64.
Wysiadłam ostrożnie z samochodu, uważając przy tym, aby nie zaplątać się w sukience. Miałam tylko nadzieje, że się nigdzie nie potknę i nie zaliczę gleby, bo to byłoby gorsze niż cokolwiek innego. Harry uśmiechnął się do mnie i podał mi dłoń, zanim oślepił nas błysk fleszy i dobiegł nas krzyk paparazzich.
- Nie bój się, będzie dobrze - szepnął mi na ucho i później już zaczęliśmy się powoli przesuwać na czerwonym dywanie do przodu. Starałam się uśmiechać, ale naprawdę nogi odmawiały mi posłuszeństwa i gdyby nie Harry, to osunęłabym się na ziemię.
Patrzyłam się natomiast jak podpisuje płyty i pozwala zrobić sobie zdjęcie z fanami, choć było to ciężkie, zważając na zwierzęta z gazet, które wysłano, aby uchwycić dobre momenty na okładkę. Nawet mnie samą kilka dziewczyn poprosiło o wspólne selfie, czy podpis w notatniku. Znowu zrobiło mi się miło, bo na pewno zapamiętam te sytuacje. Jedna z nich szczególnie zapadła mi w pamięć. Cała w kwiatkach, które były podobne do tych z albumu Stylesa. Powiedziała, że pasujemy do siebie z Harrym i że dobrze, że to ja z nim jestem, a nie Kendall, czy ktoś inny. Szkoda tylko, że wierzyła w jego wizerunek i to, że byli kiedyś razem i teraz nic już nie łączy i tak jest lepiej.
- No widzisz, nie jest tak źle, co? - zaczął brunet, kiedy już uwolniliśmy się od ognia fleszów i natrętnych mężczyzn, czy kobiet obładowanych torbami.
- No nie - przyznałam mu rację, zakładając kosmyk włosów za ucho. Poprawiłam szal, który zsunął mi się z ramion i posłałam brunetowi uśmiech. - Jestem ciekawa, co o mnie napiszą, o nas - dodałam, wzdychając pod nosem.
- Bo już widzę cię, jak wytworną limuzyną jedziesz do apartamentu jak te gwiazdy z Hollywood - zanucił piosenkę z Bonnie i Clyde'a, która stała się ostatnią jego ulubioną. Oglądaliśmy musical i szczerze mówiąc Harry zachowywał się jak fangirl. Miał fazę na różne piosenki i odgrywał tu i tam różne scenki. Uwierzcie na słowo.
- Stop, pooglądasz sobie, jak wrócimy - zachichotałam pod nosem, kiedy prowadził mnie pomiędzy mnóstwa osób. Po cichu liczyłam na to, że może przedstawi mnie reżyserowi, czy chociaż Tomowi Hardy'emu.
- Jak wrócimy, to ja nie będę wstanie nawet się rozebrać do spania - zaśmiał się. Powiedział mi, że ma zamiar porządnie się upić. Przewróciłam na to oczami i ścisnęłam tylko mocniej jego dłoń, nie chcąc się zgubić.
- Sam będziesz wracał - ostrzegłam go tylko i spojrzałam w ten sposób, aby miał świadomość, że mówię całkiem serio.
- Jeszcze zobaczymy - przesunął swoją dłonią w dół moich pleców, tuż nad pośladki i uśmiechnął się pod nosem.
- Nie bądź taki pewny siebie, Styles. Bo się jeszcze na tym przejedziesz - pogroziłam mu tak, jak mama grozi swojemu dziecku i przestrzega przed zrobieniem jakiegoś głupstwa. Już wiedziałam, co mama miała na myśli mówiąc, że tata zachowuje się jak dziecko. Miałam to samo z Harrym. Tyle tylko, że on naprawdę czasem zachowywał się gorzej jak pięciolatek.
- Chodźmy, musisz ocenić, jak wypadłem - stwierdził w końcu i udaliśmy się już do sali kinowej.
~*~
lece powtarzać jeszcze pare pierdół na polski, miejmy nadzieje, ze nie zjebie polskiego:-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro