31.
Wysiadłam z taksówki na lotnisku i zerknęłam na zegarek. Kierowca odjechał, a chwilę później pojawił się kolejny pojazd, więc przesunęłam się, aby nikomu nie przeszkadzać. Do przylotu Harry'ego zostało mi co najmniej pół godziny, więc weszłam do środka ogromnej hali. Dookoła kręciło się mnóstwo ludzi z torbami podróżnymi, walizkami. Wszędzie widziałam stewardessy, pilotów i innych pracowników tego miejsca, którzy byli zajęci swoimi sprawami. Przełknęłam ślinę i odnalazłam tablicę z przylotami. Lot Stylesa był opóźniony o dodatkowe dziesięć minut, na co przewróciłam oczami. To pewnie była jego sprawka.
- I co ty ze sobą zrobisz, Pauline? Co? - zapytałam cicho samej siebie, szukając w torebce portfela. Spodziewałam się, że gdzieś znajdę tu jakiś automat, wiec przynajmniej kupię sobie jakąś kawę, czy coś innego do picia.
Rzeczywiście tak było i kiedy miałam już wybrany przez siebie napój w papierowym kubeczku i z nakrywką na nim, udałam się ruchomymi schodach na wyższe piętro. Podobno był tam taras widokowy, więc mogłam poobserwować sobie przylatujące i odlatujące samoloty. Było ich całe mnóstwo i każdy w innym kolorze, a także w różnych wielkościach. Oprócz mnie było tutaj mnóstwo ludzi. Niektórzy płakali, niektórzy niespokojnie kręcili się tu i tam, a jeszcze inni, tak jak ja po prostu stali i czekali, przeglądając czasem portale społecznościowe. Znalazł się nawet mężczyzna w średnim wieku, który był zajęty jakąś grą mobilną, o której chodziło o coś ze smokami. Wolałam się nie przyglądać dłużej, aby nie wyjść na wścibską czy coś w tym rodzaju, bo nie było mi to do niczego potrzebne.
:::
W końcu okazało się, że samolot Harry'ego miał nie dziesięć, a czterdzieści minut opóźnienia. Nie wiedziałam, dlaczego, aż tyle się spóźnia, ale zaczęłam się obawiać, że może stało się coś poważniejszego. Siedziałam na krzesełku, co jakiś czas zerkając na tablicę z nadzieją, że może coś się zmieniło i zaraz okaże się, że maszyna będzie lądować. Nic jednak się nie zmieniało przed dłuższy czas, a ja zaczynałam robić się tym zmęczona i znudzona. Nie miałam zbyt wielu rzeczy do zrobienia, a Red też się nie odzywała, więc nawet nie miałam z kim popisać. Kolejne minuty, które mijały były wyjątkowo dłużące, a ja mając dość siedzenia, zaczęłam przechadzać się tu i tam. Strzelałam sobie palcami, czy po prostu rozglądałam się wszędzie, gdzie się tylko dało. Jedna ze stewardess nawet zapytała się, czy czegoś nie potrzebuje, bo pewnie na taką wyglądałam. Grzecznie odmówiłam, a ona posłała mi tylko uśmiech i udała się w nieznanym mi kierunku.
- Dobrze, że to była kobieta, a nie jakiś pilot, bo byłbym zazdrosny - usłyszałam za sobą i automatycznie odwróciłam się na pięcie. Moim oczom ukazał się Harry.
- Styles! - ucieszyłam się i podbiegłam do niego, a on oplótł moje ciało swoimi ramionami. Jak udawać, to udawać, chociaż naprawdę mi go brakowało. - Nareszcie - dodałam, mierząc go wzrokiem. - Było opóźnienie, bo pewnie mieli problem z twoim bagażem, co?
- Skąd wiedziałaś? - podał mi swoją dłoń, kiedy szyliśmy już do wyjścia. Ktoś z tyłu zrobił nam zdjęcie.
- Zgadywałam. Pewnie te buty od Gucciego sporo ważą. Albo garnitury.
~*~
jak się wam podoba rozdział?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro