Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

60.

Zabrałam od pani Jones w kuchni tackę z mrożonką herbatą i czymś słodkim. Od rana pracowałam z Harrym w ogrodzie i nawet nie zorientowaliśmy się, że wypadałoby coś zjeść. Brunet uparł się, że mi pomoże. Podlał trawnik, kiedy ja przesadzałam begonie w inne miejsce, aby nowe różane krzewy się zmieściły. Musiałam się jeszcze zastanowić, jak to wszystko będzie wyglądać i czy to na pewno będzie dobry pomysł, ale zrobię to później.

- Hej, pracusiu - zawołałam do bruneta i zaśmiałam się, widząc jak wyprostował się zaskoczony i odwrócił w moją stronę. Było gorąco od samego rana, więc był bez koszulki, co nie było wcale takim złym widokiem, jak mogłoby się wydawać. - Patrz, co mam! - uniosłam tacę, aby mógł się zorientować, że nie wołam go bez potrzeby. 

- Pani Jones jest jak dobra dusza - stwierdził, kiedy już znalazł się obok mnie. Rozlałam napój na dwie szklanki i usiadłam na kanapie. - Ewentualnie umie czytać w myślach, bo właśnie stwierdziłem, że bym się napił takiej herbaty - zaśmiał się i upił sporego łyka. Pokręciłam głową i zgarnęłam ciastko, aby zacząć je jeść.

- Nadal nie mogę zapomnieć, jak chciałeś mnie przeprosić i rozwaliłeś krzak z różami. Na szczęście odżył - powiedziałam nagle, kiedy moje oczy błądziły po ogrodzie. Styles zakrztusił się herbatą, a potem otarł usta, bo prawie ją wypluł. Zaśmiałam się na to i pokręciłam znowu głową. - Sierota - skomentowałam.

- To nie moja wina, że chciałem dobrze, a ty nie potrafiłaś tego docenić - powiedział, po tym jak złapał oddech. - Chcesz mnie chyba zabić, bo mówisz takie rzeczy tylko i wyłącznie, kiedy jem lub coś pije. 

- Oj tam, od razu zabić. Jakby cię nie było, to komu bym docinała? - wstałam, aby podejść do niego i usiąść mu na kolanach. - Wbrew pozorom jesteś bardzo potrzebny. Teraz na przykład mam pół roboty mniej, dzięki tobie. Widzisz? Masz swoje plusy - dodałam, wzruszając ramionami. 

- Kobiety - przewrócił teatralnie oczami. - Z wami źle, bez was jeszcze gorzej - dodał, obejmując mnie w talii swoimi ramionami. 

- Narzekasz - przyznałam, łapiąc z nim kontakt wzrokowy. - Poza tym ostatnio w wywiadzie powiedziałeś co innego odnośnie nas wszystkich - dodałam, tak jakby zdążył o tym zapomnieć już na dobre. 

- Mówiłem, racja - zgodził się, kiwając w dodatku głową. - I dalej podtrzymuje swoje stanowisko. 

- Jesteś gorszy niż kobieta w ciąży - skomentowałam, a potem wstałam i zgarnęłam jeszcze jedno ciastko. Chciałam już wrócić do pracy. - I to dosłownie. 

- Już tak nie przesadzaj - złapał mnie jeszcze w pasie i przyciągnął do siebie. Zabrał też ciastko, zjadając go.

- Harry! - rzuciłam wściekła, bo nie zostawił mi nawet okruszka. - Oddawaj, wredoto! - dodałam, bijąc go w tors, ale nie reagował. - Ugh, spadaj - pokręciłam głową i przewróciłam oczami. Ciastka to była świętość i mi się ich nie zabierało. Styles zaśmiał się tylko, jakby to był żart, a potem zaczął protestować gdy zabrałam całą garść tylko dla siebie. Uciekłam przed nim, jedząc je i tak w zasadzie tamtego dnia już nie wróciliśmy do pracy.

~*~

pięć rozdziałów do końca kochani

only five

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro