka miała bawić się tylko łyżką i metalową pokrywką, a tymczasem zamieniła kuchnię w młyn.
– Tak, tato. I odkurzyłem wczoraj jak prosiłeś.
– Super. Harry, te teczki lecą do księgowej i nie mam pojęcia jak ci to wynagrodzę. – Mężczyzna pocałował ukochanego przelotnie, gdy ten zabierał odpowiednie dokumenty. Wrócił późno w nocy, musząc zjawić się w barze i nieco się zasiedział, porządkując dokumenty dla księgowej, co miał zrobić o wiele wcześniej. Kobieta potrzebowała ich na gwałt, by sprawdzić kilka rzeczy, a on obiecał podrzucić je jak najszybciej. Brunet wyręczał go, nie chcąc, by ten prowadził auto po kilku godzinach snu. Louis ratował się podwójną kawą, sprzątając kuchnię przed przyjściem kobiet z opieki społecznej, które chciały przyjrzeć się ich warunkom zanim chłopcy przyjadą na weekend. Nadal nie wierzyli, że to dzieje się naprawdę, ale faktycznie w piątek mogli odebrać rodzeństwa Malone i spędzić z nimi trochę czasu. Tim niedowierzał, gdy mu o tym powiedzieli, by chwilę później wybierać numer chłopaka, biegnąc na górę.
Dom wypełniony był podniesionym głosem Melody, która domagała się wyjścia na ogród, gdzie teraz biegał Puffy. Louis tłumaczył jej, że wyjdą na spacer później, a Hazz uśmiechał się, słysząc ich wymianę zdań, wracając od księgowej.
– Charakter ma zdecydowanie po tobie – powiedział, słysząc krzyczącą dziewczynkę, która otwartą ręką uderzała w szybę.
– Krzyki po tobie.
– Ja jestem oazą spokoju, kochanie. Wyjdę z nią, co?
– Właśnie miałem z nią iść.
Louis siedział na ławce, patrząc jak Harry biega z Mel za psem. Dziewczynka śmiała się głośno, by chwilę później chodzić z ojcem za rękę. Jej małe kroczki stawały się coraz pewniejsze, a oni czekali aż będzie na tyle odważna, by postawić swoje pierwsze samodzielne kroki. Mel nie była podręcznikowym dzieckiem i żartowali na spotkaniach rodzinnych, że wszystkie zarwane noce z lekturami książek dla rodziców, mogą sobie wsadzić głęboko gdzieś, bo i tak nic się nie sprawdza. Zwłaszcza rozpisane miesiące, w których eksperci opisywali co dziecko powinno umieć. Wyścigi raczkowania już znudziły się maluchowi, który odkrył umiejętność stania na dwóch nogach i wykorzystywania ojca do trzymania za ręce, by przejść kilka kroków. Do tego nadawał się również Puffy, który cierpliwie znosił wszelkie ciągnięcia i tulenia.
Szatyn czuł zmęczenie, czające się w jego ciele, ale wiedział, że dzisiaj nie zazna przyjemnej drzemki z Melody. Mieli zbyt dużo spraw do załatwienia, by móc pozwolić sobie na bezkarny odpoczynek. Poza wizytą kobiet z opieki społecznej, czekał go ogromny research dotyczący idealnego prezentu na rocznicę, bo to, co wybrał dotychczas, wydawało mu się zbyt małe przez brak wyjazdu. Wcześniej drobiazg miał być dopełnieniem ich wyjazdu, teraz musiał go zastąpić. Miał kompletną pustkę i już gotów był zapytać Harry'ego jak chciałby spędzić ten dzień, ale już kilka dni wcześniej usłyszał, że przecież najważniejsza jest ich miłość, a nie wyjątkowe miejsca. Siedzieli wtedy naprawdę długo, nie mogąc usnąć po informacji z pogotowia opiekuńczego. Ekscytacja mieszała się ze strachem i żaden z nich nie chciał podjąć trudnego tematu. Lou przyłapywał się od jakiegoś czasu na przerażeniu, gdy myślał o zostaniu rodziną zastępczą. Jasnym było, że bardzo tego pragnie, ale to nie maskowało strachu. Nie wiedział, jak poradzi sobie z dwójką nastolatków i dwójką roczniaków. Czasami Melody ich wykańczała, a tu byłby jeszcze Noel, który wymagał specjalnego traktowania.
Czy był gotowy? Zdecydowanie nie.
Czy był przekonany na sto procent, że to słuszna decyzja? Zdecydowanie.
Nie wyobrażał sobie innego scenariusza i nie brał pod uwagę innych możliwości, ale mimo to czasem zdarzało się, że jego mózg podsyłał im wizję obcego człowieka, który podaje się za daleką rodzinę Malone i odbiera im chłopaków. Jego serce pękłoby na milion kawałków, gdyby w ogóle pojawiła się wizja ich wyjazdu z kimś innym i wydałby wszystkie miliony, które mają na wspólnym koncie, by wywalczyć prawa do tego rodzeństwa.
– Melodyjka do tatusia – głos Harry'ego wreszcie wyrwał go z zamyślenia. Brunet uśmiechnął się, widząc, że trzecie zawołanie wreszcie zwróciło uwagę Louisa. Melody machała wesoło ręką, wyciągając ją do ojca, gdy ten drugi trzymał ją w ramionach. – Wszystko w porządku, kochanie?
– Jasne. – Wymusił uśmiech. Harry nie widział w nim szczerości, ale nie mógł teraz naciskać. Sam nie czuł się najlepiej, a cała sytuacja odbijała się na jego psychice, przez co potrzebował częstszych wizyt u Sam. Cieszył się, że Lou przekonał go do normalnej terapii, bo faktycznie nie radził sobie z natłokiem myśli i bezsennymi nocami. – Idziemy do środka?
– Położysz się z nią?
– One mają być niedługo, nie będę się kładł.
– Kochanie, masz spokojnie godzinę na drzemkę i jeśli szybko razem uśniecie, to naprawdę będziecie mieć super drzemkę.
– Mleko też mi zrobisz?
– Idę szukać drugiej butelki.
Oczy Louisa faktycznie były nieziemsko ciężkie, gdy pozwalał Melody trzymać samodzielnie butelkę i przeglądać książeczkę, gdy w tle leciała jej ulubiona kołysanka. Harry stał w progu, patrząc na malucha, który wesoło machał nogami, śmiejąc się ze śpiącego ojca. Przytulenie bruneta ją uspokoiło, a delikatne głaskanie po twarzy sprawiło, że sypialnia ucichła, wypełniona jedynie cichą melodią. Wychodził, upewniając się, że elektroniczna niania działa. Milionowy raz przecierał stół w jadalni, który znalazł kiedyś na aukcji i stwierdził, że właśnie czegoś takiego im brakował, prędko namawiając Louisa na zmianę. Żywe drewno idealnie wpasowywało się w minimalistyczny wystrój, a perfekcyjnie dobrane lampy dodawały uroku i tworzyły klimat podczas romantycznych kolacji. I co najważniejsze stół mieścił całą ich rodzinę, nawet, gdy Tomlinsonowie łączyli się ze Stylesami na świętach czy urodzinach.
– Dzień dobry, mamo – powiedział Harry, gdy po drugiej stronie odezwała się Anna. Ostatnio rozmawiali o wiele mniej, a każda propozycja spotkania kończyła się wymówką. – Louis śpi z Mel i pomyślałem, że zadzwonię. Miałem oddzwonić ostatnio, ale jakoś się zakręciłem.
– Co u was, słońce?
– Czekamy na kobiety z opieki i przyznam, że nieco szaleję.
– Kochanie, będzie dobrze, oboje to wiemy. Macie wspaniały dom, idealny dla kolejnych dzieciaków.
– I mam alkoholizm na koncie – powiedział. Od jakiegoś czasu nie miał już problemu ze słowem na A, które dotychczas ciężko przechodziło mu przez gardło. Ostatnio również uświadomił sobie, że ich szanse zmarnieją, gdy opieka społeczna dojdzie do tego, że Harry jest alkoholikiem. Przecież szanse są zerowe, by od jednego alkoholika Malone trafili do drugiego.
– Nie jest pewne, że o tym wiedzą, a nawet jeśli, to macie milion opinii na temat waszej rodziny. Melody też miało nie być, a teraz proszę, babcia bardzo tęskni za swoim słoneczkiem.
– Przyjedziemy niedługo, mamo, nie martw się.
– Jeśli nie, to ja zjawię się w Londynie, a wtedy porozmawiamy inaczej.
Uśmiech pojawił się na jego twarzy. Może kiedyś takie groźby na niego działały, ale nie teraz, gdy był ponad trzydziestoletnim mężczyzną.
– Trochę posypała nam się rocznica – przyznał, zmieniając temat. – I nie wiem co mógłbym wymyśleć zamiast wyjazdu.
– Kup kwiaty, ugotuj kolację i spędźcie trochę czasu sam na sam. Może przyjadę i zajmę się Melody, a wy...
– Damy radę, mamo, naprawdę. Nie chcę ciągnąć się tutaj na jeden wieczór. Może w przyszły weekend przyjedziemy do was.
Głębokie westchnięcie odbiło się echem w uchu bruneta, ale kobieta nie powiedziała nic więcej. wiedział jak bardzo za nimi tęskni i musi coś wykombinować, by odwiedzić rodziców, z którymi chciał spędzić trochę czasu. Myślał nawet ostatnio o dużej, rodzinnej kolacji, ale teraz sprawy się pokomplikowały, bo nie chcieli stresować Noela i Freddiego niemal obcymi ludźmi, gdy zabiorą ich na weekend.
– Żałujesz, Harry? – usłyszał krótkie pytanie, które wyrwało go z zamyślenia.
– Czego?
– Walki o nich.
– Oczywiście, że nie, mamo. Skoczyłbym za nimi w ogień i traktuję ich jak własne dzieci. Czuję się tak cholernie źle, że nie zrobiliśmy nic wcześniej.
– Nie chciałabym, byście próbowali zostać rodziną zastępczą tylko dlatego, że macie wyrzuty sumienia.
– Ale tak nie jest, mamo! Chcemy dać im dom, na jaki zasługują i miłość, której nigdy nie mieli. Zasługują na najlepsze, a my chcemy to najlepsze im dać.
– Chcę, żebyście wiedzieli, że my zawsze wam pomożemy, Harry. Zawsze będziemy tu dla was i wystarczy jeden telefon, a przyjeżdżam.
– Wiem, mamo, dziękuję za to.
– I nie masz pojęcia jaka jestem z was dumna. Jaka jestem dumna z ciebie. Jesteś cudownym mężczyzną z cudownym sercem i ogromną miłością. I może nie mówię ci tego często, ale twoje picie nie znaczy dla nas nic. Nie chcemy z tatą, byś myślał, że nas zawiodłeś. Jesteś naszym ukochanym dzieckiem i chcemy dla ciebie jak najlepiej. Cieszymy się z twojego małżeństwa, kochamy nasze wnuki i mamy najlepszego drugiego syna na świecie. I całym sercem jesteśmy za waszymi decyzjami i dacie sobie radę z kolejną dwójką, wiemy to.
Łzy spływały po twarzy Harry'ego, który stał właśnie przy drzwiach na taras i obserwował wiatr ruszający gałęziami. Pogoda w Londynie znowu zaczynała zamieniać się w depresyjną, a ich czekały krótsze dni i więcej deszczu. Pewnie znowu będą spędzać więcej czasu przed telewizorem i może zaczną nowy serial, by spotykać się na rodzinne seanse. Szanse, że dołączy do nich Tim, nieco zmalały, bo nastolatek nie chciał spędzać czasu z ojcami. Harry czasem wspominał czas, gdy ich poznał, a nastolatek miał trzynaście lat i dopiero wchodził w mutację głosu. Ten teraz robił się głębszy, a oni widzieli zmiany, które pojawiały się i zabierały im dziecko. Zaraz pod ich dachem miał znaleźć się mężczyzna, który nienawidził zwrotu Timmy.
– Harry, jesteś tam?
– Ja tak bardzo tego żałuję, mamo – szepnął, a Anna poznała ściśnięte gardło i łzy. – A ja nawet nie mogę tego cofnąć.
– Niestety nie umiem zbudować maszyny czasu, by ci pomóc, ale wiem, że te wszystkie sytuacje sprawiły, że teraz jesteś jaki jesteś. I wszyscy cię kochają i to naprawdę nic dla nas nie znaczy. Wiemy jaki jesteś i po prostu nieco się pogubiłeś. Wszyscy się gubimy, ale najważniejsze, by wrócić na właściwie ścieżki. Co, jeśli po zmianie kilku rzeczy w przeszłości, nie poznałbyś Louisa?
– Sama kiedyś mówiłaś, że jeśli jest się komuś przeznaczonym to dwie dusze się znajdą.
– Ty mnie nie łap za słówka, ja nie po to rodziłam cię przez trzynaście godzin, byś teraz się czepiał.
Głośny śmiech wywołał uśmiech na twarzy kobiety, która sama otarła łzy. Niewyobrażalnie bardzo tęskniła za synem i wnukami i jej serce łamało się, gdy Harry miał momenty zwątpienia. Oddałaby wszystko, by przewinienia i alkoholizm wziąć na siebie. Wiedziała, że ten nie jest do końca pokonany, bo do uzależnienia zawsze ciągnie.
– Odezwę się, mamo, okej?
– Porozmawiaj z Louisem kiedy moglibyście się wyrwać, bo w innym wypadku zrobię sobie z ojcem wycieczkę. I wieczorem chcę telefon z opowieścią o wizycie.
– Zadzwonię, mamo, obiecuję. Ucałuj tato i psiaki. Bardzo cię kocham.
– Kocham cię najbardziej na świecie, synku, i nigdy nie przestanę. I chciałabym byś wiedział, że zawsze tu dla ciebie będę i możesz do mnie dzwonić o każdej porze.
– Wiem, mamo, wiem.
Rozłączył się, obserwując na ekranie elektronicznej niani Melody, która się podnosiła, przecierając oczy, by po chwili położyć się na Louisie. Mężczyzna przetarł twarz, przytulając dziecko i usypiając ponownie. Dziewczynka położyła się na twarzy ojca i denerwowała, gdy ten odłożył ją obok.
– Jej pampers śmierdzi na kilometr – jęknął, gdy Harry postanowił uratować końcówkę snu szatyna. Brunet wyciągnął ręce po malucha, który miał jeszcze ochotę na małe przytulasy. – I jeszcze położyła się dupskiem na mojej twarzy.
– Oho, czy to moment na kąpiel czy chusteczki dadzą radę?
– Zdecydowanie potrzebujesz maseczki.
W takich chwilach przypominały im się początki, gdy musieli przywyknąć do zmian pieluch i nieprzyjemnych zapachów. Teraz rozmowy o wypróżnianiu stały się normą, a oni rzucali do siebie żarty, sprzeczając się na kogo tym razem spadł zaszczyt przewijania i modlenia się, by nie było tak źle.
Napięcie znowu wzrosło, gdy dzwonek do bramy rozbrzmiał w odkurzonym na nowo domu. Louis właśnie skończył karmić Melody, a Harry na gwałt sprzątał rozrzucone jedzenie. Szybki buziak miał dodać im otuchy i wciskali na twarz uśmiechy, witając się z kobietami z opieki społecznej. Hazz od razu zaproponował kawę, wspominając jeszcze o ciastkach, ale te kręciły głowa.
– Na piętrze jest pokój Melody i Tima – zaczął Harry, bo nie mógł znieść ciszy i zapisywania czegoś w notesie. – Jednakże zaczęliśmy planować małe remonty i powstanie tu jeszcze jeden pokój, bo chcemy mieć Noela jak najbliżej dla bezpieczeństwa. Sypialnia Freddiego będzie na ostatnim piętrze, by miał spokój do nauki i... i ogólnie. – Skrzywił się, uświadamiając sobie jak żałośnie zabrzmiało ostatnie zdanie.
– Ile lat mają pańskie dzieci?
– Tim ma szesnaście, Mel w grudniu skończy rok.
– Wychowanie dwójki maluchów byłoby sporym wyzwaniem, nie uważają panowie?
– Większym wyzwaniem jest patrzenie jak to wszystko ich niszczy.
– A jak z waszymi pracami?
To pytanie zawsze brzmiało absurdalnie dla Harry'ego, który przecież właściwie był bezrobotny. Jednak miliony na koncie odróżniały go od innych bezrobotnych.
– Mamy własną... działalność – zaczął Louis. – Jesteśmy właścicielami baru.
– Ja zajmuję się muzyką.
To brzmiało tak absurdalnie z ust Harry'ego, że Louis nie mógł opanował parsknięcia. Chciał ukryć głupi uśmiech, przytulając do siebie Melody, gdy kierowali się na górę. Kobiety robiły notatki, wprawiając mężczyzn w przerażenie, gdy nie mogli niczego podejrzeć.
– Łóżeczko Mel stoi w naszej sypialni. Tak było łatwiej – wyjaśnił Harry, gdy weszli do pokoju niemowlaka, w którym brakowało najważniejszego mebla. – Mieliśmy straszne problemy z kolkami, rozumieją panie.
– Oj tak, znam to aż za dobrze. – Natalie uśmiechnęła się. Melody uśmiechnęła się do niej, by po chwili zawstydzić i wtulić w ojca.
Odetchnęli z ulgą, gdy ich dom opustoszał. Jednak emocje były trudne do określenia, bo strach mieszał się z niepewnością. Właściwie zostali zostawieni bez słowa wyjaśnienia, dostając jedynie informację, że teraz powinni czekać na telefon i mogą odebrać rodzeństwo Malone w piątek.
***
– Zamontowałeś dobrze? – zapytał Louis, upewniając się, że drugi fotelik jest w swoim miejscu. Spędzili długie godziny na wybieraniu tego odpowiedniego, bo od czasu, gdy kupowali pierwszy dla Melody, na rynku pojawiło się kilka nowości, a producenci prześcigali się w atestach i detalach.
– Tak, kochanie. Sprawdzimy to jeszcze na miejscu. Nie stresuj się, bo ja też zacznę.
– Przepraszam.
Harry widział jak ten nerwowo bawi się obrączką, gdy stali na światłach i próbował dodać mężowi otuchy, pocierając jego udo. Uśmiechnął się, gdy ich wzrok się skrzyżował i przeniósł dłoń na kark, gdzie ciemne przydługie włosy zaczynały się kręcić. Ich rodziny często żartowały, że zaczynają być podobni, a oni nawet nie zwracali uwagi na cechy, które faktycznie ich łączyły. Kiedyś Tim zrobił im zdjęcie do tyłu, a potem ze zdziwieniem zauważali, że wyglądają wręcz przerażająco podobnie. Louis wtedy długo nie mógł spać, wpatrując się w Melody i wspominając walkę jaką przeszli, by mieć wymarzoną córkę. Teraz dziewczynka miała skończyć rok, a media przestały spekulować czyje geny ma. Po wypuszczeniu artykułu z wielkim ujawnieniem dostawali mnóstwo pytań i próśb o wywiady. Postanowili wtedy ograniczyć obecność Mel w mediach i nawet Tim się tego trzymał, nie wrzucając zdjęć twarzy swojej siostry. Oczywiście instagramowa galeria pełna była zdjęć malucha, ale te ukazywały jedynie fragmenty dziecięcego ciała albo były robione od tyłu, gdy Tim dbał, by dziewczynka była w niego wtulona i skrupulatnie analizował każdą fotografię przed publikacją, nie chcąc ujawnić szczegółów. Jasne włosy były zagadką, która ich jednak nie interesowała. Melody była ich i nikogo nie powinno obchodzić czyje geny ma.
– Dziękuję za to, Louis. – Głos bruneta przywrócił szatyna do rzeczywistości.
– Za co?
– Za to, że cię mam i że jesteś taki cudowny.
– Przestań.
– Nie znam nikogo kto zdecydowałby się na adopcję nastolatka i malucha bez zbędnego myślenia. Masz wielkie serce i codziennie dziękuję Bogu, że rok temu mogłem przed nim ślubować ci wieczną miłość.
– Nie mogę uwierzyć, że jutro będzie rok. – Pokręcił głową z uśmiechem. Pamiętał strach towarzyszący mu podczas ceremonii, a od tamtego dnia minęło już trzysta sześćdziesiąt pięć dni. – Wow.
– I nie jesteś zły, że nie obejdziemy hucznie naszej rocznicy?
– Kochanie, ja wziąłem ślub z tobą, a nie z hotelem w Paryżu czy innym miejscu na ziemi. Do obchodzenia rocznicy potrzebuję tylko ciebie. A ty nie jesteś zły?
– Chciałem po prostu sprawić, by ten dzień będzie wyjątkowy.
– Twoja obecność sprawi, że taki będzie. – Lou dotknął jego policzka. – Sprawiasz, że całe moje życie jest wyjątkowe.
Parkowali przed tak dobrze znanym im miejscem z głośno walącymi sercami. Spojrzeli sobie w oczy, niemo obiecując, że zawsze będą stać za sobą murem i się wspierać, by w końcu nacisnąć dzwonek. Witali się z kobietą, słysząc w głębi domu głos Noela, który powtarzał ciągle „mama?". Ich serca zamarły na moment, a wzrok skrzyżował się kolejny raz. Jednak odpowiedź Freddiego rozwiała ich obawy i niech dała ulgę zmrożonym wnętrzom, które ściskała niewidzialna ręka.
– Mamy nie ma, Noel. Ale dzisiaj jedziemy do Tima, wiesz? I tam jest Puffy.
– Fafi?
– Tak, Noel. Fafi. Chcesz do Fafiego?
Chłopiec speszył się na widok mężczyzn i dopiero wspomnienie o Puffym nieco go rozchmurzyło. Louis uśmiechnął się z widoczną ulga, gdy w lusterku widział Noela, próbującego dosięgnąć Melody w drugim foteliku. To była kolejna definicja szczęścia, a on wiedział, że już nigdy ich nie odwiezie, bo takiego widoku potrzebował do końca swoich dni.
– Jak noc, Freddie?
– Cóż, nieco lepiej niż poprzednia. A pana?
– Możemy się na coś umówić, Freddie? Bez tego panowania, błagam. Po prostu mów mi Harry. Serio, nie ja jestem starszy z tej dwójki.
– Jak powiesz do mnie na „pan", Freddie, to cię uduszę – zagroził Louis. – Ja mam dość wypominania mojego wieku i nie chcę czuć się starszy. Wystarczy, że każdego dnia budzę się z bólem pleców, który przypomina mi, że lata świetności mam już za sobą.
– Jasne, przepraszam.
Wesołe gaworzenie Melody sprawiało, że i oni się uśmiechali, gdy Freddie zaczepiał ją, pytając czy przybije mu piątkę. Uśmiechy jednak zeszły z twarzy, gdy Noel wybuchnął płaczem, a Louis nacisnął pedał gazu, chcąc szybciej być w domu. Harry od razu zauważył jego spięcie i zapytał, czy chce się zamienić miejscami. Odetchnęli z ulgą, parkując przed domem, nie spodziewając się, że Tim już czeka w środku.
– Chyba nie sądziłeś, że wytrzymam w szkole, tato – rzucił, gdy Louis zapytał go o tak szybki powrót. Chłopak już tulił ukochanego, zaciskając oczy, gdy poczuł znajome ciepło.
Ich dom wypełnił się dziecięcymi głosami, gdy Puffy zaczął lizać Noela po twarzy, a Mel zaśmiała się, wtulając w pupila. Harry objął Louisa, gdy nieco się wycofali i pozwolili wszystkim oswoić się z sytuacją. Z kuchni mieli idealny widok na czwórkę, która karmiła psa przysmakami, rzucając czasem piłkę. Właściwie to wtulający się we Freddiego Tim podawał Noelowi kolorową zabawkę i pozwalał rzucać przed siebie. Siedzieli na podłodze, czasem wymieniając się całusami, sądząc, że nikt na nich nie patrzy.
– Ja ich nie odwiozę w niedzielę, Harry – szepnął Louis. Właściwie brunet czuł to samo i zastanawiał się czy wywiezienie ich do Manchesteru, by nikt ich nie odebrał, traktowane będzie jako porwanie.
– Dobrze wiesz, że nie możemy ich tu zamknąć siłą.
– Pęknie mi serce, gdy za dwa dni będziemy się z nimi żegnać. I nie wiemy, kiedy znowu do nas przyjadą.
– Dlatego niedługo zabierzemy ich na zawsze.
***
Noel nieufnie bawił się nowymi zabawkami, które dostał od mężczyzn i cały czas upewniał się, że ukochany brat jest obok, domagając się jego obecności, gdy ten wyszedł na chwilę. Harry właśnie pomagał Louisowi z kolacją, upewniając się, że rozmawiają wystarczająco cicho. Dzielili się swoimi obawami, bo nadchodząca noc miała być swoistym sprawdzianem. Teraz chłopiec chętnie spędzał czas z Melody, ale nie wiedzieli, jak będzie w nocy. Turystyczne łóżeczko już stało w tymczasowym pokoju Freddiego, bo Tim uświadomił ich, że nie ma mowy, by spali osobno. Właściwie nawet nie brali innej możliwości pod uwagę, ale z drugiej strony z grzeczności wspomnieli, że Noel może spać z nimi, prowadząc Freddiego do pokoju na piętrze, który teraz miał być jego. Dzień wcześniej rozmawiali o tym z Timmym i ten chciał wszystko ułatwić, wspominając, że i tak będą spać u niego, ale oni chcieli, by każdy miał swój kąt i czuł się komfortowo.
Tim patrzył na ukochanego, wciąć nie mogąc uwierzyć, że teraz siedzi obok i będzie tu przez kolejne noce i dnie, a on jutro obudzi się w objęciach swojego chłopaka. Jedli właśnie kolację, rozmawiając o kinie, do którego bilety dostał Freddie wraz z kilkoma książkami ulubionego autora. Nie byli pewni co mu kupić i to właśnie szatyn wyszedł z propozycją, dodając, że może uda im się wyskoczyć na coś dobrego, zostawiając Noela z mężczyznami. Na wolny wieczór się nie zapowiadało, ale on i tak czuł szczęście, mogąc bez przerwy dotykać ukochanego i wymuszać objęcie. Po posiłku znowu siedzieli na podłodze, a Freddie obejmował Melody, przeglądając z nią książeczkę o zwierzątkach. Noel denerwował się, gdy Tim spuszczał kolejne samochody na tor przeszkód, a jego zachowanie pokazywało, że już powinien szykować się do snu.
Łazienka wypełniona była krzykiem, a chłopiec nie dał się dotknąć nikomu oprócz brata. Louis wrzucił do wanny kolorowe zabawki, ale jego serce i tak rozrywane było przez łzy malucha. Wycofał się, obserwując Freddiego, który sprawnie odwracał uwagę, robiąc prędko wieczorną toaletę.
– Chcesz bajkę, Noel? I zawołamy Puffy'ego, co? I ręce do góry, juhu!
– Noel, a chcesz kaczkę? Patrz, kwa kwa. – Tim dołączył do niego, sięgając po gumową zabawkę i próbując jakoś zabawić chłopca. – I mamy też krówkę. A jak robi krówka?
– Dobra, niech ci będzie. – Starszy z braci wyciągnął malucha, nie chcąc go dłużej męczyć i zamknął w ciasnym przytuleniu, owijając wcześniej ręcznikiem, chociaż ten nie sprawił, że ubranie chłopaka zostało suche. – Już nie będę, tak? Przepraszam. – Pocałował małe czoło, gdy ostatni szloch wyrwał się z przerażonego dziecka.
Tim bacznie obserwował małe ciało, które znikało w piżamie, ale milczał, nie wiedząc jak się zachować. Cieszył się, że nie widzi już żadnych siniaków i zaraz gips też miał zniknąć. Mimo to przerażenie malujące się w przepięknych tęczówkach zabijało go, a on miał ochotę się rozpłakać i prosić Boga, by cofnął czas i pozwolił mu nie dopuścić do tego gówna.
– Przepraszam, Tim – usłyszał szept, gdy leżeli w łóżku, a Noel pił mleko z butelki, przewracając kartki bajki o dinozaurze.
– Mnie? Za co?
– Za to, na co musisz patrzeć. Za to jego darcie się i...
– Nie kończ, serio. Nie masz za co przepraszać. Nie masz pojęcia jak się cieszę, że was tu mam i w ogóle to milcz, bo my musimy się dowiedzieć, czy Dino odnajdzie swoje auto. – Teatralnie chwycił książkę, pokazując Noelowi obrazki i kontynuując opowieść.
Freddie przymknął oczy, czując, że łzy cisną się do jego oczu. Nie mógł uwierzyć, że leży właśnie tu; w domu Tomlinson-Stylesów, z ukochaną osobą obok i rano obudzi się, nadal tu będąc. Wspólna kolacja była czymś, do czego nie był przyzwyczajony i czuł się niezręcznie, gdy Noel znowu wybrzydzał i nie chciał grzecznie siedzieć, ale nie mógł za nic go winić, bo mózg dziecka był zbyt mały, by zrozumieć sytuację. Ba, Noel nawet nie mógł zrozumieć, dlaczego wołanie mamy jest złe. Freddie szczerze się zdziwił, słysząc dzisiaj nawoływanie, którego wcześniej nie było. Być może podłapał gdzieś słowo, a cząstka pamięci wróciła. Dotychczas wystarczał mu Freddie i Mimi, będący też Ti.
– Fafi? – głos Noela wyrwał go z zamyślenia i właściwie dobrze, że tak się stało, bo potrzebował przerwania swoich myśli.
– O, bracie, wciskanie się tu w czwórkę będzie trudne, ale możemy spać z Puffym, hm? – rzucił Tim, wywołując uśmiech na twarzy ukochanego.
Zawołał psa, który chętnie usadowił się przy nich, pozwalając Noelowi położyć się na nim i wtulić w miękkie futro pupila. Freddie przeczesał włosy brata, obserwując jak ten się uspokaja i powoli odpływa, dając im chwilę tylko dla siebie.
***
Harry zaproponował wspólny wieczór, zaglądając do sypialni Tima, a Freddie spiął się, patrząc na śpiącego brata, którego nie chciał zostawiać nawet na sekundę. Nie chciał, by ten obudził się w niemal obcym miejscu i przeraził, że znowu jest sam. Dopiero elektroniczna niania go przekonała, ale dłonie i tak pociły się, gdy schodził na dół. Grali w planszówkę, opychając się przekąskami, a salon wypełniony był delikatną muzyką i śmiechami. Louis uśmiechnął się, gdy prowadząca zapowiedziała kawałek bruneta, dodając krótkie wyznanie tęsknoty i wspomniała o nadziei, że niedługo pojawi się coś nowego. Nie zdążyła dokończyć zdania o nowej roli rodzica, gdy Hazz przełączył program, marszcząc brwi.
– Sobie poczekają – powiedział, widząc, że Louis na niego patrzy.
– Teraz potrzebujemy ciebie tutaj. – Oparł się o ramię męża, delikatnie go głaszcząc.
Nawet nie spostrzegli, gdy minęła jedenasta, a miski z przekąskami opustoszały. To Tim został zwycięzcą, zostawiając ojców daleko w tyle i zabierając na podium jedynie ukochanego. Pożegnali się, prędko znikając na górze z butelką mleka, bo Noel zaczynał się kręcić w łóżku.
– To zostaliśmy sami, huh? – rzucił Harry, przytulając Lou od tyłu, gdy ten odmierzał proszek do kolejnej butelki. Zdążyli posprzątać salon, gdy ich serca zamarły, bo usłyszeli pomruki Mel w urządzeniu. Okazało się jednak, że dziewczynka skopała z siebie koc, zmieniając pozycję i na nowo zasnęła, dając im chwilę dla siebie.
– Było całkiem przyjemnie, prawda?
– Mógłbym tak kończyć każdy dzień.
– Teraz wiesz jak się czuję przy tobie każdego dnia. – Louis odwrócił się, zarzucając ręce na kark mężczyzny i przyciągając go do siebie. – I dziękuję za każdy z tych trzystu sześćdziesięciu pięciu dni, które spędziłeś jako mój mąż – dodał, wcześniej ukradkiem zerkając na zegarek, który wskazywał już pięć minut po północy.
– Hej, ja miałem to zrobić!
– Pierwszy mi się oświadczyłeś, to wystarczy.
Patrzyli sobie w oczy, nie wiedząc, co dodać, gdy łzy domagały się ujścia. Przeszli przez tak wiele, by teraz stać w ich wspólnej kuchni jako mąż i mąż. I może czasem życie rzucało im kłody pod nogi, a oni nie sądzili, że są w stanie je pokonać, obiecali sobie przed Bogiem, że będą dla siebie podporą i każdego dnia będą walczyć o uśmiech i szczęście przy swoim boku. Bóg ich świadkiem, że byli swoimi bratnimi duszami, swoimi najlepszymi przyjaciółmi i drugimi połówkami, dopełniając się w stu procentach. Byli dla innych wzorem miłości, która każdego dnia rosła i stawała się większa.
– Zakochanie się w tobie nie było trudne. Przyszło tak łatwo, jak kochanie ciebie przez każdy dzień, który spędziliśmy razem – wyszeptał Harry, a łzy jak na zawołanie pojawiły się na twarzy Louisa, gdy usłyszał słowa przysięgi ślubnej, którą brunet wypowiadał równo rok temu.
– I chociaż oddałem ci moje serce już dawno temu, dzisiaj staje się twoje na zawsze – odpowiedział wersem swojej przysięgi, idealnie dopełniając chwili, by sekundę później całować się z mężem, który również nie mógł powstrzymać łez.
I nawet jeśli stali w kuchni swojego domu, mając na sobie luźne ubrania zamiast garniturów na drogiej kolacji w paryskiej restauracji, wiedzieli, że to najpiękniejszy sposób spędzenia rocznicy, jaki mogli sobie wyobrazić.
-------
Cześć, minęła druga w nocy, a ja postanowiłam, że dzisiaj się zepnę i wrzucę. I cóż, może nie widzieliśmy się 1,5 miesiąca, ale ten czas był naprawdę intensywny. Skończyłam oficjalnie pierwszy rok studiów za granicą, a to był wyczyn i hej, chyba jestem z siebie dumna.
Nie ukrywam, że coraz mniej jestem zadowolona z BML. Nie wiem czy po prostu wszystko wydaje mi się nudne, czy może jednak niedopracowane bądź w mojej głowie brzmiało po prostu lepiej, ale czuję, że się wypalam. Dlatego właśnie proszę KAŻDEGO o gwiazdkę, komentarz byłby niebem, ale wiem, że to zajmuje więcej czasu niż gwiazdka. Ale oczywiście kilka słów jest bardzo mile widziane!
Korzystając z miejsca zapraszam na profil polishkathel – znajdziecie tam nasz collab "Stuck in love" oczywiście bxb. Poza tym polecam zerknąć w OJS, bo tak cudowne fantasy trudno znaleźć. I mówię to ja, osoba, która raczej omija fantastykę! I cóż, Kasi po prostu się nie da nie kochać.
Standardowo przypominam o hasztagach na Twitterze #BMMLarry oraz #BMLLarry, gdzie wrzucam info o nowościach, małe spojlery i ogólnie zerkam co Wy sądzicie. I nie macie pojęcia jak się wzruszam, gdy widzę tam Wasze wiadomości! Może mała zabawa związana z opowiadaniem? Q&A czy ciekawostki?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro