Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25 |bujnie|

Luke

Gwar Nowego Jorku wita nas od pierwszych chwil, gdy tylko wychodzimy z lotniska. Taksówkarz kłoci się z kimś przez telefon i mówi tak łamanym angielskim, że nie rozumiem ani słowa. Zamówiłem taksówkę wcześniej i poinformował lotnisko, żeby wszystko obyło się po cichu. Patrzę na kierowcę, a on patrzy na mnie. Kiwam mu głową, a on kończy rozmowę i otwiera przed nami drzwi do samochodu.

Shannon rozgląda się dookoła, jakby nie mogła w to uwierzyć.

– Luke! Jestem w Nowym Jorku!

Jak mogłem nie zabrać jej tu wcześniej? Chociażby po to, żeby zobaczyć ten promienny uśmiech, który odmładza ją o całe dwadzieścia lat.

Może przeze mnie się tak postarzała?

Z tej całej bezsilności z powodu mojej nieobecności..

– Tak, skarbie jesteś w Nowym Jorku.

Wygląda pięknie.

Nie tylko, dlatego, że zrobiła coś z włosami i kupiła nowe rzeczy, ale dlatego, że naprawdę się uśmiecha.

– Tak bardzo chcę cię teraz pocałować – mówię jej, gdy na moich ustach rozkwita szeroki uśmiech.

Ona zamiera.

A ja od razy żałuję, że to powiedziałem. Chociaż może takie nastoletnie wyznania, są lepsze niż brak, jakiejkolwiek komunikacji, nawet jednostronnej.

– Mówiłeś, że to tylko miejsce przesiadki...

– Dalej tak jest.

Otwiera szeroko usta. Chcę ją zadziwiać i być dla niej dobrym. To wszystko nie jest proste, bo nie wiem, jak sprawić, żeby ona się w tym dobrze czuła.

Gdy już wsiadamy do taksówki i podaję adres kierowcy, Shannon staje się dziwnie milcząca. Rozgląda się na wszystkie strony, jakby szukała czegoś.

– Hej – wołam, ale nie dostaję odpowiedzi – Hej – powtarzam – Shannon.

– Czy możemy trochę pojeździć po Nowym Jorku? – szepcze, jakby bała się odpowiedzi.

– Proszę, wybrać najdłuższą drogę – informuję kierowcę –  A może jeszcze dłuższą drogę.

– Czy pan wie ile to kosztuje?

– Zapłacę panu jeszcze trzysta dolarów.

Pieniądze ułatwiają życie, nic na to nie poradzę.

– I proszę jechać wolno.

Taksówkarz zwalnia i skręca w bliżej mi nieznanym kierunku.

W tym wszystkim Shannon kładzie dłoń na siedzeniu pomiędzy nami i nie wiem, czy świadomie, czy nie, przesuwa ją w moją stronę. Jej palce ocierają się o moje, nie ruszam się, ale gdy ona jeszcze raz się o nie ociera i po chwili za chwile zabiera dłoń, a raczej próbuje, szybko łapię za jej dłoń i splatam z nią palce. Kątem oka na nią zerkam, dostrzegam jej mały uśmiech.

– Często tu bywasz?

– Rzadko w ogóle grywamy w Nowym Jorku.

– Och – mówi.

– Ale gdy już tu jestem mam kilka ulubionych miejsc... – głaszczę kciukiem wierzch jej dłoni.

– Chodzisz tam sam?

– Czasem z facetami, ale nigdy nie...

– Wystarczy – czasem myślę, że gdy zatrzymuje mnie w tym miejscu to robi to z powodu swoich własnych wyrzutów sumienia.

– Chcesz mi coś powiedzieć?

Bierze nasze splecione ręce i przeciąga moje ramie przez swoje, zmuszając mnie albo zachęcając do objęcia jej. Przesuwam się, jak najszybciej potrafię. Opiera plecy o moją pierś i dalej wygląda za okno.

– To przerażajace, jak wiele głupot można zrobić z tęsknoty do kogoś i jak wiele innych osób zranić.

– Przyjmę na siebie całą winę – a może tylko potrafię tak mówić? Może dlatego piszę piosenki, bo jestem tylko dobry w gadaniu.

– Nigdy mnie nie zdradziłeś?

– O wszystkim wiesz – źle to brzmi, a wcale nie jest tak złe na jakie wygląda.

– O czym wiem?

Nie wiem, które z nas się bardziej krzywi, nie wiem, dlaczego chce to usłyszeć jeszcze raz.

– Przestań – syczę jej do ucha.

Czuję, jak się spina.

– Nie poradziłabym sobie bez twojego brata.

Cokolwiek to, kurwa, znaczy.

– Gdy cię nie było, gdy łóżko było puste, gdy.. twoje puste półki są wypchane jego rzeczami, Luke. Wszystko w tym domu świadczy o jego obecności. Nawet nasze łóżko.

Chcę zabrać moje ramie, którym ją otaczam, ale ona mocniej ściska moją dłoń.

– Chcesz zacząć od nowa? – pyta – Musisz się z tym pogodzić, a ja musiałam powiedzieć to na głos.

– Więc gdy Matthew...

Zabiję mojego brata.

Zabiję, kurwa.

Mam ochotę wskoczyć w pierwszy samolot do Sydney i go zabić.

– Spałaś z nim? Pieprzyłaś go w naszym łóżku? – staram się odsunąć, ale ona mi nie pozwala – Łóżku, które...

– Jest taki podobny do ciebie...

– Po prostu przestań – dlaczego teraz? Dlaczego, gdy jesteśmy tutaj? Gdy wszystko ma być już dobrze? Dlaczego ona to pieprzy? Dlaczego mi to zrobili.

Zostawiłem ją.

Zostawiłem ich.

Matthew tak to zawsze nazywa.

Nie dziwię się, kurwa, skoro postanowiła zastąpić mnie Loganem.

Zabiję go.

– Potrzebowałam, żeby ktoś mnie przytulił, Luke.

Przyciąga mnie bliżej, tak że moja pierś mocno uderza o jej plecy.

– Po co mi to mówisz? Dlaczego teraz?

– Chcesz mnie odzyskać, a ja potrzebuję cię cały czas.

Czy ona właśnie powiedziała mi, że jeśli nie skończę kariery rozwiedzie się ze mną dla mojego brata?

Logan

Nie wiem, jak to się mogło wydarzyć. Zawsze jestem ostrożny, zawsze. A teraz ona stoi przede mną, z pieprzonymi wydrukami z USG i płacze.

Nie widziałem jej od trzech miesięcy, od tych paru nocy, gdy potrzebowałem czegoś więcej.

– Powiedz coś – ociera wierzchem dłoni łzy.

Jest ode mnie młodsza.

Może nawet dużo młodsza.

Nie pytałem.

– Jak mnie znalazłaś?

Uśmiecha się.

– Wzięłam twoją wizytówkę..

Podchodzę do niej i delikatnie zabieram jej wydruki z ręki.

– To dziewczynka – mówi cicho.

Patrzę na wydruki, a potem na nią.

– Przysięgam, że nie spałam z nikim więcej. To jest twoje dziecko – opiekuńczo kładzie dłoń na brzuchu.

– Chcesz iść na kolacje, czy coś?

– Ale jest dziesiąta rano...

– No to na śniadanie – oferuję.

– Co?

Wygląda na zmęczoną.

– Śniadanie, czy pójdziesz ze mną na śniadanie?

Widzę, że była gotowa ze mną walczyć i jest zbyt zaskoczona, żeby cokolwiek powiedzieć. Jest taka młoda...

Co ja mam, kurwa, do zaoferowania?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro