43.
{pauline}
- Skąd pewność, że chce z tobą rozmawiać? - zaczęłam, unosząc brew. Wracałam do domu, kiedy mój telefon dał o sobie znać. Dzwonił Hank. Niechętnie nacisnęłam zieloną słuchawkę zamiast czerwonej i przyłożyłam urządzenie do ucha. Wiedziałam, że menadżer zaraz zacznie tłumaczyć Stylesa, ale go uprzedziłam, zbijając w dodatku z tropu.
- Cześć, Pauline - przywitał się najpierw, kiedy szukałam w torebce kluczy od domu. Wracałam od Red. Uczyłyśmy się razem przez jakiś czas, a potem obejrzałyśmy film. Zawsze to się tak kończyło, a ja nie miałam na co narzekać. Tym bardziej, że ostatnio miałam zaskakująco dużo czasu.
- Cześć - odpowiedziałam ostrożnie. Próbowałam, czy chodzi mu o to, o czym myślałam, ale jego głos niczego nie zdradzał. Pewnie miał to wyćwiczone. - O co chodzi? - dodałam, ale było to raczej wymuszone. Nie obchodziło mnie, co tak naprawdę Hank miał mi przekazać, ani do czego nakłonić, ale nie miałam na to ochoty. Na nic, co wiązało się z Harrym. Miałam już serdecznie dość tej sprawy i zaczynałam żałować, że dałam się w to wszystko wplątać, choć Styles w jakiś sposób ciągle znajdował się w moich myślach. Nie było to zdrowe, ani tym bardziej w niczym mi nie pomagało.
- Mamy do pogadania, kochana - powiedział, a ja przełknęłam ślinę. On na pewno był trzeźwy? - Myślę, że dobrze o tym wiesz.
- Może - odpowiedziałam zdawkowo, odkładając torebkę na komodę. Byłam już w domu i jedyne czego chciałam, to trochę odpocząć, a potem zrobić sobie coś do jedzenia. - Miej na uwadze to, że nie mam pojęcia, o co chodzi, Hank. Ani po co ta cała szopka. Naprawdę byłam aż taką złą fałszywą dziewczyną? - dodałam, po czym westchnęłam ciężko. Nie powiem, że nie zrobiło mi się przykro, bo zrobiło, ale postanowiłam nie dać sobą tak łatwo pomiatać. Też mogłam, a tym bardziej potrafiłam negocjować warunki i miałam zamiar to zrobić.
- Nie, to nie tak - zaczął, a słowa opuściły jego usta z prędkością karabinu maszynowego. Prawie go nie zrozumiałam, ale na szczęście powtórzył swoją wypowiedź, kiedy nie odzywałam się dłuższy czas. - Harry i Kendal, to hm, skomplikowana sprawa. Wolałbym ci niczego nie opowiadać, bo najlepiej byłoby, gdyby właśnie oni ci to powiedzieli. Zrobią to lepiej niż ja. Poza tym śpieszy mi się i zaraz muszę kończyć.
- To do czego zmierzasz? - uniosłam brew, kładąc się na swoim łóżku w pokoju. Nie wiedziałam, o co mu dokładnie chodzi.
- Zgodzisz się porozmawiać ze Stylesem? - zaczął, a jego ton przybrał ton proszącego o coś dziecka. Westchnęłam, zastanawiając się, czy istniałby w ogóle jakiś sens w tej rozmowie, ale nie byłam pewna. Od samego początku miałam wrażenie, że Harry nie mówił mi całej prawdy, ale kiedy zaistniała ta sytuacja tylko się w tym utwierdziłam.
- Nie wiem - odpowiedziałam szczerze. - Naprawdę nie wiem - dodałam, przeczesując palcami włosy.
- Proszę, Pauline - zaczął, a później powtórzył to kilka razy niczym mantrę. - Będę twoim dłużnikiem.
- Muszę się zastanowić - przyznałam, a on westchnął i wymamrotał coś niezrozumiałego pod nosem.
- Daj mi znać, kiedy już coś zdecydujesz.
~*~
piątek, piąteczek, piątunio!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro