9.
{harry}
Nie byłem wtedy do końca pewny, czy to będzie dobry pomysł, ale postanowiłem jakoś przeprosić Pauline. W końcu to przeze mnie, a raczej przez moją sławę musiała użerać się pewnie z tymi wszystkimi niewygodnymi pytani, a może nawet z hienami, jak to nazywałem paparazzich, bo taki właśnie był ich zawód. Żerowali na wszystkich, którzy coś znaczyli w showbiznesie i nie tylko. Nie macie pojęcia, ile już oczytałem się artykułów na swój temat i nawet połowa z tego nie była prawdziwa. I to było w tym wszystkim najbardziej denerwujące. Nam, osobom znanym przyklejano mnóstwo metek i zakładano, że jesteśmy tacy, a nie inni, a było i przecież jest zupełnie inaczej.
Chciałem do tego przekonać nastolatkę i też udowodnić jej, że nie jestem takim gburem na jakiego wyglądam. Dlatego też poprosiłem panią Jones, aby przygotowała dla całej naszej trójki jakiś obiad, a sam pofatygowałem się do ogrodu. Postanowiłem dać jej kwiaty, aby nie przepraszać o pustych rękach, ale nie wiedziałem, które mogłem zerwać. Ogród był piękny, ale niestety nie miałem zbyt wielkiego pojęcia, jak nazywają się tu poszczególne kwiaty i odróżniałem z nich wszystkich róże, do których podszedłem. Krzak był spory, więc sięgnąłem, aby zerwać pierwszy kwiat i jak na złość cierń wbił mi się w palec, a krew zaczęła płynąć po dłoni.
- Cholera... - syknąłem, ale nie przerwałem swojego zajęcia. Przecież to nie było nic takiego i nie miałem tego lęku przed krwią, więc dawałem sobie radę. A przynajmniej do momentu, w którym usłyszałem za sobą głos nastolatki. Miał oburzoną, może nawet wściekłą barwę.
- Co ty robisz?!
- Ja... - odwróciłem się na pięcie, aby na nią spojrzeć, ale ona już znalazła się przy mnie i prychnęła cicho. - Zniszczyłeś te kwiatki, idioto! Wiesz ile, ja o nie dbałam?! - spojrzała na zniszczoną różę, a później pokręciła głową.
- Przepraszam, ja tylko chciałem zrobić dla ciebie bukiet, żeby cię przeprosić...
- Teraz naprawdę będziesz miał za co przepraszać. - mruknęła wściekła. - I jeszcze się skaleczyłeś, no co za sierota. - przewróciła oczami i kucnęła, aby pozbierać liście, które opadły, a później podniosła się i zmierzyła mnie wzrokiem. - Mogłeś najpierw zapytać, albo pójść do kwiaciarni, jeśli już chciałeś mieć jakiś wiecheć w rękach. - dodała, jakby to było oczywiste.
- Nie chciałem iść na łatwiznę.
- Przepraszając mnie z kwiatkami wcale nie zrobiłbyś tego w łatwy sposób. - powiedziała, a później zaciągnęła mnie z powrotem do domu. - Pani Jones, potrzebuje trochę wody utlenionej i plastra!
- A co się stało?
- Harry to sierota i się pokaleczył!
- Nie jestem sierotą - oburzyłem się, a później zmierzyłem nastolatkę wzrokiem.
- Jesteś. - powiedziała oczywistym głosem. - Każdy wie, że róż nie zrywa się gołymi rękami, bo mogą pokaleczyć, tak jak to się stało w twoim przypadku.
- Chciałem cię tylko przeprosić.
- Nie trzeba mnie przepraszać. - wzruszyła ramionami, jakby wiedziała, za co chciałem to zrobić. - Jesteś sławny i tak musi być. To raczej ja powinnam przepraszać, bo mogłam narobić ci problemów. - dodała, a później odebrała od pani Jones przedmioty, o które poprosiła.
- Jesteś ostatnią osobą, która powinna mnie za cokolwiek przepraszać.
~*~
dawno tu update'a nie było idk
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro