12 |druga strona|
Matthew
Ten dom jest za duży.
Nie mogę się w nim odnaleźć.
Wydaje mi się, że ktoś puka do drzwi, ale to mogą być również jakieś dziwne dźwięki dochodzące z chuj wir dokąd.
Nasz rodzinny dom nie jest taki duży.
A może nie jest taki pusty?
A może po prostu go znam?
Jestem zdezorientowany.
– Pukałam, ale nie odpowiadałeś...
Podskakuję na głos Emmy.
Boże, czuję wypieki na policzkach.
Jej głos, jej obecność, przypomina mi o naszych pocałunkach..
Jest ode mnie starsza i w jakiś sposób była mną zainteresowana. Może to urok bycia podobnym do taty, a może ja mam w sobie to coś, chcę wierzyć w to drugie.
– Luke kazał mi zajrzeć do ciebie, ale ja chciałam i cię zobaczyć bez jego prośby.
Ma w uśmiechu coś, co mnie strasznie pociąga. Nie jest niewinny, jest nieco chytry, ale zarazem zamyślony...
– Cześć – mówię w końcu.
– Cześć, Matthew – dlaczego się rumienię? To nie jest dobrą cechą faceta. Emma przysuwa się i całuje mnie w policzek, a ja muszę uważać, żeby nie wydać z siebie żałosnego jęku – Zabieram cię na plaże. Wciągaj kąpielówki... – klepie mnie po tyłku, jakby to było normalne. Zaskoczony podskakuję, co tylko ją rozbawia – Masz niezły tyłek, trochę, jak Luke, czy to bliskie pokrewieństwo?
– Uderzasz do niego? – nie mogę ukryć obrzydzenia.
Jak wiele młodych dziewczyn to robi? Jak wiele razy skorzystał i zdradził mamę?
Emma wybucha śmiechem j przysuwa się jeszcze bliżej mnie.
– Podoba mi się jego młodsza wersja – szepcze do mojego ucha, ocierając się o nie ustami.
Jak to możliwe, że ktoś ma na ciebie taki dziwny wpływ?
Oczywiście, że podobały mi się dziewczyny, ale ja nigdy tak jawnie nie podobałem się komuś.
Może byłoby inaczej, gdybym nosił nazwisko taty, może byłoby inaczej, gdybym wcześniej wyrósł i pozbył się oznak dojrzewania. Chyba właśnie to zrobiłem, no a może przed przylotem tutaj, skoro taka dziewczyna jest mną zainteresowana.
– No już – znowu klepie mnie po tyłku, a ja jeszcze bardziej się rumienię.
Więc biegnę do góry, mając nadzieję, że nie widać mojej przesadnej ekscytacji.
Zbiegam na dół szybko i nie pamiętając o filtrze. Mama w kółko powtarza, że nie nadajemy się do opalania.
Cholera, to takie dziwne nie nienawidzę mojej rodziny, jestem z nimi blisko i chcę być z nimi blisko, ale wtedy myślę o tacie i tracę rozum.
Kieruję się w kierunku drzwi na taras, a zarazem na plaże, ale ona pyta mnie, co robię.
– Nie ta plaża – mówi – Przeżyjmy trochę przygody.
Nawet gdybym chciał, nie mógłbym jej odmówić, ponieważ czuję, że ta dziewczyna może dać mi pewne wrażenia, o których nie miałem nawet pojęcia, że istnieją.
Jestem gotowy na to ryzyko.
LOGAN
Mój telefon dzwoni, gdzieś pośród bałaganu w tym cholernym mieszkaniu.
Chcesz dom?
Chcesz samochód?
Pomóc ci rozkręcić firmę?
Jesteśmy braćmi.
Pomogę ci, skoro ty nie odziedziczyłeś talentu.
Ale czy gdy dam ci pieniądze ty pomożesz mi, bracie?
Zawsze ci pomogę, brachu.
No i mu pomogłem.
Pomogłem im wszystkim.
Ukrytej rodzinie Hemmingsów, której brakowało męskiego autorytetu i wsparcie. Pomagam im od niemal szesnastu lat, sprawiając, że nigdy nie są sami, ale gdy on przyjeżdża lub gdy oni jadą do niego, ja jestem sam.
Nie potrafiłem i dalej nie potrafię stworzyć w tym wszystkim rodziny.
Czuję, jakbym ich zdradził, jakbym odebrał im to, co już raz zostało im odebrane. Po za tym żadnej kobiecie na stale, nie spodobałoby się to, co dzielę z żoną brata, w szczególności, jeśli nie mógłbym jej powiedzieć. A dzieciaki są tak do mnie podobne, że pewnie pomyślałaby, że są moje.
Ile razy odbierałem Matthewa ze szkoły, a nauczycielka mówiła ‚o twój tata' przyszedł? Nikt nigdy nikogo nie poprawił.
Pośrodku tego burdelu znajdę telefon.
Słyszę dźwięk prysznica, więc nikt nie będzie mi przeszkadzał.
Jestem wystarczającym cierpiętnikiem z własnej głupoty, żeby jeszcze odmawiać sobie seksu. Czasem uprawiam go na złość światu, czasem niektóre myślą, że jestem moim bratem.
Właściwie dlaczego nie mogę nim być?
Jestem już za stary na to pytanie i na odpowiedzi, które na nie udzielam.
Jednak na ekranie mojego telefonu, pokazuje się imię kobiety, która zatruwa mi życie w najlepszy i najgorszy sposób.
– Tak? – są na pieprzonym campingu.
– O w końcu się do ciebie dodzwoniłam – wyobrażam sobie jej uśmiech, ale nie potrafię samemu się uśmiechnąć – Miałam zadzwonić, ale wiesz nie chciałam tylko narzekać.. – może usłyszenia, że na narzeka poprawiłoby moje samopoczucie, jednocześnie chcę tego dla niego.
– Matthew mówił, że jesteście na biwaku.
– Ja też się tego nie spodziewałam.
To wszystko, co mówi.
Ja nie odpowiadam.
Po co zadzwoniła?
Nie rozumiem.
Stoi obok niej?
Co mam powiedzieć?
Że tęsknię?
Że szaleję bez żony mojego brata i jego dzieci?
Że czuję, jakby ktoś wyrwał mi serce?
Słyszę szmer na linii i już mam zapytać, czy nie boi się niedźwiedzi, ale wtedy ktoś odzywa się za mnie.
– Kochanie! Nie masz szamponu!
Słyszę sapnięcie po drugiej stronie słuchawki.
A może mi się wydawało?
Mokre ciało przywiera do moich nagich pleców.
– Z kim rozmawiasz? – Shannon bardzo dobrze może to usłyszeć.
– Nie będę przeszkadzać, zadzwoniłam, żeby...
– Żeby co? – pytam ostrzej, niż zamierzałem.
– Sprawdzić, co u mojego najlepszego przyjaciela.
– Twój najlepszy przyjaciel się bzyka. Muszę kończyć.
I o to proszę państwa jestem równie gniewnym już nie nastolatkiem, co Matthew.
Czasem wydaje mi się, że to nie Luke nas wszystkich najbardziej rani, a Shannon i jej brak stanowczości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro