Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6 |nie moje|

Matthew

Ashton jeździ pieprzonym Porsche.

Porsche.

I daje je prowadzić swojej.. no właśnie komu?

Dlaczego ja nic nie wiem, o tej części życia ojca?

– Kim jest dla ciebie Ashton?

– Ożenił się z moją mamą – mówi – Są ze sobą od kilku lat i muszę przyznać, że to najważniejszy facet, jakiego miała, ale nie jest moim ojcem, wiesz? Byłam już za stara, żeby go potrzebować w ten sposób. Jednak on tak bardzo się stara, żebym cieszyła się tym, że jest z mamą.. myślę, że mnie kocha, bo kocha moją mamę. Czy ja go kocham? Lubię to, że o mnie dba i mi ufa. Kupił mi nawet Porsche.

Czy wszyscy tutaj mają ten samochód?

– Płaci za moje studia...

– Studiujesz?

– Na pierwszym roku – jest starsza, wygląda na taką.

Uśmiecha się od ucha do ucha.

– Pojedziemy po mój samochód i po moich znajomych. Są... – patrzy na mnie – Unikatowi.

– Jak ci się żyje w tym świecie?

– Z czym? Z dostawanie tony rzeczy za darmo, bo prowadzę instagrama? A może z tym, że mam czarną kartę kredytową? A może z Porsche? Czy wakacjami gdziekolwiek chcę? Myliłam się. Kocham Ashtona, bo sprawił, że nie muszę się o nic martwić. Zawsze nam tego z mamą brakowało.

– Co robi twoja mama?

– Jest pseudo modelką – parska śmiechem – To znaczy była kiedyś.. no i cóż, była na tyle ładna, żeby Ashton się nią zainteresował – staje na czerwonym światłe i obraca głowę w moją stronę – Jesteś strasznie podobny do Luke'a. To cholernie nieprawdopodobne. Jesteście związani więzami krwi, tak?

Ta dziewczyna nic o mnie nie wie, a mi się czasem wydaje, że nic nie wiem o sobie, dlatego co mi szkodzi? Chociaż raz mogę być tym kim chcę.

– Jestem synem jego brata – pieprz się ojcze – Nie mógł przyjechać, ale mama chciała zobaczyć LA.

– Super – mówi – To będą najlepsze wakacje w twoim życiu, synu brata Luke'a.

– Dasz mi poprowadzić swoje Porsche?

– Cholera, ile ty masz właściwie lat?

Kogo obchodzi kolejne kłamstwo?

– Skończyłem osiemnaście.

– Cholera, to dobrze. Chociaż żadne z nas nie ma jeszcze dwudziestu jeden lat.. i tak można się tu nieźle zabawić.

– Tego właśnie potrzebuję – bardziej, niż ktokolwiek jest w stanie zrozumieć.

– No to dobrze trafiłeś.

– Dasz mi poprowadzić swój samochód?

– A byłeś kiedyś na wyścigach? – spogląda na mnie, ja patrzę na nią – Musimy ci kupić tam pare rzeczy – sugeruje – Masz kasę? – teraz nagle sto dolarów wydaje się niczym.

Dlaczego mój ojciec ma miliony na koncie, a mi daje sto dolarów? Nie ma go przy mnie, mógłby chociaż sypnąć kasą.

– Zapomniałem wziąć – kłamię, znowu.

– Nie ma problemu, potem mi oddasz.

– Dlaczego to robisz? – to pytanie ucieka ze mnie zbyt szybko, zanim sam zdążę się zastanowić – W ogóle mnie nie znasz, a...

– Wyglądałeś, jakbyś chciał stamtąd uciec. Wyrwali cię z twojego życia? Nie chciałeś tu być? No to pokażę ci, co byś stracił.

– Nie chciałem zostawić taty – nawet, jeśli w rzeczywistości nie jest moim tatą.

– Dorosły jest poradzi sobie, a ty trochę poużywaj życia.

Zawsze chciałem wiedzieć, jak jest w LA i o to proszę, trafia się idealna okazja, z której zamierzam skorzystać.

Luke

Oprócz moich przyjaciół pojawiły się też ich żony, ale bez dzieci. Ich dzieciaki mają tonę zajęć w te wakacje albo są na jakiś zagranicznych wycieczkach. My jesteśmy inni.

Nie jesteśmy tradycjonalistami, dlatego rozpalamy grilla o dwunastej, a raczej ja rozpalam. Shannon pilnuje dzieciaków, które są w basenie, a raczej chłopców, bo Evelyn siedzi z nią i czyta. Nie są nami zainteresowane. Gdy obracam się do tyłu, widzę Emily stojącą nad Ashtonem i otaczająca go ramionami. Calum trzyma żonę na kolanach, gdy Mike próbuje swoją rozebrać do stroju.

My jesteśmy inni.

Nie wiem, czy zawsze byliśmy.

Słyszę jej śmiech, wiec obracam się w jej kierunku. Ociera się nosem o nos naszej córki, która nie może przestać się śmiać.

Jest najlepszą matką, niezawodną.

– Tato, chodź popływać! – namawia mnie Eliot.

– Przejmiesz stery, Ashton?

– Calum, idź po więcej piwa.

– Ja pójdę – mówi jego żona.

Rozbieram się do kąpielówek, ale zamiast po prostu wskoczyć do wody, zabieram ze sobą żonę, która nie rozebrała się do stroju. Biorę ją na ręce i wrzucam nas do wody.

– Luke! – krzyczy, gdy nasze dzieciaki rechoczą ze śmiechu.

Obejmuję ją w talii, chcąc przytulić, może nawet pocałować, ale ona odpycha moje ręce.

– Dlaczego to zrobiłeś?! – wrzeszczy – Co jest z tobą nie tak? – odgarnia swoje włosy, a gdy chcę jej pomóc odsuwa się.

– Pomyślałem..

– Czy aby na pewno!!?

– Mamo! To był skok na bombę!

Morduje mnie wzrokiem, wycofuje się w stronę schodków.

Nie tak to miało być.

A gdy później siadamy do stołu, tylko nas coś dzieli. Reszta par siedzi spleciona ze swoją drugą połówką, a Shannon kroi kiełbasy naszym chłopcom, gdy Evelyn wybrzydza i nie chce jeść. Prosi mamę, żeby przygotowała jej grzanki z serem, według przepisu Logana, cokolwiek to znaczy, to pieprzone grzanki z sercem, co w nich jest tamtego specjalnego, że są od wujka Logana?

Wszyscy mi się przyglądają, jakby conajmniej mnie spoliczkowała.

Gdy ona wstaje od stołu, Eliot próbuje napić się... pieprzonego piwa.

– Hej, to nie dla ciebie, chłopie – łapię za butelkę, a on patrzy na mnie dziwnie – To napój dla dorosłych. Nalejemy ci soku.

– Ja też chcę! – krzyczy Charlie.

Podnoszę karton soku jabłkowego.

– Fuj! – krzyczą oboje – Nienawidzimy soku jabłkowego – zupełnie, jak Logan.

– Chyba nie mam innego – nie  wiem, kurwa, dlaczego – Może być woda?

– Fuj! – znowu.

– Jesteście rozpuszczonymi potworami, wiecie?

Czuję, że wszyscy na mnie patrzą. W spojrzeniach dzieci jest coś dziwnego.

Shannon na szczęście wraca do stołu.

– Twoje grzanki, kochanie – całuje Evelyn w główkę, a ja wykorzystuję okazje, że moja córka siedzi tak blisko i sięgam po moją żonę, wciągając ją na kolana.

– Mamo, nie ma nic do picia dla nas – mówi naburmuszony Charlie i rzuca mi conajmniej niemile spojrzenia.

– Już...

Chce wstać, ale jej na to nie pozwalam. Chowam twarz w jej szyi.

– Kiedy je tak rozpuściliśmy? – szepczę jej na ucho.

– Zrobię wam sok owocowy.

– Bananowy! – ulubiony Logana.

– Okej. Na szczęście masz banany.

– Ja zrobię mówię – nie chcę być tylko obserwatorem.

– Nie! – krzyczą oboje – Nie wiesz, jak!

– Umiem wrzucić pieprzone banany do miksera – no i proszę, zrobiłem to, zachowałem się, jak dupek do sześcioletnich synów. Otwierają szeroko oczy, właściwie to, kutwa, wszyscy.

– Już nie chcę pić – mówi Eliot.

– Przesadziłeś – warczy do mnie Shannon i zeskakuje z moich kolan.

Idzie do środka, a dzieci bez słowa idą za nią.

Nie jestem dla nich ojcem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro