32 |po drugiej stronie|
Shannon
Paryż może i jest piękny, ale cieszę się na powrót do Los Angeles. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz na tak długo zostawiłam moje dzieci, nasze dzieci. Dlatego gdy taksówka odwozi nas pod dom, a one wybiegają przez drzwi, jestem tak rozemocjonowana, że jestem bliska łez. Moje aniołku wpadają w moje ramiona, po czym biegną do taty. Matthewa nie ma, a za nim także tęsknię. Mamy czasem takie chwile, które chce zapamiętać na zawsze i z każdym dniem pojawia ich się więcej i więcej. Nie wiem, gdzie jest, ale wiem, że chciałabym go tutaj.
– Złożyliśmy z Matthewem wszystko, co nam kupiłeś, tatusiu!
– Matthew mnie nauczył! – dodaje Evelyn – Chcesz zobaczyć?
– Bardzo chętnie.
Evelyn i Charlie ciągną go za ręce w stronę domu, a Eliot łapie mnie, żeby także wprowadzić mnie do środka.
– Kiedy wrócimy do domu, mamuś? – pyta mój synek – Chcę pograć z chłopakami w piłkę.
– A co z parkami rozrywki?
Otwiera szeroko oczy.
– Obiecuję, że jeszcze zdążysz – całuję go w główkę.
A wtedy dostrzegam kogoś na tarasie.
Wiem, że to mój najstarszy syn, bo tak bardzo przypomina mi Luke'a, zanim w ogóle został moim przyjacielem, czy chłopakiem. Tylko, że dostrzegam coś, czego Luke nigdy nie lubił.
Wychodzę na taras z zamiarem przytulenia go, bo jest moim synem i to normalny odruch, ale szybko mam też ochotę na niego krzyczeć, gdy dostrzegam w jego dłoni papierosa.
– Matthew, co ty robisz?
– Cześć, mamo – gasi papierosa i uśmiecha się do mnie.
– Dlaczego palisz? Matthew! Masz szesnaście lat! – oburzam się – Nie uśmiechaj się! Tylko mi odpowiadaj! To sama trucizna...
On tak po prostu bierze mnie w uścisk.
Jakby nie był na mnie już zły, że tu przyjechaliśmy.
– Cześć, mamo.
– Matthew...
– Jestem już dorosły, zrozum to proszę.
– Twój ojciec, ani ja nigdy nie będziemy popierać papierosów. Nie będziesz palić. Oddaj mi je.
Wyciągam rękę, czekając na paczkę.
– Matthew, jeśli go jest to, co chcesz kupować z pieniędzy swojego taty... – patrzę na niego – Nie zgadzam się. Twojego taty nie po to tyle czasu nie było w domu, żebyś ty wydawał jego ciężko zarobione pieniądze na to.
– Naprawdę tak to przedstawiasz, mamo? – pytam mnie – Jakby papierosy były najgorszym, co mi się przytrafiło?
– To uzależnienie, które prowadzi do śmierci.
– Smakują mi – informuje mnie – Alkohol też jest dobry – dodaje – Tata ma...
– Co mam? – Luke dołącza do nas na tarasie – Dlaczego śmierdzi tu fajkami?
– Twój syn...
– Cześć, tato – jestem tak zaskoczona tym przyjaznym tonem, że w ogóle nie wiem, co powiedzieć.
– Oddaj mi to – Luke ignoruje jego przyjazne ‚cześć' – Matthew i to już.
– Chciałeś, żebym polubił Los Angeles..
– Chciałem, żebyś zobaczył prawdziwe Los Angeles, a nie zaczął się zachowywać, jak dzieciak stąd.
Luke w tej chwili bardzo na nikogo naciska.
– Jesteś mądrzejszy od tego. Oddaj mi to gówno.
– Może gdybyś nie wyjechał..
– Skończyłem z co by było gdyby, ponieważ ty zawsze znajdziesz sposób, żeby mnie nienawidzić. Oddaj mi te papierosy.
– To kupię następne – informuje go.
– Oddaj mi kartę – no i się zaczyna.
Matthew wygląda na bardzo z siebie zadowolonego i to ten dziwny rodzaj samozadowolenia, którego wcześniej u niego nie widziałam. Nagle wygląda, jakby był starszy o kilka lat i na dodatek zjadł cały rozum.
– Rozumiem, dlaczego tak kochasz LA.
Luke patrzy na mnie, a ja na niego.
– Cieszę się, że jesteście, a teraz wychodzę.
Gdzie mój syn?
Kim jest ten chłopiec udający młodego mężczyznę?
– Wracasz na kolacje! – krzyczy za nim Luke.
– Już się umówiłem!
Dalej czuję jego nienawiść do ojca, ale nie widać jej już tak bardzo w jego słowach. Nie rozumiem.
– Tatusiu! – to Eliot, ciągnie go za nogawkę spodni – Chodź!
– Idę – czochra mu włosy – Jak ty masz właściwie na imię? – żartuje z syna – Jesteś moim Eliotem czy moim Charlie'm? – bierze go na ręce i zaczyna łaskotać – Oczywiście, że Eliotem.
– Tak, tatusiu.
Muszę porozmawiać z Matthewem, ale niezbyt wiem, jak to zrobić.
Logan
Mój telefon dzwoni, gdy ja próbuję znaleźć jakieś sensowne ogłoszenie o prace. Nie jest to proste.
– Tak?
– Cześć, wujku.
Uśmiecham się.
Tak bardzo za nimi tęsknię.
– Cześć, co słychać?
– Muszę ci o czymś powiedzieć, proszę nie bądź zły.
O nie.
– Co się stało, Matt? – używam zdrobnienia, którego ludzie raczej nie używają, jakby do niego bardziej pasowało pełne imię – Z mamą i rodzeństwem wszystko dobrze? A twój tata?
– Chcę zostać tutaj.
Jestem z nim bardzo związany.
Dlatego czuję, jak tracę kawałek serca.
Jestem z nim najbliżej.
A on..
Dogadał się z tatą? To dobrze.
Kocha tatę.
Chcę, żeby miał z tatą nawet lepsze relacje, niż ze mną.
– Dogadałeś się z tatą?
– Poznałem dziewczynę, ale nie mów rodzicom, bo jest trochę starsza, tylko trzy lata... zakochałem się, wujku i nie chcę być, jak tata, który zostawia swoją ukochaną. Proszę zrozum mnie, będziemy się widywać i...
– Rodzice ci pozwolili?
– Jeszcze z nimi o tym nie rozmawiałem, ale powinni się zgodzić, prawda? Skoro teraz są w sobie tacy zakochani, a ja dogadam się z tatą, to będzie chciał, żebym został, prawda?
– Matthew, to nie brzmi szczerze.
– Ale ja ją kocham! — przechodzi do obrony, zanim w ogóle to konieczne. Luke jest taki sam.
– Dobrze, opowiedz mi o niej.
Luke nie wie, ale ja wiem.
Dlaczego do cholery to mnie cieszy?
Nie jestem takim człowiekiem, ani takim bratem.
Ale chciałbym...
Chciałbym coś własnego.
Dlatego, gdy kończę rozmowę z Matthewem, bez zapowiedzi jadę do Alyssa'y i pukam do jej drzwi. Otwiera mi z łyżką lodów w ustach.
Jest młoda.
Ale piękna.
Piękna w swej młodości.
– Przez tą małą dziewczynkę we mnie jestem cały czas głodna.
Podoba mi się w jaki sposób mówi o naszym dziecku.
Wierzę, że to moje dziecko i że to wszystko to jakiś znak.
Matthew chce tam zostać.
Shannon chce być z Luke'm.
Nie mam tam nic, co byłoby naprawdę moje.
Uśmiecham się.
– Kupić ci coś? Pójdę do sklepu i wrócę..
– Jesteś słodki – zaczyna chichotać i można by pomyśleć, że jest młodsza, niż dwadzieścia pięć lat – Wchodź, wszystko mam.
Może to moja przyszła rodzina. Może w końcu okażę się tym lepszym bratem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro