18 |niewinność|
Luke
Gdy wracamy do domu z toną modeli w rękach, żadne z nas nie może przestać się uśmiechać. Wszyscy są już gotowi, żeby zacząć składać i czegoś się nauczyć. Shannon zapowiedziała, że ugotuje ulubione danie dzieciaków, więc zatrzymaliśmy się też w sklepie. Matthew na pewno w żadnym nie był, mimo, że wydał dużo pieniędzy. Jestem zdziwiony, że nie wypłacił gotówki i nie pobiegł kupić samochodu. Tylko, co by mu było po tym samochodzie? On pewnie też tak pomyślał.
– Jesteśmy, Matthew! – krzyczy Evelyn, która bardzo tęskniła za bratem – Patrz, co kupiliśmy!
Mój syn podnosi się z kanapy, gdy Evelyn do niego biegnie i siada obok niego.
– Złożymy?
– Co to? – Matthew bierze do ręki model. To Evelyn go wybrała, nie ja.
– Cześć, synku – mówi Shannon, całując go w głowę – Tęskniłeś? Bo ja bardzo – obejmuje go ramionami.
– Za wami zawsze – sądzę, że nie uwzględnia w tym mnie.
– Wszystko dobrze? Co jadłeś? Co robiłeś? Opowiedz mi wszystko.
– Mamo... – jęczy.
– Zrobię ci coś pysznego. Na pewno tęsknisz za moim jedzeniem.
Eliot i Charlie siadają obok niego, pokazując mu swoje prostsze modele, ale on nie wydaje się zainteresowany. Spogląda na mnie i właściwie utrzymuje na mnie swój wzrok.
– Cześć, Matthew – może powinienem być bardziej wylewny, ale w tej chwili po prostu jestem ostrożny.
On wstaje i po prostu biegnie na górę.
– Idź za nim – mówi Shannon.
Więc biegnę za moim najstarszym synem, który już mnie nie potrzebuje, ale ja potrzebuję go bardzo.
Matthew ma właśnie trzasnąć drzwiami, gdy udaje mi się wstawić pomiędzy nie nogę.
– Zostaw mnie w spokoju! – myślę, że szuka odpowiedzi, które tylko ja mogę mu dać, ale jednocześnie nie jest gotowy, żeby je przyjąć.
– Nigdy – wchodzę za nim do pokoju – Twoje rodzeństwo cieszy się, że cię widzi. Twoja mama cię ściska, a ty robisz coś takiego?
– Nie pomyślałeś, że to twoja wina?! Że nie chcę cię tutaj? – to za każdym razem boli.
– Chciałem to naprawić, dalej chcę.
– Jak? To my składaliśmy razem modele! To ja czekałem, aż wrócisz i zrobimy to razem! A gdy nie było cię za długo... po prostu to znienawidziłem. Czekałem, aż poświecisz mi swój czas, przewieziesz nową budowle, czy samolot, czy cokolwiek i spędzimy czas tylko we dwoje. Ale któregoś razu zapomniałeś, któregoś razu nie przyjechałeś. Mam dosyć czekania ciebie w ukryciu!
– Matthew, ja...
– Nie możesz nagle przypominać sobie o modelach i przywozić ich tu dla mnie i mojego rodzeństwa – nie mówi, że po prostu dla moich dzieci, nie uznaje mnie za rodzine – To było nasze! A ty mi to zabrałeś!
– Zapomniałem tylko raz.
– I co z tego?! Ja wtedy też czekałem! – wrzeszczy – Możesz mnie kochać, ale miłość nie zawsze jest szczęśliwa i odwzajemniona, prawda? Bo ja cię nie kocham! Gardzę tobą i twoim udawanym ojcostwem! Jeśli mama cię nie zostawi dla wujka Logana, to jest tak głupia, jak ty!
– Coś ty powiedział? – co, kurwa.
– Wolę, żeby mama była z wujkiem Loganem! To on jest moim tatą!
Jestem tak oszołomiony, że pozwalam mu obok mnie przebiec i nawet nie próbuję go zatrzymać.
Jak bardzo jest to prawdą?
Czy Matthew jest w ogóle mój?
Czy to tylko gadanie zranionego dziecka?
Kurwa.
Matthew
Biegnę plażą, nie zatrzymując się, ani na chwile, gdy dzwonię do Emmy, ona mówi, że jest w pobliżu i może po mnie podjechać. Właśnie wybierała się na imprezę.
Chcę iść na te imprezę.
Chcę żyć.
Chcę zapomnieć.
Chcę przestać być nieprawdziwym cieniem ojca.
Gdy wsiadam do jej samochodu, ona widzi moje roztrzęsienie. Nie jest bierna, łapie mnie za rękę i ściska. A to od razu pomaga.
Ta dziewczyna sprawia, że zaczynam wierzyć, że jestem coś wart.
– Starszy są do dupy – mówi mi – Dzisiaj się zabawimy.
Gdy wchodzimy do domku na plaży, po drugiej stronie miasta, od razu obezwładnia mnie zapach alkoholu i czegoś dziwnego...
– To trawka – szepcze mi na ucho Emma – Myślisz, że upalisz się od samego wąchania?
– Chcę spróbować.
– To chodź, ale nie tutaj. Powinieneś to zrobić na siedząco.
– Często to robisz?
– Gdy jestem w nastroju.
Prowadzi mnie w kompletnie mi nieznanym kierunku. Zwracam uwagę na to, że nie łapie mnie za rękę, ani nie okazuje, że w jakiś sposób jesteśmy tu razem. Wita się z toną nieznajomych ludzi, a potem sadza mnie obok Paula, którego poznałem kilka dni temu.
– Cześć – witam się z nim, a Emma całuje go w policzek. On trzyma już w ręce skręta i bucha jej w twarz. Na fotelu naprzeciwko mnie siedzi Nick, on popija piwo, a na jego kolanach siedzi Glenn i skubie zębami jego szyje. Chcę przyciągnąć do siebie Emmę i sprawić, żeby usiadła na moich kolanach, ale nie mam odwagi, żeby to zrobić.
Gdy dostaję legalny w Kalifornii narkotyk do ręki, obracam go w palcach, przez kilka minut. Jednak, gdy Emma siada na stoliku naprzeciw mnie i bucha mi w twarz, w końcu sam próbuję tej substancji, która sprawi, że się rozluźnię.
Nie wiem, ile czasu mija, gdy wszystko staje się nazbyt zabawne i nikt nie przejmuje się, gdy ktoś pierdzi i beka. A talenty takie, jak wybekanie piosenek są nagradzane brawami.
Nie ma tu z nami Emmy, bo gdzieś zniknęła.
A ja bardzo chciałbym, żeby tu była.
Obok mnie.
Na mnie.
Gdziekolwiek blisko mnie.
Dlatego, gdy towarzystwo zaczyna się rozchodzić, postanawiam wstać i ją znaleźć. Nie jest to łatwe, bo nie znam tego miejsca i na dodatek nie widzę za dobrze... pocieram oczy, ale to nie pomaga, mój obraz jest dalej zamazany.
W końcu udaje mi się ją dostrzec. Stoi przy lodówce i popija coś w szklance. Uśmiecha się do jakiegoś postawnego faceta, ale to nie powstrzymuje mnie, przed podejściem do niej.
Staję obok nich, a ich głowy bardzo powoli obracają się w moją stronę.
– Cześć – to wszystko, co jestem w stanie z siebie wydusić. Przypuszczam też, że mam głupi wyraz twarzy w tej chwili.
– O Matthew.
Patrzę to na nią, to na kolesia i przysięgam, że zajmuje mi to wieczność.
– Kim jest ten dzieciak?
– Och, to...
Nagle nabieram odwagi i wyciągam rękę, żeby złapać za jej dłoń.
Ona patrzy na mój nagły ruch, tak samo jak jej kolega. Dostrzegam jej uśmiech.
– Zostaw nas samych. Leo.
– Chcesz zostać z tym dzieciakiem?
– Nie będę się powtarzać.
To sprawia, że uśmiecham się triumfalnie.
– Czyżby ktoś tu był zazdrosny? – nie mówi wyraźnie, ale ja też się niewyraźnie czuję.
Mimo tego ona dalej jest piękna.
– Jesteś o mnie zazdrosny?
Kiwam głową.
Nagle nie potrafię nic powiedzieć.
Emma mocniej ściska moją dłoń i prowadzi mnie gdzieś.
A to gdzieś to pokój.
Jestem rzucony o drzwi, które zamykają się pod moim ciężarem. Jej usta rozbijają się o moje, myślę, że używam tym razem za dużo języka, a gdy ją o tym głupio informuję, wybucha śmiechem i mówi, że pokaże mi, co to znaczy dużo języka.
I wtedy pada przede mną na kolana.
A ja jestem w stanie tylko się jej przyglądać, gdy opuszcza mi spodenki, razem z bokserkami.
To się dzieje naprawdę?
Źle widzę...
Jestem naćpany..
Mój penis w jej dłoni..
To jest prawdziwe?
Jej usta na moim...
O kurwa.
*****
Myślę, że Matthew za szybko chciał dorosnąć i został pozbawiony niewinności i przez tatę i przez jednak LA.
+Lubicie Emme?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro