36.
{harry}
Wyprostowałem się i założyłem dłonie na biodra. Ogród wyglądał chyba jeszcze piękniej niż wczoraj, co oczywiście było zasługą Pauline. Uśmiechnąłem się pod nosem na widok brunetki, która wychodziła z domu z czymś do picia. Było wyjątkowo ciepło.
- Czyli jednak można cię zostawić samego - zaśmiała się, podchodząc bliżej do mnie. Zdjąłem ochronne rękawice z dłoni, aby jej nie ubrudzić. - Niczego nie zepsułeś. Jestem pod wrażeniem.
- Widzisz - uśmiechnąłem się dumnie, krzyżując dłonie na klatce piersiowej. - Nie jestem taki zły, co? - dodałem, unosząc brew.
- No może - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się pod nosem, a potem zawróciła od stolika, aby usiąść i się napić.
Odprowadziłem ją wzrokiem, a po chwili sam zacząłem stawiać małe kroki w kierunku werandy. Otarłem wierzchem dłoni czoło, zastanawiając się tak naprawdę ile stopni wskazuje termometr. Pogodynka ostatnio mówiła, że możemy spodziewać się upałów, ale do tej pory nie sądziłem, że to się sprawdzi. Tutaj zawsze było ciepło - ale w ten przyzwoity sposób - więc nie miałem na co narzekać, ale fala gorąca, która przyszła nie wiadomo skąd ściągnęła do miasta tylko większą ilość turystów.
- Coś dzisiaj jesteś małomówny - zaśmiała sie Pauline, wyciągając nogi przed siebie. Uśmiechnęła się do mnie, siedząc w cieniu. Założyła kosmyk włosów za ucho.
- Jestem zmęczony. Za gorąco - przewróciłem oczami, siadając na przeciwko mnie. - Ale mogę to samo powiedzieć o tobie. Stało się coś? - dodałem, unosząc brew. Brunetka westchnęła ciężko, wzruszając po chwili ramionami.
- I tak i nie - odpowiedziała zdawkowo, a potem spojrzała na mnie z podgryzioną wargą. Zachęciłem ją swoim uśmiechem, ale chyba dalej rozważała wszystkie za i przeciw w swoim wnętrzu więc spokojnie czekałem, aż wydobędzie z siebie głos. Obracałem przy okazji szklankę z zimnym sokiem z czerwonej porzeczki w dłoni. Był przyjemnie chłodny i gasił pragnienie. W prawdzie nie tak, jak lemoniada czy zwykła woda z miętą, ale czułem się trochę lepiej. - Moja mama ostatnio zainteresowała się moją osobą, co nieco mnie dziwi.
- To źle czy dobrze? - uniosłem brew, zastanawiając się też, czy ciągnąć temat. Nie wiedziałam, czy Pauline chciała o tym rozmawiać, czy też nie, dlatego spokojnie czekałem, aż wszystko się rozwinie albo i nie.
- Nie wiem, ale wcześniej nie miałyśmy zbyt dobrych kontaktów. A teraz tak po prostu powiedziała, że wie, że się z kimś spotykam i chce, abym tego kogoś przyprowadziła do domu. Szkoda tylko, że nie ma pojęcia, że dalej jestem singielką, nie licząc naszego związku, który przecież jest fałszywy - powiedziała, a mówiła prawie tak szybko, jak mógł tylko pracować karabin maszynowy. Pomimo tego rozumiałem jednak wszystko, a moja reakcja zdziwiła nawet mnie samego. Nie spodziewałem się, że rodzice brunetki będą chcieli mnie poznać, dlatego też nie za bardzo wiedziałem, co mam powiedzieć. - Rozumiesz? Ona chce, żebyśmy przyszli na kolację, bo sobie coś ubzdurała. Tak tylko potrafi chyba tylko moja matka.
- Przyznam się szczerze, że nie spodziewałem się tego, ale może lepiej pójść na taki układ i mieć później spokój, co?
- Chcesz przyjść na kolację?
- Wiesz, że jeśli będę musiał to tak, poza tym będę z tobą, więc to raczej przyjemność, a nie przymus.
~*~
nie miałam zbytnio ochoty rozdział, ale macie idk
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro