Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I

Bycie studentem ostatniego roku fotografii ssało. Zwłaszcza jeśli dodatkowo miało się dorywczą pracę, jako sprzedawca w kwiaciarni. Przygotowanie do egzaminów oraz własnej wystawy zaliczeniowej, w połączeniu z pracą, pozostawiały niewiele wolnego czasu dla omegi. Tak jak na przykład dzisiaj.

Poranek spędził przed komputerem, obrabiając zdjęcia w programie graficznym. O 11.00 zaczynał zajęcia, a zaraz po nich była jego zmiana w kwiaciarni. Dochodziła 20.00, a on dopiero wrócił do swojego mieszkania, które wynajmował z najlepszym przyjacielem.

- Lou? – stłumiony głos, prawdopodobnie z kuchni, doszedł do jego uszu.

- To ja – westchnął, odkładać swój plecak pod ścianę, aby mógł pozbyć się butów i cienkiej kurtki – Jestem wykończony.

- Odgrzać ci chińszczyznę? – Zayn stał za kuchennym blatem, który oddzielał salon od kuchni.

- Poproszę – opadł na kanapę, a z pomiędzy jego warg wydostało się westchnienie ulgi.

- Jak idą przygotowania do wystawy?

- Powoli, ale dobrze – wzruszył ramionami – Udało mi się załatwić salę, większość zdjęć już jest obrobiona – zmarszczył brwi, dostrzegając na stoliku dwie małe, podłużne kartki.

- Zayn, co to? – nachylił się, sięgając do stolika – Zayn... - z szokiem spoglądał to na przyjaciela, to na bilety, gdy tylko zobaczył co na nich pisze.

- Bilety – mulat stał w kuchni, przygryzając wargę.

- Widzę, że bilety, ale jak...kiedy...co? – szatyn nie potrafił się poprawnie wysłowić – Jakim cudem udało ci się zdobyć bilety na Harry'ego pieprzonego Stylesa? Przecież wszystkie zostały wyprzedane.

- Ma się swoje sposoby – wzruszył ramionami.

- Zwinąłeś je komuś? – zaśmiał się, mimo to jego wzrok był podejrzliwy.

- Oczywiście, że nie – oburzył się Malik – Za kogo ty mnie masz? Jeśli już musisz wiedzieć, dostałem je od kogoś – ponownie przygryzł wargę, a na jego policzki wkradł się rumieniec.

- Wiedziałem! – klasnął w dłonie, podskakują na kanapie – Masz kogoś! Miałem rację, że czuć od ciebie alfą! – krzyczał z zadowoleniem.

- Tak poznałem kogoś – przekręcił oczami.

- To czemu mnie okłamywałeś? – wydął wargę, czując się lekko zranionym, że przyjaciel nie mówił mu prawdy.

- Przepraszam Lou – szybko znalazł się przy przyjacielu, obejmując go – Po prostu nie chciałem zapeszać. Nie wiedziałem, co z tego wyniknie.

- I?

- Myślę, że to to – uśmiechnął się szeroko, a Louis był szczęśliwy, że jego przyjaciel najprawdopodobniej znalazł swojego alfę.

- Poznam go? – bardzo chciał poznać tego mężczyznę, który podbił serce Malika.

- Będzie na koncercie – pokiwał głową.

- Tak w ogóle skąd wytrzasnął te bilety, i to na tydzień przed koncertem?

- Wspomniałem mu, że bardzo chciałeś tam iść i powiedział, że ma znajomości w ekipie i może załatwić dla mnie bilety.

- W takim razie podziękuj mu ode mnie, i to porządnie – poruszył znacząco brwiami, na co mulat się zaśmiał – Czy coś tu się pali? – szatyn zmarszczył nos, czując nieprzyjemny zapach.

- Chińszczyzna! – Zayn poderwał się z kanapy, pędząc do kuchni.

*****

Koncert był niesamowity, zresztą właśnie tego spodziewał się Louis. Co prawda nie stał przed samą sceną, jednak ze swojego miejsca i tak miał bardzo dobry widok, na scenę, no i oczywiście na Harry'ego. Kędzierzawy skakał po scenie, uśmiechając się i przekazując wszystkim pozytywną energię, przez cały czas utrzymując kontakt z fanami. Louis i Zayn skakali wraz z innymi, zdzierając sobie gardła, podczas śpiewania piosenek Stylesa. Wyszli z areny zmęczeni, spoceni i z bolącymi gardłami, jednak nie przeszkadzało im to. Świetnie się bawili i pomimo zakończonego koncertu, wciąż trzymały ich się dobre humory.

Ruszyli na parking, zatrzymując się przy samochodzie Nialla – alfy, z którym umawiał się Malik. Gdy Louis spotka się z nim, po raz pierwszy - kiedy Irlandczyk przyjechał po nich, aby zabrać na koncert - był zaskoczony. Nie znając go, nie powiedziałby, że Horan jest alfą. Bardziej obstawiałby, że jest omegą, ewentualnie betą. Jednak z drugiej strony, nie znając Malika, również nie powiedziałby, że może być omegą. Musiał przyznać, że pod tym względem bardzo do siebie pasowali.

Po tym, jak Niall przywiózł ich na koncert, ulotnił się, tłumacząc, że obiecał pomóc przy koncercie. Umówili się, że spotkają się po show przy samochodzie alfy i pojadą coś zjeść.

Emocje wciąż wypełniał Louisa, gdy dotarli do pojazdu, a w głowie ciągle nucił Kiwi. Jak się okazało Niall czekał już na nich, szeroko się uśmiechając. Zayn podszedł do niego, pozwalając, aby ten go objął i pocałował.

- Jak koncert?

- To było coś niesamowitego! – szatyn z podekscytowaniem podskakiwał w miejscu – Dziękuję, że załatwiłeś nam te bilety.

- Nie ma sprawy – wzruszył ramionami – To co, jedziemy coś zjeść? – gdy tylko omegi skinęły głowami, otworzył jednocześnie drzwi pasażera z przodu i z tyłu, aby przyjaciele mogli wsiąść. Szybko obszedł samochód , zajmując miejsce za kierownicą – Będziecie mieć coś przeciwko, jeśli później dołączy do nas kilku moich znajomych?

*****

Niall zabrał ich do lokalu, który był wzorowany na typowym amerykańskim barze. Zajęli stolik przy oknie. Louis popijał shake czekoladowego, czekając na burgera i słuchając opowieści Zayna, kiedy Niall, nagle zaczął wymachiwać ręką.

- Li, tutaj! – Louis, który siedział tyłem do wejścia, odwrócił głowę, dostrzegając barczystego chłopaka, ze spojrzeniem szczeniaczka. Od razu go rozpoznał – Liam Payne, manager Harry'ego – W końcu. Liam, poznaj mojego chłopaka Zayna i jego przyjaciela Louisa.

- Cześć, chłopaki – przywitał się z dwójką, uściskiem dłoni – Wolne? – wskazał na miejsce obok szatyna.

- Jasne – omega podsunął się do okna, aby zrobić miejsce alfie.

- Gdzie masz naszą gwiazdę? – serce Louis mocniej zabiło z podekscytowania na słowa Irlandczyka.

- Za raz powinien przyjść – wzruszył ramionami, odbierając kartę, którą przyniosła mu kelnerka. W tym samym momencie drzwi się otwarły i do środka wszedł kolejny klient.

- Liam, to było okrutne – wpierw Louis usłyszał niski, przyjemny dla ucha, zachrypnięty głos, a chwilę później obok ich stolika, stanął wysoki alfa. Żółty sweter w czarne pasy, zakrywał jego umięśnioną klatkę i ramiona, a czarne dżinsy opinały jego długie nogi. Ciemne, krótkie włosy, które lekko skręcały się na końcach. Przed ich stolikiem stał Harry Styles. Alfa z niezadowoleniem wpatrywał się w Liama, wydymając wargę.

- Mówiłem ci, abyś się nie darł, bo nas zobaczą – Payne wzruszył ramionami, wciąż skupiając się na menu.

- Wciąż uważam, że zostawienie mnie tam, na pastwę paparazzi było okrutne.

- Nie dramatyzuj już Hazz – Niall machnął dłonią – Robisz mi wstyd przed chłopakami.

Dopiero teraz kędzierzawy dostrzegł, że są tutaj dwie obce mu omegi.

- O...hej – uśmiechnął się, pokazując swoje dołeczki – Cześć, jestem Harry – najpierw przywitał się z Zaynem, który siedział bliżej niego, następnie przeniósł wzrok na szatyna i...to było to. Poczuł jak po jego ciele przechodzi przyjemny dreszcz, wywołany błękitnym spojrzeniem omegi, a serce mocniej zabiło.

- Louis – lekki rumieniec wpłynął na policzki Tomlinsona, pod intensywnym spojrzeniem alfy. Sięgnął dłonią, aby uścisnąć wyciągniętą rękę Stylesa, a do Harry'ego od razu doszedł niesamowity zapach – przypominał mu muffinki waniliowe z truskawkami, które piekła jego mama. Szatynowi natomiast zapach alfy kojarzył się z deszczem i miętą.

Harry dostawił sobie krzesło do stolika, jednak gdy tylko Liam udał się do toalety, zajął jego miejsce, aby móc, być bliżej omegi. Zayn i Niall spoglądali na to z wszystkowiedzącym uśmiechem, jednak nie komentowali zachowania alfy. Nawet Liam, który był zaskoczony, że jego miejsce zostało zajęte, nie skomentował tego, widząc co się święci.

Harry co chwilę zagadywał Louisa, chcąc się o nim czegoś dowiedzieć, przy okazji mógł się wtedy bezkarnie w niego wpatrywać, nie czując się jak dziwak.

Dochodziła 24.00, gdy postanowili, że najwyższa pora wrócić do domu. Po opłaceniu rachunku (gdzie Harry uparł się, aby zapłacić za Louisa), wstali od stolika, zbierając swoje rzeczy i żegnając się z pracownikami, wyszli na zewnątrz.

- Lou – Zayn chwycił przyjaciela za ramię, aby się zatrzymał – Jadę dzisiaj do Nialla – w świetle latarni, można było zauważyć, jak na policzki mulata wpływa rumieniec – Ale odwieziemy cię do domu.

- Do...

- Nie trzeba, ja mogę odwieźć Louisa – wypalił Harry, ściągając na siebie zaskoczone spojrzenia reszty. Niall i Liam zaczęli się szczerzyć, kręcąc głowami na to, jak oczywisty był kędzierzawy.

- Louis? – Zayn spojrzał na przyjaciela, chcąc, aby to on zadecydował.

- To w porządku Zi, możecie jechać – zapewnił. Nie chciał zabierać czasu przyjacielowi, z jego chłopakiem. Po za ty chętnie spędzie jeszcze trochę czasu z alą.

Malik jedynie skinął głową, po czym po pożegnaniu razem ze swoim alfą, skierowali się do samochodu Nialla. Został z nimi, rozmawiając z kimś przez telefon. Harry machnął mu na pożegnanie, następnie odwracając się do szatyna. Położył dłoń w dole jego pleców i poprowadził do swojego pojazdu.

- Liam nie jedzie? – był zaskoczony, bo myślał, że alfy przybyły razem.

- Um...on...ma jeszcze jakieś plany – odpowiedział wymijająco. Gdy dotarli do samochodu, Styles otworzył drzwi dla omegi. Podczas drogi do domu zagadywał Louisa, chcąc dowiedzieć się o nim jak najwięcej. W ten sposób odkrył, że szatyn ma szóstkę rodzeństwa. Jego rodzina pochodzi z Doncaster, studiuje fotografię i pracuje dorywczo w kwiaciarni. Po około 20 minutach zatrzymali się pod odpowiednim budynkiem. Louis chciał podziękować alfie i wysiąść, jednak nim zdążył to zrobić Harry wyskoczył z samochodu i otworzył drzwi od strony Tomlinsona.

- Dziękuję – ujął dłoń kędzierzawego, którą ten wyciągnął w jego kierunku i wysiadł z samochodu, a jego policzki zdobił rumieniec. Bardzo mu schlebiało, że mężczyzna wykazuje względem niego zainteresowanie.

- Lou - obrócił chłopaka w swoją stronę, gdy zatrzymali się pod drzwiami jego mieszkania – Um...tak pomyślałem...umówisz się ze mną?

Wystarczyło jedno spojrzenie na omegę, w jego błękitne tęczówki, aby przepadł. Czuł, że to on, jego bratnia dusza, jego omega. Widział również, że i on nie jest obojętny Louisowi, dlatego też zaskoczyły go słowa chłopaka.

- Przykro mi, Harry – posłał mu przepraszający uśmiech.

- Ale... - nie tego się spodziewał. Dlaczego nie chce się z nim spotykać?

- Dobranoc, Harry i dziękuję - nim alfa zdążył zareagować, zniknął za drzwiami swojego mieszkania. Styles stał chwilę na korytarzu, zastanawiając się co właśnie się stało i czując nieprzyjemny uścisk w sercu. Było mu przykro i to bardzo, jednak nie zamierzał się poddawać. Zdobędzie Louisa!

*****

Oparł się o drzwi, czując dziwny smutek. Chciał się umówić z Harrym i to bardzo, jednak nie uważał, że to dobry pomysł. On był Harrym Stylesem, gwiazdą, niesamowitym piosenkarzem, uwielbianym przez wielu, a Louis był nikim specjalnym. Zwykła omega, jakich wiele. To nie przyniosłoby niczego dobrego.

*****

Następnego dnia, Louis znalazł zdjęcia, zrobione z ukrycia, które przedstawiały całą ich piątkę, a następnie tylko jego i Harry'ego. Były one dołączone do artykułu na jednym z portali plotkarskich, który mówił o nim i Stylesie. Oczywiście dociekali, kim jest Louis i co łączy go z alfą. Nie minęło wiele czasu, jak zdjęcia znalazły się na różnych portalach, a pod nimi mnóstwo komentarzy – zarówno pozytywnych i negatywnych. Właśnie dlatego Louis nie chciał się umawiać z Harrym, wiedział jak to wszystko działa i jak to może wyglądać.

*****

Dzwoneczek nad drzwiami rozbrzmiał zapowiadając przybycie nowego klienta, Louis wyszedł z zaplecza, na prośbę Anthony'ego (właściciela), aby obsłużyć przybysza. Nie krył zaskoczenia, gdy okazał się nim Harry.

- Cześć Lou – alfa stał przy ladzie szeroko się uśmiechając. Minęły dwa dni od ich pierwszego spotkania i musiał przyznać, że przez ten czas brakowało mu widoku szatyna.

- Harry? Hej – przywitał się – Co cię sprowadza?

- Chcę kupić bukiet kwiatów, może coś zaproponujesz?

- Dla kogoś konkretnego? Jakaś okazja?

- Bez okazji, dla bardzo specjalnej osoby. Chcę, aby te kwiaty to przekazywały.

- Oh – czy to było lekki ukłucie zazdrości? Harry już zainteresował się kimś innym niż Louis? Nawet jeśli to szatyn odmówił kędzierzawemu, to nic nie mógł poradzić na smutek, który odczuwał – Powiesz coś więcej?

- Chcę, aby mówiły, że bardzo mi zależy i mam nadzieję, że o mnie nie zapomni, i da nam szansę.

- Um...to może bukiet składający się z frezji, konwalii i niezapominajek?

- A co one oznaczają?

- Frezja to wyraz szacunku, uznania oraz radości, ale także zaproszenie do flirtu. Konwalia jest symbolem delikatności i nieśmiałości. Często daje się je osobie, którą uważa się za bardzo ładną. Z kolei niezapominajki dajemy wtedy, gdy chcemy, aby ta osoba nigdy o nas nie zapomniała. Jednocześnie pragniemy, też żeby stało się coś więcej, żeby ta osoba stworzyła z nami jakiś związek.

- W porządku, taki bukiet będzie idealny.

Louis skinął głową i od razu wziął się za przygotowywanie bukietu. Przez cały ten czas czuł na sobie spojrzenie alfy, co go rozpraszało i sprawiało, że jego ręce odrobinę się trzęsły. Odetchnął, kiedy bukiet był skończony, a Harry był zadowolony z efektu.

- Jest idealny, Lou – ucieszył się, wyciągając portfel – Ile płacę?

- Należy się 10 funtów – podał kędzierzawemu bukiet, kiedy ten położył wyliczoną kwotę na blacie. Oczekiwał, że teraz Harry pożegna się i wyjdzie, jednak on wciąż stał w swoim miejscu, uśmiechając się i wpatrując w Louisa.

- Um...coś jeszcze?

Harry jedynie pokręcił głową, ruszając się z miejsca i wchodząc za blat. Szatyn cofnął się, zaskoczony zachowaniem alfy.

- Harry?

- Louis, to dla ciebie – wyciągnął dłonie, w których trzymał bukiet, w kierunku szatyna – Bardzo bym chciał, abyś dał mi szansę.

- Um... - no czegoś takiego, to Louis się nie spodziewał – Harry – westchnął – przepraszam, ale...

- Dlaczego? – przerwał mu. Musiał to wiedzieć, czuł, że omega jest nim zainteresowany, mimo to nie chciał dać mu szansy.

- Harry, proszę...

- Dlaczego? – naciskał.

- To się nie uda – pokręcił głową – Ty jesteś gwiazdą, a ja? Zwykła omega, która studiuje i dorabia sobie w kwiaciarni. Ludzie będą zwracać na nas uwagę, interesować się tym co pomiędzy nami się dzieje, wchodzić nam w życie. To nie będzie nic dobrego. Już po naszym pierwszym spotkaniu, ktoś zrobił nam zdjęcia i rozpisywali się na ten temat, niekoniecznie w dobry sposób. Po prostu, uważam, że...nie pasujemy do siebie. I ja nie chcę być na widoku, tylko dlatego, że umówiłem się ze sławnym Harrym Stylesem.

- To nie musi tak wyglądać – rozumiał o czy mówi omega, ale wciąż chciał dostać szansę – Na postawie jednej takiej sytuacji, bez spróbowania, zadecydowałeś. Proszę cię, chociaż spróbuj – nigdy nie sądził, że kogokolwiek będzie przekonywał, aby się z nim umówił.

- Przepraszam, Harry – spuścił głowę, kręcąc nią. W tym momencie nie był w stanie spoglądać w te smutne zielone oczy.

- W porządku – mruknął, odwracając się i kierując do wyjścia. Bez słowa opuścił kwiaciarnię. Louisowi chciało się płakać, kiedy widział zgrabioną sylwetkę alfy. Wiedział, że to jego wina, jednak uważał, że tak będzie lepiej. Nic by z tego nie wyszło.

- To było trochę okrutne, Lou – z zaplecza wyszedł Anthony. Był to starszy mężczyzna, beta. Jego brązowe oczy ze smutkiem, wpatrywały się w Tomlinsona, zza okrągłych okularów.

- Ja... - nie sądził, że właściciel słyszał ich rozmowę.

- Miał rację. Nawet nie spróbowałeś – ciągnął – Widać, że chłopakowi zależy. Jeśli nic do niego nie czujesz, to w porządku. Tylko powiedz mu wprost, zamiast dawać mu nadzieję, że również jesteś nim zainteresowany. Jednak jeśli ciągnie cię do niego, nie odpychaj go, nie próbując.

- Ja...zaraz wracam – obszedł sklepowy blat i wybiegł z lokalu. Nie do końca to przemyślał, nie mając zbyt wiele czasu. Nie bardzo wiedział co powinien zrobić, bo cóż w słowach Anthony'ego była prawda, jednak wciąż nie uważał, aby umówienie się ze Stylesem, było dobrym pomysłem.

- Harry! – biegł za alfą, chcąc go zatrzymać, nim ten odjedzie. Kędzierzawy stał przy swoim samochodzie, planując do niego wsiąść, jednak zatrzymał się, słysząc wołającego go Louisa.

- Lou? – był zaskoczony, tym, że chłopak za nim biegł. Przecież dał mu wyraźnie znać, że nic z tego. Może zapomniał czegoś w kwiaciarni, albo chciał mu zwrócić bukiet, który wciąż trzymał w dłoniach.

- Harry, daj mi swój telefon – wyciągnął dłoń, drugą ręką przytrzymując kwiaty.

- Co?

- No daj – pospieszył go. Harry wciąż będąc w szoku, wyciągnął komórkę z tylnej kieszeni spodni. Louis pospiesznie go zabrał i zaczął coś wpisywać. Styles przez cały ten czas z zaskoczeniem spoglądał na omegę. Po chwili telefon został mu zwrócony – Może nic nie będzie z randkowania, jednak to nie oznacza, że nie możemy utrzymywać ze sobą kontaktu – uśmiechnął się, puszczając mu oczko – I dziękuję za kwiaty – stanął na palcach, cmokając alfę w policzek, nim zawrócił oddalając się w kierunku kwiaciarni.

Harry jeszcze przez chwilę stał zdezorientowany na chodniku, jednak z czasem, jak zaczął rozumieć co się stało, na jego twarzy pojawiał się uśmiech. Przed chwilą utracona nadzieje, powoli powracała. Jeszcze przed momentem planował odpuścić, jednak teraz wiedział, że tego nie zrobi. Wciąż miał szanse i planował walczyć o Louisa.

Wszedł w kontakty i po chwili znalazł w nim nowy numer, podpisany jako Lou<3.

Z szerokim uśmiechem wsiadł do samochodu, nic tego dnia już mu nie zepsuje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro