Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

72 |Szczęśliwi|

Luke

Mike i Calum postanowili zostać na trochę. Przynajmniej na kilka dni. Mój brat planuje ślub, a ja s tym czasie szukam dla niego domu. Jesteśmy właśnie w jednym. Jest też nad samym oceanem. Są z nami moi chłopcy, którzy biegają po schodach w górę i w dół.

– Jesteś na pewno Luke'm? – dawno nie słyszałem tego cholernie nie śmiesznego żartu – Jak rozróżniasz tych chłopców?

Charlie zjeżdża właśnie z poręczy, a ja łapię go zanim upadnie.

– Charlie, czy ty chcesz, żeby twoja mama mnie zabiła?

– To też moja mama! – krzyczy Eliot.

– Wy swoje, chodźcie na zewnątrz. Sprawdźmy, czy jest basen.

– Myślę, że masz najbardziej rozpuszczone dzieciaki z nas wszystkich.

Chłopcy wybiegają przesz drzwi do ogrodu.

– Najbardziej rozpuszczone dzieci ma Ashton – w domu w ogóle o tym nie rozmawiamy i raczej nie powinienem rozmawiać o tym z nimi.

– Js też nie przepadam za jego żoną – mówi Mike – A to co zrobiła jej córka... nie wiem, dlaczego zabawiła się tak twoim synem i moja żona wytłumaczyła mi, że to zdecydowanie nie jest twoja wina, ani Matta. Naiwność szesnastolatka to nie zbrodnia. Też tacy byliśmy.

– Chciałbym po prostu, żeby Ashton pomyślał o mojej rodzinie. Rozumiem, że nie ma pieniędzy...

– To głupota – rzuca Calum – Niemożliwe, żeby nie miał takiej kasy. Chodzi chyba o coś więcej.

– Tato! – Eliot wbiega do salonu – A Charlie wpadł do basenu!

Kurwa.

Więcej nie rozmawiam o Ashtonie.

Charlie zamiast się przejmować, po prostu sobie pływa.

Moje dzieciaki są....

– Charlie – mówię trochę ostrzej, niż zamierzałem – Wiesz, że mamy basen w domu?

Uśmiecha się do mnie.

– A teraz musimy wrócić do domu i cię przebrać, łobuzie. Wychodź stamtąd, kolego. No już.

– W ogóle nie umiesz się bawić, tatusiu.

– No właśnie, Luke – śmieje się Calum.

– Czas mi się kończy. Muszę znaleźć dom, a was interesują tylko wygłupy.

– A mogę już zostać w domu z mamusią i Liv?

– Liv pierdzi i to śmierdzi.

Wybucham śmiechem, po prostu nie mogę się powstrzymać.

– Czy mamusia też pierdzi?

– A Evelyn?

– Oj tak! – krzyczy Charlie – Evelyn pierdzi!

Co za głupia rozmowa. Czochram włosy Charliego.

– Dobrze, możecie zostać z mamą i pierdzącą siostrą.

– Pierdu śmierdu, pierdu śmierdu – śpiewa Eliot. To piosenka Shannon, gdy zmienia Liv pieluchę.

Myślałem, że mając czwórkę dzieci miałem pełną rodzine, ale dopiero teraz z malutką Liv wiem, że ta różnią jest pełna.

Calum i Mike biorą moich bliźniaków na barki i biegną z nimi do mojego domu. Robię im zdjęcie, bo rzadko moje dzieci są z moimi przyjaciółmi. Słyszę ich radosne krzyki i pośpieszanie. Każdy chce wygrać.

Gdy wchodzimy do środka, znajdujemy moje dziewczyny na tarasie. Evelyn siedzi przy stole i czyta, a Shannon kołysze Liv w bujanym foteliku. Mała uśmiecha się.

Shannon obraca się pierwsza.

– O hej.

– Mama! – krzyczy Charlie, pokazując jej się całym mokrym.

– Co się stało? – brzmi na zaniepokojoną.

– Wskoczył do basenu. Nie pytaj, dlaczego, bo nie mam na to odpowiedzi.

Całuję każdą z nich w czoło.

– Poradzisz sobie z nimi? Chcą zostać ze swoją małą siostrzyczką.

– A wymęczyłeś ich na tyle, że będą grzeczni?

Krzywię się.

– To niemożliwe – przyznaję jej – Idę obejrzeć jeszcze kilka domów, ale nic mi tu do nich nie pasuje. Chciałbym, żeby mieszkał bliżej, a jednocześnie widzę ich gdzieś w trochę dzikszym miejscu, ze starymi drewnianymi podłogami...

– Nie myślisz, żeby po prostu dać mu pieniądze? On jest inżynierem..

– Wiem, że chciałby drewniane podłogi.

– No to pogadaj z nim. Użyj karty, byłeś tu przez dwadzieścia lat i tak dalej. Powinieneś kupić samą ziemie.

– My powinniśmy – upominam ją – Gdzie Matt?

– Są u Logana i pilnują małej. Ta dwójka potrzebowała chwili dla siebie. Zajęłabym się nią, ale mam pełne ręce roboty.

Obejmuje Evelyn ramieniem, a mała się uśmiecha.

– Co wy na to, że nie będę gotować? Naprawdę mi się nie chce. Zrobiłam się leniwa.

– Co byście zjedli?

– Pizzę! – krzyczą.

– Kupimy pizzę.

– Znam kogoś kto sprzedaje działki – mówi Mike – Mogę zadzwonić.

– Okej.

– Idę przebrać Charliego. Chodź, łobuzie.

– A popływamy w naszym basenie?

– Po co się w ogóle przebierać? – biorę go na ręce i biegnę z nim do basenu. Udaję, że go wrzucam, a on krzyczy, raczej ze śmiechem, niż z przerażeniem.

Biorę go pod pachę i biegnę do domu.

Do domu, który jest w pełni domem.

Matthew

Mała Andrea śpi, a my....

Cóż, leżymy na kanapie.

Spleceni nogami, rękami, ustami.

Moje dłonie są pod jej koszulką, a jej w moich spodniach, na moich nagich pośladkach. Ocieram się o nią, gdy nagle mnie od siebie odpycha.

– Moja mama jest nastoletnią mamą. Nie chcę być nastoletnią mamą. Jeśli by być szczerym to wszyscy w twojej rodzinie to nastoletnie matki. Alyssa na tylko dwadzieścia jeden lat, czy twoja mama nie miała tyle samo?

– Cóż, więc mamy pięć lat bez dzieci. Zacznijmy...

Całuję ją w szuje.

Ona się ze mnie śmieje, ale znowu od siebie odpycha.

– Naprawdę nie chcę – przeczesuje włosy na moim karku – Nie jestem gotowa, Matt.

– Okej – tak po prostu. Nie zamierzam jej namawiać – Mam nadzieję, że nie chodzi o coś czego nie rozumiem.

– Możesz mnie jeszcze pocałować, Matt – dotyka mojej szczęki – Lubię, gdy mnie całujesz.

Wstaję, żeby nie przygniatać jej swoim ciałem i nie robić z tego czegoś, czego nie chce. Jest zdezorientowana, póki nie ciągnę jej za rękę i nie sadzam. Oplatam ją ramieniem i jeszcze raz całuję.

Mi też się nie śpieszy.

Mamy wieczność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro