6 |nie moje|
Matthew
Ashton jeździ pieprzonym Porsche.
Porsche.
I daje je prowadzić swojej.. no właśnie komu?
Dlaczego ja nic nie wiem, o tej części życia ojca?
– Kim jest dla ciebie Ashton?
– Ożenił się z moją mamą – mówi – Są ze sobą od kilku lat i muszę przyznać, że to najważniejszy facet, jakiego miała, ale nie jest moim ojcem, wiesz? Byłam już za stara, żeby go potrzebować w ten sposób. Jednak on tak bardzo się stara, żebym cieszyła się tym, że jest z mamą.. myślę, że mnie kocha, bo kocha moją mamę. Czy ja go kocham? Lubię to, że o mnie dba i mi ufa. Kupił mi nawet Porsche.
Czy wszyscy tutaj mają ten samochód?
– Płaci za moje studia...
– Studiujesz?
– Na pierwszym roku – jest starsza, wygląda na taką.
Uśmiecha się od ucha do ucha.
– Pojedziemy po mój samochód i po moich znajomych. Są... – patrzy na mnie – Unikatowi.
– Jak ci się żyje w tym świecie?
– Z czym? Z dostawanie tony rzeczy za darmo, bo prowadzę instagrama? A może z tym, że mam czarną kartę kredytową? A może z Porsche? Czy wakacjami gdziekolwiek chcę? Myliłam się. Kocham Ashtona, bo sprawił, że nie muszę się o nic martwić. Zawsze nam tego z mamą brakowało.
– Co robi twoja mama?
– Jest pseudo modelką – parska śmiechem – To znaczy była kiedyś.. no i cóż, była na tyle ładna, żeby Ashton się nią zainteresował – staje na czerwonym światłe i obraca głowę w moją stronę – Jesteś strasznie podobny do Luke'a. To cholernie nieprawdopodobne. Jesteście związani więzami krwi, tak?
Ta dziewczyna nic o mnie nie wie, a mi się czasem wydaje, że nic nie wiem o sobie, dlatego co mi szkodzi? Chociaż raz mogę być tym kim chcę.
– Jestem synem jego brata – pieprz się ojcze – Nie mógł przyjechać, ale mama chciała zobaczyć LA.
– Super – mówi – To będą najlepsze wakacje w twoim życiu, synu brata Luke'a.
– Dasz mi poprowadzić swoje Porsche?
– Cholera, ile ty masz właściwie lat?
Kogo obchodzi kolejne kłamstwo?
– Skończyłem osiemnaście.
– Cholera, to dobrze. Chociaż żadne z nas nie ma jeszcze dwudziestu jeden lat.. i tak można się tu nieźle zabawić.
– Tego właśnie potrzebuję – bardziej, niż ktokolwiek jest w stanie zrozumieć.
– No to dobrze trafiłeś.
– Dasz mi poprowadzić swój samochód?
– A byłeś kiedyś na wyścigach? – spogląda na mnie, ja patrzę na nią – Musimy ci kupić tam pare rzeczy – sugeruje – Masz kasę? – teraz nagle sto dolarów wydaje się niczym.
Dlaczego mój ojciec ma miliony na koncie, a mi daje sto dolarów? Nie ma go przy mnie, mógłby chociaż sypnąć kasą.
– Zapomniałem wziąć – kłamię, znowu.
– Nie ma problemu, potem mi oddasz.
– Dlaczego to robisz? – to pytanie ucieka ze mnie zbyt szybko, zanim sam zdążę się zastanowić – W ogóle mnie nie znasz, a...
– Wyglądałeś, jakbyś chciał stamtąd uciec. Wyrwali cię z twojego życia? Nie chciałeś tu być? No to pokażę ci, co byś stracił.
– Nie chciałem zostawić taty – nawet, jeśli w rzeczywistości nie jest moim tatą.
– Dorosły jest poradzi sobie, a ty trochę poużywaj życia.
Zawsze chciałem wiedzieć, jak jest w LA i o to proszę, trafia się idealna okazja, z której zamierzam skorzystać.
Luke
Oprócz moich przyjaciół pojawiły się też ich żony, ale bez dzieci. Ich dzieciaki mają tonę zajęć w te wakacje albo są na jakiś zagranicznych wycieczkach. My jesteśmy inni.
Nie jesteśmy tradycjonalistami, dlatego rozpalamy grilla o dwunastej, a raczej ja rozpalam. Shannon pilnuje dzieciaków, które są w basenie, a raczej chłopców, bo Evelyn siedzi z nią i czyta. Nie są nami zainteresowane. Gdy obracam się do tyłu, widzę Emily stojącą nad Ashtonem i otaczająca go ramionami. Calum trzyma żonę na kolanach, gdy Mike próbuje swoją rozebrać do stroju.
My jesteśmy inni.
Nie wiem, czy zawsze byliśmy.
Słyszę jej śmiech, wiec obracam się w jej kierunku. Ociera się nosem o nos naszej córki, która nie może przestać się śmiać.
Jest najlepszą matką, niezawodną.
– Tato, chodź popływać! – namawia mnie Eliot.
– Przejmiesz stery, Ashton?
– Calum, idź po więcej piwa.
– Ja pójdę – mówi jego żona.
Rozbieram się do kąpielówek, ale zamiast po prostu wskoczyć do wody, zabieram ze sobą żonę, która nie rozebrała się do stroju. Biorę ją na ręce i wrzucam nas do wody.
– Luke! – krzyczy, gdy nasze dzieciaki rechoczą ze śmiechu.
Obejmuję ją w talii, chcąc przytulić, może nawet pocałować, ale ona odpycha moje ręce.
– Dlaczego to zrobiłeś?! – wrzeszczy – Co jest z tobą nie tak? – odgarnia swoje włosy, a gdy chcę jej pomóc odsuwa się.
– Pomyślałem..
– Czy aby na pewno!!?
– Mamo! To był skok na bombę!
Morduje mnie wzrokiem, wycofuje się w stronę schodków.
Nie tak to miało być.
A gdy później siadamy do stołu, tylko nas coś dzieli. Reszta par siedzi spleciona ze swoją drugą połówką, a Shannon kroi kiełbasy naszym chłopcom, gdy Evelyn wybrzydza i nie chce jeść. Prosi mamę, żeby przygotowała jej grzanki z serem, według przepisu Logana, cokolwiek to znaczy, to pieprzone grzanki z sercem, co w nich jest tamtego specjalnego, że są od wujka Logana?
Wszyscy mi się przyglądają, jakby conajmniej mnie spoliczkowała.
Gdy ona wstaje od stołu, Eliot próbuje napić się... pieprzonego piwa.
– Hej, to nie dla ciebie, chłopie – łapię za butelkę, a on patrzy na mnie dziwnie – To napój dla dorosłych. Nalejemy ci soku.
– Ja też chcę! – krzyczy Charlie.
Podnoszę karton soku jabłkowego.
– Fuj! – krzyczą oboje – Nienawidzimy soku jabłkowego – zupełnie, jak Logan.
– Chyba nie mam innego – nie wiem, kurwa, dlaczego – Może być woda?
– Fuj! – znowu.
– Jesteście rozpuszczonymi potworami, wiecie?
Czuję, że wszyscy na mnie patrzą. W spojrzeniach dzieci jest coś dziwnego.
Shannon na szczęście wraca do stołu.
– Twoje grzanki, kochanie – całuje Evelyn w główkę, a ja wykorzystuję okazje, że moja córka siedzi tak blisko i sięgam po moją żonę, wciągając ją na kolana.
– Mamo, nie ma nic do picia dla nas – mówi naburmuszony Charlie i rzuca mi conajmniej niemile spojrzenia.
– Już...
Chce wstać, ale jej na to nie pozwalam. Chowam twarz w jej szyi.
– Kiedy je tak rozpuściliśmy? – szepczę jej na ucho.
– Zrobię wam sok owocowy.
– Bananowy! – ulubiony Logana.
– Okej. Na szczęście masz banany.
– Ja zrobię mówię – nie chcę być tylko obserwatorem.
– Nie! – krzyczą oboje – Nie wiesz, jak!
– Umiem wrzucić pieprzone banany do miksera – no i proszę, zrobiłem to, zachowałem się, jak dupek do sześcioletnich synów. Otwierają szeroko oczy, właściwie to, kutwa, wszyscy.
– Już nie chcę pić – mówi Eliot.
– Przesadziłeś – warczy do mnie Shannon i zeskakuje z moich kolan.
Idzie do środka, a dzieci bez słowa idą za nią.
Nie jestem dla nich ojcem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro