Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Ja chciałem tylko bronić Noela."

– Spokojnie, Tim. – Louis próbował uspokoić roztrzęsionego syna, który wszedł do domu z płaczem, a teraz dławił się nim, próbując opowiedzieć o braku kontaktu ze strony Freddiego i informacji od jego przyjaciółki. – Głęboki oddech, Timmy, bo nie możemy cię zrozumieć.

Siedzieli właśnie w salonie, wpatrując się w mokrą twarz syna i dając mu chwilę na odetchnięcie. W końcu nastolatek kolejny raz opowiedział o tym, czego dowiedział się od Mai, dodając, że nie wie co robić, bo Malone nie odbiera telefonu i nie może się niczego dowiedzieć. Lou od razu wybrał numer chłopaka, nagrywając się na skrzynkę, gdy złapała go poczta, i wysyłając jeszcze SMSa z błaganiem o kilka słów, bo naprawdę się martwią i chcą pomóc.

– Chcę iść pod prysznic – szepnął w końcu Tim, gdy udało mu się trochę uspokoić w wymuszonym przytuleniu do Harry'ego.

– Powinniśmy o wszystkim mu powiedzieć – przyznał Hazz, gdy na górze trzasnęły drzwi.

– Myślisz, że to coś z jego matką?

– Nie wiem, Lou, ale z pewnością mi się to nie podoba.

Napięta atmosfera sprawiła, że wszelkie plany na wspólne popołudnie, by uczcić nową szkołę, zostały gdzieś w tyle. Szatyn liczył, że matka da im dobrą radę i nakieruje co robić, a Jay niestety nieco ich zawiodła, wspominając, że niczego nie mogą dowiedzieć się na własną rękę, jeśli Freddie i Noel są w pogotowiu opiekuńczym. Nadzieja tkwiła jedynie w starszym Malone, do którego Tim wydzwaniał jak najęty.

Serce Freddiego pękało, gdy jego telefon zasypywany był milionem wiadomości, a wokół kręciły się obce osoby. Nie mógł postąpić inaczej i czuł dziwną ulgę na myśl, że ktoś coś wreszcie zrobi, ale z drugiej był cholernie przerażony, gdy Noel zdzierał sobie płuca przy płaczu i padł potem z wycieńczenia z gorączką.

– Mogę go położyć, Freddie – usłyszał za sobą głos kobiety. Spojrzał na młodą szatynkę, która zdążyła spiąć włosy w kucyka po tym jak jeden z młodszych podopiecznych pociągnął ją boleśnie. – Wydaje mi się, że ty też powinieneś odpocząć, to była naprawdę długa noc.

– Chcę przy nim być, gdy się obudzi.

Helen jedynie uśmiechnęła się miękko, dotykając delikatnie jego ramienia i chwyciła koc, by okryć malucha. Każdego podopiecznego chciała otoczyć specjalnym uczuciem, zdając sobie sprawę, dlaczego tu się znaleźli. A przypadek tej dwójki wyjątkowo łamał jej serce, bo wiedziała, że to dzięki Freddiemu tu są. Chłopak podjął dorosłą decyzję, chcąc wreszcie zawalczyć o ich dobro i bezpieczeństwo. Z drugiej strony nie był pewien, czy dobrze zrobił, czując, że powinien poczekać do pełnoletności i zwyczajnie zniknąć z Noelem.

Mijały godziny, a on czuł się jak w transie. Nawet nie zauważył, że ranek zamienił się w późne popołudnie. Obejmował ciasno brata, który wtulał się w niego, odmawiając jedzenia, ale Freddie wiedział, że musi wcisnąć w niego choć kilka kęsów. Sam nie był głodny i mieszał w talerzu widelcem, chcąc stworzyć pozory częściowo zjedzonego posiłku. Czuł się wyczerpany po kolejnej rozmowie z psychologiem i kobietą z opieki społecznej, która próbowała w jak najdelikatniejszy sposób opowiedzieć o czynnościach policji, które teraz nabierają akcji.

– Na pewno nie chcesz, żebyśmy do kogoś zadzwonili, Freddie? – zapytała, kończąc wywiad. Chłopak pokręcił głową, a na telefonie jak na zawołanie pojawiła się kolejna wiadomość od Tima, który zmienił taktykę i przepraszał za rzeczy, które mogły urazić Malone na tyle, że ten chciał zerwać kontakt. Timmy sam nie rozumiał co mogło się wydarzyć, bo rozmawiali dzień wcześniej i wszystko było w najlepszym porządku. Teraz tępo wpatrywał się w wysłane wiadomości, oczekując cudu pod postacią odpowiedzi, ale ta nie nachodziła.

– Timmy? – głos Louis wyrwał go z nieprzyjemnego uczucia pustki, ale nie poruszył się nawet na milimetr, wtulając jedynie w ciepłe ciało Puffy'ego, który chętnie przyjął rolę poduszki i chusteczki. – Timmy, musimy porozmawiać.

– Nie dzisiaj, tato, jak to sprawa szlabanu to okej i rozumiem, ale nie chce mi się gadać.

– Szlabanu? – Harry zmarszczył brwi, zajmując miejsce obok męża, który wzruszył ramionami. – Nie, Timmy, nie o to nam chodzi. Chodzi nam o Freddiego i Noela. I ich mamę.

– Myślicie, że to przez nią? – Odwrócił się, a serca mężczyzn złamały się kolejny raz na widok podpuchniętych oczu i policzków, na których jeszcze schły łzy.

– Czy ty coś wiesz o ich sytuacji w domu, Tim?

– Ja wiem, o czym ty mówisz, tato. – Spuścił wzrok. – Pytałem go kiedyś o to i przyrzekał mi, że te siniaki to nic takiego i to tylko wypadki. A one nie były wypadkami, prawda?

Harry zaprzeczył gestem, nie umiejąc wypowiedzieć ani słowa.

– Mogłem zareagować już wcześniej, przecież ja nie powinienem mu wtedy ufać!

– Timmy, osoby z trudnych domów tak mają i niestety nie cofniemy czasu, my sami powinniśmy zrobić coś wcześniej, a nie czekać aż coś się stanie. Freddie często nocował w moim mieszkaniu?

– Czasami. Dałem mu klucze, by tam spał, gdy coś się dzieje. Jesteś zły?

– Nie, Timmy, ja o tym wiedziałem i cieszę się, że to zrobiłeś. Teraz jednak musimy dowiedzieć się, co się dzieje i gdzie oni są. Pisałeś do jego przyjaciółki?

– Wie tyle co my. Albo kłamie i nie chce powiedzieć?

Znowu wracali do punktu wyjścia, ale tym razem przynajmniej nie musieli zastanawiać się jak porozmawiać z Timem na tak trudny temat. Kolejny raz dotarło do nich, że nie jest już małym dzieckiem i wie o wiele więcej niż im się wydaje.



***



Panika zaczynała brać górę nad nastolatkiem, który przestawał sobie radzić. Czuł tą znajomą duszność i problem z oddechem, gdy chodził po niewielkiej łazience, mając swoje pięć minut. Każdy już szykował się do snu, a on czuł, że dzieje się coraz gorzej. Bał się jednak komukolwiek o tym powiedzieć, by nie zostać zmuszonym do badań, bo pobyt w szpitalu wiązałby się z rozłąką z Noelem, a jego nie mógł zostawić samego. Wymusił nawet wspólny pokój, chcąc mieć malucha ciągle bez przerwy, bo dziecko niczego nie rozumiało i nie chciało opuszczać brata ani na sekundę. Słyszał za drzwiami jego płacz i nawoływanie, a także spokojny głos opiekunki, która próbowała uspokoić panikującego chłopca. Uspokoił się dopiero w ramionach brata, który kołysał się do przodu i do tyłu, powtarzając, że jest tutaj jak mantrę. Helen dobrze znała ten stan i obserwowała wszystko z boku, chcąc dać im chwilę oddechu.

– Fafi. – Cichy głos Noela zbił Freddiego z tropu. Nie rozumiał, dlaczego właśnie teraz wspomina psa, którego nie widział jakiś czas. – Chcę Fafi.

– Nie ma Puffy'ego, Noel. Puffy już śpi – powiedział, a zduszone gardło bolało go coraz mocniej.

– Daj Fafi.

– Jutro do niego pójdziemy. – Kłamstwo sprawiło, że jakaś łza spłynęła po policzku, bo wiedział, że wcale jutro nie pójdą do Puffy'ego. Ba, jutro wcale nigdzie nie wyjdą.

– Przyniosę jego mleko. – Helen dała o sobie znać, by po chwili zamknąć za sobą drzwi.

– Chcę Fafi!

– Ja też, Noel. Uwierz, że ja też. – Przytulił go ciaśniej, wtulając się w małą głowę, by pozwolić łzom na ujście.

Tim jak na zawołanie wysłał kolejną wiadomość, która była dłuższa niż niejedno wypracowanie w szkole. Pisał wprost o wszystkich siniakach i śladach, o których powinni porozmawiać już dawno. Kilka zdań wymienionych z ojcami uświadomiło mu, że to nie jest chwilowy kłopot, rozjaśniając umysł i pomagając dodać dwa do dwóch. Teraz już był pewien co znaczyła policja i dlaczego Freddie nie mógł rozmawiać. Nie był nawet pewien czy ten w ogóle ma telefon, bo nie wiedział, jak funkcjonują pogotowia opiekuńcze, o którym opowiedziała mu Jay. Malone czuł jak bardzo go potrzebuje w tej chwili, bo tylko Tim umiał ukoić burzę w jego duszy i zapanować nad atakiem paniki, który miał nadejść kolejną falą. Właśnie dlatego w przypływie chwili wystukiwał krótkie:


Tak bardzo Cię teraz potrzebuję, Timmy


Tim zerwał się, widząc odpowiedź i poprosił adres, naciągając na siebie bluzę i kierując się do sypialni ojców, gdzie wszedł bez pukania. Ich rozmowa ucichła, a dwie pary oczu wbiły się w nastolatka. Louis zaoferował podwiezienie, prosząc Harry'ego, by zajął się Melody i obiecując, że zadzwoni, gdy dotrą na miejsce.

Ciemna ulica dawała Freddiemu dreszcze, przypominając akcje z poprzedniej nocy. Wszystko działo się szybko, a on miał luki w pamięci, nie wiedząc dokładnie, kiedy przyjechała policja i jak znaleźli się w szpitalu. Nie zauważył nawet kiedy przed domem zatrzymało się auto, a znajomy ciężar oplótł go ciasno, pozwalając się wtulić.

– Zawsze przy tobie będę, Freddie.

Szloch przeciął ciszę, a młody szatyn pierwszy raz w życiu widział ukochanego w tak podłym stanie, przez co jego serce pękło na milion jeden części. Nie był w stanie przerwać intymnego momentu i zrobił to dopiero Louis, okrywając Malone swoją kurtką, bo cienka bluza nie była idealnym ubraniem na chłodny wieczór.

– Ja tak bardzo się boję – szepnął Freddie, nie umiejąc spojrzeć na żadną z zatroskanych twarzy.

– Jestem tu, kochanie, i nie zostawię cię samego. – Objął go ciaśniej. – Noel jest z tobą?

– Jest w do... środku.

– Usiądźmy w aucie, zaraz będzie padać – wspomniał Louis, odzywając się pierwszy raz.

Światło ulicznej lampy oświetlało wnętrze, które wypełnione było gęstą atmosferą. Freddie trząsł się, czując jak kolejne dreszcze przechodzą przez jego ciało, a Lou włączył ogrzewanie, licząc, że to chociaż minimalnie poprawi sytuacje.

– Ja nie powinienem tego zrobić. Nie powinienem tam dzwonić.

– Gdzie dzwonić?

– Ja nie powinienem.

– Freddie, co się wczoraj stało? – Lou złapał go za rękę, ściskając lekko.

– Ja chciałem tylko bronić Noela.

Czuł, że nie wyciągną niczego sensownego z przerażonego nastolatka, który nie do końca kontaktował. Strach rósł w Louisie, bo przez kolejne minuty nie udało mu się wyciągnąć informacji na temat chłopca. To Harry przerwał ciszę, dzwoniąc do męża. Louis obiecał, że zaraz oddzwoni, gdy na podjeździe pojawiła się Helen, a Freddie jak na zawołanie pożegnał się, przepraszając za wszystko i wychodząc z auta. Tomlinson wyciągnął rękę w stronę kobiety, przedstawiając się i prosząc o krótką rozmowę. Malone już dawno zniknął w domu, gdy Lou wspominał Helen o prośbie o spotkanie.

– Ja nie mogę udzielać żadnych informacji, panie Tomlinson. To świeża sprawa, Noel i Freddie dopiero wczoraj zostali odebrani od pijanej matki i ich sprawą zajmuje się policja i opieka społeczna pod kątem zaniedbania i przemocy domowej. Jesteście rodziną?

– To trochę... skomplikowane. Jesteśmy przyjaciółmi, ale spędzaliśmy razem dużo czasu, rozumie pani.

– Freddie był wielokrotnie pytany czy kogoś zawiadomić i słowem o państwie nie wspomniał.

– Sam poprosił mnie o przyjazd – wtrącił się Tim.

– Tim, wróć do auta, proszę.

– Szanuję twoją prośbę, tato, ale nie.

– Tim...

– Tato.

– Czy my możemy ich jutro odwiedzić?

– Mogę podać numer do kobiety z opieki społecznej i kurator, wszystko najlepiej uzgadniać z nimi.

– Co z nimi teraz będzie?

– Zostaną tutaj, Tim. – Helen uśmiechnęła się do nastolatka. – Przynajmniej dopóki nie ruszy sprawa, bo ich mama nadal ma pełnię praw rodzicielskich.

– A potem?

– To zależy.

– Od czego?

– Od wyniku sprawy. Proszę chwilę poczekać, zaraz przyniosę numery.

Louis z dwiema wizytówkami wracał do domu, czując, że jeszcze kilka sekund i sam wybuchnie płaczem. Teraz musiał być silny dla syna, który panikował i szlochał w aucie, przeklinając siebie i swój brak reakcji. Pluł sobie w twarz, że nic nie zrobił i dał się zbyć kłamstwami, które teraz sprawiły, że ich chłopak mieszkał w obcym miejscu z obcymi ludźmi.

– Nie tylko ty nie zareagowałeś, Timmy. To my powinniśmy coś zrobić i to nasza wina, że tu są, bo już dawno mogliśmy coś zrobić. A raczej powinniśmy.

– Ja go nie chcę stracić, tato. – Spojrzał na ojca z nadzieją, a zapłakane oczy nastolatka sprawiły, że Louis wyrzucił z siebie obietnicę, którą trudno będzie spełnić:

– Nie stracisz go, Timmy. Zrobimy coś z tym.

----

A kto to wrócił po 1,5 miesiąca? Ja! A kto nie jest zadowolony z tego rozdziału? Też ja! A tak serio to przepraszam za nieobecność, studia i życie wciągnęły mnie bardziej niż się spodziewałam i projekty zabierały mi większość czasu. Dlatego teraz wracam z tym krótkim rozdziałem, który jest wprowadzeniem i nie jestem z niego zadowolona, ale męczyłam go już długie tygodnie i stwierdziłam, że jak nie ten to przerwa będzie dłuższa, a ja sama nie wiem jak go poprowadzić, więc here we are.

Fun fact: znalazłam swoje opowiadanie na tik toku jako polecankę i popłakałam się ze szczęścia. Witam więc wszystkie nowe osóbki z tiktoka i pozdrawiam dziewczynę, która zdradziła mi tajemnicę, że tam jestem haha

Standardowo zapraszam na Twittera pod hasztagi #BMMLarry oraz #BMLLarry, gdzie rzucam spojlery, informacje i daję Wam miejsce do wrzucania opinii i komentarzy. I tworzę moją Be My Społeczność, a bez Was by jej nie było!

PS. Będę naprawdę wdzięczna za wszelkie komentarze i gwiazdki, a obiecuję kolejny rozdział wcześniej niż na Gwiazdkę x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro