7 |wybory|
Matthew
Emma parkuje przed domem Ashtona, który już z zewnątrz wygląda na dużo większy, niż ten, do którego my przyjechaliśmy.
Nasz drugim dom.
Tak właśnie jest, prawda?
Nie.
To nieprawda.
To nie jest mój dom, to jest miejsce, w którym jestem zmuszony być ze względu na mojego ojca, który postanowił być przez jakiś czas tatą.
To cholernie męczące.
Może on też ma jeszcze jeden dom? Może mieszka z kimś innym? Co robi, gdy tu jest? Co robi, gdy podróżuje po Europie? Moje pytania mnożą się od lat i cholernie tego nienawidzę. Wszystko czego chcę to przestać o nim obsesyjnie myśleć i sprawdzać, co dzieisrjego dnia mówi o nim internet?
Zrani mamę? Zostawi nas? Co jeszcze?
Mam obsesje na tym punkcie.
W szczególności, że to wszystko tylko będzie się przemieszać według skali. On już zranił mamę, on już nas zostawił, tylko pytanie, jak bardzo jeszcze jest w stanie to zrobić.
– O to nasz pałac – i faktycznie tak wygląda – Wezmę tylko kluczyki, czy chcesz wejść do środka?
– Nie, dzięki – może za dużo wrażeń, jak na jeden raz.
Wbiega do domu, wybiega z niego i ciągnie mnie do garażu, w którym stoi o wiele więcej, niż jeden samochód.
Rzuca we mnie kluczykami.
– Masz racje – mówi z uśmiechem – Nie znam cię, dlatego chcę cię poznać. Mówią, żeby poznać człowieka po tym, jak traktuje matkę, my wyznajemy zasadę, żeby poznać człowieka po tym, jak prowadzi samochód. Prowadź.
– Serio? – tyle zaufania od tej dziewczyny...
– Serio – wsiada na miejsce pasażera, powierzając mi swoje Porsche – Szybciej! Jedziemy do moich przyjaciół!
Czy to urok ludzi w LA? Czy skąd się to bierze? Tata ufa mi mniej, od tej obcej dziewczyny, która w jakiś sposób widzi we mnie potencjał na coś, czego jeszcze nie rozumiem.
Luke
Idę za nimi.
Nie mógłbym ich tak zostawić.
Całą czwórką są w kuchni. Dzieciaki przytulają się do Shannon. Nie czekam, kucam przy nich.
– Pokażecie mi, jak się robi sok bananowy i grzanki? I jak się robi wszystko, co kochacie? – nie mogę się rozpłakać – Przepraszam.
Evelyn unosi na mnie oczy, które świecą się od łez. Wyciągam do niej rękę, a ona przyjmuje ją i przytula się do mojego boku.
– Kocham was, wiecie? – nie sądzę, żeby to rozumieli – Tylko musicie mi wszystko pokazać.
Charlie zerka na mnie, nie będąc pewny tego, kim dla niego jestem, jakbym był obcy.
Nie chcę być obcy.
Pragnęliśmy z Shannon wszystkiego, co mamy. Gdy została mnie, czy chcę jeszcze jedno dziecko, zgodziłem się od razu. Była szczęśliwa i chyba myślała, że wszystko będzie wtedy inaczej. Bliźniacze ciąże nie są łatwe, dlatego zostałem całe dziewięć miesięcy w domu. Moi przyjaciele nie byli szczęśliwi z tego powodu, w szczególności, gdy chciałem zostać jeszcze rok i jeszcze rok, aż w końcu powiedzieli stop. Nigdy nie zapomnę spojrzenia Shannon, gdy powiedziałem, że wracam do Los Angeles.
– Chcę dla was gotować i robić z wami rzeczy, które lubicie.
Patrzę na Shannon, która patrzy na mnie.
– Chodź tu – szepczę – Muszę cię przytulić.
Nie rusza się z miejsca, więc sam do niej podchodzę i przytulam ją z całych sił.
– Nigdy mnie tu nie chciałeś, bo nie pasuję do tego świata – szepcze w moją pierś – Jestem zbyt zwyczajna.
– Jesteś wszystkim, czego kiedykolwiek chciałem.
Prycha, jakby nie mogła w to uwierzyć. Eliot przysuwa się do nas, przytulając się do pleców Charliego.
– Skończmy tego grilla i spędźmy trochę czasu na zakupach.
Żona patrzy na mnie, jakbym chciał ich po prostu przekupić.
– Spożywczych.
– Dobrze.
Jednak, gdy mamy wrócić do moich przyjaciół, oni postanawiają się zbierać.
Dzięki, kurwa, Bogu.
– Odezwij się, gdy znajdziesz czas.
Nie chcę go znajdywać. Bycie rodzice to robota na pełen etat, a ja zachowuję się, jakby tak nie było. Bycie mężem też wcale nie jest proste i czas, żebym w końcu przejął obowiązki od żony.
Pieprzę tonę jedzenia, którą zrobiliśmy i po drodze zawożę ją do Caluma, bo mieszka najbliżej. Teraz czeka nas ekscytująca przygoda w sklepie spożywczym. Chociaż ja nie mogę do niego chodzić normalnie, robię to, ryzykując, że ktoś mnie rozpozna.
Włączam radio, ale dzieciaki psioczą na muzykę, Boże, są okropne. Shannon podłącza telefon do radia i włącza, jakąś ich playliste, o której nie miałem pojęcia, znowu.
Dzieciaki zaczynają śpiewać.
O Boże.
Moje dzieciaki śpiewają.
To uderza w jakąś część mnie, o której nie miałem pojęcia.
Eliot i Charlie nie są mistrzami wpadania w dźwięki, ale za to Evelyn.. jest niesamowita. Chłopcy też by byli, gdyby poszli na kilka lekcji śpiewu, w końcu mają to w genach. Matthew jest w ogóle nie muzykalny, ale nie o to tutaj chodzi.
Cieszę się moimi śpiewającymi dziećmi i nawet zaczynam in bić brawo.
– Jesteście niesamowici? Może założymy jakiś zespół?
– Wolimy zostać z mamą – niektóre rzeczy są zbyt dosłowne.
– Kocham was – informuję ich – Bardzo.
Shannon się nie odzywa, dlatego pochyla się do niej i całuję ją w policzek.
– Jestem na ciebie bardzo zła – syczy – Nie będę udawać, że wszystko jest dobrze, gdy nie jest.
– Przepraszam...
– Chcę wrócić do domu.
To łamie moje serce, gdy serce mojej żony prawdopodobnie już dawno jest złamane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro