Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.

- Bardzo przepraszam, nie zauważyłam... - wyjąkałam, mierząc wzrokiem wyższego ode mnie o ponad półtorej głowy bruneta. Nie dość, że był wysoki, to jeszcze dobrze pachniał i miał kręcone, długie włosy. W zasadzie widywałam go raz na jakiś czas, a one za każdym razem były coraz dłuższe. Tym razem sięgały nieco za ramiona i były roztrzepane na wszystkie strony. Nie chciałam wiedzieć, co robił, a nawet nie potrzebowałam. W końcu to jego życie, a nie moje. Był ubrany cały na czarno.  Koszula, spodnie i nawet te przeklęte buty, które osobiście mi się w ogóle nie podobały. 

- Huh, w porządku. - rzucił krótko i dosyć chłodno. Wcale mnie to nie zdziwiło. Przez cały ten czas, kiedy u niego pracowałam zawsze słyszałam tę samą barwę i ton. To nie było nic nadzwyczajnego i człowiek przyzwyczajał się do tego po pierwszych dwóch razach. - Robisz coś jeszcze w ogrodzie? - dodał, wskazując na tamto miejsce głową.

- Nie, już skończyłam. - odpowiedziałam grzecznie, starając się jakoś poprawić swój wygląd, ale i tak pewnie nie prezentowałam się zbyt okazale. 

- Dobrze. - spojrzał na mnie ostatni raz i wyminął w zgrabny sposób, aby zniknąć w końcu w ogrodzie. Stałam tam jeszcze przez chwilę, analizując dokładnie sytuację, która zaistniała i wzięłam głębszy oddech. Wciąż czułam jego perfumy, co oznaczało, że wylał na siebie co najmniej połowę buteleczki, albo były na tyle dobrej jakości, że się trzymały po całym dniu. Pokręciłam w końcu głową i ruszyłam do łazienki, aby z powrotem się przebrać. Zajęło mi to dosłownie chwilę i po pożegnaniu się z panią Jones wyszłam na autobus. 

W domu byłam po dwudziestej. Zdążyłam przed deszczem, który opanował całe miasto i wydawało się, że tak szybko nie skończy. Przywitałam się z rodzicami, a później z siostrą i zniknęłam w swoim pokoju. Musiałam odpocząć i od razu po zamknięciu drzwi opadłam zmęczona na łóżko. Myślałam, że będę mieć spokój, ale Red - przyjaciółka, albo największy wrzód na dupie, jak kto woli - zadzwoniła, aby pogadać.

- Halo? - odebrałam, mrucząc słowo do słuchawki. Położyłam się na brzuchu, wtulając policzek w poduszkę.

- Cześć mordeczko. - przywitała się, a ja jęknęłam cicho. Ona była zbyt pozytywna, jak na człowieka i dziwiłam się czasem, że jej się to nie nudzi. Ja nie miałam ochoty, aby się uśmiechać. Ani ochoty, ani siły, tym bardziej po tej sytuacji, która mnie dzisiaj spotkała.  - Czego chcesz?

- Czy ja zawsze muszę czegoś chcieć? - prychnęła, przez co przewróciłam oczami. Tak, Red, zawsze czegoś chcesz.

- Nie wiem, może tak, może nie. - mruknęłam i ziewnęłam cicho. - Gadaj, bo chce mi się spać.

- Trochę grzeczniej, jestem w końcu starsza o całe dwa miesiące.

- I szybciej przez to skończysz w grobie. Czy ja wiem, czy jest się czym cieszyć. - zaśmiałam się, a ona przezdrzeźniła mnie tylko i rozmowa zeszła na normalne tory. Opowiedziałam jej swój dzień, zostałam wypytana o Stylesa, a później tylko pożegnałyśmy się i powiedziałam, że zobaczymy się w szkole. Chciałam już zasypiać, bo uznałam, że wezmę jakiś prysznic rano, ale wiecie co? Miałam te przeklęte, zielone oczy przed oczami. Przez cały czas. Aż do rana.

~*~

rozdział za wczoraj hehe

jak się podoba?

lots of love, red

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro