Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

61 |miłość|

Luke

W końcu wróciliśmy do domu.

To znaczy do domu w Los Angeles.

Nie rozmawialiśmy już za dużo.

Teraz jest rano, niedługo będę musiał pojechać po Shannon na lotnisko. Chociaż ona nie chce, żebym przyjeżdżał. Dalej nie chce ze mną rozmawiać.

Przygotowuję śniadanie dla naszej dwójki, mając nadzieję, że będzie skłonny je ze mną zjeść.

Nawet nie chciał spać w swoim pokoju. Widziałem też, jak kupuje przeklęte papierosy. To nie czas, żeby mu tego zabronić. Nie gdy nie może mieć pewności, że ja tego faktycznie nie robię.

Matthew próbuje znaleźć siebie, ale tak naprawdę to nie jest możliwe, gdy nienawidzi się wszystkiego, co nas otacza.

Słyszę, jak zbiega na dół. Nie zabrał ze sobą zbyt dużo rzeczy, więc jest skazany na moje ubrania.

– Matt! Zrobiłem śniadanie! – krzyczę.

– Nie jestem głodny!

– To chodź ze mną posiedzieć! Opowiedz mi więcej o ten dziewczynie z Sydney.

– Potem! Idę na plaże.

– Jest zimno i są duże fale...

– Przestań – warczy – Nie zachowuj się...

– Jak twój ojciec? Zabawne.

– Nie szczerz się tak, tato.

– Więc jednak jestem twoim tatą?

Przewraca oczami.

– Co u wujka Logana? – pyta – Ta jego dziewczyna...

– Jest fajna – odpowiadam – Ale to nie znaczy, że nie możesz polegać na nim.

– A na tobie?

– Jestem tu, prawda? – chcę poczochrać mu włosy, ale odsuwa się.

– Idę na plaże.

Nie zatrzymam go siłą, ale po ostatniej dawcę wolności, wolę go mieć na oku. To moja wina, co się stało z Emmą. Mam tak skomplikowane relacje z całą rodziną, że nie jestem w stanie wszystkiego na raz naprawić, co tylko wszystko pogarsza.

Dlatego wychodzę za nim. Zostanę na tarasie tak długo, jak będę go widzieć. Na razie po prostu stoi na brzegu.

Drzwi od tarasu się otwierają.

Shannon.

Shannon, ale nie sama.

Z jakaś młodą dziewczyną, która wygląda na przerażoną.

– Co tu robisz? Miałem po ciebie przyjechać...

– Poradziłam sobie.

– Dzień dobry – dziewczyna nie patrzy na mnie, jakby wiedziała kim jestem.

A może z jakiegoś powodu jej to nie obchodzi.

– Gdzie jest....

Wskazuję głową na naszego syna, który wszedł trochę głębokiej, ale właśnie się wycofuje i siada na brzegu.

– Pójdę..

– Ja pójdę – mówi dziewczyna. To musi być ta jego Nelly.

– Cześć – mówię do Shannon, gdy Nelly schodzi z tarasu – To nie jego dziecko, ale jest trochę zdezorientowany.

– Zabiłabym te dziewczynę, przysięgam.

Obracam głowę w jej kierunku, trochę zdziwiony jej oświadczeniem.

– O Boże, co ci się stało?

– Biłem się za mojego syna.

– Naszego syna – poprawia mnie

– Dobrze cię widzieć – mówię.

– Spójrz na nich, są tak samo zagubieni, jak my.

Matthew

Chowam twarz w dłoniach, gdy czuję czyjaś dłoń na ramieniu. Jest za mała i za mało szorstka, żeby należała do mojego taty. Unoszę głowę, żeby zobaczyć Nelly. Siada obok mnie. Próbuję otrzeć łzy, ale one nie chcą przestać lecieć.

– Wszystko wiem.

Patrzę na nią, a ona patrzy na mnie.

– Mam sobie iść? Nie wiem, czy to dobry pomysł, żebym...

Wyciągam papierosa i odpalam go.

Ona się krzywi.

– Mama pali, nie znoszę tego smrodu – zabiera mi go i zgaszą w piasku – Nie pal tego, proszę.

Nie zastanawiam się dwa razy.

Całuję ją.

Dopadam jej usta nagle, popychając ją na piasek. Przygniatam ją swoim ciałem do podłoża.

– Jesteś tu – trącam nosem jej policzek, po czym znowu łapczywie całuję.

Znowu mogę oddychać.

Nelly oplata ramionami moją szyje.

– Nie chcę, żebyś mnie zostawił. Nie zostawiaj mnie więcej.

Ten pocałunek początkuje wszystko.

– Myślę, że pokochałem cię w momencie, w którym cię zobaczyłem, jak tak długo mogłem o tym nie wiedzieć? – trącam nosem jej nos. Czując swoje łzy, mieszające się z jej łzami.

Napieramy na siebie mocno.

Próbujemy złączyć się na wieki.

Przekazać sobie swoją miłość.

– Matt..

– Jesteś tutaj – szepczę jej do ucha – Nie mogę w to uwierzyć, że tu jesteś.

– Nie myślałam, że tak zareagujesz na mój widok...

Ona chce dla mnie dobrze.

Przeleciała dla mnie cały świat, żeby tu być, gdy ja przyleciałem do innej, z którą myślałem, że mogę mieć dziecko.

Całuję ją łapczywie.

To nie może być nikt inny.

To musi być ona.

– Tęskniłem za tobą – szepczę – I zrozumiałem to dopiero tutaj. Nie zasługuję na ciebie..

– Kocham cię – szepcze – Pocałuj mnie, Matt.

Jestem porywczy.

Wrażliwy i może czasem zbyt delikatny.

Jednak ona akceptuje wszystko.

– Nie zostawiaj mnie, Matt.

– To ty mnie nie zostawiaj – warczę.

– Nie mogłabym.

I tak pożeramy sobie twarze na tej cholernej plaże tysiące kilometrów od domu.

Może czasem serce powinno działać za nas.

Ono nie kieruje się złością, nienawiścią, ani nawet nadzieją.

Ono po prostu zaczyna bić szybciej, gdy łączy się z drugim właściwym sercem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro