60.
Zabrałam od pani Jones w kuchni tackę z mrożonką herbatą i czymś słodkim. Od rana pracowałam z Harrym w ogrodzie i nawet nie zorientowaliśmy się, że wypadałoby coś zjeść. Brunet uparł się, że mi pomoże. Podlał trawnik, kiedy ja przesadzałam begonie w inne miejsce, aby nowe różane krzewy się zmieściły. Musiałam się jeszcze zastanowić, jak to wszystko będzie wyglądać i czy to na pewno będzie dobry pomysł, ale zrobię to później.
- Hej, pracusiu - zawołałam do bruneta i zaśmiałam się, widząc jak wyprostował się zaskoczony i odwrócił w moją stronę. Było gorąco od samego rana, więc był bez koszulki, co nie było wcale takim złym widokiem, jak mogłoby się wydawać. - Patrz, co mam! - uniosłam tacę, aby mógł się zorientować, że nie wołam go bez potrzeby.
- Pani Jones jest jak dobra dusza - stwierdził, kiedy już znalazł się obok mnie. Rozlałam napój na dwie szklanki i usiadłam na kanapie. - Ewentualnie umie czytać w myślach, bo właśnie stwierdziłem, że bym się napił takiej herbaty - zaśmiał się i upił sporego łyka. Pokręciłam głową i zgarnęłam ciastko, aby zacząć je jeść.
- Nadal nie mogę zapomnieć, jak chciałeś mnie przeprosić i rozwaliłeś krzak z różami. Na szczęście odżył - powiedziałam nagle, kiedy moje oczy błądziły po ogrodzie. Styles zakrztusił się herbatą, a potem otarł usta, bo prawie ją wypluł. Zaśmiałam się na to i pokręciłam znowu głową. - Sierota - skomentowałam.
- To nie moja wina, że chciałem dobrze, a ty nie potrafiłaś tego docenić - powiedział, po tym jak złapał oddech. - Chcesz mnie chyba zabić, bo mówisz takie rzeczy tylko i wyłącznie, kiedy jem lub coś pije.
- Oj tam, od razu zabić. Jakby cię nie było, to komu bym docinała? - wstałam, aby podejść do niego i usiąść mu na kolanach. - Wbrew pozorom jesteś bardzo potrzebny. Teraz na przykład mam pół roboty mniej, dzięki tobie. Widzisz? Masz swoje plusy - dodałam, wzruszając ramionami.
- Kobiety - przewrócił teatralnie oczami. - Z wami źle, bez was jeszcze gorzej - dodał, obejmując mnie w talii swoimi ramionami.
- Narzekasz - przyznałam, łapiąc z nim kontakt wzrokowy. - Poza tym ostatnio w wywiadzie powiedziałeś co innego odnośnie nas wszystkich - dodałam, tak jakby zdążył o tym zapomnieć już na dobre.
- Mówiłem, racja - zgodził się, kiwając w dodatku głową. - I dalej podtrzymuje swoje stanowisko.
- Jesteś gorszy niż kobieta w ciąży - skomentowałam, a potem wstałam i zgarnęłam jeszcze jedno ciastko. Chciałam już wrócić do pracy. - I to dosłownie.
- Już tak nie przesadzaj - złapał mnie jeszcze w pasie i przyciągnął do siebie. Zabrał też ciastko, zjadając go.
- Harry! - rzuciłam wściekła, bo nie zostawił mi nawet okruszka. - Oddawaj, wredoto! - dodałam, bijąc go w tors, ale nie reagował. - Ugh, spadaj - pokręciłam głową i przewróciłam oczami. Ciastka to była świętość i mi się ich nie zabierało. Styles zaśmiał się tylko, jakby to był żart, a potem zaczął protestować gdy zabrałam całą garść tylko dla siebie. Uciekłam przed nim, jedząc je i tak w zasadzie tamtego dnia już nie wróciliśmy do pracy.
~*~
pięć rozdziałów do końca kochani
only five
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro