35.
- Posuń się - mruknęłam do brunetki, która rozłożyła się na całym łóżku z laptopem i nie tylko. Obok niej leżała jeszcze wielka miska z popcornem, z której zaczęło go ubywać. Red podjadała z niej raz po raz, myśląc, że tego nie widzę, ale nie dziwiłam się. Dostawca pizzy się spóźniał, a my byłyśmy głodne. - Davenport no, przesuń swoją dupę - dodałam, kiedy zamiast się ruszyć śmiała się tylko pod nosem.
- No już, już - powiedziała, wykonując w końcu moją prośbę. - Nie wiem, co się stało, ani kto cię wkurwił, ale to nie jest normalnie i się tak nie zachowujesz - dodała, patrząc się na mnie całkiem poważnie.
- Mama - powiedziałam, przewracając oczami. Nie wybrałyśmy jeszcze filmu, więc była szansa, abym jej wszystko wyjaśniła. Ściślej rzecz ujmując wczorajszą rozmowę z moją rodzicielką, która niby miała być niepozorna, ale przerodziła się w kłótnię. Większą czy mniejszą, ale nie skończyła się dobrze, bo wyszłam z kuchni i trzasnęłam drzwiami od swojego pokoju. Mama tego nie lubiła, więc podziałałam jej na nerwy, ale do tej pory mnie to nie obchodziło. - Wiesz, co sobie wymyśliła?
- Zadziw mnie.
- Powiedziała, abym przyprowadziła Harry'ego na kolację - spojrzałam na przyjaciółkę wzrokiem, który mówił jej, że nie żartuje i ona ma też sobie coś takiego odpuścić. Nie byłam w nastroju. - Tata jej się wygadał i kiedy usłyszała, że się z kimś spotykam, tak nie chciała mi dać spokoju. Dopóki się nie pokłóciłyśmy, bo nie mam zamiaru nikogo przyprowadzać. Zwłaszcza do niej. Byłoby gorzej niż na przesłuchaniu u Gestapo.
- Szczerze mówiąc, to się zdziwiłam - powiedziała powoli i potarła kark swoją dłonią. - Twoja mama ma dziwne rozumowanie, ale nie będę w to głębiej wnikać. Wolę nie.
- Lepiej się ciesz, że twoja jest całkiem normalna - przewróciłam oczami. Moje stosunki z mamą nie były najlepsze, ale do najgorszych też nie należały. Pomimo wszystko wolałam jednak tatę i to z nim miałam lepszy kontakt. Zdecydowanie.
- Nie powiedziałabym, ale niech ci będzie - wzruszyła ramionami. - Ale szczerze mówiąc nic ci nie szkodzi, abyś zaprosiła go na tą kolację. Im szybciej ona będzie, tym szybciej da ci spokój.
- Niby tak, ale wiem, że później będzie oczekiwać, aby Styles się tu pojawiał. A Hank mu w życiu na to nie pozwoli. Ryzyko, że złapie go jakiś dziennikarz jest za duże.
- No to ja już nie wiem, poddaje się - skapitulowała i wtuliła twarz w poduszkę, po czym westchnęła. - Naprawdę nie mam pojęcia.
- Ja też nie - założyłam kosmyk włosów za ucho, wzdychając przy okazji ciężko. - W co ja się w ogóle wpakowałam...
- To jest bardzo dobre pytanie, panno Davies - zauważyła Red, ale dostała za to ode mnie w żebra.
- Ciekawe, kto mnie na to namawiał.
- Z tego, co pamiętam, to ty sama się zgodziłaś. Bo chciałaś się ulitować nad Stylesem i zgrać Samarytankę. Nawet ci to wyszło. Nawet. Bo aktorka z ciebie średnia, bez obrazy oczywiście.
- Red!
- No co? - wzruszyła niewinnie ramionami, jakby udając, że nie wie, o co mi chodzi. - Mówię prawdę i tylko prawdę.
~*~
jak wam minęła środa?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro