Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wakacje!

(Pov Kendra)

Wakacje! Nareszcie! Coś co wszyscy kochają, niezależnie czy spędzają je nad morzem, w górach, na wsi, czy nad jeziorem. Są wspaniałe nawet mimo swoich wad takie jak komary, upał czy brak pieniędzy na koncie po wakacyjnym szaleństwie.

Wyszliśmy ze szkoły, radośnie machając dyplomami i świadectwami. Wszyscy chwalili się swoimi planami na wakacje, żegnali się ze znajomymi, albo po prostu krzyczeli że wreszcie są wolni.

- Ja jadę z rodzicami w góry. - Chwaliła się moja psiapsi. Dziewczyna była typem osoby rozchwytywanym na WF, bo wszyscy chcieli mieć ją w drużynie. - Będziemy całymi dniami łazić, potem rozstawianie namiotu i nocowanie w śpiworze!

Zawsze się zastanawiałam, jak koleżanka zareagowałaby, gdyby dostała mleko Wioli. Na pewno cieszyłaby się z wybijania potworów, jak Warren.

- Super! Ja jadę do dziadków. - Przyznałam. Baśniobór czeka!

- Nudyyy... A ile tam będziesz?

- Całe wakacje. - Wcale nie uważałam, że będę się tam nudzić. Z naszym teamem to niemożliwe. - Ale, niedaleko mieszka mój chłopak, więc wreszcie się z nim zobaczę. - W sumie prawda. Przechodzi przez kapliczkę i jest.

- To ten co o nim tyle opowiadałaś? Zajebiście przystojny, dzielny, kochany i co tam jeszcze?

- Ten sam.

- Kiedy ty go ostatnio widziałaś?

- Tak przed trzema miesiącami... - Kochany Paprot urwał się z Krainy Wróżek i przyjechał na weekend.

- To trochę dziwny związek.

- Trochę... - Westchnęłam. Miałam cięższe życie niż większość nastolatek. - Ale dla niego się to opłaca!

Przyjaciółka zerknęła na zegarek.

- No to ja będę spadać! Mama obiecała pizzę na obiad. I pisz czasami jakieś smsy, o ile tam w ogóle będzie zasięg! - Przytuliła mnie i odbiegła w kierunku swojego domu. Zaśmiałam się pod nosem. Ona to cały czas biegiem.

- Wakacje! - Wrzasnął mi do ucha brat, wymachując świadectwem. - A ja o dziwo dostałem 4 na koniec. Myślałem że będzie gorzej.

- Ja 5. - Ruszaliśmy w kierunku domu. Dzisiaj trzeba się pakować! I do naszego drugiego domu!

***

Byłam już w 100% gotowa, co było trochę dziwne, bo udało mi spakować w pół godziny. Tylko pół godziny. Szybko, jak na mnie.

Zniosłam plecak na dół. Kolejna dziwna rzecz. Udało mi się zmieścić wszystkie potrzebne rzeczy w jednym plecaku, tylko dlatego, że nie pamiętałam gdzie dałam walizkę.

A nawet gdybym coś zapomniała, pojedziemy z Van do galerii na zakupy.

Mama zaśmiała się na mój widok.

- Ty już gotowa?

- Tak! Nie mogę się doczekać! - Nie minęły z trzy minuty, a ja już zaczęłam się denerwować. - Gdzie ten Seth? - Zapytałam sama siebie, wchodząc z powrotem na piętro, w poszukiwaniu brata.

Wbiłam do jego pokoju bez pukania. Skoro on nigdy tego nie robi, to dlaczego ja miałabym?

Chłopak pakował ostatnią rzecz do plecaka. Wyglądał na trochę zdenerwowanego.

- To jak, cieszysz się że jedziemy do Baśnioboru? - Spytałam go.

- No taaak...

- Czyli nie. Coś się stało?

- Nie. - Urwał rozmowę, po prostu mnie mijając i wychodząc z pomieszczenia. No ja pier... Zachowuje się gorzej niż ja, gdy mam miesiączkę. Czyli coś jest na rzeczy.

Dobra, w aucie go wypytam, jak nie będzie miał dokąd zwiać. Baśnibór czeka!

***

Wpakowaliśmy Setha do bagażnika... Co? Nie! Wpakowaliśmy plecaki do bagażnika, a potem wsiedliśmy do auta.

Tato prowadził, mama została w domu bo nie chciało jej się męczyć w samochodzie przez tak długi czas. Ja usiadłam na tylnik siedzeniu koło brata, mimo że zwykle wole siedzieć z przodu. Seth obdarował mnie zdziwionym spojrzeniem, ale nic nie powiedział, wracając do klikania czegoś na swoim telefonie.

Postanowiłam poczekać, aż zostawi ten telefon, zanim zacznę z nim rozmowę, podziwiając w tym czasie widoki za oknem. On jednak nie miał w zamiarze go odłożyć. Co on tam robi? Pisze z kimś?

Nachyliłam się delikatnie w jego stronę zerkając na ekran. Pisał z... Eve?

"Seth: Jadę do Baśnioboru! Na wakacje!
Eve: Fajowo! Może nawet uda nam się zobaczyć"

Pisze z Eve. Nic specjalnego, ja też przecież piszę z Warrenem.

Już miałam wrócić do podziwiania widoczków, gdy zwróciłam uwagę na to, co mój brat właśnie wyklepywał na klawiaturze.

"Chciałbym. Bardzo tęsknię ❤️"

Zmienił zdanie, i skasował to co napisał. Zastanowił się chwilę, podnosząc wzrok znad ekranu.

- Widziałaś, co pisałem? - Spytał nerwowo, chowając telefon do kieszeni.

- Ja? Nie...

- Widziałaś.

- Serduszko, huh? - Poruszyłam brwiami uśmiechając się jak debil. - Miłość rośnie wokół nas... - Zanuciłam.

Chłopak wbił wzrok w swoje kolana, czerwieniąc się. Stwierdziłam, że z tak poważnych objawów zakochania nie powinnam się nabijać. Dotknęłam delikatnie jego ramienia.

- Byłeś jakiś taki markotny przy pakowaniu. - Przypomniałam mu. - I nie chciałeś jechać. Co się dzieje?

- Bo... - Westchnął ciężko. - Tak, masz rację, zabujałem się w Eve. - Wyznał, a ja całą siłą woli powstrzymywałam się, żeby znowu nie zaśpiewać.

- I to jest powód, przez który nie chcesz odwiedzić dziadków?

- Baśniobór mi ją przypomina. - Znowu westchnął. - A ja mogę co najwyżej z nią pisać, o spotkaniu mogę zapomnieć. Wiesz jaki jest jej ojciec...

- Wiem... Strasznie mi przykro, ale nie smuć się! Może uda ci się z nią zobaczyć! No i na kolacje mają być słynne placki dziadka!

Chłopak zaśmiał się.

- Dzięki, już mi lepiej.

***

Baśnioborze, przybyliśmy!

Jechaliśmy podjazdem (który był zdecydowanie za długi) a ja nie mogłam usiedzieć na miejscu. Zobaczę się z rodziną! I chłopakiem! I przyjaciółmi!

Wreszcie, choć wydawało mi się to długo za długo, dojechaliśmy przed dom. Wyskoczyłam z auta i poleciałam do domu, radośnie wbijając się do środka. Pierwsza osoba, na jaką natrafiłam, był Paprot.

- Cze... - Nie zdążył się ze mną przywitać, bo wessałam się w jego usta.

- Tęskniłam! - Oznajmiłam, gdy wreszcie się od niego odlepiłam.

- Ja też! - Przytulił mnie mocno.

Ktoś za moim plecami chrząknął.

- Nie jesteście sami w tym pomieszczeniu.

- Vanessa! - Przytuliłam się do kobiety. - Babcia! Dziadek! Warren! Tanu! Dale! - Wszystkich po kolei wyściskałam.

- A gdzie masz brata?

Rozejrzałam się. Faktycznie, Setha nigdzie nie było. Dziwne i podejrzane. Jego wiecznie jest wszędzie pełno.

- Idę po niego. - Wyszłam z powrotem przed dom, jednorożec wyszedł za mną, splatając swoje palce z moimi.

Poszukiwany stał przy aucie, pisząc z kimś przez telefon. Czyżby z jego wybranką...?

Tato i Papek zanieśli nasze bagaże do domu, więc zostałam z bratem przez chwilę sama.

- Z kim piszesz? - Spojrzałam na ekran. Aha, zgadłam. Eve.

- Cały czas z tą samą osobą. - Westchnął. Zrobiło mi się smutno z jego powodu.

- Daj spokój, idź się przywitać z dziadkami! Ciesz się życiem.

Kiwną głową, i chowając telefon do kieszeni, udał się do domu.

On serio się w niej zadurzył. Tak na poważnie.

A więc, team swatki musi wkroczyć do akcji!

***

Zdałam relację wydarzeń Vanessie. Gdy skończyłam, pokiwała ze zrozumieniem głową.

- Nasza robota będzie prościutka. - Wyjaśniła. - Wystarczy przekonać Stana, żeby przekonał tatę Eve, żeby mogła do nas przyjechać.

- To nie jest wcale takie proste. - Przypomniałam jej. - Nie wiadomo czy dziadek się zgodzi. A nawet jeśli tak, to czy uda mu się przekonać tatę Eve.

- Bądź dobrej myśli! - Popchnęła mnie delikatnie w kierunku drzwi. - Czas wykonać pierwszy krok naszego planu!

***

Westchnęłam i zapukałam do gabinetu dziadka.

- Proszę!

Otworzyła drzwi, wchodząc do środka. Staruszek siedział przy biurku i coś pisał.

Dlaczego to ja muszę to załatwiać?! Najwidoczniej, Seth nie jest taki odważny, za jakiego się uważa.

- Pamiętasz tą Eve, ze świetnego ludu? - Spytałam, rozpoczynając rozmowę.

- Pamiętam.

- Bo... Dawno się z nią nie widzieliśmy. A ja zdążyłam się z nią zaprzyjaźnić. I Seth też ją polubił. No ale wiesz jaki jest jej ojciec, i gdybyś tak do niego napisał...

- Żeby przyjechała do nas na jakiś czas?

Pokiwałam głową.

- Napiszę do jej taty list, albo zadzwonię, i zobaczę co da się zrobić.

- Dziękuję!

***

Byliśmy już od tygodnia w Baśnioborze, a Seth z dnia na dzień robił się coraz bardziej markotny. Nie chciał pływać w basenie, nie chodził do starów, odmówił nawet penetrowania lasu z Warrenem. Bliks porównywała go ze zwiędniętym kwiatkiem, który potrzebuję odrobinkę miłości, żeby ożyć.

- Mam dla ciebie niespodziankę. - Oznajmiłam z szerokim uśmiechem, wbijając się do sypialni Setha. Spojrzał na mnie ponuro. Albo mi się wydawało, albo miał pod oczami ciemne ślady od niewyspania.

- Jaką?

- Chodź. - Odpowiedziałam, uśmiechając się jeszcze szerzej. Chłopak westchną i powlókł się za mną. Wyprowadziłam go na dwór.

Przed domem, w ogródku stała Eve, z szerokim uśmiechem wpatrując się w mojego brata, który na jej widok ożył i wyprostował się. Chłopak wpatrywał się w nią jak w obrazek, a dziewczynka pod wpływem jego wzroku, zarumieniła się delikatnie.

Ja, jeśli to w ogóle możliwe, uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i wycofałam, dając im się przywitać.

(Pov Seth)

- No... Cześć. - Eve podeszła parę kroków bliżej mnie.

Zdałem sobie sprawę z tego, że cały czas gapiłem się na nią z otwartymi ustami, więc odwróciłem wzrok i zarumieniłem się.

- Cześć. - Powiedziałem niemal szeptem. - Tęskniłem.

- Ja za tobą też tęskniłam. - Przyznała dziewczynka. Ostrożnie podeszła jeszcze bliżej mnie.

Nie wytrzymałem napięcia i mocno ją do siebie przytuliłem. Odwzajemniła uścisk.

Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie uroniłem wtedy ani jednej łzy. Naprawdę za nią tęskniłem.

Wreszcie ją puściłem. Miała zaszklone i delikatnie zaczerwienione oczy.

- Idziemy na spacer. - Zadecydowałem, łapiąc dziewczynkę za rękę. Rzuciłem mojej siostrze spojrzenie mówiące "Dziękuję". Czasami jest najwspanialszą siostrą na świecie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro